71. Warunki naśladowania Jezusa (Łk 9,23-27)
Potem mówił do wszystkich: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie? Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w swojej chwale oraz w chwale Ojca i świętych aniołów. Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą królestwo Boże”.
Komentarz:
„Zaprawdę powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą królestwo Boże.” Te słowa szczególnie pragniemy przyjąć jako słowa skierowane do wybranych przez Boga dusz. Dążeniem ludzkiego serca powinno być niebo. Skoro każdy człowiek wziął swój początek z Boga, z Jego Serca przepełnionego tylko miłością, to oczywistym jest, iż powinien pragnąć tam powrócić. Serce Boga, Jego wnętrze, jest niebem dla dusz. Jest miejscem przebywania aniołów i świętych. Toteż zjednoczenie z Bogiem w Jego Sercu to cel życia każdego człowieka. Tak być powinno. Tego pragnie duch człowieka i dusza, która jest cząstką Boga. Tęsknią za Bogiem, co objawia się nawet w życiu osób niewierzących. Bowiem tęsknota za transcendencją, pragnienie czegoś ponad to, co się widzi i doświadcza zmysłami ciała, poszukiwanie sensu życia, charakteryzuje każdego. Nie zawsze człowiek sobie uświadamia, iż jest to tęsknota jego duszy za Bogiem. Nie zawsze też rozumie swoje pragnienia i z tym związane poczucie niespełnienia.
My, dusze najmniejsze, już wiemy, co jest naszym celem i pragniemy go osiągnąć. Bóg dał nam drogę, po której idąc, na pewno osiągniemy ten cel. Od kilku lat Bóg prowadzi powstałą wspólnotę i nakreśla pewne wskazania co do jej życia, rozwoju, duchowości. Nakreśla też pewne wizje naszego powołania. Jeszcze jednak wielu z nas nie rozumie, iż głównym, nadrzędnym celem jest miłość, zjednoczenie z Miłością. To zjednoczenie jest możliwe już tu, na ziemi. Oczywiście nie będzie ono pełne, jak w niebie, ale stanie się jego przedsionkiem. Dusze tak zjednoczone doświadczać będą życia miłości. A że Bóg jest tą miłością, Jego Serce szczególnym miejscem jej panowania, to Serce Boga jest królestwem miłości, czyli niczym innym jak królestwem Bożym. Ten, kto zbliża się do Boga, kto stara się iść drogą wytyczoną przez Jego miłość, przybliża się do królestwa miłości, królestwa Bożego.
Wiele dusz świętych krocząc drogą jakiejś duchowości, którą Bóg akurat dla nich przeznaczył, zbliżało się do Niego i zaznawało tej cudownej miłości. Oni za życia wkraczali do królestwa Bożego. Tak działo się kiedyś w życiu świętych, ale tak dzieje się również teraz. My także jesteśmy zaproszeni do życia w królestwie miłości. O tym Bóg mówi nam od początku. On zaprasza nas do wspaniałego uczestnictwa już teraz w Jego królestwie. Już teraz możliwym jest życie w miłości. Już teraz Bóg roztacza swoje królestwo na cały świat. Przecież stworzył go z miłości, w swoim wnętrzu począł, tchnął w niego swe życie i we wnętrzu swoim cały świat prowadzi. Nic nie istnieje poza Bogiem, a wszystko w Nim jest – rodzi się, żyje i umiera. Skoro zatem każdy począł się w Sercu Boga i w nim wzrasta, to każda dusza może zaznawać tego, co we wnętrzu jest. A jest w Nim miłość.
