8. Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało (Łk 10, 2)
„Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało” (Łk 10, 2). Patrząc na stan współczesnego Kościoła, na ilość kapłanów w różnych krajach, rzeczywiście robotników jest mało. Można i na pewno trzeba te słowa odnosić do kapłanów. Liczba robotników Pańskich, którzy powinni być wysłani na żniwo jest zbyt mała i z każdym rokiem maleje. Państwa, które jakiś czas temu uchodziły za chrześcijańskie, które w niektórych wiekach były wielkimi mocarstwami, gdzie większość osób była wierzących, a głos Kościoła był głosem decydującym, teraz cierpią na brak kapłanów, stają się wtórnie pogańskimi.
Żniwo wielkie. O, jak bardzo człowiek potrzebuje Boga. Każda dusza, bez względu na to, czy jest to dusza uznająca wiarę w Boga czy też nie, każda potrzebuje Boga. Każdy człowiek bez względu na to, czy przyznaje się do wiary czy też uważa siebie za osobę niewierzącą, a nawet walczącą z Kościołem, każdy potrzebuje Boga. Każde serce ludzkie spragnione jest miłości Bożej, a więc miłości doskonałej, takiej, jaką jest Bóg. Tej miłości człowiek szuka, choć nieudolnie. Chce takiej miłości doświadczyć w relacji ludzkiej i nie doświadcza. Bardzo często człowiek nie uświadamia sobie potrzeby miłości doskonałej i szuka zaspokojenia swego serca zupełnie gdzie indziej. Myśli, że ten niepokój, który cały czas w nim jest, uda się jakoś złagodzić dążąc do przeróżnych celów. Jedni realizują się w karierze zawodowej, inni sięgają po władzę, starają się zarobić jak najwięcej pieniędzy, urządzają dom, kupują najnowsze, najdroższe sprzęty, jeszcze inni spędzają wolny czas w jakichś drogich kurortach, hotelach, jeżdżą za granicę na drogie wycieczki. Realizują swoje pragnienia, których do końca nie rozumieją, źle je sobie tłumaczą i w związku z tym nieustannie nadal doświadczają braku spełnienia, nie mają pokoju w sercu. I zastanawiają się, dlaczego chociaż osiągnęli to, czego pragnęli, nadal nie są zadowoleni. Sięgają dalej, więcej, wyżej i stale jest nie to. Dziwią się, że to, do czego dążą nie daje im szczęścia, a relacje z bliskimi nie układają się tak, jakby tego chcieli. Każdy człowiek w głębi swojej duszy, nieraz bardzo głęboko, ma ukryte pragnienie, by należeć do Boga, który jest czułym, miłującym, wszechmocnym Ojcem. Każda dusza spragniona jest miłości ojcowskiej, która wytycza pewne ramy, a jednocześnie, która przebacza. Każdy spragniony jest miłości miłosiernej, która jest wyrozumiała dla ludzkich słabości. Każdy pragnie miłości, która dla niego poświęci wszystko. Nie szkodzi, że człowiek nie deklaruje głośno takich pragnień. Nie szkodzi, że otwarcie mówi o swoim ateizmie, iż owszem wierzy, ale nie praktykuje. W głębi serca każdy człowiek spragniony jest miłości – Bożej miłości – a szuka jej nie tam gdzie trzeba. Skoro żniwo wielkie, ale robotników brakuje, Bóg posyła nie tylko kapłanów. Bóg posyła różne dusze, bo każda dusza, która otwiera się na miłość Bożą, prawdziwie przyjmuje ją i stara się nią żyć, może być robotnikiem, żniwiarzem, apostołem, uczniem Jezusa. Każda taka dusza może być posłana do tych, którzy miłości Bożej nie znają, a przecież spragnieni są jej, choć sobie tego nie uświadamiają.
Dzisiejsze słowa Ewangelii (Łk 10, 1-9) skierowane są, owszem, do kapłanów, do hierarchii kościelnej, by uświadomić, jak ważnym jest, by czynić wszystko, aby ilość powołań zwiększyła się. Ale SŁOWA TE SKIEROWANE SĄ RÓWNIEŻ DO WSZYSTKICH DUSZ W KOŚCIELE, ABY WSZYSTKIM UŚWIADOMIĆ, IŻ KAŻDA DUSZA JEST POWOŁANA DO APOSTOLSTWA. Każdy powołany jest, by stawać się misjonarzem. Każdy ma przecież swoje uczestnictwo w kapłaństwie i uczestniczy w nim. Owszem, w inny sposób niż kapłan – namaszczony, wyświęcony, a jednak każda dusza w Kościele jest powołana. Nie ma w Kościele duszy, która by nie była powołana do życia miłością, do dawania świadectwa o Bożej miłości i Bożym Miłosierdziu. Jeśli ktoś uważa, że nie jest do tego powołany, że nie ma być świadkiem samego Jezusa, to znaczy, że nic nie rozumie z nauki Kościoła, że nie zna nauki Jezusa.
