Wielki Post – rozważania, konferencje i modlitwa – część I i cz. II

I.  JEZUS W CIERNIOWEJ KORONIE

 1. Rozważanie (1): U stóp Jezusa w cierniowej koronie

Będziemy najpierw trwać u stóp Jezusa w cierniowej koronie. Niech nasze serca z wielką miłością otoczą Go, adorują i wyznają, iż jest prawdziwym Królem. To czas dany naszym sercom, by osłaniały Jezusa przed uderzeniami nienawiści ludzkiej, która tak bardzo raniła Jezusa, zadając Mu wielki ból. Postarajmy się otworzyć serca, aby przyjąć łaskę, która pozwoli nam stanąć przed Jezusem, z miłością trwać przy Nim i sprawi, że nasze dusze zbliżą się jeszcze bardziej do Tego, którego przecież umiłowały.

Zapraszam, abyśmy razem jeszcze bardziej rozkochali się w Bogu i zbliżyli się do Tajemnicy Męki Jezusa.

a) By nasza miłość opatrywała Jego Rany

To nie my wybraliśmy Boga, to nie my wybraliśmy Jezusa; to On wybrał nas. To On przeznaczył nas na to, abyśmy żyli w zjednoczeniu z Nim. Abyśmy zaznawali niezwykłego życia Bożego w sobie i dzielili się nim z innymi, niosąc miłość wszystkim wokół. Aby realizowało się nasze powołanie trzeba, by dusza żyła nieustannie w bliskości Jezusa, słuchała Go, była Mu posłuszną i czyniła wszystko, czego On będzie oczekiwał. Tylko Jego wskazania pozwalają duszy iść drogą doskonałości i tylko Jego Słowo prowadzi ku zbawieniu.

Dzisiaj Bóg zaprasza, by każdy z nas przeniósł się do Jerozolimy; przeniósł się w czas, kiedy Jezus przeżywa swoją Mękę. Dzisiaj Bóg zaprasza, byśmy towarzyszyli Jezusowi podczas przesłuchiwania, gdy jest tak strasznie traktowany, torturowany i kiedy doświadcza ogromnej nienawiści od tych, od których miałby prawo spodziewać się miłości. Czyż od swoich bliskich człowiek nie ma prawa spodziewać się miłości? Czy od swoich rodaków nie ma prawa spodziewać się chociażby zrozumienia? Kto, jak nie ci, którzy są tej samej krwi, którzy posiadają tę samą tradycję, kulturę, tę samą wiarę, powinni zrozumieć i przyjąć Jezusa?

Jezus po biczowaniu nie zaznawał odpoczynku. Nie było nikogo, kto opatrzyłby Jego Rany, kto podałby Mu chociażby odrobinę wody do picia. Biczowanie jest straszliwą torturą. Po biczowaniu żołnierze pastwili się nadal nad Jezusem. Traktowali Go poniżając, wyśmiewając, obrażając, bijąc nadal i popychając. Zrobili koronę z ciernia, siłą nakładając na Jego głowę. Narzucili brudny płaszcz na Jego poranione Ciało. Dali trzcinę do ręki i okrutnie żartując, wyśmiewając się, poniżając mówili, że jest Królem. W ich zachowaniu było coś ze zwierzęcenia – obrzydliwe, okrutne żarty. To już nie było ludzkie zachowanie. Traktowali Jezusa gorzej niż traktuje się zwierzęta. A Jezus znosił wszystko z ogromną łagodnością, cierpliwością, z miłością. Cierpiał strasznie. Był osłabiony, całe Jego Ciało było obolałe. Potrzebował teraz odpoczynku, a nie kolejnych tortur. Potrzebował kogoś, jakiegoś serca, które by współczuło z Nim, a nie kolejnej fali nienawiści. Wokół Niego nie byli ludzie tylko bestie, które pastwiły się nad Nim, wyżywając się, zachowując się jak zwierzęta. A potem poprowadzili Go znowu do Piłata. Postawili przed Żydami. Straszny to był widok. Jezus stanął naprzeciw tłumu pełnego nienawiści, w którym wiele serc pałało chęcią zabicia Go. Chwiał się z osłabienia, z cierpienia, cały obolały, cały zakrwawiony. Wyglądał inaczej niż wtedy, gdy nauczał. Nie przypominał tamtego Jezusa. Jakże różniły się te dwie Postacie! Korona wbijała się w Jego głowę i z ran ciekła Krew. Powieki zapuchnięte, lekko przymknięte. Twarz nie do poznania. Brudna szmata narzucona na ramiona.

