74. Druga zapowiedź męki (Łk 9,43b-45)
Gdy tak wszyscy pełni byli podziwu dla wszystkich Jego czynów, Jezus powiedział do swoich uczniów: „Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi”. Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o nie.
Komentarz: „Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o nie.” Historia ta niejako się powtarza. Dzisiaj również Jezus ma swoich uczniów. Również powołuje apostołów. Ma grupkę wybranych, którym wyjawia swoje tajemnice. Również i dzisiaj daje pouczenia i przygotowuje do uczestniczenia w Jego wielkim Zbawczym Dziele. Jezus jest nieustannie obecny w swym Kościele. Żywy i prawdziwy. Działa, kieruje, prowadzi Kościół. Dlatego nie jest niczym dziwnym, że daje także pewne wskazówki, że poucza, że reaguje na różne wydarzenia i chce, by Jego dzieci jak najlepiej rozumiały Jego słowo, by szły za nim i je wypełniały. Tylko On wie, co jest najlepsze dla Jego wybranych i tylko On może odpowiednio pokierować ich sercami. Tak jak wtedy, tak i dzisiaj pokazuje na to, co bolesne oraz na to, co groźne. Ostrzega i tłumaczy, a przede wszystkim naucza o królestwie miłości. Mówi o swoim Ojcu – Bogu miłości i miłosierdzia. Objawia Jego oblicze tak pełne troski o człowieka, o jego los. Chce przybliżyć człowiekowi świat Boga, z którego przecież wyszła każda dusza. Chce zrozumienia konieczności powrotu do źródła istnienia – do Boga, do Miłości. Zapowiada, jakie mogą być konsekwencje całkowitego odejścia. Pokazuje na już zachodzące wydarzenia, które są wynikiem grzechu odwrócenia się od Boga.
Jezus cały czas przebywa na ziemi pośród swoich uczniów. On nieustannie troszczy się o nas i chce poprowadzić nas ku niebu, ku szczęściu! Nie jest jak bożki – zimne, nieme posągi, kamienie, bez życia. Jest żywy pośród nas! Więc niech nie dziwi nas Jego prowadzenie! Dlaczego wątpimy w Jego słowa, jakie stale do nas kieruje? Czy brak nam wiary, iż Jezus prawdziwie nas kocha? A skoro kocha, to dlaczego w swoich sercach nie pozwalamy Mu, by nas prowadził? Dlaczego tak często mówimy: „Jezus – owszem, ale aktualne pouczenia – to już niemożliwe. Prawdą jest, iż dawniej nauczał. Teraz wprawdzie nie jest niemy, bo mamy Pismo Święte i z niego czerpiemy Słowo, ale żeby nadal nauczał, dawał wskazówki i pouczenia, to już przesada.” Ci, co tak mówią, nie wierzą w Boga, który żyje, kocha i jest pośród swego ludu, bo gdyby wierzyli, daliby w swoich sercach prawo Bogu do wyrażania w różnej formie troski o swoje dzieci. Tak twierdzą ci, co nie wierzą w żywego, osobowego Boga. Swoje pojęcie o Nim ograniczają do dziwnego tworu duchowego, który istnieje gdzieś w odległej przestrzeni, jest bezduszny i zupełnie nie interesuje się ludźmi. Jeśli bowiem wierzą w Boga, to wierzą w miłość, którą On jest. A skoro jest miłością i kocha swoje stworzenie, to wyrazem tej miłości jest troska o człowieka, opieka okazywana w różnej formie. Skoro Bóg jest Ojcem, to opiekuje się ludźmi, którzy są Jego dziećmi. Czy matka sprawuje swoją opiekę nad dzieckiem milcząc? Przecież byłoby to nienaturalne!
