78. Prawdziwa nieczystość (Mt 15,10-20)
Potem przywołał do siebie tłum i rzekł do niego: «Słuchajcie i chciejcie zrozumieć. Nie to, co wchodzi do ust, czyni człowieka nieczystym, ale co z ust wychodzi, to go czyni nieczystym». Wtedy przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: «Wiesz, że faryzeusze zgorszyli się, gdy usłyszeli to powiedzenie?» On zaś odrzekł: «Każda roślina, której nie sadził mój Ojciec niebieski, będzie wyrwana. Zostawcie ich! To są ślepi przewodnicy ślepych. Lecz jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną». Wtedy Piotr zabrał głos i rzekł do Niego: «Wytłumacz nam tę przypowieść!». On rzekł: «To i wy jeszcze niepojętni jesteście? Nie rozumiecie, że wszystko, co wchodzi do ust, do żołądka idzie i wydala się na zewnątrz. Lecz to, co z ust wychodzi, pochodzi z serca, i to czyni człowieka nieczystym. Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa. To właśnie czyni człowieka nieczystym. To zaś, że się je nie umytymi rękami, nie czyni człowieka nieczystym».
Komentarz: Nasza wiara jest jeszcze bardzo zewnętrzna. Pojęcie o życiu w zgodzie z przykazaniami – powierzchowne. Czytając chociażby Pismo św., rozumiemy wyrazy, zdania, ale nie zagłębiamy się w słowo. Podobnie jest z modlitwą, którą wypowiadamy zazwyczaj ustami. Tak często brakuje zaangażowania serca.
Zwróćmy dzisiaj uwagę na rzecz ogromnie istotną – na głębię. Boga nie da się poznawać, nie wchodząc w głąb swej duszy. Człowiek nie zachwyci się Jego miłością, jeśli nie otworzy serca. Nie dotknie niepojętego, jeśli będzie żył tylko tym, co zewnętrzne, materialne, co proponuje świat. Aby choć odrobinę zbliżyć się do Boga, człowiek musi otworzyć duszę, serce, na Jego działanie. Poznawanie Boga – to zagłębianie się w siebie. To odkrywanie siebie, przy jednoczesnym dotykaniu tego, co Boskie. Żydzi tego nie pojmowali. Żyli formami zewnętrznymi. Mieli wiele rytuałów, które niejako rządziły nimi, wręcz ich ograniczały. Sami przez wieki narzucili sobie większość z nich, nie rozumiejąc, że prawdziwa wiara, wierność Bogu, wypływają z głębi człowieczego serca. Tak jak i miłość. Nie ilość złożonych ofiar, nie ich jakość i wielkość. Nie liczba uczynionych kroków czy wykonane czynności mówią o stosunku do Boga, o miłości i wierności, o zjednoczeniu z Nim. Wszystkie te formy zewnętrzne nie świadczą również o czystości serca.
Bardzo często ironicznie odnosimy się do żydowskich rytuałów, prób przestrzegania przepisów Prawa. Ich intencja, która powstała w zamierzchłych czasach, była dobra. Tylko potem spłycono jej wymowę i sprowadzono do form zewnętrznych. Wydaje nam się, że mamy na ten temat już pewną wiedzę, żyjemy w swojej wierze wiele lat, słuchamy słowa Bożego – chociażby podczas Eucharystii w niedzielę – i wiemy, że Jezus krytykował sprowadzanie życia wiary do zachowywania zewnętrznych rytuałów. Jednak postępujemy podobnie. Choć może nie demonstrujemy tego wyraźnie. Chociażby rozliczanie się z Bogiem jak z księgowym. Czy też nasz lęk. Boimy się, gdy grzeszymy. Potem chcemy przystąpić do sakramentu pojednania. Jednak nie z miłości i smutku z powodu zranienia Boga, raczej z lęku przed karą. Wypełniamy obowiązek, idąc na niedzielną Mszę św., a nie jest to pragnieniem naszego serca. Klękamy do modlitwy porannej i wieczornej, bo przecież tak nakazuje Kościół. W razie nie wywiązania się z tego – trzeba się spowiadać. Odklepujemy modlitwy i czujemy ulgę, gdy już je skończymy. Traktujemy nabożeństwa jako przykry obowiązek. W chwilach trudnych sięgamy po różaniec, koronki, litanie, myśląc, że przyniosą spodziewane efekty.
Czy nie widzimy w tym postawy przypominającej zachowania Żydów z czasów Jezusa? To nic, że nie dzielisz pokarmów na czyste i nieczyste. To nic, że nie liczysz swych kroków i nie kontrolujesz czynności aż tak bardzo jak oni. Ty tak samo traktujesz Boga, wiarę, religię. Pilnujesz form, a nie zagłębiasz się w swoje serce, nie angażujesz go. Twoje zachowanie nie płynie z jego potrzeby. Spłyciłeś tak bardzo swoją wiarę, że jeszcze chwila, a trudno ją będzie nazwać wiarą. Niekiedy niemalże przypomina ona magię. Bowiem za odmówienie pewnej liczby „Zdrowaś Maryjo” spodziewasz się spełnienia twojej prośby. Wobec bóstw i bożków ludzie zachowywali się podobnie. Składali im jakieś ofiary, odprawiali modlitwy i miała nastąpić poprawa.
Kim dla ciebie jest Pan Bóg? Czy przypadkiem nie traktujesz Go trochę jak handlarza, kupca, księgowego? Rozliczasz się z Nim, nawet czasami skrupulatnie. A gdzie miejsce na serce? Jeśli posłuchasz go, może okazać się, że tak naprawdę do tej pory nie uczyniłeś właściwie rachunku sumienia i nie wyspowiadałeś się z głębi swej duszy. Być może spowiadałeś się tylko z form zewnętrznych. A co z twoim sercem? To przecież ono stanowi o wierze, relacji do Boga. To ono świadczy o tym, czy jesteś czysty i możesz przystępować do Komunii, a nie to ile razy zapomniałeś o pacierzu. Czy to miłość każe ci tak pospiesznie odmawiać modlitwy? Czy ona wzbudza w tobie lęk, zamiast smutku z powodu zranienia Jezusa? Czy to jest miłość? Twoja postawa na Mszy św., stosunek do nabożeństw, rozliczanie się z ilości odmówionych modlitw – czy to jest miłość?
To, co płynie z serca, kształtuje twoją postawę oraz relację do Boga i bliźniego. To też przejawia się w czynach, słowach, gestach; czyni cię czystym lub nieczystym w oczach Boga, stanowi o bliskości z Nim lub o oddaleniu. Twoje serce. Ono jest wyznacznikiem tego, czy grzeszysz. Dlatego Jezus mówi, że zgrzeszyć możesz nawet w sercu, w myślach. Wystarczy, że spojrzysz na drugiego człowieka nieczystym wzrokiem. Bo to z serca wypłynie ta nieczystość.
Niech Bóg błogosławi nas na czas badania własnych serc. Przyjrzyjmy się swojej wierze, postawie i relacji do Boga. Na ile kierujemy się miłością? Na ile wyrażamy swoją postawą szacunek do Boga, a na ile ranimy Go i obrażamy? Niech Duch Święty poprowadzi nasze rozważania.