81. Znaki zapowiadające zburzenie Jerozolimy (Mk 13,14-23)
A gdy ujrzycie ohydę spustoszenia, zalegającą tam, gdzie być nie powinna – kto czyta, niech rozumie – wtedy ci, którzy będą w Judei, niech uciekają w góry. Kto będzie na dachu, niech nie schodzi i nie wchodzi do domu, żeby coś zabrać. A kto będzie na polu, niech nie wraca, żeby wziąć swój płaszcz. Biada zaś brzemiennym i karmiącym w owe dni. A módlcie się, żeby to nie przypadło w zimie. Albowiem dni owe będą czasem ucisku, jakiego nie było od początku stworzenia Bożego aż dotąd i nigdy nie będzie. I gdyby Pan nie skrócił owych dni, nikt by nie ocalał. Ale skróci te dni z powodu wybranych, których sobie obrał. I wtedy jeśliby wam kto powiedział: Oto tu jest Mesjasz, oto tam: nie wierzcie. Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i czynić będą znaki i cuda, żeby wprowadzić w błąd, jeśli to możliwe, wybranych. Wy przeto uważajcie! Wszystko wam przepowiedziałem.
Komentarz: Słowa zapowiadające wydarzenia trudne, niepokojące, wręcz straszne zawsze budzą w sercach zainteresowanie – nie do końca właściwe. Ludzie szukają sensacji, oczekują zjawisk widocznych zewnętrznie, a nie zagłębiają się w wymowę ich duchowego znaczenia. Próbują łączyć je z konkretnymi sytuacjami, nie zdając sobie sprawy, iż kilka słów Boga ujmuje nieraz całe wieki. I nawet to, co – według ludzi – już się wydarzyło, może jeszcze powrócić.
Jezus nie określił kiedy to wszystko będzie się dokonywać. Postarajmy się zatem, bez niepokoju, zagłębić w rozważanie o czasach ostatecznych. Takimi są te obecne. Podkreślmy jednak raz jeszcze – nie należy myśleć o tym według ludzkich kategorii pojmowania czasu. Nie ograniczajmy się do lat dwudziestu czy nawet stu. Pozwólmy, iż Bóg sam ustali ten czas. I tak nie przewidzą go żadne ludzkie dociekania.
Dzisiejszy fragment Ewangelii dotyczy również świata ducha. W jego rzeczywistości dokonuje się o wiele więcej niż widzimy i czujemy. Walka duchowa odzwierciedla się w świecie materialnym. Jednak jej istotę można poznać tylko duchem. Dlatego ludzkość nie dostrzega głębi wielu spraw, które przeżywa świat. Jezus zapowiadając te trudne wydarzenia, widział pełen obraz przenikania się obu rzeczywistości. I używając prostych słów, by być zrozumiałym, mówił o sprawach ducha.
Tak właśnie należy próbować zrozumieć dzisiejszy fragment. Mówimy – próbować, ponieważ umysł ludzki nie jest w stanie w pełni pojąć, ogarnąć i dobrze go zinterpretować. Tym bardziej gdy człowiek nie żyje sprawami ducha, nie zagłębia się w jego wymiar, nie nawiązuje bliskiej relacji z Bogiem. Jeśli jego serce przywiązane jest do materii, zapowiedzi Jezusa będzie odnosił do dóbr doczesnych. My jednak jesteśmy duszami najmniejszymi; tymi, którzy zdają się całkowicie na Boga, pragną zniknąć, by On mógł żyć w nas. Uświadamiamy sobie własną słabość. Dlatego Bóg – z racji naszego uniżenia i zdania się na Niego – udziela nam szczególnie tej łaski zagłębiania się w wymiar duchowej rzeczywistości. Toteż mówić będzie teraz do nas, jak do dusz żyjących już w tej sferze Boskiej.
