81. Drugie rozmnożenie chleba (Mt 15,32-39)
Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: «Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze». Na to rzekli Mu uczniowie: «Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba żeby nakarmić takie mnóstwo?» Jezus zapytał ich: «Ile macie chlebów?» Odpowiedzieli: «Siedem i parę rybek». Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów. Tych zaś, którzy jedli, było cztery tysiące mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci. Potem odprawił tłumy, wsiadł do łodzi i przybył w granice Magedan.
Komentarz: Zawsze podążajmy za głosem Jezusa. Nieustannie trwajmy przy Nim, chociażby to oznaczało trud i niewygodę. Wpatrujmy się w Jego czyny. Pozostawmy wszystko, a idźmy za Nim.
Tak czynili biedni, prości ludzie. Głód Chrystusa był tak ogromny, że nie liczyło się nic innego. Potrafili przez trzy dni przebywać z dala od domów, by móc patrzeć, słuchać, doświadczać. Chociaż fragment ten mówi głównie o rozmnożeniu chleba, a tylko na marginesie wspomina o tłumach trwających przy Jezusie bez jedzenia, zwróćmy uwagę właśnie na tę postawę.
Zanim jednak dojdziemy do sedna sprawy, musimy przypomnieć, że ówcześni Żydzi oraz inne narodowości z nimi żyjące spragnieni byli miłości, zrozumienia, współczucia. Ich życie, jak już mówiliśmy wcześniej, nie było takie jak nasze i inne kształtowało postawy. Wiara w Boga była sprawą powszechną, powiedzieć można – naturalną. Do Niego odwoływano się w różnych sytuacjach. Nie zawsze była to głęboka wiara, często opierała się po prostu na tradycji. Nie u każdego wiązała się z nią głęboka świadomość rzeczywistości ducha. Jednak doświadczając różnych trosk, ludzie tęsknili za dobrem, miłością, pokojem, za polepszeniem swojego bytu. Nie mieli dużych wymagań. Żyli biednie, więc skromne były ich pragnienia. W sercach Bóg zaszczepił im tęsknotę za sobą, głód Boga.
Wiedzmy, że każdy człowiek takie znamię otrzymał i odczuwa w swym życiu – czasem bardziej, czasem mniej – tęsknotę za czymś transcendentnym. Pragnienie doświadczenia czegoś niepoznawalnego – właśnie Boga – pojawia się w każdym sercu i wyraża w różny sposób. Nie zawsze człowiek uświadamia to sobie. Ale gdy ktoś umiejętnie uderzy w struny duszy ludzkiej, może obudzić uśpione pragnienia, ożywić tęsknoty, sprawić, że człowiek zacznie żyć bardziej świadomie i zastanawiać się nad sobą, życiem, wiecznością. Jezus, który przecież sam był Bogiem, właśnie to czynił – poprzez zajęcie się życiem tamtych ludzi, ich problemami, poruszając bliskie im tematy. A przede wszystkim – kochając. Jego miłość nie była zwykłą, ludzką. Była miłością doskonałą, rzeczywistością ducha. Oni czuli ją – w słowach, spojrzeniu i czynach Jezusa. Ta miłość budziła w nich głód czegoś więcej poza sferą materialną. Uzdrawiając to, co doczesne, kierowała ich spojrzenie na to, co wieczne, Boskie, doskonałe. Dusze pragnęły tego. W tych zwykłych, prostych, biednych ludziach budziła się miłość i potrzeba życia z Bogiem. Często pierwszy raz doświadczali zgłębienia swej wiary, relacji z Panem. Nie do końca może sobie to uświadamiali, ale tęskniąc, niejako już intuicyjnie wyczuwali, że Jezus może zaspokoić ich pragnienia.
Dzisiejsi ludzie mają te same potrzeby. Bóg również w nich zaszczepił pragnienie zbliżenia się do Niego i Jego tajemnicy. Ale współczesny człowiek żyje w innych warunkach, które kształtują całą jego osobę. Można by sądzić, że ma ułatwione zadanie. Tyle lat chrześcijaństwa, taki dorobek kultury, bogactwo pism i dokumentów pozostawionych po myślicielach chrześcijańskich, niezliczona liczba świętych, a więc i wzorów do naśladowania. Nic tylko czerpać, kształtować się, rozwijać i podążać w głąb ducha. I tutaj okazuje się, że wcale tak nie jest. Bowiem rzeczywistość życia Kościoła – to jedno, a cywilizacja – drugie.