To Jezus, Syn Maryi. Ten, którego zwiastował Jej Anioł, którego nosiła dziewięć miesięcy pod Sercem. Ten, którego trzymała w ramionach – maleńkiego, bezbronnego. Ten, który bawił się przy Niej i przy Józefie, z którym również razem bawili się. Ten, który był Jej podporą, jako dorosły mężczyzna nadal był Jej Synem. Maryja cały czas miała w Sercu Jego obraz – oczu pełnych miłości, czystych, jasnych; spojrzenia, które niesie pokój, miłość; Jego ramion, które obejmowały Ją. Cały czas w Sercu widziała Jego uśmiech, którym Ją obdarzał przy każdym przywitaniu, Jego ruchy, trochę dostojne jak na człowieka pochodzącego z biednej rodziny. Jakże teraz Jezus wygląda inaczej – pochylony, zgarbiony, ledwo trzyma się na nogach. Teraz On potrzebuje Matki. Przedtem Jezus dawał poczucie bezpieczeństwa, teraz sam potrzebuje Jej obecności, miłości. Potrzebuje kogoś, kto stanie przy Nim, by razem z Nim odpierać ataki, słuchać słów nienawiści i przyjmować je. By spojrzeć w twarz tym wszystkim ludziom, spośród których wielu uzdrowił, pomógł, pocieszył, podniósł, a teraz z ich ust usłyszy: Ukrzyżuj! A jednak w całej tej postaci Jezusa jest dostojność, Majestat. Choć umęczony strasznie, poraniony, pokrwawiony, dla Maryi – jest Królem! Jest Panem! Jest Miłością! To Bóg!!!

I ty postaraj się zobaczyć w Nim Boga, Miłość, która ciebie wybrała, która dla ciebie przyjmuje to cierpienie. To nie ty Go wybrałeś, wybrałaś, to nie ty dokonałeś takich wyborów w swoim życiu. Nie ma w tobie żadnej zasługi, że wierzysz w Boga, że idziesz drogą wiary, że podejmujesz powołanie. To On ciebie wybrał! To On przeznacza ciebie do miłości i to On daje ci życie. A w tej straszliwej bezsilności, bezradności, która wydaje się obejmować całą Jego postać jest niezwykła, wielka moc – moc miłości. Ta miłość sprawia, że Jezus przechodzi całą Mękę, wytrwa do końca, aby tobie dać życie.

W twoim życiu często pojawiają się trudne chwile, cierpienie. Wtedy czujesz się słaby czy bezradny, bezsilny wobec tego, co ciebie spotyka. Nawet nie wiesz, że poprzez to cierpienie Bóg przeprowadza swoje dzieło. Dotyka ciebie swoją łaską, która twoją duszę prowadzi ku zbawieniu. Nie rozumiesz i często przez całe swoje ziemskie życie tego nie zrozumiesz, jak wielką łaską jest każda twoja słabość, poczucie bezradności, cierpienie, dzięki któremu otrzymujesz od Boga tak wiele, dzięki czemu twoje życie nabiera innych barw – ty zbliżasz się do Boga. W twoim życiu, gdy pozornie doświadczasz słabości, objawia się wielka moc – moc Bożej miłości. To Bóg króluje w twoim życiu, króluje w tobie! Za jakiś czas, kiedy te trudności miną, wtedy będziesz się cieszyć i radować z tego królowania. Ale wiedz, że właśnie w momencie cierpienia możesz wyrażać swoją wiarę w królowanie Boga, w Jego panowanie w twoim życiu, w Jego moc, w moc Jego miłości.

Dobrze wiesz, że gdy doświadczasz trudności czyjaś obecność, czyjeś zrozumienie jest tak bardzo ważne. Jezus również potrzebuje obecności kochającego serca. Jest człowiekiem, tak jak i ty. Przyjąwszy naturę ludzką, przyjął wszystko prócz grzechu, wszystko, co się z nią wiąże. Nic nie jest Mu obce. Przyjmując cierpienie, pragnął przyjąć je jako człowiek i nie wspomagał się swoją Boską naturą, by łatwiej było Mu przejść przez Mękę. Przecież dokonywał zbawienia człowieka, więc czynił to jako człowiek. I chociaż przez całą Jego Mękę objawia się niezwykła moc miłości, to On potrzebuje, aby był z Nim ktoś, kto kocha, kto rozumie, kto poprzez miłość będzie z Nim współczuł, kto z miłości opatrywać będzie Jego Rany, kto tę miłość będzie wyrażał wobec Niego.

Zbliżanie się do Jezusa w cierniowej koronie jest nie tylko obdarowywaniem Go swoją miłością. Trwanie przy Nim to przede wszystkim czas, kiedy twoja dusza otrzymuje od Niego niewspółmiernie więcej. Poznajesz miłość, poznajesz Boga, zaczynasz rozumieć, czym jest dzieło Zbawcze, co znaczy życie wieczne. To nie ty dajesz Mu siebie – to On daje ci całego siebie, całe swoje Królestwo. To nie ty Go wybrałeś – to On ciebie wybrał, bo umiłował ciebie miłością odwieczną i przeznaczył dla siebie.

Czymże jest mądrość? Mądrość to życie z Bogiem. Jeśli wybierasz życie z Nim, dla Niego, wybierasz mądrość. I Bóg daje ci ze swej mądrości nieustannie; po trochu, ale nieustannie. Z Księgi Mądrości możemy poznać, że mądrością duszy będzie słuchanie Boga i posłuszeństwo wobec Jego słów. To będzie posiadaniem mądrości (por. Syr 51, 13-20). Jeśli będziemy realizować Boże pouczenia, będziemy żyć prawdziwie, w naszych sercach będzie mądrość Boża, będzie poznanie, zrozumienie, będzie życie – prawdziwe życie.