Każdy z nas od momentu Chrztu św. jest powołany przez Boga do ewangelizacji, oczywiście na miarę swego wieku, wzrostu, rozwoju duchowego, świadomości, stanu, na miarę realizowanego powołania ziemskiego. Patrząc więc od tej strony również każdy z nas nie może się czuć zwolniony od tego powołania. Każdy z nas powinien przyjmować dzisiejsze słowa Ewangelii do siebie. Ale spójrzmy jeszcze na nie z drugiej strony. Słowa te Bóg kieruje do naszej Wspólnoty, która żyje w bliskiej relacji z Jezusem od kilku ładnych lat i na wzór Apostołów jest formowana w tej bliskiej relacji. Tak jak Jezus nauczał Apostołów, którzy byli z Nim na co dzień w różnych zwykłych sytuacjach życiowych, Jezus ich prowadził, strofował, pouczał, tak samo nasza Wspólnota jest prowadzona, pouczana, strofowana przez samego Boga. Jest powołana do szczególnej misji, tak jak do szczególnej misji powołani byli Apostołowie. Wyjątkowość ich misji wyrażała się chociażby w tym, że ta dwunastka była przez Jezusa wybrana i przez trzy lata właśnie ta dwunastka doświadczała bliskości Jezusa. Owszem byli i inni uczniowie, ale nie byli tak blisko jak Apostołowie. Po zmartwychwstaniu Duch Święty i ich formował, ale Apostołów szczególnie. Apostołowie byli również w bliskich relacjach z Maryją. Ona jest Matką Kościoła, Matką każdego człowieka, ale oni mieli to szczęście, że byli blisko z Nią. Razem z Nią uczyli się Bożej miłości, razem przeżywali różne chwile. Wiele, wiele chwil przeżywali razem. Ich wiara kształtowała się w bliskich relacjach z Maryją podczas różnych wydarzeń. I my doświadczamy opieki Matki Jezusa. I nasza wiara kształtuje się w różnych sytuacjach pod Jej okiem, pod Jej opieką. Więc słowa dzisiejszej Ewangelii w sposób szczególny każdy z nas powinien przyjąć do siebie i zastanowić się nad stwierdzeniem: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście, więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Skoro Pan Bóg zwraca się do nas, że brakuje robotników, dlaczego mamy się modlić o to, aby posłał? Nasze serca mają uświadamiać sobie potrzebę posłania, mają uświadamiać głód miłości Bożej w wielu sercach i jednocześnie ogromny brak tych, którzy mogą ją zanieść. Nasze serca mają sobie uświadomić brak kapłanów, a ci kapłani, którzy są nie zawsze potrafią odpowiedzieć całym sercem na powołanie, które daje im Bóg. Sami kapłani potrzebują naszej modlitwy o otwarcie się na Bożą miłość, na powołanie i na posłanie. Nasze serca mają też uświadamiać, że są obdarowane wielką łaską, niezwykłą miłością, a skoro nieustannie napełniane są Bożą miłością, to znaczy, że mają nieść tę miłość, dzielić się nią. Tylko wtedy, kiedy dusza dzieli się darem Bożym, ten dar Boży ją wypełnia; nie pomniejsza się a wzrasta. Im bardziej dusza dzieli się, tym więcej posiada. Im bardziej zachowuje dla siebie, tym staje się uboższa i to, co wydawało jej się, że ma, nie posiada.
Mając więc świadomość wielkiego obdarowania naszej Wspólnoty, starajmy się dzielić. Czujmy się posłani, bo żniwo jest wielkie, potrzeby ludzkich serc są przeogromne. Kapłani nie zdołają zaspokoić głodu Bożej miłości w ludzkich sercach. My mamy być przedłużeniem kapłańskich serc, dłoni, kapłańskich dusz. Bóg w tej Wspólnocie przychodzi do nas poprzez kapłańskie serce. Gdyby nie było w naszej Wspólnocie Kapłana nie byłoby charyzmatu, nie doświadczalibyśmy takiego napełnienia miłością, takiego obdarowania wielością łask. Przyjmujemy ten dar od Boga, ale poprzez kapłańskie serce. Mamy się stać przedłużeniem kapłańskiego serca i w swoich sercach nieść miłość dalej, nie zatrzymując nic dla siebie. Dzięki temu mamy swoje uczestnictwo w kapłaństwie naszego Kapłana. Ten Kapłan staje się pasterzem dla wielu dusz, a my mamy w tym uczestnictwo. Łaski, jakie otrzymuje Kapłan poprzez swoją służbę na rzecz dusz, płyną także do naszych serc. Nasza jedność z Kapłanem sprawia, że dusze, które niejako są na koncie tego Kapłana przyczyniają się również, by łaski płynęły do każdego z nas, bo my uczestniczymy w jego kapłaństwie. Razem zdobywamy dusze dla Boga, razem apostołujemy, razem ewangelizujemy. Nie szkodzi, że Kapłan głosi kazanie na Wieczerniku, a my siedzimy w ławce. Wszystko, co potem dzieje się w ludzkich sercach, dzięki Kapłanowi, który głosi kazanie, wszystko to idzie na „konto” Kapłana i nasze, bo my trwamy w jedności z Kapłanem, modlimy się, wspieramy go, a jednocześnie przyjmując Bożą miłość poprzez jego serce tę miłość dajemy innym. I poprzez nasze serca spływa miłość na innych. Wszyscy razem jesteśmy połączeni. Wszyscy razem otrzymujemy łaski i wdzięczność Bożego Serca za kolejne dusze zdobyte Bożą miłością dla Boga.
