KONFERENCJA VII: „Akt Miłości” – modlitwą na współczesne czasy
Bóg jest Miłością. Stworzył świat z miłości i nas powołał do miłości. Dał nam cząstkę siebie – duszę, która też żywi się miłością. Żebyśmy żyli wiecznie, musimy się karmić miłością. Bez miłości umiera dusza, psychika, ciało. Miłość jest źródłem życia, jest jego pokarmem, jest oddechem. Miłość właściwie jest wszystkim, czego potrzebuje człowiek, a jednak człowiek w swoim życiu traktuje miłość jako coś mniej ważnego. Na pierwszym miejscu stawia różne sprawy, rzeczy. Miłość jest gdzieś tam na kolejnym, oddalonym miejscu. Kiedy coś się nie wiedzie, człowiek zastanawia się, jaka jest tego przyczyna. Kiedy doznaje cierpienia, też myśli dlaczego? Bo jego dusza nieustannie pragnie miłości, miłości Boga i za nią tęskni. Ponieważ jest ona cząstką Boga, więc pragnie połączyć się ze swoim Stwórcą. Człowiek to odczuwa na różny sposób. Zazwyczaj nie jest świadomy tego, że po prostu brakuje mu jedności z Bogiem, brakuje mu miłości, tej prawdziwej.
W Kościele, poprzez wieki, Bóg powoływał różne dusze, które pociągnięte miłością ku Bogu, zdolne były do różnych heroicznych czynów. To rzeczywiście byli wielcy święci. Potrafili oddawać swoje życie właśnie za Boga, za wiarę. Potrafili Bogu poświęcić wszystko. Potrafili podejmować się ogromnych cierpień, wyrzeczeń. Przeżywali męki, tortury, ciężko pracowali, czynili różne rzeczy z miłości do Boga. I gdy czytamy o tych świętych, rośnie w nas podziw, że byli zdolni aż tyle poświęcić Bogu. Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że nas na to nie stać, że taka świętość to właściwie tylko dla wielkich, nie dla nas. I to prawda. Bóg powołuje świętych stosownie do potrzeb Kościoła, który się rozwija. W zależności od sytuacji w Kościele i na świecie powołuje takich świętych, z takim charyzmatem, który ma poprowadzić Kościół, który ma porywać dusze, który ma pomóc uświęcić je. Toteż na początku byli to święci męczennicy, którzy za wiarę w Jezusa ponosili śmierć, jakże często straszną. Gdyby nam przyszło stanąć teraz na miejscu pierwszych chrześcijan, niewielu z nas zdobyłoby się na takie męstwo i na taką odwagę. Ale tamte czasy, tamten Kościół potrzebował takich świętych i Bóg takich świętych rodził, stwarzał. Obdarzał ich odpowiednimi darami, charyzmatami. Były to dary i charyzmaty dla całego Kościoła, nie tylko dla pojedynczych osób. Dzisiaj Bóg powołuje inne dusze, mając na uwadze to, co się dzieje na świecie, mając na uwadze stan Kościoła, wie, co jest największą jego potrzebą, czego potrzebuje ludzkość teraz, w tym czasie i obdarza ludzkość stosownymi darami.
Darem, łaską, błogosławieństwem na te współczesne czasy jest miłość, powołanie do miłości, jest akt miłości. Prawdą jest, że powołanie do miłości otrzymuje każdy człowiek. Święci dlatego są świętymi, bo bardzo ukochali. Tylko, że ich miłość musiała być wielką, heroiczną, odważną i mężną. Od nas Bóg nie wymaga aż tyle. Największą potrzebą Kościoła i wszystkich ludzi jest Boża miłość, a więc ta miłość ofiarna, doskonała. I nas, dusze najmniejsze, do takiej miłości zaprasza. Jednak, słysząc to, wielu z nas zapyta: „Jakże to – dusza najmniejsza, a miłość doskonała, miłość ofiarna? Przecież to jedno z drugim się nie połączy”.
A jednak można połączyć. Boża filozofia miłości jest inna niż wyobrażenia tej miłości u człowieka. Bóg pokochał nas miłością Ojcowską, a Jego Syn, poprzez swoją ofiarę, z powrotem przywrócił nam synostwo Boże, czyli uczynił nas na powrót dziećmi Boga. W tych czasach następuje niejako odnowienie, przypomnienie właśnie tego faktu i tej drogi duchowej, gdzie szczególny nacisk kładzie się na dziecięctwo duchowe, na Ojcostwo Boga wobec człowieka. To nic innego jak maleńka droga miłości, która zwraca uwagę na to, że człowiek niczym dziecko wobec Boga jest po prostu bezradny, bezradny wobec wszystkiego, co go otacza. I tak jest. To, co się dzieje wokół nas, jest tak przerażające, przerasta możliwości ludzkie, by cokolwiek uczynić.
