85. Pierwsza zapowiedź męki i zmartwychwstania (Mt 16,21-23)
Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki».
Komentarz: Ten fragment bardzo wyraźnie ukazuje typowe ludzkie myślenie. Rozważmy go w odniesieniu do siebie, gdyż pod tym względem jesteśmy podobni do Piotra.
Piotr prostym człowiekiem. Kochał więc Jezusa miłością na swoją miarę – prostą i szczerą. Choć wybrany później na głowę Kościoła, teraz nie potrafił wyjść poza sposób myślenia całkowicie ludzki, przyziemny. Patrzył przez pryzmat swego doświadczenia, pojmował prostym, niewykształconym umysłem. Trudno dziwić się jemu, skoro nawet ci, którzy, wydawać by się mogło, byli szczególnie powołani do odczytywania znaków czasu, w Jezusie nie rozpoznali Mesjasza.
Prześledźmy po kolei słowo po słowie. „Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Uczniowie do tej pory, słuchając Jego nauki, żyli myślą o nowym królestwie, w którym panować będzie Jezus – Król; gdzie będzie dostatek, wzajemna miłość, a ludzie nie będą chorować, bo On wszystkich uzdrowi. Był to ich sposób pojmowania Mesjasza i Jego roli, sposób patrzenia na Jezusa. To, czego dokonywał, dawało im podstawy, by tak sądzić. Przecież chodził od miasta do miasta, od wsi do wsi i nauczał o miłości, uzdrawiał wszystkich, mówił o sobie jako kimś, kto ma władzę. Ludzie dzielili się z Nim swymi dobrami. Życie wydawało im się teraz tak łatwe, pozbawione większych trosk. Nic nie zapowiadało zmian. A naraz Jezus zaczyna mówić o cierpieniu, a więc o czymś, przed czym ludzka natura się wzdraga, broni, ucieka. W dodatku nie do pojęcia wydawało się, żeby ten, który ma taką władzę nad duchami nieczystymi, mógł kiedyś popaść w niedolę. Przecież z Niego ta moc wychodzi i robi wrażenie na wszystkich. Któż zatem ośmieliłby się podnieść na Niego rękę? To wydawało się niemożliwe. To było poza ich wyobrażeniami. Słowa Jezusa były niepokojące, dlatego tym bardziej spychali je gdzieś w głąb dusz, by o nich nie myśleć.
Zauważmy, że ich zachowanie jest typowym dla człowieka. Coś, co niepokoi, bardzo często usuwamy do podświadomości, by o tym nie myśleć. Tak jakby coś przestawało istnieć tylko dlatego, że o tym nie pamiętamy. Uczniowie byli takimi samymi ludźmi jak my. Oni też spychali to, co usłyszeli poza obręb swej świadomości. Jednak Jezus coraz częściej mówił o męce. Piotr, który był porywczym człowiekiem, a jednocześnie kochał Pana Jezusa tak po swojemu, nie wyobrażał sobie, że jego umiłowany Nauczyciel może czegoś takiego doświadczać. Miał już wręcz gotowy plan. Przecież są uczniowie, jest mnóstwo ludzi zapatrzonych w Jezusa. Nie pozwolą, aby coś złego Mu się stało. Po prostu nie pozwolą. Można przecież omijać miejsce, gdzie – według niego – miałoby się stać nieszczęście. Można walczyć, można się ukryć, uciec. Tych myśli, rozwiązań zapowiadanej sytuacji Piotr miał w umyśle bardzo wiele. Rozumował na sposób ludzki. Nie miał złej woli, ani zamiarów. On w ten sposób chciał chronić Jezusa. Tak również bronił swoich wyobrażeń o przyszłości. Nie zdawał sobie sprawy, że to myślenie było bardzo ograniczone jego ludzką naturą. Tak naprawdę jeszcze nic nie zrozumiał z nauki Jezusa. Stale wszystko odnosił do swego doświadczenia życiowego. Patrzył powierzchownie, oczami ciała. Jezusa i Jego nauki nie można tak odbierać. Aby ją prawdziwie zrozumieć, trzeba patrzeć oczami serca. Wtedy pojmie się sens. Jej głębia tkwi w Bożym Sercu; siła – w Jego miłości, miłości Boskiej, doskonałej, czystej. Nie tej w pojęciu ludzkim – małej, bezdusznej, wypaczonej, samolubnej i pysznej, ale ofiarnej i dającej swoje życie za podmiot miłości.