Poczujmy się więc apostołami, żniwiarzami, robotnikami w winnicy Pańskiej, poczujmy się kapłanami w znaczeniu kapłaństwa powszechnego. Poczujmy zjednoczeni razem w tej Wspólnocie ze swoim Kapłanem i powołani. Jak wielką siłę, moc ma zjednoczenie serc! Uczestniczymy – każdy z osobna i wszyscy razem – we wszystkich łaskach, które Bóg zlewa na Kapłana, na poszczególne dusze i na całą Wspólnotę. A gdziekolwiek idziemy niosąc miłość, nie idziemy sami, idą wszystkie serca. Modlitwa wszystkich jest i tarczą, która nas chroni, i siłą, dzięki której możemy iść. Nie szkodzi, że w tym momencie nikt nie wie, że ty chcesz dać świadectwo miłości, ale twoja dusza jest zjednoczona z całą Wspólnotą. Modlitwa innych w tym czasie, choćby jednej osoby, niesie moc twemu sercu. Modlitwa wszystkich o stałych porach – niesie moc twemu sercu. Najdrobniejsze cierpienie, ofiarka, naprawdę drobna, wydaje się banalna – niesie moc twemu sercu. I ty masz siłę być kapłanem, apostołem, robotnikiem, żniwiarzem, misjonarzem, bo nie jesteś sam. Modlisz się i wydaje ci się, że ta modlitwa w ogóle ci nie wychodzi – miej świadomość, że nie jesteś sam, modli się tyle serc, wspólnota cała. Wraz z nami modli się i Maryja i Ona, jako Matka, wszystkie modlitwy przedstawia Jezusowi. Z Jej rąk Jezus przyjmuje z wielką miłością i wdzięcznością każdą modlitwę, już przemienioną. Czuj się złączony ze wszystkimi i zjednoczony. Poczuj się, że jesteś w wielkiej armii, nie jesteś samotnikiem. To, co pragniesz uczynić ma moc miłości połączonych serc. Nawet, jeśli twoje poczynania, słowa są niezgrabne, nieudolne, to za tym idzie wielka moc miłości. Nie bój się ośmieszenia, niezrozumienia, nie ty jesteś ważny w tym momencie, ale dusze, do których jesteś posłany. Więc wejrzyj głęboko w swoje serce, zwróć się do Boga i mów: one są Twoje, Ty działaj, a ja jestem tylko marnym narzędziem. Ufaj, że Bóg posługuje się tobą i że nie jesteś sam, bo modli się cała rzesza dusz najmniejszych i wyprasza potrzebne łaski. I Bóg te łaski daje. A czy ty będziesz beczał, muczał, szczekał czy miauczał, to Bóg przez twoje serce przeleje miłość i dotknie miłością inne serca, bo ty jesteś tylko narzędziem. Narzędzie im bardziej pokorne, im bardziej poddaje się Bożym dłoniom, tym lepiej. Jeśli jesteś osłem, to pozwól, niech Bóg posłuży się tobą, jako osłem. A jeśli jesteś baranem, nie próbuj śpiewać jak słowik, ale pozwól, niech Bóg posłuży się tobą, jako baranem. A jeśli jesteś rzeczywiście słowikiem, pozwól, by Bóg posłużył się tobą, jako słowikiem. To będzie logiczne, zrozumiałe, naturalne. I za każdym razem dziękuj Bogu za to, że jesteś osłem, baranem, słowikiem. Jeśli Bóg stworzył ciebie, jako maleńką stokrotkę, nie próbuj nadymać się i być lilią. Bądź stokrotką, bo jako stokrotka możesz zachwycić ludzkie serca i pociągnąć do Bożej miłości. A gdy będziesz nadętą stokrotką, możesz budzić tylko ironiczny śmiech. Jeśli Bóg stworzył ciebie przepiękną różą, bądź tą różą i dziękuj Mu za to, kim jesteś dzięki Bogu. Jeśli stworzył ciebie słonecznikiem, bądź słonecznikiem i nie chciej być żadnym innym kwiatem. Niech Bóg posłuży się tobą, jako słonecznikiem. Widocznie w tym momencie potrzebuje słonecznika, a nie róży, nie stokrotki i nie lilii, bo żaden inny kwiat w tym momencie nie wypełni Jego woli w sposób doskonały, tak jak wypełni słonecznik. Jeżeli Bóg potrzebuje patyka do swoich planów, nie staraj się być komputerem, bo komputerem nie zrobi się tego, co można zrobić patykiem i odwrotnie. Pozwól, że Bóg będzie posługiwał się tobą tak, jak chce, a ty pokornie przyjmij ten sposób posługiwania się tobą. Wtedy prawdziwie staniesz się żniwiarzem, apostołem, misjonarzem, kapłanem. Wtedy dopiero! Nie wtedy, gdy będziesz realizował swój plan ewangelizacji, swój plan apostolstwa. Pokora uczyni ciebie prawdziwym narzędziem w rękach Bożych. Dzięki pokorze staniesz się tym, kim Bóg chce, abyś był. I wtedy w sposób doskonały będziesz wypełniał wolę Bożą, jako ten osioł, baran, słowik, stokrotka, lilia, róża, słonecznik, patyk albo komputer. Ale czy to ważne, kim będziesz? Nie! Najważniejsze będzie to, że będziesz powołany i będziesz wypełniał wolę Bożą.
Wiele dzisiaj poruszyliśmy wątków. Cały czas uświadamiamy sobie ogromną potrzebę niesienia ludzkim sercom Bożej miłości, niesienia orędzia o Bożym Miłosierdziu, ukazywania prawdziwego Oblicza Boga. Do tego Bóg i nas powołał. Połóżmy swoje serca na Ołtarzu i prośmy Ducha Świętego, aby poprowadził nasze serca. Niech będą Bogu poddane, uległe, niech dadzą się poprowadzić.
Dziękczynienie po Komunii św.
