86. Warunki naśladowania Jezusa (Mt 16,24-28)
Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim».
Komentarz: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?” To pytanie niezmiernie istotne dla dusz maleńkich. Bardzo ważne i szczególnie aktualne w dzisiejszych czasach. Słowa te powinny głęboko zapaść w nasze serca. Spróbujmy razem rozważyć ich intencję i znaczenie.
„Jeśli kto chce pójść za Mną…” Jezus mówi do wszystkich, którzy pragną iść za Nim i chcą Go naśladować; którzy czują się wezwani, by podążać za wewnętrznym głosem miłości, odczuwają pragnienie życia głębią, nie tak płytko i bezmyślnie jak proponuje świat. Jezus kieruje te słowa do wszystkich, bowiem wszystkich powołał do naśladowania siebie, tylko nie każdy słyszy to powołanie. Podaje też pewien warunek, który trzeba spełnić, by pójść za Nim: „…niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. To cała istota prawdziwej wiary, miłości i ufności. Chociaż wiele razy te słowa słyszeliśmy, nie pojmowaliśmy ich należycie. Nie zagłębiliśmy się w ich sedno, nie zdawaliśmy sobie sprawy z ich wagi. Aby prawdziwie iść za Jezusem i stać się Jego uczniem, należy zaprzeć się samego siebie, czyli całkowicie z siebie zrezygnować.
Czy ty to dobrze rozumiesz? Masz zrezygnować ze swoich pragnień i dążeń – tych wielkich, znaczących, mających wpływ na twoje życie, ale też z tych, w których wyrażasz swoje upodobania, przyzwyczajenia, w których przejawia się twoja miłość własna. Musisz rezygnować z siebie na każdym kroku, być dla Jezusa w drugim człowieku. Zrezygnować ze swego odpoczynku, bo bliska osoba prosi o jakąś rzecz lub czynność; z tego, co miałbyś ochotę teraz robić, bo w danym momencie Bóg oczekuje od ciebie czegoś innego. A wyraża to poprzez sytuację, zdarzenie, osobę, poprzez przeciwności, trudności lub wprost skierowaną prośbę. Zrezygnować z bycia zauważanym, postrzeganym pozytywnie przez innych, lubianym w towarzystwie, podziwianym ze względu na dowcip, poczucie humoru, inteligencję, wiedzę, łatwość wyrażania swoich opinii itp.
Zrezygnować – to znaczy usunąć się w cień, pozwolić na to, by o nas nie mówiono, nie myślano. Stać się niewidocznym, szarym, przeciętnym, niezauważanym. To bardzo trudne. Często nie do wykonania dla wielu dusz. Zrezygnować – to pozwolić na to, by inni mieli o nas lub sprawie z nami związanej własne zdanie, niekoniecznie zgodne z naszym; to nie dochodzić swego, nie przekonywać za wszelką cenę o własnej racji. To po prostu zniknąć, zamilknąć, ukryć się w przekonaniu, że nasze zdanie, opinia, upodobania, przekonania są nieważne, nieistotne i w związku z tym przez nas nie wyrażane i nie zaznaczane. Trudne to jest do pojęcia, jeszcze trudniejsze do realizacji, bowiem miłość własna, zarozumiałość, pycha stale panują w człowieku.
Jezus podaje kolejny warunek: „…niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. Zawarte są tu dwie sprawy. Pierwsza – to wziąć swój krzyż. Znów trudna rzecz do wykonania. Wziąć krzyż – znaczy dokładnie tyle, co zaakceptować całe swoje życie ze wszystkim, co niesie. Należy zgodzić się na własne choroby, dramaty rodzinne, nieszczęście, które nas spotyka; na takie, a nie inne relacje w pracy, wydarzenia, sytuacje, które są dla nas trudne, bolesne – wydaje się nam, że nie do przejścia. To znaczy zgodzić się na wszystko, co dzieje się w naszym życiu, na każdą jego sekundę, bez względu na to, jaka ona jest, co ze sobą niesie.
