79. Wiara kobiety kananejskiej (Mt 15,21-28)
Potem Jezus odszedł stamtąd i podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych okolic, wołała: «Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha». Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: «Odpraw ją, bo krzyczy za nami!» Lecz On odpowiedział: «Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela». A ona przyszła, upadła przed Nim i prosiła: «Panie, dopomóż mi!» On jednak odparł: «Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom a rzucić psom». A ona odrzekła: «Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów». Wtedy Jezus jej odpowiedział: «O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» Od tej chwili jej córka była zdrowa.
Komentarz: Fragment ten jest głęboką nauką o ufności, wierze i miłości. Przeanalizujmy go wspólnie, a potem niech każdy z nas przyjmie do siebie to, co go szczególnie w tym rozważaniu poruszy. Bowiem to właśnie dotyczyć będzie konkretnie jego duszy.
Za Jezusem wołała pewna kobieta. Nie była Żydówką, lecz poganką. Miała córeczkę dręczoną przez nieczystego ducha. Słyszała o Jezusie, o Jego cudach, między innymi o tym, że wypędza złe duchy z ludzi. W jej serce wstąpiła nadzieja. Do tej pory próbowała różnych sposobów, by pomóc córce – jednak bez rezultatów. Cierpiała bardzo, widząc swoje dziecko w coraz gorszym stanie. Niestety, praktyki okultystyczne w dawnych czasach u pogan były częstym zjawiskiem. A i Żydzi niekiedy się im oddawali. Stąd tak dużo opętanych.
Nie oznacza to, że współcześnie nie ma tego problemu. Szatan dostosowuje swoje metody działania do wieku, kultury, cywilizacji. Dlatego i dzisiaj jest wiele opętań. Często uważa się je za choroby psychiczne. Spowodowanych jest też nimi dużo uzależnień. Współczesny człowiek daje szatanowi szerokie pole do działania. Powróćmy jednak do rozważanego fragmentu.
Kobieta była zdesperowana. Uznała, że Jezus jest ostatnią deską ratunku. Jeżeli On jej dziecka nie uzdrowi, to nikt już tego nie będzie potrafił uczynić. Córeczka męczyć się będzie dalej, może nawet umrzeć z powodu tego, co z nią wyczynia szatan. Matka wołała więc głośno i rozpaczliwie. Wydawało się, że Jezus nie reaguje. Ona natomiast krzyczała i błagała jeszcze bardziej. Uczniowie myśląc, że ich Nauczyciel nie chce jej pomóc, podpowiadali, by ją odprawił. Rozpaczliwy krzyk bardzo niepokoił ich dusze. Jezus, nawiązując do dawniejszych proroków, stwierdził, że jest „posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”. W tych słowach po raz kolejny objawia siebie jako zapowiadanego Mesjasza, który miał wybawić naród wybrany. Jednak nie odmówił kobiecie wprost. Nie odsunął jej od siebie. Ona zaś w Jego spojrzeniu i głosie wyczuła łagodność oraz pewnego rodzaju przyzwolenie. Powodowana rozpaczą rzuciła się więc do Jego stóp i dalej błagała o pomoc. Jezus widział od początku jej wiarę. Widział też zdesperowanie, ból i rozpacz. Wypowiedział jednak ostre słowa, a reakcja kobiety miała być pewnego rodzaju nauką dla słuchających. Jezus jest przecież Bogiem, znał więc jej myśli i to, co odpowie. Kiedy odezwał się, mówił z wielką łagodnością i miłością, co wręcz dziwiło słuchaczy ze względu na treść wypowiedzi: „Nie dobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom”. Wielu z nas na taką odpowiedź na pewno by się obruszyło. Uważalibyśmy ją za upokarzającą, poniżającą oraz, oczywiście, odmowną. Jednak kobieta była bardzo pokorna. Przyjęła wszystko, co powiedział Jezus do niej i niejako o niej. Nie wynosiła się i nie pyszniła, nie obruszyła, ani nie obraziła. W Jego głosie wyczuła miłość. Dostrzegła łagodny wzrok. Dlatego bez namysłu, z nadzieją w sercu odpowiedziała: „Tak Panie, lecz i szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów”. Co za wiara i ufność! Jaka pokora! Święta „natarczywość” i upór. Jezus spojrzał na swoich uczniów i inne osoby. Chciał, by słowa kobiety zapadły im głęboko w serce. Aby zobaczyli jej postawę wielkiej pokory i ufności. Po chwili odparł z miłością i uśmiechem: „O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz”. Możemy sobie jedynie wyobrazić ogromną radość i szczęście kobiety. Z jej oczu popłynęły łzy. Pochyliła się do stóp Jezusa i dziękowała. Duszę zalała wielka fala wdzięczności. Choć była poganką, pokochała Jezusa. Niewiele wiedziała o zapowiedzianym Mesjaszu, o jedynym Bogu – Bogu Izraela, ale jej serce przylgnęło od razu do Niego i wyznało miłość.
