8. Pole działalności (Mt 4,12-17)
Gdy [Jezus] posłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza: Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego. Droga morska, Zajordanie, Galilea pogan! Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci światło wzeszło. Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie.
Komentarz: Zamknijmy oczy. Zobaczmy sercem Jezusa. Chodzi od miejscowości do miejscowości, po drogach nagrzanych słońcem, boso. Doświadcza wielu niewygód. Przyjmowany jest bardzo różnie. On, Bóg – Człowiek, teraz objawia się ludziom w swym człowieczeństwie, przyjmując wszystko cierpliwie: niedostatek, nie zawsze przyjazne traktowanie ludzi, trudy ciągłej wędrówki – nigdzie bowiem nie zatrzymywał się na dłużej. Wszędzie gdzie szedł, objawiał się jako Miłość.
Przyjrzyjmy się tej scenie. Jezus zbliża się do pewnej miejscowości. Ponieważ wysłał wcześniej swoich uczniów, by przygotowali miejsce, gdzie mógłby nauczać, ludność tej osady już wygląda Jego przyjścia. Słyszeli o Jezusie z Nazaretu. Docierały do nich często niesłychane, ich zdaniem, wieści. Serca pragnęły, by to wszystko było prawdą. Dlatego biegną przywitać Jezusa. Roznoszą się krzyki, błagania o litość, o uzdrowienie. To z tyłu, za tymi, którzy w pełni sił wybiegli na spotkanie z Mesjaszem, krzyczą chorzy, słabi, kalecy. Słychać również nieprzyjemne dla ucha, pełne złości i trwogi głosy opętanych. Jezus zaś przychodzi do nich pełen pogody. Nie widać w Nim zmęczenia drogą, choć trwała kilka godzin w skwarze. Już na początku każe zamilknąć nieczystym duchom i przyprowadzić opętanych na miejsce głoszenia nauki. I staje się cud. Ci, którzy budzili strach u miejscowej ludności, byli związywani i zamykani w osobnym budynku, teraz łagodni jak baranki idą za Jezusem.
On był i człowiekiem i Bogiem, choć swoją Boską naturę teraz odsunął na bok. Miał Boską moc i majestat, tak więc drżały przed Nim moce ciemności. Udzielał z serca płynącego uzdrowienia wszystkim, którzy pragnęli i wierzyli. Zajmował się potrzebującymi, a więc chorymi, opuszczonymi, samotnymi, opętanymi. Mówił, iż przyszedł do wszystkich, którzy się źle mają. I miał tu na myśli nie tylko choroby ciała, ale również zbolałych na duszy, tych, którzy cierpieli z powodu niesprawiedliwych sądów, opuszczenia przez bliskich, biedy. Jezus widział cały ogrom nieszczęść, smutku, dramatów. Potrzebujących było bardzo wielu. On przychodził do serc spragnionych, ale i do tych, którzy nie zdawali sobie sprawy z tego, jak bardzo Go potrzebują. Przybywał do wszystkich. Niósł nadzieję, radość, pokój. Budził w sercach miłość i ufność. Doświadczali tego ci, którzy mieli otwarte serca i dali się ująć łasce, ludzie pokorni, tacy którzy w swym życiu zaznali mnóstwo cierpienia. W wielu jednak kiełkowała zawiść, złość, niechęć. Byli i tacy, którzy czując, że Jezus wydobywa z ich serc cały brud, nienawidzili Go za to. A On szedł do wszystkich. Bowiem wszyscy potrzebowali uzdrowienia.
Jezus przynosił niezmiernie ważną wiadomość: Nawracajcie się, bowiem królestwo niebieskie jest już bliskie. On mógł tak mówić. Przecież żył w tym królestwie i sam nim był. To Jego przyjście przybliżyło do ludzi niebo. To On – sam Bóg – zszedł na ziemię! Ludzkość doświadczyła niepojętego wydarzenia, wyróżnienia, szczęścia – Bóg przyszedł do niej! Zawitał w konkretne miejsca. Rozmawiał z ludźmi, odwiedzał ich świątynie, dotykał i uzdrawiał chorych, pocieszał tych, którzy się smucili.
Już przybliżyło się do nas królestwo niebieskie! Obudźmy nasze serca! Bóg jest blisko! Jest między nami! Zobaczmy oczami duszy te tłumy biednych grzeszników, ludzi ubogich, chorych, spragnionych pocieszenia. Ujrzyjmy samotne matki, wdowy, starców w poniewierce. Spójrzmy na tysiące chorych, trędowatych, wyrzuconych na margines społeczeństwa, żyjących jak zwierzęta i umierających jak one. Zobaczmy ludzi prostych, uczciwych, również oczekujących na lepszy los. Tylko ci, którym dobrze się powodziło, bogaci i poważani, nie wyglądali tak ochoczo Mesjasza. A już na pewno nie Jezusa, który mówił o wzajemnej miłości i dzieleniu się własnym dobrem, o prostocie serca i upodobnieniu się do dzieci.
Wiele było serc oczekujących Chrystusa, takich, które zapragnęły doświadczyć obecności królestwa niebieskiego na ziemi. Wielu zostało poruszonych dogłębnie naukami Jezusa i zmieniło swoje życie. Do tych już to królestwo przyszło. Bo ono schodzi wprost do serca, nastaje w duszy. Nie jest jak potężny wicher, lecz jak ciepły, lekki wiaterek, który delikatnie muska twarz i chłodzi. Nie jest jak gwałtowna burza, ale jak drobny, orzeźwiający, letni deszczyk. Nie jak oślepiające światło, lecz delikatnie nastający świt, wschodzące o poranku słońce, rzucające pierwsze promienie na ziemię.
Królestwo Boże już jest. Ono jest w nas. Oczyśćmy serca. Nawróćmy się, byśmy doświadczyli życia Boga w sobie, przyjęli Jezusa i Jego Dobrą Nowinę: Przybliżyło się do was królestwo niebieskie!
Niech łaska Boga pomaga nam doświadczyć Jego królestwa w naszych sercach.