Dlaczego zatem nie każdy tego zaznaje, a tyle osób, nie wierząc w Bożą miłość, odrzuca Boga i wybiera Jego przeciwieństwo? Dzieje się tak, bo serca są zamknięte. Tworzą mur między sobą a Bogiem. Odgradzają się nim i zasklepieni jedynie w sobie, swoich sprawach, prowadzą coś, co nazywają życiem, a co jest jedynie jego karykaturą. Prawdziwe życie jest w Bogu. Jeśli dusza odrzuca Boga, wybiera śmierć. Egzystując tak w świecie materialnym, nie czerpie z Ducha. Zawęża się tylko do doczesności, nie żyje prawdziwie, bowiem prawdziwe życie ma swoje źródło w Duchu, w Bogu. Nie jest ono jedynie zbiorem procesów chemicznych i fizycznych zachodzących w organizmach i między organizmami. Jest czymś więcej. Jest tchnieniem Ducha, który pobudza jednostkę do zainteresowania się tym, co wykracza poza granice czasu, przestrzeni, materii, co znajduje się w innym wymiarze, czego nie da się zbadać znanymi narzędziami, zmierzyć, ująć w sztywne ramy, zaszufladkować, podpisać i zamknąć. Życie w Bogu jest kosztowaniem Jego miłości, doświadczaniem Jego świętości. Jest przyjmowaniem dobra. Jest wejściem w ścisłą relację z Bogiem, zjednoczeniem z Jego Sercem i przemianą człowieczego serca w Boże. Jest rozwinięciem skrzydeł ducha człowieka. Jest otwarciem duszy na rzeczywistość, z której została zrodzona, powrotem do źródła jej istnienia. Jest prawdziwym oddechem duszy. Jest jej rozkwitem, pełnią, spełnieniem.
W przedstawionym fragmencie Ewangelii Jezus zapewnia nas, iż takie życie możliwe jest już na ziemi. Bóg zaprasza nas do takiego życia wprowadzając na drogę miłości. Skoro sam jest miłością, więc wskazuje nam drogę prowadzącą do miłości, czyli do Jego Serca. Nie dość na tym, pokazuje nam również, iż Jego Serce zostało otwarte na wieki dla wszystkich dusz. Stało się to na Krzyżu. I chociaż kochał ludzkość od zarania dziejów, bowiem stworzył ją z miłości – przecież zanim powołał do życia, to najpierw pokochał – jednak pozwolił, aby również fizycznie zostało ono otwarte, byśmy mogli to zobaczyć i uwierzyć. By Jego miłość niejako nie mogła być przez nic zahamowana. Ona wylewa się nieustannie ze zranionego Serca Bożego na cały świat, niosąc miłosierdzie. Tym więcej, im bardziej to Serce jest ranione przez grzechy ludzi.
Żyjemy nieustannie we wnętrzu Stwórcy. Dramatem wielu dusz jest to, iż nie wiedzą o tym, nie przyjmują do wiadomości wielkiej Bożej miłości skierowanej do nich, odgradzają się murem obojętności, a nawet nienawiści. One są tak blisko, bo w samym Sercu, a zarazem tak daleko, bo nie przyjmują Go. Kiedy pojmą to dopiero po śmierci, wielka rozpacz ogarnie ich serca, bowiem stojąc u źródła, którego całe życie pragnęli, odwracali głowę i zasłaniali oczy. Mogli czerpać, ale nie chcieli. Sami zrezygnowali. To wielki dramat, wielka rozpacz, wielki ból. Będą czuli, że sami siebie oszukali, są sobie winni. Niestety nie będzie już możliwości, by schylić się i chociaż raz napić się ze źródła. Wieczność całą palić ich będzie pragnienie. Znać będą swój grzech, znać będą źródło, ale nic uczynić nie będą mogli.
My otrzymaliśmy wielką szansę. Bóg prowadzi nas do źródła swojej miłości. Możemy czerpać, ile tylko zapragniemy. Bóg dał nam siebie całego i cieszy się, gdy dusze pragną wszystkiego – pełni Bożej miłości. Zapewnia nas, iż „Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą królestwo Boże.” To wielkie słowa. To słowa, które powinny nas rozradować. Poczujmy się wyróżnieni, wybrani, błogosławieni. Wraz z Duchem Świętym rozważajmy te słowa, czytajmy ten fragment z Pisma Świętego i rozważając go, otwierajmy serca szeroko, by przyjąć miłość, która wprowadzi nas do królestwa Boga. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?