Witaj, moja Miłości! Witaj, mój Ukochany! Witaj Ty, który jesteś Oblubieńcem mojej duszy! Pragnąłbym tak do Ciebie mówić, tak Ciebie nazywać, a jednak ciągle uświadamiam sobie własną nicość. Moje słowa wydają się gołosłowne, nie mające pokrycia, bez znaczenia. O, Panie mój, będę więc się modlić: Witaj Ty, którego pragnę kochać największą miłością! Witaj Ty, którego dusza moja pragnie, jako swego Oblubieńca! Witaj Ty, którego pragnę, jako swojego Króla, jako swojego Pana! Witaj, Jezu!
Kłaniam się Tobie do samej ziemi i pragnę przyjąć Ciebie jak Króla. Nie potrafię tego uczynić. Moje serce nigdy nie będzie godne, gotowe tak jak należy, aby przyjąć Ciebie ze czcią, z miłością. Ale z drugiej strony myślę, Jezu, że Ty poszedłeś na Krzyż za grzeszników, a nie za świętych. I to budzi moją wielką nadzieję i ufność. To zapewnia mnie o Twojej miłości. Daje mi pewność, że pomimo tego, jaki jestem, Ty kochasz mnie, przychodzisz do mnie, jednoczysz moją duszę ze Sobą. I to jest Twoja nieskończona miłość, nieskończone Twoje miłosierdzie – pomimo tego, jaka jest moja dusza, Ty pochylasz się, Ty bierzesz ją w swoje dłonie, podnosisz, wywyższasz, uświęcasz, przebóstwiasz, choć niczym sobie nie zasłużyła i nie zrobiła niczego, co by mogło, choć trochę zbliżyć ją do Ciebie. O, Panie, dziękuję Ci! Uwielbiam Ciebie, Boże, w Twojej miłości!
***
Dziękuję Ci, Jezu, za dzisiejsze słowa Ewangelii. Dziwię się, Panie, że i mnie posyłasz. Ale czuję, że w ten sposób wyróżniasz moją duszę. To zaszczyt być posłanym, by nieść Twoją miłość, by głosić Twoje miłosierdzie. Pragnę to czynić. Całym sercem chciałbym mówić ludziom o Twojej miłości, o Krzyżu, o tym, jak umiłowałeś całą ludzkość, jak dla całej ludzkości zgodziłeś się na mękę; że otworzyłeś swoje Serce i wylałeś całe miłosierdzie swoje. Ale, Panie mój, ja nie wiem jak. Co mogę uczynić i w jaki sposób, aby rzeczywiście realizować powołanie, które mi dajesz? Nic nie umiem, nic nie potrafię, nie mam sił i nieustannie doświadczam własnych upadków. Jakże więc, będąc niczym, mogę świadczyć o Twojej miłości, o Twoim wielkim nieskończonym miłosierdziu?! Jak?
Oddaję Ci, Boże, moje serce. Duszę Ci oddaję. Mój umysł, moją wolę, moje ciało Ci oddaję. Chcę Ci służyć. Nie wiem jak, Ty posługuj się mną. Chcę, aby moja wola była Tobie poddana, chcę Cię słuchać. Chcę, żeby moja dusza była Tobie poddana, chcę pełnić Twoją wolę. Moje serce Ci oddaję, Panie. Chcę przyjąć Twoją miłość, żyć Twoją miłością – pomóż mi! Na wszystko chcę powiedzieć: tak. Na wszystko, co wobec mnie zadecydujesz już teraz mówię: tak. Ufam, że Ty sobie poradzisz ze mną, z taką słabą duszą i że tak liczne ułomności moje nie będą Ci przeszkodą, by kochać innych, aby okazywać miłosierdzie, posługując się mną. Pragnę tego, Boże i proszę Ciebie o to. O, tak, przemień mnie, Boże, w swoją miłość i w swoje miłosierdzie. Proszę, Ciebie!
***
Dziękuję Ci, Boże! To niepojęte, że Wielki Bóg i Stwórca pochyla się nad takim maleńkim kwiatkiem, bez znaczenia zupełnie, gdzieś tam ukrytym, rosnącym sobie w trawie, małą niezapominajką. Panie mój, dziękuję Ci, że dla tej niezapominajki codziennie wschodzi słońce; że dla tej niezapominajki Ty, Panie, dajesz chmury na Niebie i zraszasz ją deszczem swoim. Dziękuję Ci, Panie, że dajesz cień i słońce, ciepło i wiatr. Boże mój, umiłowałeś mnie. Choć jestem gdzieś tam ukryty, niezauważony, mały, nic nieznaczący, to Ty kochasz. Ty zauważasz mnie i właśnie nade mną nieustannie się pochylasz i czuwasz dając wszystko, abym mógł rozwijać się, zakwitnąć i wydać owoce. W całym kosmosie, tak niewyobrażalnie wielkim, Ty zauważyłeś właśnie mnie. O, Panie, jakże Ci dziękuję! Wierzę, że również taka niezapominajka ma swoje powołanie, jej istnienie ma sens, do czegoś może Ci się przydać. Możesz się mną posłużyć. Jestem tylko niezapominajką, więc nie rozumiem do czego, ale chce być tą niezapominajką, aby Ci się przydać. Proszę, obdarzaj mnie nieustannie swoim spojrzeniem, ciągle czuwaj nade mną i pilnuj mnie, abym nie chciał być nikim innym, tylko sobą. I posługuj się mną tak, jak chcesz. Ja kocham Ciebie. Pobłogosław mnie, Jezu.
Pamiętajmy!