Po raz kolejny widać, że wiara i pokora zostały nagrodzone, że zatriumfowała miłość, która zwyciężyła zło – w tym przypadku – opętanie przez złego ducha. Ale oprócz spełnienia prośby, Jezus dokonał jeszcze czegoś innego – równie istotnego, czegoś co zazwyczaj ma miejsce w takich wypadkach – dotknął swoją miłością serce człowieka. On nie tylko pomógł córce kobiety. Przemienił ją samą. Dał jej siebie, swoją miłość, łagodność. W niej zaś oprócz szczęścia z powodu uzdrowienia dziecka, zrodziła się miłość do Jezusa. Miłość, która pomaga człowiekowi iść przez życie pomimo trudności, która daje ufność i nadzieję, sprawia, że podejmuje on szereg wyzwań odważnie, bo serce jego jest mężne Bogiem i Jego miłością. Czyni wszystko z radością, która płynie z poczucia szczęścia. Od tej chwili kobieta ta przestała być poganką. Uwierzyła w Jezusa i tę wiarę przekazała swej córce. I chociaż nadal niewiele wiedziała o tym, kim jest Bóg Izraela, choć była prostą osobą, to wiara, jaka zrodziła się w sercu dzięki niepojętej łasce Jezusa, zakorzeniła się w niej. Miłość, która ją dotknęła, od tej pory była w niej, a ona zaczęła nią żyć – na swój sposób, tak jak umiała – prosto i zwyczajnie. Prostota tej kobiety w przyjmowaniu miłości Jezusa jest ujmująca. Niejeden wierzący mógłby się od tej poganki uczyć.
Zwracamy dziś po raz kolejny uwagę na potrzebę ufności i wiary podczas modlitwy prośby, konieczność uniżenia się i przyjęcia z nadzieją nawet kolejnych sytuacji, które wydają się zaprzeczać temu, o co prosimy; na upór, a wręcz natarczywość modlitwy. I chociaż początkowo wydawać się nam będzie, że Jezus mówi: „Nie dobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom”, z pokorą i gorącym sercem prośmy dalej. Zwróćmy Mu uwagę na szczenięta karmiące się tym, co spadnie ze stołu. Dostrzeżmy w tych okruchach owe drobne dowody wielkiej Bożej miłości i miłosierdzia. Wyraźmy swoją ufność w Jego dobroć. Okażmy wdzięczność za każdy okruszek tej dobroci. Pokażmy Jezusowi, że zadowolimy się najmniejszym przejawem Jego miłości, byle pochodził z Jego stołu. Starajmy się wykrzesać w sobie tak wielką ufność i wiarę, jaką przejawiła kobieta w rozważanym fragmencie Ewangelii. Gdy to uczynimy, doświadczymy wszechogarniającej Boskiej miłości. Bowiem Jezus pokochał wszystkich ludzi i traktuje nas jak swoje dzieci. Jego miłość podnosi do tej godności – dzieci Boga. Gdy będziemy prosić o najdrobniejszy okruszek, ale tak, jak ta kobieta, otrzymamy wszystko – miłość Boga, która uzdrawia, obmywa, oczyszcza, przemienia. Dostaniemy więc więcej, niż się spodziewaliśmy, niż prosiliśmy w pokornym uniżeniu.
Rozważajmy ten fragment. Niech nasze serca poruszone wiarą, ufnością i wielką pokorą niewiasty, zapragną tego samego – okruchów ze stołu Pańskiego. A w każdych, nawet tych najmniejszych, jest cały Bóg. I to jest cudem największym i niepojętym. Módlmy się o taką wiarę i pokorę. Aby miłość w słowach Jezusa i w Jego wzroku przeniknęła nas, dotknęła i przemieniła serce. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.