Dlaczego zatem zamykamy usta Bogu twierdząc, że w dzisiejszych czasach może przemawiać jedynie przez wydarzenia lub Pismo Święte? Dlaczego uważamy, iż nie może kierować bezpośrednio do nas swoich pouczeń i wskazań? Bóg przemawiał do ludzi przez wieki. Jego słowa spisane tworzą Księgę natchnioną zwaną Pismem Świętym. Nie przestał jednak mówić i w następnych latach. Kieruje swoim Kościołem, posyła świętych, przez których przemawia i przekazuje swoją wolę. Jednak Bóg pragnie zbliżenia z każdą duszą. O ile wcześniej dokonywał odrodzenia Kościoła przez pojedynczych wybranych, o tyle teraz tych powołanych i wybranych jest wielu – tysiące, miliony. I nie są to wielcy święci. Są to proste, niepozorne dusze, które otwierają się na łaskę prowadzenia przez miłość. Otwierają się na miłość. Spragnieni są miłości. Świat współczesny cierpi na jej brak, lecz nie uświadamia sobie tego. Są jednak dusze, które niejako w naturalny sposób wyczuwają, gdzie jest cel ich pragnień, nawet jeśli nie jest to do końca uświadomione. Przez te dusze Bóg zlewa na świat swoją miłość. Tym duszom daje swoiste poznanie, jakie są potrzeby świata, gdzie tkwią główne problemy i co jest ich rozwiązaniem. One nie wszystko rozumieją i nie od razu przyjmują, bo żyją w takim, a nie innym świecie i są nim przesiąknięte.
Dlatego Bóg pragnie te dusze nieco od tego świata odsunąć, a raczej nauczyć je żyć tak, by nie przyjmowały wszystkiego bezkrytycznie, ale by nauczyły się żyć w zgodzie ze swoją naturą, którą dał im Bóg. A ich natura jest duchowa. Ich źródło jest w duchu. Powstały z Boga, który jest miłością, i ta jest ich życiem. Odrzucając źródło swego istnienia, odcinają swoje korzenie. A to oznacza śmierć. Bóg nieustannie nas o tym poucza. Daje wskazówki, jak mamy żyć, by nadal czerpać soki życia dzięki swoim korzeniom. Niestety nie wszystko jest dla nas zrozumiałe. Tak daleko odeszliśmy od swego źródła, tak skomplikowaliśmy swój sposób komunikowania się, że to, co proste, wydaje się nam najtrudniejsze, bowiem dopatrujemy się w tym dziesiątków rzeczy i spraw, zamiast przyjąć słowo tak, jak zostało powiedziane. Niektórzy z nas nie do końca jeszcze wierzą, iż Jezus to słowo do nas wypowiada.
To niedowiarstwo, to nieprzyjmowanie wprost pouczeń Jezusa sprawia, że tak jak uczniowie, wielu z nas nie rozumie, co Bóg do nas mówi. Niejako zakryte jest przed wieloma znaczenie przekazów z nieba. A Bóg mówi o bardzo ważnych rzeczach. Mówi o sprawach mających niebywały wpływ na nasze życie i życie naszego pokolenia. Mówi o losie, jaki spotka miliony ludzi, jeśli nie otworzą się na Miłość schodzącą z Nieba, jeśli będą nadal żyć w grzechu, odrzucając Boga. To rozumienie słów Jezusa jest łaską. O tę łaskę należy się modlić, dla siebie i całego Kościoła. Bez łaski przyjęcia orędzi Bożych i bez łaski życia nimi, świat w szybkim tempie wpadnie w przepaść, nad którą już stoi. Toteż módlmy się o łaskę otwierania się na Słowo Boga. Módlmy się o łaskę jego rozumienia. Módlmy się o łaskę jego przyjmowania i realizowania. Módlmy się szczególnie o łaskę dla pasterzy Kościoła – osoby wybrane i powołane, by słowo Boga nieść ludziom. Niech Duch Święty poprowadzi ich. Niech da swoje poznanie prawdy. Niech natchnie ich zrozumieniem objawień, przekazów i orędzi. Niech da mądrość i roztropność. Jednocześnie niech da im stanięcie w prawdzie, by pod pozorem roztropności nie ulegali własnej opieszałości, nie hamowali triumfu miłości, nie gasili ducha. Niech otworzy ich oczy duszy, by dostrzegali znaki, jakie daje nam Bóg. Niech da im właściwe ich odczytanie. Aby choć oni nie byli niczym apostołowie, którzy nie rozumieli, bo było to przed nimi zakryte.
Niech Bóg błogosławi nas. Niech Duch Boży poprowadzi nasze dusze przez to rozważanie.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?