W czasie Wielkiego Postu mamy od Boga zaproszenie, by trwać przy Jezusie, by Go kochać, by otaczać Go miłością, by nasza miłość opatrywała Jego Rany, by podtrzymywała Go, gdy słaby i drżący z bólu, wykrwawiony stoi przed tłumem, który krzyczy: Ukrzyżuj Go! Teraz masz zaproszenie, aby stać przy Jezusie i razem z Nim przyjmować te okrzyki. Masz zaproszenie, aby zobaczyć w Nim prawdziwego Króla. Ten Jezus w cierniowej koronie, to jest Ten sam, który przemienia się na górze Tabor. Zobacz w Nim Króla Wszechświata! Zobacz Władcę, Stwórcę! Niech zajaśnieje w twoich oczach Jego postać! Zobacz Aniołów, którzy nieustannie Mu służą! Zobacz, że otoczony jest chwałą całego Nieba! Tłum tego nie zobaczy, bo ich serca są zamknięte, ale ty możesz to zobaczyć. Serce miej czyste! Serce miej pełne miłości, pokorne! Oddaj Królowi Wszechświata chwałę, cześć, uwielbienie! I kochaj Go, aby nie był samotny. Aby widział, że Jego miłość znajduje mieszkanie w ludzkich sercach.

Poproś Ducha Świętego, by jednoczył twoje serce z Jezusem, byś razem z Nim mógł przeżywać wszystko – całą Jego Mękę. Byś mógł w zjednoczeniu z Nim być ofiarowany Ojcu, a poprzez to byś miał uczestnictwo w dziele zbawczym. Proś Ducha Świętego, aby twemu sercu dał wielką otwartość na poznanie miłości. Aby uwrażliwiał twoje serce, by zaczęło prawdziwie kochać.

b) Adoracja Najświętszego Sakramentu (1)

Bądź uwielbiony, Jezu! Królu mój! Panie mojego serca! Bądź uwielbiony Ty, który jesteś tutaj! O, Panie, jak wielkie łaski dajesz mojej duszy, że może uczestniczyć ona w Twojej Męce, być blisko, patrzeć na Ciebie. Dziękuję Ci za to, że prawdziwie jesteś Ty na Ołtarzu w cierniowej koronie, poraniony, zakrwawiony – o, Panie mój!

Przypadam do stóp Twoich, Jezu, aby być przy Tobie, aby moją miłością wspierać Ciebie. Wiem, że to nic nie znaczy, wiem, że niczym jest moja miłość, ale Panie, tak bardzo pragnę być przy Tobie. Tak bardzo pragnę kochać Ciebie, tak bardzo chcę towarzyszyć Ci podczas Twojej Męki. O, Jezu mój, pozwól mi – w sposób duchowy będę opatrywać Twoje Rany. Delikatnie będę je dotykać, całować, zalewać łzami. Jezu mój, będę podtrzymywać Ciebie, abyś nie upadł. Przeraża mnie, Jezu, Twoja korona cierniowa – kolce, które tak głęboko tkwią w Twojej głowie, rany, uczynione przez tę koronę i Krew, która zalewa oczy. Wydaje mi się, że nic uczynić nie mogę, aby zmniejszyć Twój ból, ale, gdy patrzę w Twoje oczy, widzę w nich wdzięczność za sam fakt, iż jestem przy Tobie i że tak, jak potrafię, kocham Ciebie. Więc będę, Jezu, trwać u stóp Twoich, by kochać, by kochać jak najwięcej.

***

Jezu, dziękuję Ci, że pozwalasz memu sercu patrzeć na Ciebie. Widzę, Panie mój, ogrom Twojej miłości, tak wielkiej, że trudno ją opisać słowami. Takiej wielkości nie znamy. Ta miłość spotyka się z murem, z odrzuceniem. To jest Twoim bólem. To Twoje cierpienie! Chcę, Panie, zaradzić Twemu cierpieniu. Ja wiem, że to, co rodzi się w moim sercu jest jakimś szaleństwem, ale to szaleństwo z miłości. Pragnę bowiem przyjąć całą Twoją miłość na siebie, całą miłość, którą odrzucają ludzkie dusze. Chcę, Jezu, zbierać Twoją miłość, która nie jest przyjmowana przez tyle serc. Chcę chodzić po świecie, aby zbierać każdą najmniejszą cząstkę Twojej miłości odrzuconą, sponiewieraną, wyśmianą, zbezczeszczoną, opluwaną. Chcę na siebie przyjąć Twoją miłość, umieścić ją w moim sercu i adorować. Panie, tak do końca nie rozumiem moich pragnień, tego, co we mnie się rodzi, ale cierpię, widząc Twoje cierpienie; cierpię widząc, jak Twoja miłość jest odrzucana. Chciałbym zaradzić temu. Ja wiem, że to taki mój ludzki sposób myślenia, ale cóż innego mogę uczynić, nie posiadając żadnych środków, żadnych możliwości, mocy, siły, niczego. Skoro dajesz mi możliwość wchodzenia w świat duchowy i poruszania się w nim, to ja pragnę duchowo przemierzać całą kulę ziemską, aby być wszędzie tam, gdzie Twoja miłość jest odrzucana; wszędzie tam, gdzie Ty zaznajesz odrzucenia, gdzie Ciebie obrażają, gdzie Ciebie krzyżują. Panie, bo wszędzie tam chcę stać przy Tobie, aby w Tobie uznawać mego Króla i Pana, aby Ci mówić o miłości. Wszędzie, gdzie traktują Ciebie dokładnie tak, jak w Jerozolimie – nakładają koronę cierniową, plują na Ciebie, biją, zakładają brudną szmatę na plecy i śmieją się, że jesteś Królem – ja uznam Ciebie za Króla, ja oddam Ci cześć, ja będę Ciebie kochać, ja będę Ciebie podtrzymywać, ja przyjmę całą Twoją miłość za tych ludzi. I będę modlić się o przemianę ich serc.

