88. Natrętny przyjaciel (Łk 11,5-8)
Dalej mówił do nich: „Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: „Przyjacielu, użycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przyszedł do mnie z drogi, a nie mam, co mu podać”. Lecz tamten odpowie z wewnątrz: „Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie”. Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.”
Komentarz: Ten fragment pokazuje zachowania ludzkie i na ich przykładzie Bóg pragnie uzmysłowić nam jedną ważną prawdę. Zacznijmy od początku. Jezus podaje przykład z przyjacielem proszącym w nocy o użyczenie mu trzech chlebów. Bardzo prosi o nie i w końcu otrzymuje. Jezus tłumaczy, iż otrzymuje nie ze względu na przyjaźń, ale ze względu na to, że tak wytrwale i długo prosi. Nie rezygnuje. W dalszym fragmencie Jezus mówi: „Proście, a będzie wam dane: szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam.” W czyim imieniu i do kogo kieruje te słowa? Jezus mówi w imieniu Boga. Tymi słowami upoważnia każdego człowieka, by modlił się, prosił, błagał i nie rezygnował zbyt szybko; aby się nie zniechęcał. Jak bardzo Bóg musi kochać człowieka, skoro mówi mu słowami Jezusa, aby zawsze ufnie prosił Go o potrzebne łaski; skoro podpowiada człowiekowi, iż ważna jest wytrwałość w modlitwie. Sam daje sposób, by te łaski od Boga, czyli od Niego samego uzyskać. W tym przejawia się ogromna miłość Boga do człowieka, który uczy człowieka, jak ma postępować wobec Niego.
W powyższym fragmencie Bóg szczególnie nawołuje nas do modlitwy. Stara się nas do niej nakłonić. Przygotowuje nas do nadchodzącego czasu. Zauważmy, jak wiele pouczeń otrzymujemy. Każdy nasz kolejny krok uprzedzony przez Boga, jest opisany, wyjaśniony! Bóg otwiera przed nami swój świat pełen tajemnic. Do tej pory był on zastrzeżony tylko dla nielicznych. Dla świętych! Jednak teraz Bóg zwraca się do zwykłych, szarych ludzi – ludzi, którzy zmagając się codziennie z szarą rzeczywistością, nieść będą ciężar odnowy Kościoła na swoich barkach. Bóg uczy nas właściwych relacji z Nim samym. Objawia nam swoje oblicze. Pomaga otwierać serce i duszę. Pokazuje swoją miłość. Chce nam uzmysłowić jej wielkość. Chce, abyśmy zdali sobie sprawę, skąd pochodzimy, gdzie nasze źródło życia i dokąd zmierzamy. Daje nam do ręki sposób, aby bez lęku podejść do Niego jak najbliżej. On wie, że bez tego, taka mała, słaba dusza ludzka nie potrafi sama dotrzeć do Boga.
Tym sposobem jest całkowite zawierzenie siebie Maryi, oddanie Jej swojego życia, zaufanie do końca. Bóg ukazuje nam Maryję jako Matkę, która, jak każda matka, jest najbliżej swoich dzieci, która poświęca wszystko dla nich. Maryja jest kolejnym wyrazem nieskończonej miłości Boga do człowieka. Bowiem to Ona ma za zadanie przedstawiać nas Ojcu jako Pierworodnego. To niesamowite! Bóg sam pragnie być przez Nią niejako miłośnie oszukiwany. Przecież On sam posłał swego Syna na ziemię, by umarł na Krzyżu. On sam zapowiedział, że ofiara Krzyża uwolni ludzkość od grzechu pierworodnego. A w dodatku oczekuje od Maryi, że będzie się wstawiała za każdą duszą, okrywając ją płaszczem Syna utkanym z Jego krwi, potu i łez. A Bóg Ojciec, czując zapach męki swego Syna, widząc duszę okrytą zdrojami Jezusa, potraktuje człowieka jak swego Syna. Czy nie jest to miłość? Zatem upoważnieni przez samego Jezusa, prośmy Maryję, by Ona nieustannie okrywała nas płaszczem męki swego Syna, by przed Bogiem zakrywała naszą nędzę Krzyżem zbawienia.
Bóg ukazał nam drogę naszego powołania i poucza, jak tą drogą iść. Na tej drodze, jak na każdej, napotykamy na przeciwności, pokusy i upadamy. Pouczenie Jezusa o wytrwałości w modlitwie odnosi się również do tych sytuacji. Nieustannie prośmy o pomoc w pokonywaniu przeszkód. Nieustannie prośmy o podnoszenie z upadku. Nieustannie prośmy o prowadzenie na tej drodze. Nasze ciągłe błagania, nieustanne prośby, nasze ufne wołanie, pełne pokory uniżenie, zjednywać będzie serce Stwórcy i sprawiać, iż wysłucha On tej wytrwałej modlitwy, użyczy łaski i pokrzepi duszę swoją miłością.
Bardzo mocno doznajemy swoich słabości. Boleśnie odczuwamy to naznaczenie grzechem, bowiem, mimo darowanego nam zbawienia, to piętno daje o sobie znać. Ono uniemożliwia nam w pełni wolności cieszyć się spodziewanym Niebem. Ono „trzyma” duszę, stale hamując jej rozwój, stale przeszkadzając jej w całkowitym otwarciu się na Boga i Jego miłość, na świat, w którym On przebywa. Ono sprawia, że dusza, choć stworzona dla ducha, bardziej ciągnie ku ciału. Mając tego świadomość, prośmy stale, by Bóg sam otwierał przed nami podwoje świata duchowego, by On sam wprowadzał nas w nie, by to On swoją mocą otwierał nasze dusze i serca na ten inny wymiar życia, byśmy mogli już teraz kosztować Bożej miłości, bardziej świadomi jej wielkości i mocy.
Módlmy się, byśmy teraz uświadomili sobie, iż sam Bóg daje nam do ręki klucz otwierający Jego Serce, a jest nim wytrwała modlitwa. Dzięki niej otrzymać możemy liczne łaski. Boża logika, chociaż czasami wydawać się może niezrozumiała, jednak wypływa z miłości. Zatem módlmy się, byśmy uwierzyli w tę miłość. Módlmy się, byśmy zdali sobie sprawę, iż Bóg powołując nas do jakiegoś zadania, dzieła, misji, nie pozostawia nas samymi sobie. On udziela nam pomocy w realizacji tegoż. Ufne zawierzenie się Jego Matce i poddanie się pod Jej prowadzenie, sprawia, że dusza, choć własnymi siłami niezdolna do niczego, utwierdzona mocą z wysoka, staje się mocarzem pokonującym wszelkie przeciwności i realizującym Boże plany. Módlmy się, byśmy przyjmowali całym sercem tę świętą obecność Boga pośród nas w Eucharystii, byśmy z wiarą jednoczyli się z Jezusem ukrzyżowanym. Módlmy się, by słowa Jezusa: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam” były w naszych sercach stale obecne, żywe, stale realizowane. Módlmy się, abyśmy uwierzyli Jezusowi i przyjęli z wiarą zapewnienia o Bożym otwarciu się na człowieka proszącego. Módlmy się, a Bóg niech nam błogosławi.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?