W związku z tym Bóg mówi nam: „Powróćcie do tego dziecięctwa wobec Mnie. Uznajcie swoją małość, bezradność, uznajcie swój całkowity brak sił. Nie jesteście w stanie pokonać świata, nie jesteście w stanie przeciwstawić się różnym trendom i modom, które teraz są. Nie jesteście w stanie wręcz żyć w tym świecie, aby nie przyjmować tego wszystkiego, co ten świat proponuje. A jest to przecież świat prowadzący do śmierci. W związku z tym przyjdźcie do Mnie i bądźcie Moimi dziećmi. Jako Ojciec chcę wam wszystko dać. Jako Ojciec chcę zapewnić wam wszystko to, czego potrzebujecie do życia. Ale musicie uznać swoją małość, musicie uznać swoje dziecięctwo i przyjąć je. Jeśli uznacie, że jesteście małymi dziećmi, że jesteście Moimi dziećmi, to Ja z wielką radością będę się wami opiekował i dam wam wszystko”.
Ta droga dziecięctwa nie jest odkryciem współczesnym. Już wcześniej przypomniała o niej i w sposób szczególny nakreśliła św. Teresa od Dzieciątka Jezus, nazywana często Małą Teresą. Na tej drodze dziecięctwa duchowego bardzo ważnym jest, aby człowiek potrafił odsunąć na bok swoją dorosłość, aby odsunął na bok wszystko. Nie jest to proste, ponieważ zazwyczaj człowiek dorosły wie, że musi wykonać swoje obowiązki, jest odpowiedzialny za jakieś osoby w rodzinie, musi wywiązać się z różnych spraw, musi zadbać o siebie i innych, musi być dojrzałym, dorosłym, musi jakoś sobie w życiu poradzić. Posługuje się swoją wiedzą, inteligencją, zdolnościami, różnymi możliwościami, finansowymi chociażby, i ma poczucie, że panuje nad swoim życiem. Ma to poczucie bezpieczeństwa. On jest panem swojego życia. Dlatego trudno jest dorosłemu stać się na powrót dzieckiem, bo dziecko jest bezradne i całkowicie zdane na ojca, na matkę. Jednak, aby poddać się Bożej opiece, trzeba uznać, że jest się bezradnym. A szczególnie, jeśli chodzi o sprawy ducha, jest się całkowicie bezradnym, zupełnie, totalnie, jest się noworodkiem. Noworodek może jedynie płaczem sygnalizować swoje potrzeby, nie potrafi ich nawet wytłumaczyć. Właśnie takim noworodkiem trzeba być. Ale takiemu noworodkowi mama i tata dają wszystko. Nakarmią, ubiorą, przewiną, pohuśtają, zabawią i przytulą. Od rana do wieczora, od wieczora do rana są nieustannie przy nim i czuwają. Stale patrzą, czy czegoś mu nie potrzeba, nieustannie. Jeśli chcesz, żeby Bóg tak się tobą zajmował, uznaj, że jesteś dzieckiem.
Powiedzieliśmy sobie, że Bóg widzi wielką potrzebę miłości. Taką potrzebę mają dusze, Kościół, cały świat. I tę miłość Bóg pragnie dać poprzez dusze najmniejsze, a więc dusze, które uznają swoje dziecięctwo wobec Boga, które uznają swoją małość, nicość, bezradność i zdają się całkowicie na Boga. W jaki sposób zatem dusze takie, które nic nie potrafią, nie mogą, mają jednak posłużyć Bogu, by wypełniać świat miłością, by odrodzić Kościół poprzez miłość? Przecież nie potrafią kochać. Ich serca są tak małe, miłość tak marna, maleńka. Cóż mogą uczynić? Otóż mogą. I to o wiele więcej niż ci, którzy uznają swoją siłę i moc, którzy mają siebie za większych, mocniejszych, samowystarczalnych. Otóż, dusza maleńka, skoro uznaje, że sama nie podoła, to otwiera przed Bogiem swoje serce, wyciąga swoje ręce do Niego i tak jak dziecko mówi: „Daj, proszę, daj. Ty napełniaj mnie miłością i Ty we mnie kochaj, Ty napełniaj mnie wiarą i we mnie wierz, Ty napełniaj mnie ufnością, chcę Twoją ufnością ufać. Ty pomagaj mi. Ty kochaj we mnie moich bliskich, Ty we mnie ufaj, wierz, módl się, jednocz się. Ty czyń we mnie wszystko, bo ja, bezradne dziecko, nie potrafię. Otwieram serce, wyciągam ręce i proszę Ciebie. Ja jestem za mały, aby uczynić cokolwiek”.