Panie mój, niczego nie rozumiem. Nic nie wiem. Nie mam w sobie żadnej mądrości. Jedyne, co pragnę, to Twojej miłości ukrzyżowanej. W Twojej miłości, płynącej z Krzyża, widzę całą mądrość, cały sens istnienia. Widzę życie. Wszystko inne chcę odrzucić. Rezygnuję ze wszystkiego, Boże, aby przyjąć całym sercem Twoją miłość i tylko Twoją miłość. Ona mi będzie życiem, mądrością, sensem istnienia, moim szczęściem i radością. Ona mi będzie zdrowiem i chorobą, radością i smutkiem – wszystkim. Chcę, Jezu, nieustannie Ciebie adorować, klęczeć u stóp Twoich. W Twojej koronie cierniowej widzę Twoje panowanie nad całym światem. Dla mnie jest najcudowniejszą, najbogatszą koroną, znakiem Twojej miłości, która panuje nad światem. Twoje Rany, Jezu, jaśnieją nieziemskim blaskiem wydając światło, w którym pragnę się zanurzać i ukryć. Ty, Jezu, jesteś Panem całego świata. Tobie pragnę oddawać cześć.

O, Panie mój, dziękuję Ci za to niezwykłe doświadczenie przemiany Twojej. Choć nadal jesteś w cierniowej koronie, choć nadal okryty ranami, jaśniejesz niezwykłym blaskiem. Stoisz w wielkiej chwale w otoczeniu Aniołów, Świętych i widzę w Tobie Króla nad królami, Stwórcę. Pozwól mi być, chociaż u stóp Twoich, by z pokorą i uniżeniem mówić Ci o mojej miłości i wychwalać Twoją wielkość, Twoją potęgę, moc Twojej miłości. O, Jezu mój, jakże kocham Ciebie!

***

Będę Ciebie uwielbiać, Jezu. Nieustannie będę Ciebie uwielbiać. Kiedy dotykasz mego serca, kiedy łaską swoją odsłaniasz przede mną pewne tajemnice, wtedy zaczynam widzieć, jak każda rzecz i każda sytuacja danego dnia staje się wielkim dobrem dla mojej duszy i prowadzi ją do Boga. Panie, chciałbym mieć to poznanie, tę mądrość nieustannie, aby się nie buntować i nie smucić, gdy przychodzą trudności. Ty wiesz, że jestem samą słabością i tylko słabością, jeśli Ty nie pokażesz mi działania Twojej łaski w moim życiu, to ja sam jej nie zobaczę.

Pragnę Cię wielbić, Boże, w całym moim życiu, we wszystkich wydarzeniach, we wszystkich napotkanych osobach, we wszystkich sytuacjach. Chcę Cię uwielbiać we wszystkich trudnościach, problemach i chorobach. Chcę Ciebie uwielbiać, bo widzę, jak niezwykłymi łaskami obdarzasz mnie, Boże, moich bliskich, znajomych. Wiem, że trwanie przy Tobie, słuchanie, wierność niesie łaski na całe moje życie. Choć czasami wydaje się, że nie ma żadnego związku pomiędzy moim trwaniem a jakimś zdarzeniem, całkowicie oderwanym od Ciebie, to jednak ja wiem – wszystko płynie z Twego Serca, wszystko jest otwarciem się Twojego Serca na mnie, wszystko jest miłością skierowaną do mnie. A moja odpowiedź na Twoją miłość niesie wielokrotne łaski.