Drugim warunkiem jest naśladowanie Jezusa w niesieniu krzyża. Nie wystarczy, że powiesz: Przyjmuję ten krzyż. Ważne jest, jak go podejmujesz i niesiesz. Jezus, biorąc krzyż, był cichy i łagodny. Czas Jego męki – to najstraszliwsze tortury, boleści, cierpienia – zarówno fizyczne, jak i duchowe. Można powiedzieć, że był to czas, w którym przeżył On wszystkie bóle i cierpienia każdego człowieka na ziemi, od chwili stworzenia do zakończenia świata. Przez te kilkanaście godzin dźwigał niepojęty ciężar wszelkiego zła, zebranego od początku czasów do ich końca. To ból, którego ludzie nie są w stanie sobie nawet wyobrazić. A Jezus czynił to z wielką cierpliwością, modląc się za tych, którzy to cierpienie Mu zadawali, błogosławiąc ich i udzielając zdrojów miłosierdzia. On odwdzięczał się im, przebaczając, a wręcz zmywając od razu z nich grzech tego, co czynili. Nie skarżył się, nie narzekał, nie sprzeciwiał, nie złorzeczył. Kochał, błogosławił, przebaczał. I mimo niewyobrażalnego bólu, czuł radość z dokonującego się zbawienia świata.
Ta postawa trudna jest do pojęcia i wydaje się niemożliwa do naśladowania. Jednak Jezus prosi o nią i czyni warunkiem prawdziwego kroczenia za Nim. Oczekuje, że ty godząc się na swój krzyż, uczynisz to z radością, ochotą, uśmiechem, życzliwością w stosunku do innych, z miłością i przebaczeniem. Bo dopiero to oznacza prawdziwe przyjęcie krzyża i naśladowanie Jezusa w niesieniu go. Musisz wewnętrznie zgodzić się, mimo iż twoja ludzka natura będzie się buntowała, lękała, drżała. Aktem woli, jak czynił to Jezus na Górze Oliwnej, wyraź przed Bogiem pragnienie podjęcia krzyża. Czyniąc tak, a raczej starając się tak czynić, oddasz swoje życie Jezusowi, stracisz je pozornie, bo tak naprawdę zyskasz życie nowe – prawdziwe.
Gdy jednak warunki Jezusa wydadzą ci się za trudne i nie zechcesz ich przyjąć, zachowasz to życie, jakie masz teraz. Niestety, oznacza to utratę życia prawdziwego. Bowiem cóż z tego, że zyskasz wszystko to, na czym ci teraz zależy: zdrowie, pieniądze, dobrą opinię, szacunek otoczenia, podziw, upragnione stanowisko, prestiż itd., skoro nie dotkniesz tego, co jest istotą życia, głębią, prawdą – nie spotkasz się z Bogiem, nie doświadczysz Jego miłości, nie zachwycisz się nią, nie poczujesz na sobie oczyszczających zdrojów Jego miłosierdzia, nie przytulisz się do Jego Krzyża i nie odczujesz tego piękna, bólu i przebaczenia. Cóż z tego, skoro nie będziesz zbawionym, bo sam to zbawienie odrzucasz, idąc za własnymi pragnieniami, egoizmem, pychą. Co wybrałeś, tym będziesz żył w wieczności: jeśli Jezusa – z Nim ją spędzisz; jeśli zaś siebie i własną pychę – ona będzie paliła cię wiecznie niczym ogień.
Podejmijmy tę trudną próbę prawdziwego pójścia za Jezusem. Pamiętajmy, że jesteśmy maleńkimi duszami i Jezus nie wymaga od nas doskonałości. On oczekuje aktu woli. Resztę będzie czynił sam, jeśli Mu na to pozwolimy. Niech Bóg błogosławi nas. Rozważajmy ten fragment wraz z Duchem Świętym. Niech Matka Najświętsza, Jego Oblubienica, nieustannie wyprasza nam światło Ducha.