Im bardziej dusza miłuje Boga, tym mocniej słyszy wołającego Pana i tym bardziej chce odpowiedzieć na wezwanie. Im bardziej miłuje, tym bardziej ze wszystkich sił stara się po prostu kochać, należeć do Boga z miłości i widzi w tym wypełnienie się woli Bożej. Jednak nie jest to chodzeniem po chmurach, niedotykaniem ziemi. Dusza w warunkach, w których żyje, bardzo mocno stąpając po ziemi, stara się we wszystkim kochać Boga, w każdej czynności, w każdym słowie wyrażać Jemu swoją miłość, we wszystkim należeć do Boga, nie do siebie. Z miłości dusza rezygnuje z siebie, z miłości słucha i w każdym momencie chce robić tylko to, czego oczekuje Bóg. Wtedy na pierwszym miejscu jest wola Boża, a nie zachcianki tej duszy, jej pragnienia, upodobania, przyzwyczajenia czy przyjemności; nie jej racje, nie jej zdanie, ale wola Boża. W ten sposób tam, gdzie ją Bóg postawił, gdzie do tej pory żyła, staje się ona żniwiarzem, robotnikiem w winnicy Pańskiej, staje się misjonarzem, kapłanem, apostołem.
Módlmy się, byśmy dobrze to zrozumieli i realizowali. Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
Albo: Wersja 2
Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało (Łk 10, 1-9)
Bóg każdego człowieka powołuje do życia. Stwarza, bo kocha. Człowiek wychodzi z Boga i Bóg jest źródłem jego istnienia. Wszystko w człowieku pochodzi od Boga. Człowiek potrzebuje Boga, by żyć w pełni i by w pełni zrealizować swoje powołanie. W oderwaniu od Boga człowiek nie jest w stanie rozwinąć się w taki sposób, w jaki oczekuje Bóg i do czego złożył w człowieku przeróżne dary. Bez Boga człowiek nie wykorzystuje potencjału, jaki ma w sobie, a który jest darem Bożym.
Człowiek, gdy poprzez Chrzest św. zostaje włączony w grono członków Kościoła, otrzymuje od Boga naznaczenie, a jednocześnie już właściwe powołanie do życia w Kościele. Poprzez swoją postawę przyczynia się do rozwoju Kościoła, do jego świętości. Każdy ochrzczony otrzymuje powołanie – całym swoim życiem wspierać Kościół, stanowić jego świętą cząstkę, pomagać innym członkom Kościoła w kroczeniu ku świętości. NIKT NIE JEST ZWOLNIONY Z TEGO POWOŁANIA. Każdy ma być użytecznym członkiem Kościoła. Bóg dając powołanie, umieszczając w Kościele daje również potrzebne ku temu różne łaski i dary. W zależności od drogi, jaką ma pójść dana osoba, otrzymuje ona odpowiednie ku temu dary, łaski, zdolności, predyspozycje i umiejętności. Każdy człowiek włączony do Kościoła, zobowiązany jest mu służyć. Nie musi to być tak do końca uświadomiona służba, jaką jest chociażby służba kapłanów czy osób żyjących w zakonach. Niemniej jednak każdy poprzez wierność, posłuszeństwo Bogu, poprzez jak najlepsze wypełnianie swego powołania ma być pożytecznym dla Kościoła i w ten sposób służyć mu.
Dzisiaj w Ewangelii (Łk 10, 1-9) czytamy o wysłaniu uczniów. Wiele osób przyjmuje ten fragment jako skierowany przede wszystkim do tych, którzy swoje życie w sposób szczególny poświęcają Bogu, a więc dotyczący kapłanów, zakonników, zakonnic, osób świeckich, ale poświęconych Bogu. Nie widzą w tym fragmencie samych siebie. A jednak ten fragment, w którym Jezus mówi, iż potrzeba robotników, bo jest ich za mało, dotyczy każdego żyjącego w Kościele. Każdy zostaje posłany. I tak jak zapewnia św. Paweł (2 Tm 1, 1-8) każdy otrzymał ducha mocy, a nie ducha bojaźni. Każdy został namaszczony już podczas Chrztu św., potem podczas Bierzmowania, a więc dany został Duch Święty, który prowadzi Kościół, jednoczy jego członków, jest mądrością i dzięki któremu Kościół, pomimo przeżywanych nieustannie różnych trudności, jednak żyje Bogiem i prowadzi wszystkich ku Chrystusowi. Każdy naznaczony został Duchem Świętym, a więc każdy został powołany i ku realizacji powołania otrzymał to, co potrzebne.
Jezus przestrzega wszystkich powołanych, by nie brali ze sobą niepotrzebnych rzeczy. One bowiem stanowić będą ciężar, dodatkowy balast, który będzie utrudniał drogę, spowalniał ich pójście, czasem może uczynić nawet niemożliwym. Gdy posyłał uczniów mówił o rzeczach, które były im znane i bliskie, a dotyczyły ich życia – sandały, suknia. Jednak każdy człowiek ma odczytać w stosunku do siebie, co jest w jego życiu dodatkowym, zbędnym balastem, który zamiast pomagać, przeszkadza w głoszeniu Ewangelii. Aby lepiej zrozumieć, o jaki balast dodatkowy chodzi, trzeba by najpierw chwilę się zastanowić, na czym, ma polegać głoszenie Ewangelii przez każdego z nas, którzy nie jesteśmy ludźmi całkowicie poświęconymi Bogu; nie jesteśmy kapłanami, zakonnikami, zakonnicami. Głoszenie Ewangelii, przygotowanie innych do przyjścia Jezusa ma polegać na naszym życiu miłością. Tę drogę wskazuje nam Jezus od pewnego czasu, na nią wprowadził i teraz nią idziemy. Jest to droga miłości. Na tej drodze otrzymujemy pouczenia, w jaki sposób ją realizować. Było ich już bardzo dużo. Przez wszystkie te pouczenia przewija się główna myśl, iż Bóg sam wystarczy, by zrealizować swoje powołanie, by żyć pełnią. Mamy pokazywane, na czym polega realizacja naszej drogi – na posłuszeństwie Bogu, otwarciu swego serca na Jego miłość i podejmowaniu starań, by tą miłością żyć jak najpełniej w każdym wymiarze, w każdej sferze swego życia. Wielokrotnie w pouczeniach pojawia się, iż tylko Bóg jest właściwym światłem, jedyną mądrością, jedynym zapewnieniem szczęścia. Jednocześnie wskazywane jest, iż świat zewnętrzny nie jest w stanie dać pełni szczęścia, nie daje pełni miłości i nie prowadzi duszy na szczyty świętości, nie prowadzi do Nieba, do Boga. Wręcz przeciwnie odciąga od Boga i potrafi całkowicie ją zatracić. Potrafi zaprowadzić ją do piekła.
