73. Sprawa zmartwychwstania (Mk 12,18-27)
Potem przyszli do Niego saduceusze, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: Jeśli umrze czyjś brat i pozostawi żonę, a nie zostawi dziecka, niech jego brat weźmie ją za żonę i wzbudzi potomstwo swemu bratu. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy wziął żonę i umierając, nie zostawił potomstwa. Drugi ją wziął i też umarł bez potomstwa, tak samo trzeci. I siedmiu ich nie zostawiło potomstwa. W końcu po wszystkich umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc, gdy powstaną, którego z nich będzie żoną? Bo siedmiu miało ją za żonę». Jezus im rzekł: «Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie. Co zaś dotyczy umarłych, że zmartwychwstaną, czyż nie czytaliście w księdze Mojżesza, tam gdzie mowa „O krzaku”, jak Bóg powiedział do niego: Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba. Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych. Jesteście w wielkim błędzie».
Komentarz: Saduceusze stanowili stronnictwo, które błędnie interpretowało pewne prawdy, nie przyjmując między innymi zmartwychwstania ciał i nieśmiertelności duszy. Chociaż w wielu poglądach różnili się od faryzeuszy, osobę Jezusa traktowali podobnie. Tym razem to oni przyszli do Niego. Intrygowała ich Jego postać. Wzbudzał powszechne zainteresowanie. Zadawano Mu pytania, proszono o wyjaśnienie różnych spraw. Wielu próbowało udowodnić, iż myli się w tym, czego naucza, ale dotychczas nikomu się to nie udało. Saduceusze również mieli ochotę wykazać błędy w Jego myśleniu. Jezus wiedział z czym do Niego przychodzą i jakie są ich pobudki. A jednak przejawiał cierpliwość. Słuchał i odpowiadał. Ci ludzie przypominali małe dzieci, które koniecznie chcą pokazać dorosłym, że coś wiedzą i potrafią nawet ich zaskoczyć. Uparcie dyskutują, spierają się. A jednak wiadomo, że to dorosły ma rację. One są jeszcze dziećmi i wielu rzeczy nie rozumieją, nie mają odpowiedniego doświadczenia.
Saduceusze podali przykład, który miał wprawić Jezusa w zakłopotanie i stanowić trudny problem do rozwiązania. Chcieli z Nim podyskutować i udowodnić, że myli się, jeśli chodzi o kwestię życia wiecznego. Jezus prosto i krótko wyjaśnił im tę sprawę. Przypomniał też słowa Pisma, iż Bóg nie jest „(…)Bogiem umarłych, lecz żywych”.
Dzisiaj Pan mówi do nas – dusz najmniejszych: „Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba”. Dlaczego to czyni właśni teraz? Otóż nastały straszne czasy. Ludzie odchodzą od wiary w Boga i jak poganie, obierają sobie inne bożki. Jedni otwarcie szukają na przykład w religiach wschodu czegoś, co poruszy ich serca, inni dają się wciągnąć w szatańskie tryby współczesności, podążając za tym, co proponuje ten świat. Bożkami stają się różne sprawy, rzeczy, inni ludzie. Jednak to za czym tak gonią i co czynią swoją wartością, nie jest wieczne. Wraz z ich śmiercią, przestanie istnieć dla nich, a często i dla innych. Smutne jest to, że człowiek, który rozwija się już tysiące lat, udoskonalił w tak ogromnym stopniu swoją cywilizację, jeśli chodzi o wymiar duchowy nadal jest dopiero u progu. W dodatku sprawia wrażenie, jakby się cofał. Bowiem o ile w pewnych okresach następował rozwój chrześcijaństwa, o tyle teraz zauważa się wielki regres.
Jezus zwraca uwagę na wieczność – wieczność nie tylko Boga, ale i duszy, człowieka. Podkreśla fakt, iż ci, których Żydzi wspominają jako swoich proroków, tych co prowadzili naród izraelski i mieli bliską zażyłość z Panem, żyją. A On nadal jest ich Bogiem. Jezus nie mówi w czasie przeszłym. Powtarza słowa Boga wypowiedziane wcześniej do Mojżesza. I teraz zapewnia cię, iż Bóg nie jest Bogiem umarłych, gdyż żyją ci, którzy Go słuchali i w Niego wierzyli. Przebywają w niebie. Skoro Bóg jest wiecznością, to wszyscy idący za Nim wiernie, dążący do Niego i przyjmujący Jego naukę, przejdą w Nim do wieczności. Bramą, przez którą wchodzi się do niej, jest Jezus. Pomostem zaś wiodącym do tej bramy ponad wielką przepaścią dzielącą Boga i człowieka – miłość. Bóg sam przerzuca w naszą stronę ten most. Aby na niego wejść, trzeba przyjąć miłość i ją odwzajemnić. Wtedy tworzy się mocny zaczep z jednej i z drugiej strony. Nie ma innej drogi do wieczności – jedynie miłość. Nie ma innej bramy – tylko Jezus. Gdy przez nią przejdziemy rozpocznie się inne życie, inny jego wymiar – duchowy. Ogarnie nas doskonała, czysta miłość, która daje życie i stale je odradza; która jest pokojem, szczęściem, radością.
Póki jednak żyjemy na ziemi, mamy siebie nawzajem prowadzić ku zbawieniu. Sami nie damy rady go osiągnąć. Dlatego żyjemy w związkach sakramentalnych, zgromadzeniach, tworzymy różnego typu wspólnoty: rodzinną, parafialną czy chociażby tą, którą my jesteśmy – Wspólnotę Dusz Najmniejszych. Służą one jednemu celowi: zbawieniu naszych dusz. Do tego mają nas doprowadzić. Bóg jest doskonały. I tego pragnie również dla człowieka. Stwarzając go na swój obraz i podobieństwo, chce by żył na wieki w zjednoczeniu z Nim; nie obok, lecz wewnątrz Boga, w Jego Sercu, w złączeniu duszy z Duchem. Na ziemi ludzie pragną siebie nawzajem. W niebie żyć będziemy w doskonałej harmonii z Bogiem. On sam nas wypełni i nasyci, On sam da nam spełnienie. Teraz realizujemy się na przykład w związku małżeńskim, w pracy zawodowej. Potem wszystko odnajdziemy w Bogu. On jest Źródłem naszego bytu, istnienia, jestestwa. Jest jedynym szczęściem. Powinien więc być celem i dążeniem, byśmy zanurzeni w Nim, zjednoczeni ze Stwórcą, powrócili do Źródła, z którego wyszliśmy. On da nam wszystko. Dlatego nie będziemy szukać drugiego człowieka, by się z nim związać. Wszyscy radośnie żyć będziemy w Bogu, który nas wypełni, nasyci, przebóstwi i uświęci. Jako jedno w Nim nadal będziemy odrębnością, lecz przenikani Jego miłością, z nią zjednoczeni, mieć będziemy niejako jedno serce – Serce Boże. Nim kochać będziemy, dzieląc się, dając i przyjmując.
Niech Bóg błogosławi nas. Niech to rozważanie napełni nasze serca wielką ufnością i pragnieniem życia wiecznego w niebie.