O, Panie, jak Ci podziękuję za to wszystko, czym jestem obdarzany? Jak Ciebie uwielbię? Czuję się strasznie małym wobec wszystkiego, co otrzymuję. Tak małym, niczym niemowlę, które nie jest w stanie podziękować, odwdzięczyć się za miłość. Panie mój, całym życiem chcę Ciebie wielbić i kochać. Całym życiem chcę Ci dziękować. Chcę, Jezu, trwać przy Tobie, być nieustannie, obejmować Cię, tulić się do Ran Twoich i zbierać Twoją Krew. Chcę całować każde miejsce na Twoim Ciele – zranione, obolałe. Chcę, Jezu! Chcę tak przylgnąć do Ciebie, aby już nic mnie od Ciebie nie oderwało. Chcę podtrzymywać Ciebie, Jezu, patrzeć Ci w oczy, by przyjmować Twoją miłość i by mówić Tobie, że Cię kocham. Będąc tak blisko, będę szeptać Ci wprost do ucha o mojej miłości i zagłuszę krzyk świata – krzyk nienawiści, bo lepiej słyszy się to, co jest bliziutko. I przyjmować będę Twoją miłość za wszystkich, którzy jej nie chcą. A przyjmując będę modlić się za nich, aby ich serca zostały przemienione, by otworzyły się. Będę im rozlewać Twoją miłość. Wiem, Jezu, jestem szalonym, ale to z miłości. Ufam, że moim pragnieniom zaradzisz. W Tobie wszystko jest możliwe. Proszę, umocnij moje serce. Pobłogosław nas.

2. Konferencja (1): Trzeba trwać u stóp Jezusa

Prawdziwa miłość zakłada całkowitą otwartość i ufność. Prawdziwa miłość jest całkowitym oddaniem siebie w wielkiej ufności, całkowitym powierzeniem siebie w wielkim zaufaniu, całkowitym oddaniem siebie. Prawdziwa miłość jest otwarciem się do końca, niejako obnażaniem siebie we wszystkim w zaufaniu, iż ta druga strona akceptuje, przyjmuje wszystko z miłością. Miłość jest otwarciem ramion ze świadomością, iż można być zranionym, a jednak tych ramion się nie zamyka.

Jezus na Krzyżu jest niezwykłym symbolem miłości poprzez fakt rozpięcia się na nim i przybicia dłoni i stóp do Krzyża. Jest całkowicie oddany człowiekowi, oddany do końca, otwarty na człowieka. Nie może nawet skrzyżować rąk w geście chociażby samoobrony przed uderzeniem. Miłość nie zakłada obrony przed tymi, których kocha. Miłość przyjmuje tych, których kocha takich, jakimi są bez względu na to, czy ranią czy kochają; czy przynoszą radość czy przynoszą cierpienie. Miłość Jezusa wobec Ojca ukazuje stronę całkowitej ufności i oddania się Ojcu, oddania do końca. Jezus właśnie taką miłość objawia podczas Męki – miłość, która kocha do końca, która nie cofa się bez względu na wszystko, ale nieustannie jest miłością. Jezus ukazuje miłość jako coś, co jest na zawsze, co posiada cechę stałości; jako coś, co jest bezwarunkowe. Miłość Jezusa objawiana człowiekowi jest miłością doskonałą. Trudno jest człowiekowi właśnie taką pełną miłością kochać Boga i bliźniego. Człowiek może starać się zbliżać ku tej miłości i w jakimś stopniu, dzięki Bożej łasce, osiągnąć choć część z tej doskonałości.

Miłość z Krzyża jest miłością na miarę wielkich Świętych. Do takiej miłości Bóg w historii Kościoła powoływał naprawdę wielkie dusze. Ale do takiej miłości powołuje również nas, choć jesteśmy duszami maleńkimi. Dlaczego Bóg powołuje do tak wysokiego lotu dusze, które wydawać by się mogło zupełnie się do tego nie nadają, nie są stworzone do takich lotów? To są tylko pozory. Otóż miłość posiadająca cechy Boskiej miłości – miłość ofiarna, miłość w całkowitej ufności, w całkowitym oddaniu i otwarciu się na drugiego, miłość aż po śmierć, po oddanie swego życia – nie jest tylko domeną dusz wielkich, dusz wielkich Świętych. W momencie, kiedy staniesz przed Bogiem w relacji całkowitej prawdy o sobie wobec Boga, kiedy uznasz tę prawdę, przyjmiesz ją i będziesz się jej trzymać, zdolny jesteś do najwyższej miłości. Wielkość umiłowania nie leży w wielkości osoby, ale w zobaczeniu i przyjęciu przez nią prawdy o sobie. Dusza mała, jeśli zobaczy swoją małość i ją przyjmie, ale jeśli będzie to prawdziwe przyjęcie swojej małości, dogłębne przeżycie tego, kim się jest tak naprawdę wobec Boga, jeśli będzie przyjmowała wobec Boga nieustannie postawę pełną pokory, bo jest świadoma, kim tak naprawdę jest wobec Boga, jeśli będzie pragnęła kochać Boga, wtedy możliwym jest miłość niemalże doskonała tej duszy i jej wysokie loty. Wtedy przysłowiowy wróbelek, będący jeszcze nieupierzonym pisklęciem może prawdziwie szybować ku słońcu. Miłość, pokora, całkowite oddanie się Bogu i ufność utworzą skrzydła, by dusza mogła szybować. Taka miłość przydałaby się każdemu z nas. Niektórzy jej pragną, ale niewiele osób ma świadomość, jaka to miłość i na czym polega. Wśród tych, które mają świadomość tylko nieliczne decydują się na nią, bo to wymaga odwagi. Mimo to, Bóg właśnie do nas kieruje zaproszenie do takiej miłości. Właśnie ze względu na naszą małość, poprzez pokorę, ufność, oddanie się Bogu i pragnienie, by kochać, Bóg może w naszych sercach dokonać cudów. Może wzbudzić w nas taką miłość. On sam żyjąc w nas pragnie kochać taką miłością.