Żyjąc miłością, mając oczy skierowane ku Bogu, będąc zasłuchanymi w Boże Słowo możemy iść wolni od tego, co oferuje świat, a co jest dodatkowym ciężarem; czymś, co może bardzo ograniczać nasze pójście drogą ku Bogu, co może uniemożliwiać pójście ku świętości. Może sprawiać, że nasze życie, które ma być świadczeniem o Bożej miłości będzie wręcz niemożliwe. A więc dodatkowy ciężar, dodatkowe rzeczy, o których mówi Jezus swoim uczniom każdy z nas ma odnajdywać w różnych sferach swego życia. Ma pozostawiać, by będąc wolnym od tego wszystkiego, móc całkowicie swoje serce, swoją duszę oddać Bogu. Żyjąc w wolności, otwierając serce na miłość, całemu tej miłości się oddać i pozwolić, by ona pokierowała nami. Wówczas życie oddane Bogu, przez Niego kierowane, życie pełne miłości, będzie naturalnym świadczeniem o Bogu, o Jego miłości, o Królestwie Bożym. Poprzez zwykłe, bardzo niepozorne życie rodzinne, zawodowe, życie w swoim środowisku, będziemy jednak prawdziwymi świadkami, bo wolni od tego, co zniewala i ogranicza ludzi. Będziemy mogli w pełni żyć Bogiem. To Bóg będzie zmieniał nas, nasze serca, życie nasze i naszych rodzin, nasze środowisko. Kiedy Jezus wysyłał uczniów, dał im Ducha. Gdy Paweł Apostoł również wyznaczał kolejnych ludzi, którzy mieli w jakimś stopniu przewodniczyć w gminie, nakładał ręce, modlił się i Duch Święty zstępował, prowadził ich. Byli więc naznaczeni. Nie byli pozostawieni sami sobie. Byli tymi, których Duch Święty prowadził, którzy żyli życiem Jezusa, świadcząc o Nim.
My również nie jesteśmy sami. Już na początku naszego życia zostaliśmy włączeni do Kościoła i wzrastamy w nim. Poprzez Kościół otrzymujemy bardzo dużo. Życie Boże, które jest w Kościele i które uobecnia się chociażby poprzez sakramenty, dane jest każdemu z nas, którzy z nich korzystamy. Duch Święty został nam już dany. Karmimy się Ciałem i Krwią Chrystusa. Przyjmujemy Słowo Boga, czytamy je, słuchamy. Poprzez kapłana otrzymujemy Boże błogosławieństwo. Żyjemy w centrum Kościoła; nie gdzieś na obrzeżach, ale korzystamy w pełni ze wszystkiego, co daje święty Kościół. Wyposażeni w to wszystko, powołani przez samego Boga, MAMY W SWOIM ŻYCIU DAWAĆ O NIM ŚWIADECTWO. Nikt nie jest z tego zwolniony, bowiem każdy został powołany. Powołanie do życia, jakie Bóg dał każdemu z nas jest powołaniem do świętego życia, bowiem Bóg udziela nam swojego życia. Poprzez swego Syna dał nam życie Boże. Każdy obdarowany już jest tym życiem, otrzymał je w darze i zobowiązany jest, by w pełni otworzyć się na ten Dar. By go nie zmarnować, nie odrzucić, ale w pełni przyjąć. Przyjęcie w pełni życia Bożego ma wyrażać się w pełni uczestnictwa w życiu Kościoła. A to oznacza życie w świętości.
Bóg jest święty. Powołując do życia, powołuje do świętego życia. Tylko życie w świętości jest doskonałą realizacją powołania, które Bóg daje. Jest jednocześnie doskonałym uczestnictwem w życiu Kościoła. Jest pełnią tego uczestnictwa. Każdy człowiek w Kościele powołany jest, by poprzez swoje święte życie uświęcać Kościół, dawać życie innym członkom Kościoła, przyczyniać się do ich wzrostu, ich rozwoju, do umocnienia ich wiary. Do tego wszystkiego jesteśmy powołani, otrzymaliśmy potrzebne dary, łaski i predyspozycje i nie możemy się wymigiwać. Każdy bowiem zda relację, na ile starał się, by w pełni zrealizować powołanie, które otrzymał. Dlatego warto, co jakiś czas poczynić refleksję:
- Na ile moje życie jest życiem bardzo mocno zakorzenionym w świecie zewnętrznym, który staje się ogromnym ciężarem, uniemożliwiającym realizację powołania ku świętości?
- Na ile otwieram się na dary i łaski Boże, dzięki którym mogę stawać się prawdziwie świętym, choć ukrytym, niewidocznym dla ludzkich oczu, ale jednak świętym członkiem Kościoła?
