Ewangelia według św. Łukasza

76. W imię Jezusa (Łk 9,49-50)

Wtedy przemówił Jan: „Mistrzu, widzieliśmy kogoś, jak w imię Twoje wypędzał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodzi z nami”. Lecz Jezus mu odpowiedział: „Nie zabraniajcie; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami”.

Komentarz: „Kto nie jest przeciwko wam, ten jest z wami.” Fragment ten jest ogólnie znany, często cytowany. Ale czy dobrze jest przez nas rozumiany? Czy właściwie go interpretujemy? Do Jezusa podszedł Jan i powiedział, iż spotkali kogoś, kto czynił cuda w Jego imię chociaż nie chodził z nimi. Byli tym nieco oburzeni i zabraniali tej osobie tak czynić. Jednak Jezus nie skarcił tego człowieka. Nawet więcej. On dał przyzwolenie na to mówiąc: „Nie zabraniajcie: kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami.”

Spójrzmy nieco szerzej. Ten, kto nie jest przeciwko nam, jest z nami, traktujmy go jako swego. Jeśli od kogoś doświadczamy dobra, przyjmujmy tę osobę jako swoją. Bóg ze względu na nas przyjmie i poczyta jej to za sprawiedliwość i obdarzy łaską. Módlmy się za tych, którzy chociaż są z dala od wspólnoty, ale nie wykazują sprzeciwu, abyśmy my w niej byli. Są naszymi przyjaciółmi. Módlmy się za tych, którzy przyglądają się nam. Nie krytykują, nie czynią niczego przeciwko nam. Pamiętajmy, to są ci, których Bóg również powołuje. Otwierajmy przed nimi serce. Wokół nas jest mnóstwo osób, które choć nie mówią o tym, jednak wierzą, a w sercu mają pragnienie czegoś więcej, czegoś ponad to, co spotykają w swoim zwykłym życiu. Często nawet nie zdają sobie sprawy, że po prostu tęsknią za Bogiem, za bliskością, za zjednoczeniem z Nim. Mówmy im o Bogu. Mówmy o życiu z Bogiem. Bądźmy Jego świadkami.

Niekiedy wystarczy jedna osoba, która w naturalny, niewymuszony sposób przyzna się do Boga, da świadectwo wiary, by inne otworzyły się, by podeszły bliżej, zainteresowały się. Nie mówimy jednak tutaj o tym jakże często zdarzającym się pouczaniu, nawracaniu kogoś na siłę. Nie mówimy o czynieniu czegoś za wszelką cenę. Nie mówimy też o krytykanckim podejściu do ludzi, o wyższości, z jaką często jedni traktują drugich. Mówimy o dawaniu świadectwa miłości. Mówimy o byciu miłością tak, jak miłością był Jezus chodzący po ziemi. Dlaczego tak wielu szło za Nim? Dlaczego stale otaczały Go tłumy? Bo doświadczali od Niego miłości. Bo czuli się przez Niego akceptowani, rozumiani. Bo widzieli znaki, które przemawiały za Nim. Oni Go wyczekiwali. Oni pragnęli Go słuchać. Oni tęsknili, gdy nie było możliwości spotkania z Jezusem. On świadczył swoim życiem i śmiercią o miłości Boga do człowieka. My, Jego uczniowie, apostołowie, mamy stawać się jak On – miłością. Nasze życie ma stać się świadectwem Bożej miłości.

Jezus był w Ojcu, a Ojciec był w Nim. Dlatego mógł z taką siłą dawać świadectwo. My mamy trwać w Jezusie. On będzie żył w nas. Z tego zjednoczenia wypłynie moc dawanego świadectwa. Kochając swoich bliskich, czyniąc wszystko w zgodzie z Bożą wolą, nie szukając siebie w innych wymyślonych przez siebie formach dawania świadectwa wiary, ale przyjmując swoje życie jako dar Boga i Jego wolę, będziemy mogli upodabniać się do Jezusa, do Miłości. Staniemy się miłością. Dopiero takie świadectwo prawdziwie otworzy inne dusze, które czekają na to, by zostać powołanym. Mamy ich wokół siebie bardzo dużo. Często nieświadomie próbują iść za głosem Boga w swoim sercu. Są duszami bardzo potrzebującymi świadectwa o Bogu. Nieraz wystarczy jedno słowo, jedno spojrzenie, jakaś zachęta, czy odważne stwierdzenie przynależności do Jezusa, do Kościoła. Czasami szczere wyznanie wiary lub zaświadczenie o otrzymanych łaskach.

