81. Radość apostoła (Łk 10,17-20)
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością mówiąc: „Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają”. Wtedy rzekł do nich: „Widziałem szatana, spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie”.
Komentarz: „Jednak nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie.” W tym fragmencie Ewangelii Jezus wypowiada słowa również do nas. Mówi je do swoich siedemdziesięciu dwóch, których wcześniej rozesłał, ale i do nas, których w dzisiejszych czasach powołuje i posyła. Jezus obdarzył uczniów władzą nad duchami nieczystym i dał im możliwość uzdrawiania z nieuleczalnych chorób. Posługując się imieniem Jezus, czynili cuda. Dzisiaj nam Jezus daje bardzo dużo. Doświadczamy Jego wielkiej łaski, otrzymujemy liczne dary. Naszym udziałem staje się Boskie prowadzenie wspólnoty i szczególna opieka Maryi. Często zachwycamy się tymi darami, otwieramy ze zdziwienia oczy. Dobrze, że dostrzegamy działanie Boże. Jednak zwracajmy uwagę na fakt, iż nie chodzi tutaj o fascynację darami, cudami, znakami. One jedynie pomagają nam wkraczać na drogę świętości. One utwierdzają nas w wierze, wzmagają naszą ufność, lecz nie są celem samym w sobie. Dlatego należy w nich uwielbić Boga i na Bogu skupić swoją uwagę.
Jezus zwraca naszą uwagę na rzecz najważniejszą dla każdej duszy. Mianowicie: „wasze imiona zapisane są w niebie”. Zatrzymajmy się chwilę nad tym stwierdzeniem. Co może oznaczać dla nas, żyjących współcześnie? Jezus przekazuje nam bardzo ważną prawdę, którą powinniśmy żyć. Powinna ona być powodem naszej radości i pokoju serca. Ten pokój płynąć powinien z wiedzy, iż Jezus już przygotował nam miejsce w niebie. Nie dość na tym – Jezus nasze imiona już zapisał w niebie. On stworzył nas dla nieba. Stworzył dusze, które według Jego zamysłu, według woli kierowanej miłością, będą świętymi. Dla nas, dusz specjalnie powołanych i wybranych, przygotował miejsce. On również nas do tego miejsca prowadzi. Chce jednak, abyśmy sobie dobrze zdawali sprawę z wagi tego faktu. Bóg stworzył nas dla siebie, po to, by obdarzać nas nieustannie bezmiarem swojej miłości. Z ogromu tej miłości wydał na męczeńską śmierć swego Syna, by nas usynowić. Jego życie za życie wszystkich ludzi. On to życie nam ofiarował zupełnie za darmo, nie żądając w zamian niczego. To jednak nie wystarczyło, bo człowiek z powodu swojej ułomności, słabości, skażenia grzechem nie potrafi zrozumieć znaczenia tego wydarzenia, pojąć wartości daru, a w związku z tym, przyjąć zbawienia. Jest to dramatem człowieka. Ma w zasięgu ręki szczęście wieczne, ale nie rozumie tego i nie przyjmuje. Często nie robi nic, by chociażby wyciągnąć dłoń i o ten dar poprosić.
Dlatego Bóg czyni różne rzeczy, aby człowiek się nawrócił, aby zrozumiał swoje życie, aby zobaczył, iż, samo w sobie, życie na ziemi nie przynosi trwałego szczęścia. Wręcz odwrotnie, niesie często smutek, choroby, zabieganie, zmęczenie. Bóg podejmuje różne działania, by ukazać człowiekowi swoją miłość. By objawić swoje oblicze Boga Stwórcy zakochanego w swoim stworzeniu; Boga, który troszczy się o nie, opiekuje się nim i który już na początku przygotował dla niego wieczną szczęśliwość. Bóg stworzył niebo dla nas. Oczywiście stworzył je dla wielu, wielu dusz, ale każdą duszę traktuje indywidualnie i kiedy powołuje na drogę doskonałości, przemawia do niej tak, jakby była jedyną na świecie. Jakby była najukochańszą, najbardziej umiłowaną, wybraną spośród wielu. Wypełniony miłością, będący po prostu nią samą, pragnie, by i dusze zostały w nią przemienione, bowiem On wie, że tylko wtedy będą prawdziwie szczęśliwe. Źródło każdej duszy jest w Bogu, w miłości.
Obrazowo mówiąc, Bóg każdą duszę niejako uczynił z miłości, którą sam jest. Wziął cząstkę siebie, nadał kształt twojej duszy i tchnął w nią życie. Tak zostałeś poczęty w łonie Boga. Skoro zaś twój początek jest w Bogu, skoro twoja pierwotna substancja to miłość, zatem powrót do pierwotnego stanu, do źródła swego istnienia, jest jednocześnie powrotem do Boga, do doskonałej miłości; jest zjednoczeniem się z tą miłością, ponownym połączeniem z Bogiem. Powinno to być celem, dążeniem każdej duszy, bowiem tylko w tym jest jej szczęście. Zjednoczenie z Bogiem, scalenie duszy z Duchem, od którego wyszła, połączenie z Nim na zawsze, ponowne przeobrażenie w Niego jest najwyższym szczęściem duszy.
Bóg pragnie powrotu wszystkich dusz do swego łona. Pragnie, by wszystkie ponownie stały się Nim w Nim. W swoim Sercu ma wypisane wszystkie imiona, wszystkich dusz, które kiedykolwiek żyły, żyją i będą żyć na ziemi. Wyłaniając kolejną duszę ze swoich wnętrzności, niejako pozostawia jej zarys w sobie. To przygotowane miejsce na jej powrót. Jeśli dusza po śmierci nie wraca, ta cząstka Boga staje się Jego raną po utraconej duszy. Bóg cierpi, bo ta, która wyszła z jego wnętrza, która jest Jego częścią, która jest Jego miłością w podwójnym znaczeniu – bo ją kocha, bo zrodzona została z Niego, który jest miłością – swoją nieobecnością pozostawia pustkę. Bóg tęskni za duszą umiłowaną. Bóg cierpi, wiedząc, jakie ona znosi cierpienia. Jednocześnie Boża mądrość sprawiedliwości każe Mu pozostawić ją tam, gdzie sobie sama wybrała miejsce. Boża mądrość miłości każe Mu nie naruszać jej wolnej woli, nie pogwałcać jej. Bóg szanuje decyzję człowieka i wolność, jaką sam mu dał. Czyni to z miłości niepojętej; miłości, która nigdy nie zniewala.
Zatem spójrzmy na niebo jako na wnętrze Boga, w którym jest nasze miejsce. Spójrzmy na nie jako na korzeń, z którego wyrośliśmy. Jako na źródło, z którego wyszliśmy. Jako na Ducha, którego cząstkę w sobie posiadamy i pragniemy z powrotem powrócić, by jednoczyć się swoją duszą z duchem Boga, zupełnie się w Niego wtapiając, zlewając się z Nim, przemieniając się w Niego, by całe nasze jestestwo stało się substancjalnie ponownie Bogiem. Mimo że nadal będziemy duszami o zaznaczonej odrębności, ale zjednoczonymi ze Stwórcą na stałe. W Nim żyć będziemy, chodzić, poruszać się, kochać Jego miłością, nią oddychać, ją dawać i przyjmować.
Niech Bóg błogosławi nas. Módlmy się, byśmy sercem odkryli i pojęli tę wspaniałą prawdę, iż nasze imiona są zapisane w niebie! Niech poprowadzi nas Duch Święty.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?