Czas Wielkiego Postu jest dogodnym czasem, kiedy Bóg szczególnie udziela łask, abyśmy poznali Jego miłość i zaczęli nią żyć. Toteż i dla nas – dusz najmniejszych – jest to niezwykły czas, kiedy warto podjąć to zaproszenie, bo w tym czasie łaski Bóg szczególnie pomaga duszy, by zaczęła żyć taką miłością. Stwarza takie sytuacje, wlewa do duszy takie dary, by mogła kochać miłością doskonałą. Pomaga rozwinąć się skrzydłom. Więc, mimo, że mamy maleńkie, jeszcze nieupierzone skrzydełka, niczym pisklęta wróbla, mimo, że są słabe, niewykształcone jeszcze dobrze mięśnie, to spróbujmy z ufnością pójść za Głosem Boga. Spróbujmy uwierzyć Mu tak do końca, że możliwe jest wszystko w Nim, który jest Wszechmocny. On może uczynić nas orłami szybującymi ku słońcu. Może sprawić, że będziemy kochać miłością największą.

Trzeba zbliżyć się do Boga, by napełnić się tą mocą. Trzeba być bliziutko, by uzyskiwać Boże dary i łaski. Trzeba trwać u stóp Jezusa, by poznawać miłość, którą Bóg pragnie wlewać w nasze serca. Bóg nie oczekuje niczego innego. Nie chce od nas wielkich ofiar, wielkich wyrzeczeń, wielkich postów, wielkich umartwień, takich, jakie sami sobie zadawali ludzie żyjący w dawniejszych wiekach. Bóg tego od nas nie oczekuje. Natomiast, jeśli w naszym sercu powstało pragnienie, by kochać Go jeszcze więcej, by nasza miłość była miłością największą, miłością samego Boga, to uwierzmy, wystarczy, że będziemy trwać u stóp Jezusa. Wystarczy, że będziemy starali się być Mu posłuszni, zaufamy Mu do końca, oddamy się Jemu; że przyjmiemy swoją małość, nieudolność, bezradność, bezsilność; że będziemy pokazywać nieustannie puste ręce jako znak, iż niczego nie jesteśmy w stanie zrobić, nic w sobie nie posiadamy, żadnej siły, a liczymy tylko na Boga. To wystarczy, a Bóg napełni nasze serca swoją miłością, bo pozbawione wszystkiego, co jest ludzką pychą, zarozumiałością będą mogły przyjąć Bożą miłość.

Modląc się tak samo stawajmy przed Bogiem z pustymi rękami, bo przecież to nie my nawracamy, zbawiamy dusze, ratujemy. To czyni Jezus, a my tylko stajemy u Jego boku i prosimy za nimi. Tylko tyle. Módlmy się z pokorą, ze świadomością, że Jezus dokonuje wielkich, cudownych rzeczy w sercach ludzkich, a my możemy w tym uczestniczyć. Mamy swoją maleńką cząstkę – trwanie u boku Jezusa. Tylko tyle, ale to jest najwięcej i najlepsze, co możemy zrobić. A nasze pokorne przyjęcie takiej swojej roli, że nic innego czynić nie możemy, że to nie my zbawiamy, sprawi, że Bóg poprzez nasze serca kochać będzie inne dusze miłością doskonałą, Boską. Doświadczać będziemy tego w sobie, radować się, a jednocześnie będziemy mieli świadomość, że to nic od nas nie pochodzi. Kochamy, ale nie swoją mocą, tylko mocą Bożą. Wraz z innymi radować się będziemy miłością i dobrem, które będzie procentować również poprzez nasze serca. Stańmy u boku Jezusa i módlmy się.

a) Modlitwa u stóp Jezusa Ukrzyżowanego

Dziękuję Ci, mój Umiłowany, że zapraszasz mnie pod Krzyż, że czynisz możliwym w ciągu dnia, iż mogę zupełnie odłączyć się od spraw doczesnych, a przytulić się do Ciebie, zanurzyć się w świecie duchowym. Dziękuję Ci, Jezu, że możliwym jest znaleźć się na Golgocie, że Ty zapraszasz dusze na Golgotę, Ty je wołasz. Ty chcesz, abyśmy przychodzili pod Krzyż. Dobrze wiesz, że być pod Krzyżem jest niezwykłą łaską, Nie chcemy zmarnować jej, chcemy dobrze ją przyjąć, otwierając się na nią, by dobro, miłość, miłosierdzie mogło spłynąć nie tylko na nas, ale na cały świat. Przytulamy się, Jezu, do Twojego Krzyża. Przytulamy się do Twoich stóp, całując Rany na Twoich stopach. Tulimy się do nich, dziękując Ci, wielbiąc Ciebie za tę możliwość.