Były czasy, kiedy wielkich, świętych mocarzy było dużo. Zauważmy, że teraz nie ma tych wielkich świętych. Chociaż, gdyby spojrzeć na świętych dwudziestego wieku, byli to święci, którzy uznawali swoją małość wobec Boga, zdając się na Niego całkowicie i poprzez ten fakt stawali się wielkimi świętymi. Ale to Bóg takimi ich czynił. To On ich obdarzał wielką świętością. Patrząc na nich, podziwiamy ich świętość, wielkość. Oni sami uznawali siebie za najmniejszych. Ich mocą, tą wielkością, siłą był sam Bóg.
Tak samo i my. Jesteśmy bardzo mali i możemy przed Bogiem uznać swoją małość, prosząc, by to On uświęcał nasze dusze. Bóg pragnie to czynić i pragnie napełniać świat miłością. Posługując się duszami najmniejszymi, daje im pomoc, nie pozostawia samych sobie. Daje wielkie narzędzie, broń do ręki – akt miłości. Modlitwa, która przemienia dusze, która stała się modlitwą Maryi. Dokonuje również przemian w całym Kościele. Modlitwa ta prowadzi dusze do świętości. Najwspanialsze w tym jest to, iż dusza musi uznać pokornie przed Bogiem, że jest niczym. Jest to naprawdę wspaniałe, ponieważ to uznanie tej prawdy o sobie, to przyjęcie prawdy, iż jest się niczym, prawdziwe przyjęcie, całym sercem, sprawia, że dusza bardzo szybko wzrasta w świętości. Poprzez bowiem przyjęcie tej prawdy prawie natychmiast staje w wielkiej bliskości Boga, bo zajmuje właściwą sobie pozycję. Kiedy duszy trudno jest uznać swoją małość, kiedy nie bardzo chce się przyznać, że całą sobą już nic nie potrafi, wtedy często oddala się od Boga. Kiedy jednak uznaje, kim jest naprawdę, staje w bezpośredniej bliskości Boga, staje wobec Jego potęgi, Jego wielkości, Jego nieskończoności, ale i Jego miłości. Prawda w zadziwiający sposób przyciąga duszę do Bożego Serca. Dusza odbywa drogę tak krótką i szybką, że sama jest zadziwiona, bo staje w nagości i w miejscu. Ponieważ uznaje swoją małość, to że nie potrafi się modlić, Bóg daje jej modlitwę prostą, krótką, łatwą – akt miłości. Daje jej modlitwę, która jeszcze bardziej prowadzi ją do świętości i która jednocześnie jest ratunkiem dla Kościoła, dla dusz. Dusza sama nie wpadłaby na taki pomysł, nie umiałaby takiej modlitwy ułożyć, nie wiedziałaby, która z tych znanych jej modlitw byłaby najlepszą. Dlatego Bóg daje. Gdy człowiek uznaje małość, Bóg daje.
I daje właśnie tę modlitwę – modlitwę, która poprzez wyznanie Bogu miłości jednoczy duszę z Nim. Dusza tonie w miłości Bożej, jeszcze bardziej nią napełniona wstawia się za innymi duszami w Kościele. Stąd w tym akcie miłości jest prośba o ratowanie dusz. Dla Boga najcenniejsze są dusze, oddał życie za dusze. Nawet gdyby miał umrzeć za jedną, uczyniłby to, tak samo jak za wszystkie. Zatem modlitwa o ratowanie dusz w oczach Boga jest szczególnie miłą i szczególnie chętnie wysłuchiwaną. Poprzez tę modlitwę jesteś włączany w Kościół, w modlitwę Kościoła całego. Jesteś łączony z duszami czyśćcowymi, jesteś łączony z duszami na całym świecie, jesteś włączany w ten Kościół modlący się. Łączysz się z innymi, którzy modlą się o ratowanie dusz. Łączysz się chociażby ze wszystkimi zakonami, gdzie trwa nieustanna modlitwa za dusze. Łączysz się z kapłanami, którzy sprawują Najświętszą Ofiarę w intencji dusz, które modlą się też stale za inne dusze. Łączysz się z poszczególnymi członkami Kościoła, z ich bólem, na przykład po stracie bliskich, bo modlisz się za dusze im bliskie. Ale modlisz się też i za nie, które cierpią z powodu odejścia swoich najukochańszych. Ileż dobra płynie z twojego serca, gdy ty wypowiadasz ten jakże prosty akt miłości: „Jezu, Maryjo kocham Was, ratujcie dusze”. Tym aktem miłości modlisz się za swoich bliskich, za wszystkie sprawy swoich bliskich, ponieważ ratowanie duszy to nie tylko sprawa zbawienia.
