77. Niegościnni Samarytanie (Łk 9,51-56)
Gdy dopełnił się czas Jego wzięcia [z tego świata], postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.
Komentarz: Oto wzór postępowania, gdy ktoś jawnie okazuje nam swoją nieżyczliwość. Fragment ten bardzo dobrze oddaje zachowanie ludzkie w takich sytuacjach oraz pokazuje Jezusa, który swoim przykładem daje wskazówkę, co należy czynić. Patrząc na ten fragment z Ewangelii, może się wydawać, iż jest on taki zwykły, który właściwie nie wnosi nic nowego, nic ważnego. Dlaczego zatem Ewangelista zapisał te słowa? Dlaczego Kościół umieścił je jako słowa natchnione w tej Księdze? Otóż przyczyna jest bardzo prosta. Ukazany został tutaj maleńki wycinek z życia Jezusa i apostołów, bardzo charakterystyczny dla naszych ludzkich zachowań. Zatem reakcja Jezusa jest formą podpowiedzi, jak w takich sytuacjach należy się zachowywać.
Bardzo często, na co dzień, spotykamy się z nieżyczliwością otoczenia, pojedynczych osób. Często przez ten stosunek innych do nas nie możemy załatwić ważnej sprawy lub też opóźnia się ono. Ten brak życzliwości, zrozumienia, otwartości jest niekiedy bolesny dla nas, szczególnie gdy dotyczy osób nam bliskich. Codziennie pojawiają się takie sytuacje, gdzie mielibyśmy ochotę powiedzieć tak jak uczniowie Jan i Jakub: „Panie, powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich.” Jan i Jakub przynajmniej zapytali Jezusa, czy zgodzi się na takie ukaranie niegościnnych Samarytan. My natomiast w swych sercach często od razu miotamy piorunami, błyskawicami, bo ponosi nas złość, żal lub pretensje. Zaczynamy dyskutować, pouczać, głośno komentujemy, roznosimy swoje pretensje po świecie. Rozprawiamy o tym z innymi. Służy to wyładowaniu emocji, podkreśleniu naszej ważności, uwydatnieniu poczucia niesprawiedliwości, jaka nas spotkała oraz uzyskaniu aprobaty otoczenia dla naszej sprawy, potwierdzeniu, iż to właśnie my mamy rację.
Zauważmy, że właściwie to nasze zachowanie służy naszej miłości własnej. Nie tej sprawie, o którą poszło, ale bezpośrednio nam. Bo to my poczuliśmy się dotknięci. To nasze poczucie dumy zostało naruszone. To miłość własna została zraniona. To ktoś odważył się naruszyć nasze terytorium i do głosu doszła nasza pycha. A jaka jest odpowiedź Jezusa? „Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.” Jezus nie poucza Samarytan. Nie wchodzi w dyskusje z nimi. Nie dyskutuje też z uczniami. Nie popiera ich zdenerwowania. On niemalże ucina ich rozgorączkowanie tą sprawą, zabraniając czynić cokolwiek. A potem poszli do innego miasteczka.
Dlaczego Jezus tak się zachował? Dlaczego w tym przypadku nie poparł swoich apostołów święcie oburzonych potraktowaniem ich prośby? Dlaczego nie pouczył Samarytan lub nie zdziałał cudu, który zmusiłby niejako tych ludzi do gościnności? Dlaczego ich nie uświadomił, kim jest? Dlaczego? Tych pytań, które są formą pretensji, wystarczy. Jezus stał się człowiekiem. Żył jako człowiek pośród zwykłych ludzi. Uczynił tak, by swoim postępowaniem dać nam przykład, jak żyć. Nie chciał używać swojej Boskiej mocy. On pokazał, jak zwykły, szary człowiek ma się zachować w różnych życiowych sytuacjach.
To zachowanie, być może dziwne dla niektórych z nas, jest zachowaniem duszy pokornej, duszy małej, duszy pogodzonej z wolą Boga, duszy przyjmującej zdarzenia jako wyraz woli Boga wobec niej. Nie dyskutuje z Bogiem, nie wnosi pretensji, nie grozi i nie straszy. Nie wchodzi w kłótnie z tymi, od których doświadcza braku miłości. Wie, że takim postępowaniem, nakłanianiem, kłótnią czy groźbą, niczego nie uzyska. Poza tym chroni w ten sposób swoją duszę przed pokusami szatana. Bowiem szatan tylko czeka, by człowiek otworzył mu furtkę swoim uniesieniem, pofolgowaniem emocjom. On wtedy bazując na ludzkich słabościach, których jest niemało w każdej duszy, burzy pokój serca, podsyca pychę i rozlewa swój jad nienawiści. Dlatego nie należy w takich sytuacjach działać emocjonalnie. Trzeba zachować pokój, godząc się na całe zdarzenie modlić się o światło z Nieba, zamilknąć, nawet usunąć się w cień. Oczywiście dużo zależy od sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Gdy bowiem sprawa idzie o nasze wartości, wiarę, symbole religijne, tutaj nie ma kompromisów. Tutaj należy jasno określać swoje stanowisko i wyraźnie dawać do zrozumienia, jakie wartości dla nas są najważniejsze. Wszędzie obowiązuje miłość bliźniego. Tą miłością mamy się kierować. Jeśli tak będziemy czynić, Duch Święty podpowiadać nam będzie sposób postępowania.
Idąc za niemalże milczącym zachowaniem Jezusa, postarajmy się od dzisiaj naśladować Boga w swoim życiu. W codzienności, w rodzinie, w pracy, tam, gdzie przebywamy, nie dyskutujmy, nie sprzeczajmy się, nie starajmy się dowieść swojej racji, nie upierajmy się przy swoim. Raczej ustępujmy, usuwajmy się w cień. Miłujmy i czyńmy wszystko z miłości do Jezusa, który mieszka w drugim człowieku. Ze względu na Niego próbujmy godzić się z wolą Boga wyrażającą się w różnych wydarzeniach. Nawet jeśli wydają się nam niesprawiedliwe, niekorzystne dla nas. Módlmy się dużo. Kochajmy nieustannie. Uwielbiajmy Boga we wszystkim i wszystkich. To uwielbienie jest wyrazem zgody na wolę Boga w naszym życiu, wyrazem zgody na Jego sposób kochania nas. Mimo że nasze wyobrażenia o miłości Bożej do nas są inne, przyjmijmy sposób miłowania przez Boga. Pogódźmy się zupełnie z tym, iż Bóg ma swój pogląd na nasze życie, na naszą drogę rozwoju, na nasze kształtowanie charakteru. On wie o wiele lepiej, co dobre dla nas, a co może okazać się wręcz śmiertelne dla naszych dusz. I mimo, że nie rozumiemy wiele z tego, co nam się przydarza, to zaufajmy Bogu, który jest Panem świata, dusz i serc, który je stworzył i zna je doskonale. Pozwólmy pokierować Bogu naszym życiem według Jego woli, a nie naszych planów i pomysłów. Prośmy Ducha Świętego, aby pomagał nam przyjąć to do serca i starać się realizować w codzienności. Módlmy się, a Bóg niech nam błogosławi. Niech to rozważanie zapadnie nam głęboko w serca.
Wszelkie zdolnosci, umiejetnosci, talenty, wiedza,wszystko jest darem Boga. My sami z siebie nie jestesmy zdolni do niczego, jestesmy bezuzyteczni. Uwazac sie za nicosc aby nie popasc w pyche bo „kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł”. Albo: „niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego.Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśli otrzymałeś, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał?”. Tak to rozumie.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?