Tak wiele dusz czeka, by ktoś pomógł im otworzyć się na głos Boga. Tak wiele dusz jest głodnych Boga. Niestety nie ma świadków, którzy by opowiedzieli im o Jego miłości. Ciągle jeszcze jest za mało apostołów, za mało uczniów, za mało Jego świadków. Pamiętajmy, że wokół nas są dusze spragnione Boga. Chociaż nie zawsze jawnie wyznają swoją wiarę, są nam bratnimi duszami. Chociaż nie zawsze otwarcie opowiadają się za Kościołem, to są naszymi braćmi. Są słabi, tak samo jak my. Są mali, tak samo jak my. Potrzebują kogoś, kto poprzez swoje świadectwo doda im odwagi otworzenia nieco szerzej oczu serca. Kto pokaże, iż stanięcie po stronie prawdy i życie nią, przynosi owoce. Kto ukaże im nieskończoną miłość Boga do nich. A uczyni to w prosty sposób – kochając, kierując się miłością, obdarzając nią innych. Pokazując, iż miłość jest możliwa, jest realna, jest prawdą. Pokazując, iż to, co głosił Jezus, można wcielać w życie. To się spełnia, sprawdza. To ma sens, przynosi szczęście, daje radość i czyni życie człowieka o wiele głębszym. Sprawia, iż patrzy on na wszystko z innej perspektywy. Ma inny stosunek do różnych sytuacji i zachowuje zdrowy dystans, niepotrzebnie nie angażując serca w sprawy błahe.

Wokół nas jest wiele dusz, które nie są przeciwko nam. Nawet więcej, one mają podobne pragnienia, dążenia. Naszym powołaniem jest dawać świadectwo miłości. To powołanie, z którego Bóg potem nas będzie rozliczał. To również sprawa odpowiedzialności za dusze. Bóg, powołując, mówi nam o wielkości tego powołania, o znaczeniu, o wadze. Uświadamia nas i poucza. Daje wskazania. Nie jesteśmy już tymi samymi, co na początku, tak jak apostołowie nie byli po Zmartwychwstaniu tymi samymi, co na początku powołania przez Jezusa. Zostali obdarowani tak hojnie. Doświadczyli tak dużo. Otrzymali od Boga tak wiele. Nadszedł w końcu czas dawania świadectwa o Bogu, o Jezusie, Jego życiu, męce, śmierci i zmartwychwstaniu. To obdarowanie przez Boga jest zobowiązujące. Nie da się przejść nad nim obojętnie. Albo się przyjmuje i odpowiada, albo się zaprzecza. Odpowiedzią apostołów było świadectwo życia. Była ich garstka. Jednak ich świadectwo przyniosło tak niebywałe owoce. My i cały Kościół jesteśmy owocami świadectwa apostołów. Teraz kolej na nas. Zostaliśmy apostołami miłości. Wokół nas tysiące, miliony spragnionych prawdziwej miłości. I chociaż jawnie tego nie okazują, często będąc nawet nieświadomymi swych potrzeb, to czekają. Bóg powołuje nas do apostolstwa miłości. Chce i oczekuje tego, „byście szli i owoc przynosili”.

Niech Bóg błogosławi nas. Rozważajmy dzisiejszą Ewangelię  w jedności z Duchem Świętym. Niech On nas poprowadzi, pouczy i pokieruje naszym życiem. Niech Bóg błogosławi nas na drodze apostolstwa miłości.

2 myśli nt. „Ewangelia według św. Łukasza

  1. Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.

  2. Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>