Człowiek otrzymał życie, by przez całe życie dążyć do wieczności, aby poprzez całe swoje życie, sekunda po sekundzie, dzień po dniu, rok po roku, przyjmować dar zbawienia. I cokolwiek czyni w swoim życiu, może ten dar przyjmować lub odrzucać. Kiedy ty modlisz się aktem miłości, modlisz się we wszystkich sprawach swoich bliskich, aby oni potrafili te sprawy przyjąć jako Bożą łaskę, Bożą wolę, aby potrafili znaleźć się w konkretnych wydarzeniach, aby w swoim życiu zwrócili się do Boga. I chociażby przeżywali najstraszniejsze chwile swojego życia, aby w tych chwilach potrafili znaleźć Boga, skierować się do Niego i zobaczyć Jego miłość w tych sprawach, a więc by ich dusze przyjęły zbawienie.
Zobacz, prosty akt miłości: Jezu, Maryjo kocham Was, ratujcie dusze – tym aktem miłości modlisz się za tyle osób. Modlisz się za osoby konsekrowane, które przecież szczególnie potrzebują twojej modlitwy, modlitwy całego Kościoła. Ileż oni mają pokus, ileż trudności, a szczególnie w tym świecie współczesnym, jak szatan stara się te osoby odciągnąć od Boga, od ich powołania. Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jakich przemyślnych sztuczek używa szatan, aby zamącić w sercach kapłanów, zakonników, zakonnic i innych osób, które, choć nie noszą habitów, sutann, ale są osobami konsekrowanymi, poświęconymi Bogu, jak szatan rzucił się na te dusze. To ostatnie czasy, teraz idzie wielki bój w Kościele prowadzony przez szatana za te dusze, bo on wie, że jeżeli złamie te dusze, nie będzie wiernych, nie będziesz miał gdzie pójść się pomodlić, nikt ci nie udzieli sakramentów, umrzesz .Modląc się więc tym aktem, modlisz się za te dusze. Modlisz się za dusze w czyśćcu cierpiące, za wszystkich swoich zmarłych. A rzeczywiście potrzebują oni bardzo tej modlitwy, ponieważ ich cierpienia są wielkie. Jest wiele dusz, za które się nikt nie modli, nie ma bliskich, którzy by się za nie pomodlili. Już dawno rody pozapominały o nich. Tak wiele osób odeszło od wiary, więc i dlatego się nie modlą. Ty, modląc się tym aktem, modlisz się za dusze czyśćcowe, wszystkie, szczególnie za te, za które się już nikt nie modli. W ten sposób uzyskujesz niezmierną wdzięczność tych dusz, które od tej pory modlą się za ciebie i wypraszają tobie przeróżne łaski. Możesz mieć śmiałość prosić je w różnych momentach swojego życia o wstawiennictwo i możesz mieć pewność, że one ci wyproszą potrzebne łaski, ponieważ ich wdzięczność jest ogromna. Te, które są w Niebie dzięki twojej modlitwie, nieustannie wypraszają wszystko, czego potrzebujesz, aby się zbawić. Wszystko, czego potrzebujesz każdego dnia, aby przyjmować zbawienie, aby przyjmować miłość.