- I poprzez tę świętość na ile rzeczywiście Kościół otrzymuje ze mnie dla życia, rozwoju umocnienia wszystkich członków?
Jezus nie zapowiada, że wszystko pójdzie gładko, łatwo. Jezus przestrzega, że będą trudności, ale na ile człowiek zrezygnuje z balastu, który sam sobie nakłada, na tyle łatwiej mu będzie pokonywać trudności i świadczyć o Bogu. Na ile swoje serce całkowicie odda Bogu czyniąc wolnym od tego wszystkiego, co jest zewnętrznym niepotrzebnym ciężarem, na tyle będzie mógł realizować Boże powołanie; na tyle Bóg sam w nim to powołanie będzie realizował. Oddanie siebie Bogu do dyspozycji procentuje przejęciem życia przez Boga – na tyle Bóg będzie żył w danym człowieku. Im więcej człowiek odda siebie, tym większą częścią jego duszy, jego serca będzie władał Bóg i tym bardziej będzie mógł w jego życiu dokonywać przemiany.
Złóżmy swoje serca na Ołtarzu prosząc, by Duch Święty pomógł nam lepiej zrozumieć powołanie w kontekście dzisiejszej Ewangelii i czytania.
Dziękczynienie po Komunii św.
Witaj, mój Jezu! Kłaniam się Tobie do samej ziemi i uznaję Ciebie za Króla, mojego Pana, mojego Boga i Stwórcę. Pragnę jak najpełniej odpowiedzieć na wszystkie dary, jakie otrzymuję od Ciebie. Pragnę jak najpełniej żyć tym, co dajesz memu sercu. Pragnę odpowiedzieć na wszystko, co czynisz wobec mnie i wobec każdej duszy. Staję przed Tobą zadziwiony, jak wielkimi łaskami obdarzasz każdego z nas, jak wielkie dary składasz w każdym człowieku, do jakich wspaniałości powołujesz każdą duszę. Przyznaję, Jezu, że niewiele zastanawiałem się nad tym. Nie czułem szczególnego związku, powiązania mojej duszy z Kościołem, tej wzajemnej relacji oddziaływania na siebie – Kościoła na duszę i duszy na Kościół. Pragnę Ci podziękować, Jezu, za całe bogactwo, jakie otrzymuję od Ciebie poprzez Kościół. Dziękuję Ci, że mogę w Kościele wzrastać, rozwijać się; że Kościół mnie poucza. Poprzez posługę kapłanów, poprzez sakramenty święte Ty przychodzisz do mnie, umacniasz mnie, oczyszczasz, uświęcasz, błogosławisz mi i prowadzisz ku świętości. Dziękuję Ci, że wzbogacasz moją duszę poprzez życie Świętych, że karmisz swoim Słowem, że uświęcasz mnie i przebóstwiasz swoim Ciałem i swoją Krwią, że jednoczysz mnie ze Sobą. To wszystko ma miejsce w Kościele. Bez niego nie otrzymałbym tego.
A jednocześnie uświadamiasz mnie, Jezu, że i we mnie złożyłeś wielkie bogactwa. We mnie złożyłeś swoje życie – Dar największy. I chcesz, abym otworzył się na ten Dar. Abym żyjąc nim stał się pełnowartościowym członkiem Kościoła i ubogacał w ten sposób cały Kościół. Nie myślałem o tym aż tak.
Dziękuję Ci za cały potencjał, jaki złożyłeś we mnie; za wszystkie zdolności, talenty, dary, dzięki którym mogę stawać się darem dla Kościoła, dla innych. Mój Boże! Żyłem dla siebie. Tylko o swoim życiu myślałem. A tu okazuje się, że jestem członkiem Kościoła, który liczy tyle milionów, miliardów dusz, że od nich wszystkich otrzymuję tak dużo, ale i sam mam stać się wartością, bogactwem dla innych. I że to bogactwo nie pochodzi ode mnie, ale to Ty poprzez moją otwartą duszę chcesz ubogacać Kościół. Twoje życie jest bogactwem Kościoła, również dawane przeze mnie, przez moją duszę. Dziękuję Ci, Jezu!
Nie są to proste sprawy. O wiele łatwiej było mi przyjmować Twoje słowa wtedy, gdy mówiłeś mi o miłości, o jednoczeniu się z Tobą, o życiu dla Ciebie. Teraz wprowadzasz mnie głębiej w swoje życie ukazując, że pełnia życia duszy łączy się z życiem Kościoła, bo on zrodzony został przez Ciebie, jest Twoją miłością. Obejmujesz Kościół swoją troską, nieustannie udzielasz mu swego życia i poprzez Kościół to życie udzielasz każdemu z nas. Prawdziwa świętość to życie życiem Boga w pełni. A to życie jest w Kościele. A więc cały mam się udzielić Tobie, cały mam być świadomym członkiem Kościoła. Mam otwierać się na Twoje życie, byś udzielał go Kościołowi. Panie mój, daj mi swego Ducha, abym mógł to lepiej zrozumieć, a przynajmniej abym mógł otworzyć serce na to, co nie do końca jest dla mnie zrozumiałe.