Nastąpił rozdział pomiędzy rozwojem cywilizacyjnym, a kulturą duchową, chrześcijańską. Początkowo to Kościół był bazą, na której wprowadzano kolejne narody do cywilizowanego świata. Kultura, obyczaje, gospodarka – wszystko opierało się na chrześcijaństwie. Europa ma korzenie chrześcijańskie. Rozwój handlu, nauki, odbywał się dzięki Kościołowi. Niestety, nastąpiło zerwanie tych więzów. Odrzucenie przykazań, wiary, prymatu Kościoła w państwie, sprawiło, że zaczęto coraz bardziej odchodzić od religii. I tak jak wcześniej była ona życiem chrześcijan, teraz stała się jedynie jego marginesem, sprawą czysto prywatną, zepchniętą gdzieś głęboko. Człowiek zwrócił swój wzrok ku ziemi zamiast ku Niebu i wytyczył sobie inne cele. Przestał dążyć do doskonałego, niepojętego, a zapragnął tego, co materialne, co proponuje świat. Kultura świecka zaczęła kształtować jego postawy, poglądy, charakter, sposób bycia, ubierania się, styl życia, dążenia, cele, wartości.
Jednak to, co pozbawione Boga, nie daje poczucia spełnienia, nie zapewnia prawdziwego pokoju. Człowiek ma wewnętrzną potrzebę życia duchowego. Ale oszukuje się go, przekonując, iż pragnienia i cele mogą być inne i już tu, na ziemi, zaspokojone i zrealizowane. Zatem współczesny człowiek żyje niczym mumia – owinięty mnóstwem poglądów, celów, dążeń, wartości (które nie powinny tej nazwy nosić). Jest bombardowany wielością bodźców, które nie dają mu chwili wytchnienia, by mógł się nad tym wszystkim zastanowić. Znamię Boskości, pragnienie i tęsknota za Bogiem, są stłamszone, zepchnięte w zupełne zakamarki duszy, gdzie mało kto zagląda. Przychodzą jednak chwile, gdy pragnienie czegoś więcej, czegoś niepojętego i ponadmaterialnego, duchowego, dochodzi do głosu. To miłość Boża sprawia, że człowiek chociaż na chwilę przystaje i zastanawia się nad sensem i celem życia. Niestety, przytłoczony ciężarem, jaki na niego narzuca tzw. cywilizowany świat, niedługo szuka zaspokojenia tego pojawiającego się w nim głodu Boga. Nie potrafi, tak jak ludzie za czasów Jezusa, iść za Nim, by zaspokoić swe pragnienie prawdziwej miłości, bo po drodze napotyka tyle propozycji, które kłamstwem i oszustwem zawracają go z tej drogi. I chociaż współczesny człowiek ma lepsze warunki do życia i rozwoju, okazuje się, że są one większą przeszkodą w nawróceniu i przyjęciu czystej Boskiej miłości. Dlatego świat, któremu wydaje się, że się doskonali i rozwija, tak naprawdę karłowacieje i popada w pogaństwo, schodząc coraz bliżej piekła. Wyraz temu dają wszelkie organizacje, stowarzyszenia, sekty, dewiacje, prawo do zabijania słabszych, tych, którzy nie mogą się bronić, brak tolerancji dla Kościoła, uniemożliwianie wypełniania swych praktyk religijnych, prześladowania katolików i wiele innych. Również zniszczenia w przyrodzie są tego wyrazem. Ptak swego gniazda nie kala, a człowiek niszczy ziemię, na której żyje.
Zwróćmy uwagę na to, czy my przypadkiem nie żyjemy w większej nędzy, niż ci, którzy chodzili za Jezusem. Bowiem oni, usłyszawszy Go, poszli za Jego wezwaniem. Obudził się w nich głód Boga i zapragnęli go zaspokoić. My zaś, choć słyszymy tak często słowa Jezusa, znamy tak liczne objawienia na całym świecie, mamy tyle znaków z nieba, nadal nie odczuwamy pragnienia Boga. To przykre, smutne, a przede wszystkim straszne. Człowiek, którego organizm nie odczuwa głodu i pragnienia, umrze, bo nie będzie on dostarczał mu potrzebnej do życia energii. Jeśli nie damy dojść do głosu temu wewnętrznemu głodowi Boga, pomrzemy, gdyż to On daje nam życie, podtrzymuje je, odnawia i czyni coraz lepszym. Pójdźmy za Jezusem. Pozwólmy, by odezwało się w nas to, czym Stwórca naznaczył nasze wnętrze. Nie dopuśćmy, by świat zabrał nam tę cenną rzecz – pragnienie Boga. Jeśli je utracimy, szatan dokona reszty.
Niech Bóg błogosławi nas na czas odnajdywania w sobie tęsknoty za Nim. Niech umacnia nas swym Duchem, abyśmy mieli odwagę i siły pójść za tym pragnieniem. Byśmy pozwolili Jezusowi dokonać cudownego rozmnożenia Bożego życia i nakarmienia nas nim.