Widzisz, jak ważny jest ten akt miłości i jak prosty. Modlisz się za tych, którzy wierzą i nie wierzą, za tych którzy wierzyli, a odeszli, nawet za tych, którzy świadomie odrzucają Boga, idąc na potępienie. Ale dopóki nie przekroczą bramy piekła, mają szansę na ratunek. Ty możesz ich ratować. A te czasy, to czasy, kiedy piekło napełnia się w zastraszającym tempie duszami. Po ziemi chodzą ludzie, którzy już za życia stoją u bram piekła. Potrzebują tej modlitwy. Zło tak bardzo się rozprzestrzeniło, panoszy się teraz, króluje w tak wielu sercach. To panowanie zła niesie za sobą niszczycielską siłę, która niszczy ludzkość, niszczy Ziemię. To zło nie dotyka tylko pojedynczych serc. Konsekwencją tego jest to, co się dzieje na świecie, w przyrodzie, na Ziemi i w kosmosie również. Człowiek nie rozumie, że jego grzech niszczy nie tylko jego samego. Przecież jest to sfera ducha. Oddziałuje na cały Kościół i na całą ludzkość. I to zło coraz bardziej się rozwija. I jeszcze chwila , jeśli miłości nie będzie w sercach ludzkich, zło zniszczy całą Ziemię – wszystko, całe życie na Ziemi. Jednak Bóg daje tobie broń do ręki przeciwko temu złu : akt miłości! Daje po to, żebyś ty napełniał się miłością i o tę miłość prosił dla innych dusz, o ratowanie dusz. A więc, modląc się, masz wpływ na decyzje tego świata, masz wpływ na decyzje naukowców, którzy mogą swoimi działaniami albo zniszczyć życie, albo je odbudowywać i ratować. Poprzez tę modlitwę masz wpływ na toczące się wojny, aby ludzkie serca zmieniły się i nastał pokój. Poprzez tę modlitwę masz wpływ na te kraje, które teraz przeżywają straszliwe kataklizmy, dramaty, głód, nędzę, biedę. Masz wpływ na różne serca, które, poruszone miłością, odpowiadają na potrzeby innych. Masz wpływ na tak wiele. Nie trzeba daleko sięgać. Spójrz na swój kraj, na sytuację, jak wiele osób cierpi, jak cierpi cały kraj. A jaka przyszłość czeka Polskę? Czy widzisz te znaki, czy odczytujesz te znaki, czy widzisz to zło, które już nie czuje żadnej granicy i jest w stanie podnieść rękę na każdego? Tą modlitwą możesz wpłynąć również na losy swojego kraju. Możesz sprawić, że to, co planują niektóre osoby, nie zostanie zrealizowane.
I miłość zwycięży zło. Swoją modlitwą możesz dotykać serc tych, od których zależą losy Kościoła. Jakże wielu dostojników kościelnych potrzebuje tej modlitwy, aby w ich sercach zwyciężyła miłość, są przecież ludźmi. A zło również i do nich ma dostęp, i szczególnie ich atakuje. Tą modlitwą módl się szczególnie za papieża, ponieważ szatan czuje się bezkarny i również na niego podnosi swoją rękę, a to, co zaplanował, może wstrząsnąć całym Kościołem. Jednak ty swoją modlitwą możesz utworzyć tarczę chroniącą papieża, kapłanów, wiernych, Kościół.
Zatem widzisz, że ta jedna, mała, krótka modlitwa, tak prosta, tak łatwa ma tak wielką moc daną jej przez Boga, tak wielką siłę, wielkie znaczenie. Współcześnie, teraz, w tych czasach dana jest nam, duszom najmniejszym, z tą nadzieją, że bardzo szybko rozrośnie się liczba dusz najmniejszych, które będą silne tym aktem i w ten sposób będą uczestniczyć w Bożym zwycięstwie nad szatanem. I chociaż są to dusze najmniejsze, które nie są mocarzami, wielkimi świętymi, męczennikami za wiarę, ponieważ są najmniejsi, to mocą daną od Boga, z Jego łaską, błogosławieństwem, Jego miłością, zwyciężą, ochronią Kościół, który odrodzi się. Odrodzi go miłość. Jednak, aby jak najwięcej dusz w tym odrodzeniu mogło wziąć udział, ty musisz się cały zaangażować, żeby nie było tych, którzy polegną. By jak najmniej było takich dusz. Dlatego dzisiaj tobie Jezus daje do ręki tę broń, tę modlitwę. Nie narzucając, tylko prosząc, módl się. A ta modlitwa uczyni ciebie szczęśliwym, twoją duszę przemieni, ale przemieni też oblicze całego świata. Tylko zaufaj. Bóg nie chce nic więcej. „Tylko Mnie kochaj i módl się. Trwaj przy Mnie. Ja zwyciężę świat, Ja wszystkiego dokonam. Ty jesteś małą duszą, maleńką, ale możesz Mi w tym pomóc. Pragnę tylko miłości”.
Dajmy dziś Bogu odpowiedź na tę prośbę. Tak jak potrafimy, jak małe dzieci, nie jak dorośli – pamiętajmy.