Piotr, który często najpierw działał, a dopiero potem zastanawiał się nad konsekwencjami czynu, wziął Jezusa na stronę i pełen zapału tłumaczył: „Panie, niech cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na ciebie”. Zauważmy, w tym momencie zapomina nawet, kim dla niego do tej pory był Jezus, jak on był w Niego wpatrzony i zasłuchany. Zapomina o pokorze i posłuszeństwie, jakie do tej pory Mu okazywał. To, co mówił Jezus, było dla niego nie do pojęcia. Nie do przyjęcia! Dlatego zareagował tak bardzo emocjonalnie. Nie patrzmy na Piotra z wyrzutem. Bowiem taka postawa jest nam bliska i często przez nas przejawiana. Jeśli to, co Bóg zaplanował wobec nas, nie zgadza się z naszymi na ten temat wyobrażeniami, po prostu tego nie przyjmujemy. Nie godzimy się na to. Zachowujemy się jak Piotr, zabieramy Jezusa na bok i mówimy: Jezu! To niemożliwe! Tak nie może być! To przecież się nie uda, ja tak nie potrafię! Ja tego nie zniosę! Ja chciałbym inaczej! I przedstawiamy Bogu własny plan, swoje wyobrażenia i pragnienia. Modlimy się gorliwie o ich realizację, o pobłogosławienie, nie zważając na to, że już mamy błogosławieństwo dla zamierzeń Bożych wobec nas; że On zaplanował dla nas to, co najlepsze. Nasze wymysły nie są dobre, skoro nie zgadzają się z wolą Bożą. My pojmujemy wszystko swoim małym umysłem, patrzymy przez pryzmat własnych doświadczeń – zatem widzimy tylko niewielki wycinek rzeczywistości. Bóg patrzy całościowo. Widzi wszystko: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Może zatem tak zaplanować nasze życie, byśmy, wykorzystując najlepiej jak możemy dary Boże w nas złożone, dążyli najkrótszą drogą ku świętości; byśmy doznawali szczęścia i miłości. Abyśmy mogli tą miłością się napełniać i doskonalić.
Nie dziwmy się Jezusowi, że tak ostro zareagował na słowa Piotra: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz po ludzku”. Jezus szybko sprowadza Piotra na właściwe tory myślenia. Mówi wprost, czym jest takie rozumowanie – zawadą dla planów Bożych. Weźmy sobie to do serca. Zapamiętajmy, że nasz sposób myślenia jest przeszkodą dla urzeczywistniania się planów Boga wobec nas, ale i wobec Kościoła. Każdy, będąc jego cząstką, ma przyczyniać się do rozwoju i doskonalenia Kościoła. Jeśli realizuje to, co Bóg wobec niego zamierzył – włącza się w jego odrodzenie. Jeżeli zaś dąży do urzeczywistnienia swoich planów, działa przeciwko Bożym zamiarom, a więc również przeciwko Kościołowi. Nie potępiajmy Piotra. Bóg dozwolił, by właśnie on stał się bohaterem tego fragmentu Ewangelii, abyśmy my dojrzeli w jego postawie siebie. Posłużył się jego porywczością, prostym, ale szczerym sercem, by ukazać nasze – jakże częste – błędne myślenie i przyjmowaną postawę życiową. Rozważmy szczerym sercem ten fragment. Niech Bóg błogosławi nas na ten czas.