KONFERENCJA VIII: Zjednoczenie z Krzyżem szczytem zjednoczenia z Bogiem
Największym przykazaniem jest przykazanie miłości. Bóg dał je człowiekowi, ponieważ miłość jest sensem i istotą życia człowieka, jest pokarmem dla serca, duszy i ciała. Miłość prawdziwa, doskonała – miłość Boga, daje człowiekowi szczęście wieczne. Dlatego Bóg mówi o miłości jako o przykazaniu. Miłość jest jedyną rzeczą, która może zjednoczyć człowieka, duszę ludzką z Bogiem. Nic innego nie jednoczy z Bogiem. Jedność oznacza tożsamość, bycie tym samym, bycie tym samym do głębi. Ponieważ Bóg jest Miłością, więc, stwarzając człowieka, uczynił go tak, aby i człowiek mógł stać się miłością, uczynił go tak, aby człowiek żył miłością, by jego pokarmem była miłość.
Każda roślina, każde zwierzę musi się czymś żywić, potrzebuje pożywienia. Człowiek podobnie. Z tym, że człowiek, oprócz pokarmu dla ciała, potrzebuje jeszcze czegoś więcej. Człowiek bowiem nie jest tylko istotą cielesną, jest istotą duchową, więc potrzebuje pokarmu duchowego, aby żył jego duch, aby jego dusza mogła w przyszłości cieszyć się wiecznością w Niebie. Tym pokarmem jest właśnie miłość, i to ona czyni człowieka podobnym do Boga. Więc człowiek, by kroczyć ku Bogu, ku zjednoczeniu z Nim, musi napełniać się miłością, musi się nią karmić, nią żyć. Ale by żyć miłością, by kochać Boga, trzeba tę miłość z czegoś czerpać. I tutaj znowu z pomocą przychodzi Bóg.
Poznaliśmy już, w jaki sposób człowiek może jednoczyć się z Bogiem, gdzie zaznaje tej bliskości Boga, Jego miłości. Dzisiaj szczególnie podkreślamy znaczenie Krzyża. Krzyż powinien być wywyższony w każdym sercu, dlatego że w nim właśnie przejawia się, objawia się ta najdoskonalsza miłość Boga. Jeżeli więc człowiek chce żyć z Bogiem, niejako zmuszony jest przyjąć krzyż. Jeżeli odrzuca krzyż, odrzuca miłość, odrzuca zbawienie.
Spójrz teraz na swoje życie. Ile razy w ciągu dnia odrzucasz krzyż? Teoretycznie mówisz, że tak, chcesz, kochasz, uznajesz. W praktyce to przyjęcie krzyża oznacza zgodę na to, co ciebie spotyka, dotyka, co jest twoją codziennością. To akceptacja twoich bliskich pod każdym względem, to zawsze życzliwe spojrzenie na każdego i życzliwe słowo, to nie wykłócanie się, nie stawianie na swoim, ale przyjmowanie z pokorą słów drugiej osoby, to jakieś drobne cierpienie, niedogodności, a nie buntowanie się, to nie patrzenie na swoją wygodę, ale na to, by innym było dobrze.
Wszystko to wiemy, bo o tym wszystkim mówimy. Jednak stale trzeba rewidować swój sposób patrzenia na Krzyż i przyjmowania go, ponieważ człowiek tak naprawdę nie potrafi Krzyża przyjąć. I chociaż adoruje Krzyż, chociaż przyjmuje Jezusa Ukrzyżowanego w Komunii św., chociaż wydaje mu się, że kocha Krzyż, to jednak wystarczy jedna, druga sytuacja w życiu, by człowiek się buntował i mówił, że już nie potrafi, że już nie ma sił, że tego jest za dużo, że pragnąłby czegoś innego. Chce postawić na swoim, ponieważ jego opinia będzie zszargana, nie może się na to, czy na tamto zgodzić, ponieważ tyle siły, czasu, pracy włożył w coś, co teraz jest mu odbierane. Człowiek nieustannie buntuje się przeciwko temu Krzyżowi, który jest mu dany na co dzień. Nie godzi się na cierpienie, na ból, na chorobę, narzeka, chce koniecznie, aby inni zwrócili uwagę, że on jest cierpiący, jest niezadowolony. Buntuje się przeciwko chorobie, pyta: dlaczego właśnie on? Myśli, że mógłby cierpieć tak czy inaczej, ale niekoniecznie w ten sposób, jaki daje mu Bóg. Człowiek sam chciałby sobie wyznaczyć ten Krzyż, jaki wydaje mu się, że chętnie by niósł. Nie zdaje sobie sprawy, iż to, co daje Bóg, jest właśnie na jego miarę, na miarę tego konkretnego człowieka. Ten Krzyż jest dokładnie dopasowany do tej duszy, nie do innej. Często wydaje się nam, że innym jest lżej, łatwiej, że mają inny, lepszy, łatwiejszy krzyż. Tak naprawdę tego, czego doświadczają inni, my nie potrafilibyśmy znieść. Każdy ma swój krzyż taki, jaki Bóg uznał, że jest mu potrzebny do zbawienia i który będzie w stanie unieść. Gdyby Bóg chciał dopasować krzyż do ilości naszych grzechów i naszych słabości, ten krzyż zmiażdżyłby nas, przygniótł i nigdy byśmy się nie podnieśli. Zatem Bóg patrzy na nasze możliwości niesienia krzyża i daje właśnie taki, jaki możemy unieść.