Szczęściem dla nas jest móc być pod Krzyżem, móc adorować Ciebie, Jezu, który konasz. Kiedy podchodzimy tak bliziutko Krzyża, obejmuje nas Twoja miłość. Serca topnieją pod wpływem Twojej miłości. Doświadczamy pokoju i szczęścia. O, Panie, jakże miłujemy Twój Krzyż i pragniemy go całym sercem, całą duszą, całymi sobą. Wiemy, Jezu, że umiłowanie Krzyża, te pragnienia zjednoczenia z Nim dla zwykłego człowieka są niezrozumiałe. Człowiek inaczej patrzy na Krzyż, lęka się go, ucieka od cierpienia. Robi wszystko, aby zapobiec mu albo, aby go ominąć. A w nas wzbudziłeś umiłowanie Krzyża. Miłość do Ciebie, Jezu, nas przyciągnęła. Patrzymy z czułością, ze wzruszeniem na Ciebie, gdy wisisz na Krzyżu. Coraz bardziej otwieramy serce, aby przyjąć Zdroje Miłosierdzia. Gdy patrzymy na Krzyż budzi się w nas pragnienie, by należeć do Ciebie. O, Panie, to Ty budzisz w nas pragnienia, by kochać na miarę Krzyża i by wszystko czynić na miarę Krzyża. Dziękujemy Ci, Jezu! Kochamy Ciebie! I wielbimy Ciebie!

***

Moja Miłości! Pragnę być przy Tobie, trwać, adorować. Nie chcę zajmować się niczym innym, choć wiesz, że mam swoje ludzkie słabości, rozproszenia, pragnienia. One odciągają mnie od Ciebie. Jeszcze nie tak dawno nie było we mnie pragnień Krzyża, a modlitwa była czymś obowiązkowym, nie pragnieniem serca. Teraz pragnę. Ale Ty wiesz, Jezu, że moim pragnieniem jest po prostu być przy Tobie. Nie umiem się modlić, nie potrafię odmawiać różnych znanych modlitw, ale jest we mnie pragnienie, aby być, aby trwać, aby obejmować Cię moją miłością. Kiedy dajesz mi ten czas, różnie go spędzam. Nie zawsze potrafię wytrwać. Mimo to, w moim sercu jest wielka ufność, że jestem Twoim umiłowanym dzieckiem, że patrzysz na mnie trochę tak, jak dorośli patrzą na małe dzieci w kościele. Te dzieci niewiele rozumieją, bardziej bawią się niż się modlą, ale to jest ich rodzaj modlitwy. Więc i ja ufam, że gdy się rozpraszam, gdy nie potrafię, wtedy patrzysz na mnie, jak na małe dziecko – z miłością i z czułością. Obdarzasz mnie swym serdecznym uśmiechem. Wiem, Jezu, pobłażasz mi. Pozwalasz mi, bo mnie znasz.

Chcę Ci podziękować za to, co czynisz z moim sercem; za to, co czynisz z duszą moją; za to, jaki obraz Twój mam w swoim sercu. Dziękuję Ci za poznawanie miłości. Dopiero teraz zaczynam rozumieć, czym jest miłość, na czym polega. Podoba mi się Twoja miłość – jest zachwycająca, jest cudowna. O, Panie, jak to dobrze, że Ty kochasz taką doskonałą miłością i że nie zważasz na nasze słabości, ale podnosisz nas, wywyższasz i zapraszasz ku doskonałości, ku wyżynom, które tak normalnie nie są osiągalne dla nas.

O, Panie, pragnę kochać miłością największą. Pragnę kochać miłością doskonałą, ofiarną. Pragnę kochać Twoją miłością. Pragnę umiłować Krzyż miłością największą. Pragnę stopić się z nim, zlać się tak, abyśmy byli jedno, aby już nie można było nas rozłączyć. Miłuję, Jezu, Twoje Rany i w nich się nieustannie zanurzam. Pragnę Twoich Ran, Panie! Krwi Chrystusowa, jakże Święta i cudowna! – Daję Ci moje ciało, abyś płynęła we mnie. Serce Jezusa – zapraszam Ciebie do mnie, abyś we mnie biło, abym żył życiem Boskim, życiem Jezusa; abym kochał.

O Panie! Czy nie za wielkie dajesz mi pragnienia? Czy nie czynisz mnie szalonym w oczach świata? Panie mój! Sprawiasz, że rodzi się we mnie gotowość, by poświęcić wszystko, by wszystko oddać. O, Panie, pragnę tego! Twoja miłość mnie tak pociąga, tak wzrusza, tak tęsknię za Twoją miłością, że nieszczęściem staje się oczekiwanie, życie wśród ludzi. Choć, Jezu, nie chcę wyrzekać się obowiązków, chcę je wypełniać, aby przypodobać się Tobie. Chcę je czynić z miłości dla Ciebie. W takich chwilach, gdy jesteś blisko, tak blisko, że aż trudno to wyrazić, pragnę rzeczy niemożliwych. O, Panie, wtedy jest we mnie tak wielka wiara; wiara, że Ty masz moc uczynić wszystko. O, Panie, czyń wszystko ze mną, wszystko we mnie! I nawet taka mała dusza jak moja może wzlatywać wysoko, jednocząc się z Bogiem.