Jezus zapowiada „(…)ohydę spustoszenia, zalegającą tam, gdzie być nie powinna(…)”. Czymże jest ta ohyda? To wydarzenia, które obejmą Kościół i świadczyć będą o tym, iż tworzą go ludzie – istoty słabe, grzeszne, upadające. Wielu popadnie w przerażenie z powodu swej wielkiej pychy, bezczelności i dopuszczania się świętokradztwa. Inni natomiast jeszcze bardziej się w tej pysze utwierdzą. Szatan, wdzierając się w ludzkie dusze, będzie chciał poprzez nie sięgnąć nieba i je zbezcześcić; dotknąć Świętego. Zarozumiałość Złego objawi się w całej pełni. To stanie się powodem załamania wielu serc i ich odejścia z Kościoła. Mylnie bowiem utożsamiać będą jego świętość ze świętością dusz w nim posługujących. A przecież świętość Kościoła płynie z ran Jezusa, z Jego krzyża, zdrojów miłosiernych i Najświętszego Serca. Jezus jest świętością Kościoła! Jezus, Eucharystia! To jest Serce Kościoła! To jego życie! Kapłani, jak i wierni, są tylko ludźmi – słabymi, grzesznymi. Wprawdzie powołanymi do świętości, ale sami z siebie będącymi tylko grzechem. Stają się święci świętością samego Boga obecnego w Kościele. Dlatego tak ważne jest, by nie odrywać wzroku od Jezusa; nie patrzeć na ludzi, lecz na Boga. Czym karmią się teraz nasze oczy, to potem będzie odzwierciedlać dusza. Nieustannie wpatrujmy się więc w Ukrzyżowanego. Niech Jego obraz stale będzie w naszych sercach. Tylko Nim się zajmujmy, a uobecniać się będą w nas Boże przymioty. Jeśli natomiast interesować się będziemy ludźmi, ich grzeszność stawać się będzie również naszym udziałem. To zależności, których trzeba być świadomym. Tylko trwanie w Świętym, będzie obroną przed ohydą spustoszenia. Ono uchroni nasze serca. Choć będą strwożone, mając mocną podstawę, nie ugną się i nie załamią.
Ważne jest również, byśmy w tych czasach nie wracali do starego, nie oglądali się za siebie. Obraliśmy drogę miłości jako swoją drogę duchową. Jesteśmy już na pewnym etapie – jedni dalej, inni jeszcze na początku. Jednak wszyscy już nią kroczymy. Nie traćmy teraz czasu na rozglądanie się i poszukiwanie jeszcze innych dróg. Zaufajmy, że to Bóg w swoim miłosierdziu, wiedząc ile jeszcze czasu pozostało, skierował nas właśnie na tę drogę dla najmniejszych. Na niej On sam dokonuje wszystkiego, a czyni to najlepiej i najszybciej. Nie rozdrabniajmy się, zajmując czymś, co przychodzi do nas z zewnątrz, choćby wydawało się, iż może wzbogacić to naszą duchowość. To szatan podsuwa nam różnorodności, bo wie, że jeśli chwyta się ich nasze serce, cofamy się, nie idąc żadną z konkretnych dróg. Stajemy na rozstaju i w końcu bezradnie opuszczamy ręce, nie wiedząc co dalej. Zamiast podążać naprzód, stoimy, wahamy się, rozmyślamy i tracimy cenny czas. O to właśnie chodzi szatanowi. On nie będzie nas jawnie odciągał od Kościoła i od obranej drogi duchowej. Będzie działał subtelnie, skrycie. Pod płaszczykiem piękna innej duchowości, budzić będzie w sercach rozterki. Zainteresuje nas na przykład innymi rekolekcjami, jakąś pielgrzymką, spotkaniem. Wszystko to przecież piękne i uduchowione, mające miejsce w Kościele. Jednak będzie zawracało nas z raz obranej drogi. Wracając, znowu wejdziemy na etap wstępny. A na to już nie ma czasu! Jeśli będziemy się wahać i zastanawiać, nieprzygotowani, zaskoczeni zostaniemy owymi dniami, które „(…) będą czasem ucisku, jakiego nie było od początku stworzenia Bożego aż dotąd”. A one stają się na naszych oczach! One już są, tylko my tego nie widzimy!
Dusze zaś zaskoczone drżeć będą z trwogi, upadać, odchodzić od zmysłów. Ulegną zgorszeniu, załamią się. Tylko ci, którzy trwać będą przy swoim Bogu, wytrwają. Wszyscy inni – nawet jeśli nie załamią ich wydarzenia – ulegną fałszywym prorokom, złudnym mesjaszom, którzy mocą szatańską czynić będą różne znaki. Dusze te szukając schronienia, wpadną w sidła, pajęczą sieć zastawioną przez szpony Złego. Wszystko to przepowiedział nam Jezus. Wszystko stało się wiadome, choć jeszcze zakryte. Ale wkrótce stanie się jawnym.
Bóg przygotowuje nas do tego. Przestrzega przed złem. Wprowadza na swoją drogę. Niech nikt nie mówi, że nie był świadomym tego, co się ma wydarzyć. Niech Bóg błogosławi nas, swoje dusze najmniejsze. Niech Duch Święty poprowadzi nasze serca, by z wielką otwartością przyjęły dzisiejsze rozważanie.