W jaki sposób godzić się na krzyż, jak wewnętrznie uzyskać tę zgodę na krzyż? Nie zapominać i nie stawiać na swoim, nie realizować swoich wyobrażeń i swojej woli. Na ciągłe pytanie, w jaki sposób, odpowiedzią jest wielkie umiłowanie Boga. Gdy się kocha, jest się zdolnym do wszystkiego. Wtedy nic nie wydaje się za ciężkie ani za trudne, ani za odlegle. Wtedy człowiek idzie na skrzydłach miłości. Na skrzydłach miłości człowiek jest w stanie zrobić wszystko i wszystko znieść.
Ale jak sprawić, by tak kochać? Należy pragnąć tej miłości i o nią prosić, stale nieustannie prosić. Jednocześnie ze swojej strony podjąć pewien wysiłek. Wiemy już, w jaki sposób możemy dążyć do jedności z Bogiem, do jednoczenia się z Nim, gdzie możemy się z Nim spotkać. Więc próbujmy. Starajmy się z Nim spotykać w Eucharystii, w adoracji Najświętszego Sakramentu, w adoracji Krzyża, na osobistej modlitwie, poprzez czytanie Pisma Świętego – z nieustanną świadomością, że jeżeli Bóg zechce, jeżeli da tę łaskę, nasze serce napełni się miłością. My jedynie możemy przyjąć tę miłość. Nie jesteśmy w stanie pokochać sami, nie jesteśmy w stanie dać Bogu czegokolwiek. Dlatego mamy trwać, czekając na miłość i modlić się o wytrwałość w tym czekaniu. Nieustannie zdawać sobie sprawę z tego, że jesteśmy mali, najmniejsi, że jesteśmy jedynie w stanie stać przed Bogiem i prosić. A i siła tej prośby zależy od Niego.
Świętość, zjednoczenie z Bogiem, jest Jego darem. Nie można tego osiągnąć poprzez swój wysiłek, trud, wyrzeczenia, poprzez jakieś bohaterskie czyny. Nic, nic nie możemy uczynić w tym kierunku, by przybliżyć się do Boga. To On się przybliża do nas, i to On może nam siebie dać. To On może zjednoczyć nasze dusze ze sobą, ze swoją miłością. Tak naprawdę, my tylko możemy stanąć przed Nim i pokazać Mu puste ręce, nic więcej. Ale te puste ręce nie powinny nas zasmucać, przygnębiać czy napełniać rozpaczą. Powinny raczej przysporzyć nam radości, ponieważ Bóg, który nas kocha, chce te ręce napełnić. Im bardziej są one puste, tym większa szansa, że zostaną napełnione bogactwem Boga, a nie naszym. Jeśli więc jeszcze cokolwiek w tych dłoniach trzymasz, odrzuć to. Jeżeli jeszcze w swym sercu cokolwiek nosisz, też wyrzuć. Niech będą puste, aby całe mogły napełnić się Bogiem. Gwarancją jest Boża miłość. Ponieważ Bóg jest Miłością, możesz być pewien, że jeżeli o nią poprosisz, Bóg ci ją da. On ci ją daje nieustannie, ale zamknięte twoje serce i dusza sprawiają, że nie czujesz, nie widzisz tego. Jednak jeżeli staniesz przed Nim zupełnie ogołocony ze wszystkiego, z pustymi rękami, z pustym sercem i powiesz: „Proszę, bardzo pragnę”, to Bóg da. Da, z wielką hojnością, o wiele więcej, niż się spodziewasz i o wiele cudowniej, niż sobie to wyobrażasz. A ty pamiętaj, że najcudowniejszą, najwspanialszą, jedyną prawdziwą, jest miłość płynąca z Krzyża.
Dzisiaj postaramy się tę Miłość płynącą z Krzyża przyjąć. Wiemy już, że na ołtarzu, podczas Eucharystii zjawia się sam Bóg, a chleb i wino przemienia się w Jezusa, w Jego prawdziwe Ciało, w Jego prawdziwą Krew. Wiemy również, że jest to Ciało Jezusa konającego. Współczesne badania cudów Eucharystycznych potwierdzają, i to wiele razy, w wielu miejscach, iż badane Ciało Eucharystyczne jest fragmentem serca człowieczego w momencie agonii. Nawet nauka może potwierdzić tę cudowna prawdę. Podczas składania darów ofiarnych, niech każdy z nas złoży w darze swoje serce, prosząc, by potrafiło ono otworzyć się i przyjąć dar miłości z Krzyża, abyśmy potrafili przyjąć tę miłość doskonałą, ze świadomością, że właśnie przychodzi do nas Jezus konający, że jest to ten moment, kiedy wylał na cały świat całą swoją miłość i miłosierdzie.
Pamiętajmy o tym, że cały czas jest razem z nami Maryja. Oddaje Ona cześć swojemu Synowi, z wielką radością, czcią i uwielbieniem, patrzy na dokonujący się cud, kiedy w dłoniach kapłańskich pojawia się Chrystus. Kapłan, bez względu na to, czy to czuje, czy o tym pamięta, na te chwile przeistoczenia cały przemienia się w Jezusa. Przecież jego ludzkie ręce i jego ludzkie usta nie są godne, jest tylko człowiekiem. Na tę chwilę jego dłonie stają się dłońmi Chrystusa, jego serce jest Sercem Chrystusa, a usta ustami Chrystusa, i to Chrystus wypowiada słowa konsekracji, a potem dokonuje przeistoczenia, i cały jest w Chlebie i Winie. Umysł i serce są za małe, by pojąć ten cud, tak często nie zauważany przez człowieka. Zachwyćmy się więc dzisiaj, starając się zgłębiać prawdę tego cudu. Niech nas obejmie miłość płynąca z Krzyża.