O, Panie, daję Ci całego siebie, abyś czynił, co zechcesz. Daję Ci całego siebie, Jezu. Wszystko! Daję Ci moją duszę, moje serce, mój umysł, moje ciało. Rozporządzaj mną do woli. Ufam Tobie! Kocham Ciebie! O, Panie mój, jesteś wszystkim! Jesteś wszystkim we mnie! Czyń, co tylko zechcesz!

***

Moja Miłości! Dobrze mi jest u Ciebie. Dobrze mi jest, kiedy przytulam się do Twojego Krzyża. Dobrze mi jest, gdy mogę być u stóp Ołtarza i patrzeć na Świętą Hostię. Dobrze mi jest, Panie, gdy jesteś obecny w tak cudowny sposób we mnie i wokół mnie. Dobrze mi jest z Tobą razem, gdy dotykasz mnie swoją miłością. O, Panie, pragnę Ci podziękować za cuda, które czynisz w moim życiu, które aż trudno mi pojąć i trudno opisać. Ale ja wiem, że to właśnie Ty dokonujesz tego wszystkiego. Chcę Cię uwielbiać we wszystkich trudnościach, problemach, kłopotach, we wszystkich przeciwnościach i cierpieniach. Panie mój, widzę spływającą łaskę na mnie w każdym z nich. Widzę i doświadczam, że przyjęte z Twojej ręki wszystkie te doświadczenia owocują w tak niezwykły sposób. Czuję, Jezu, Twoją opiekę nade mną. Ona mnie wzrusza, zaskakuje, raduje. Sprawia, że moje serce chce wielbić Ciebie, chce wychwalać, chce mówić wszystkim o Twojej dobroci i miłości. Dziękuję Ci, Boże!

Nie wszystko rozumiem. Gdy nie rozumiem, nieraz źle przyjmuję Twoją wolę. Czasem się smucę, czasem niepokoję, czasem chciałbym uciec. Wybacz mi! Ale w ostateczności w końcu przyjmuję. O, Panie, a Ty wynagradzasz mnie milion razy więcej. Och, Jezu, kocham Ciebie! Proszę, abyś nas pobłogosławił, umacniając nasze serca. Sprawiając, że będą złączone z Tobą w miłości. Będą odważne w miłości, będą pokorne, ufne, całe oddane, będą przyjmować Twoją miłość, aby nią żyć, kochać nią. O, Panie, Kocham Ciebie! Pobłogosław nas, Jezu.

b) Wskazania na drodze naszego powołania (1)

Bóg zaprasza nas do zjednoczenia ze Sobą, do życia w wielkiej miłości. To, co czyni, to, co przed nami objawia, rozpościera, jest wielkie. Wywyższa nas przez to. Nasze małe serca nie rozumieją wielkości tego zaproszenia, obdarowania. Nasze serca nie przeczuwają, do czego tak naprawdę Bóg każdego z nas zaprasza.

Patrzymy na Świętych, podziwiamy ich. Czasem zrodzi się jakaś nutka zazdrości. Chcielibyśmy, tak jak oni, doświadczać Boga, żyć z Nim w przyjaźni, w bezpośrednim kontakcie. Ale nas Bóg też do tego zaprasza. Kiedy mówi, że pragnie, abyśmy stanęli przy Nim pod Krzyżem – to przyjmujmy to poważnie. Jeśli stoi przed nami w cierniowej koronie, strasznie poraniony, z narzuconym brudnym płaszczem, taki samotny – to z ufnością i z wielką miłością podejdźmy do Niego, by swoją miłością Go wspierać. Uwierzmy, że wszystko to jest możliwe, że wszystko to się dokonuje. Cóż z tego, że nie widzisz Osoby Jezusa. Nie wszystko musi być zrozumiałe i oczywiste. Przecież nie znasz zasady działania telefonu, a jednak rozmawiasz z drugą osobą, która jest na końcu świata i czynisz to poważnie. Wiesz, że rozmawiasz właśnie z nią.

Uwierz w niezwykłą, cudowną obecność Boga w twoim życiu. Uwierz w świat duchowy, który otwiera się przed tobą. Przyjmij Boże zaproszenie do zjednoczenia! Trwaj u stóp Jezusa! Pozwól, by Jego miłość spływała na ciebie i obejmowała ciebie. Daj się pociągnąć tej miłości. Zakochaj się w Krzyżu! Zapragnij go całym sercem i daj się ponieść miłości do Krzyża! Nie patrz na podszepty gdzieś z boku, z tyłu, które będą ci mówić: to niemożliwe, to nie dla ciebie. Tylko szaleńcy zdobywają Niebo. Daj się ponieść miłości!

Jezus w cierniowej koronie staje przed tobą. Niech ten obraz Jezusa pozostanie w twoim sercu. Patrz na Niego. Poprzez samo przypatrywanie się w twoim sercu zrodzi się pragnienie, by podejść bliżej, zrodzi się współczucie. W twoim sercu będzie miłość, tylko trwaj przed Jezusem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>