***
Powołujesz, Jezu, każdego z nas. Każdy jest powołany. To również odkrycie dla mojej duszy. Jakże często jedynie na kapłanów, na ludzi w zakonach zrzucałem odpowiedzialność za Kościół, za głoszenie Królestwa Bożego. Te osoby wydawały mi się powołane do głoszenia, do apostolstwa, do świadectwa o Tobie. A Ty mówisz, że każdy z nas jest powołany. Kiedy czytałem fragment dzisiejszej Ewangelii, zawsze wydawało mi się, że to właśnie dusze konsekrowane mają pozostawić wszystko, aby pójść za Tobą, oddając się Tobie, przemieniając się w Twoją miłość, w Ciebie mają głosić Królestwo Boże, mają o Tobie świadczyć. A Ty mówisz mi, że to ja mam pozostawić wszystko. Potrzebuję Twojej pomocy, abyś mi pokazał, co jest moim balastem, co jest dodatkowym bagażem, który uniemożliwia moją drogę, spowalnia mój wzrost, sprawia, że nie jestem Twoim świadkiem. Tak oczywiste wydawało mi się, że kapłan pozostawia wszystko, a Ty mówisz, że te słowa dotyczą mnie. To ja mam nie brać dodatkowych sandałów, dodatkowej sukni, torby, laski, niczego. Co znaczą te słowa wobec mnie, który żyję w świecie, mam swoją rodzinę, pracę? Na czym ma to polegać? Stale brzmią w mojej duszy Twoje słowa, iż Ty wystarczasz za wszystko. W jaki sposób, Boże, rozumieć te słowa? Tłumaczysz mi ponownie to, co tak wiele razy tłumaczyłeś, że mam zamknąć oczy, uszy na świat zewnętrzny, a więc nie chłonąć tego wszystkiego, co jest na zewnątrz. Nie pożerać, tak jak ma to miejsce u wielu dusz, które całe oddają się zewnętrznemu życiu i pożerają, co tylko niesie świat. To łakomstwo, obżarstwo sprawia, że dusza wypełnia się śmieciami, obrzydliwościami świata i nie ma w niej już miejsca na Ciebie. Uświadamiasz mi, że ja również napełniam się tymi obrzydliwościami świata; że ja również wykazuję to łakomstwo, nieuporządkowane, niepohamowane pochłanianie wszystkiego wzrokiem, słuchem; że w ten sposób pobudzam różne swoje pragnienia i zapominam o Tobie. Nie żyję Tobą, tylko zewnętrznym światem i jego sprawami.
Pomóż mi zamknąć się na to, co zewnętrzne, by całkowicie do Ciebie należeć. Aby w swojej duszy spotkać się z Tobą, usłyszeć Twój głos i zrozumieć Twoje słowa. Aby zrozumieć swoje powołanie, upewnić się, umocnić się w nim. Pomóż mi! Daj mi swego Ducha!
***
Dzisiaj, Jezu, dowiaduję się również, że Ty naznaczasz moją duszę, że każdy, kto staje się członkiem Kościoła jest przez Ciebie namaszczony, naznaczony, obdarowany Duchem Świętym. Gdy włączasz każdego z nas do Kościoła, dajesz potrzebne łaski, dary, charyzmaty, byśmy mogli wzrastać, rozwijać się i służyć Kościołowi. Ty dajesz moc. Posyłając, dając powołanie udzielasz mi pomocy, troszczysz się o mnie. Ty poprzez swego Ducha prowadzisz. To jest niezwykłe. Do tej pory wydawało mi się, iż tylko kapłani otrzymują namaszczenie do apostolstwa i w związku z tym są wspierani Twoim Duchem, by głosić Twoje Słowo. Ale Ty i uczniów posłałeś, nie tylko Apostołów. Przez wszystkie wieki Kościoła Ty posyłasz zwykłych ludzi. Każdego z nas posyłasz i każdy z nas otrzymuje Twego Ducha, Twoją moc. Ja również. Każdy z nas jest prowadzony przez Ciebie. A jeśli otwiera się na łaskę prowadzenia doświadcza jej coraz bardziej w sposób wręcz niezwykły. Analizując po kolei życiorysy Świętych, widać, że to właśnie oni dali się Tobie poprowadzić. Oni otworzyli się na Ducha Świętego i szli tak, jak Ty im pokazywałeś. Wśród wielu Świętych były osoby świeckie (nie tylko kapłani czy zakonnice) i stali się bogactwem Kościoła. Dzięki nim i ja mogę się rozwijać, ubogacać swoją duszę, wzrastać, poznawać Ciebie i kochać bardziej, pełniej. I ja patrząc na nich mogę dążyć do zjednoczenia z Tobą, do świętości.
O, Panie mój! Tak mało rozumiem z tego, co czynisz wobec mnie. Tak mało rozumiem z tego, co jest zadaniem, powołaniem każdej duszy, co jest życiem Kościoła i życiem w Kościele. Jestem tylko małą duszą, która nie posiada wiedzy, wykształcenia, która mała jest pod każdym względem. Nie dojdę swoim rozumem do prawd, o których mi mówisz, które objawiasz. A nawet, gdy Ty mi je przedstawiasz, Panie mój, wydają mi się tak wielkie – za wielkie na mnie. Chwilami wydaje się, że wręcz przerażają odpowiedzialnością, jaką ma każda dusza przed Bogiem za Kościół i za to, co czyni; za to, co otrzymuje od Ciebie w darze do dyspozycji.
O, Panie mój! Prawdziwie potrzebuję Twego wsparcia, Twojej pomocy, Twego prowadzenia, Twego światła, bo sam niewiele rozumiem, niewiele wiem, nie mam siły ani odwagi. W Tobie jest moja odwaga, moja mądrość, moja moc, moja ufność. W Tobie jest wszystko, co moje. Całą siebie, Boże, składam w Tobie z ufnością, że Ty zrealizujesz we mnie moje powołanie. Gdy przyglądam się memu powołaniu oświecony Twoją mądrością, zdaję sobie sprawę, że nie jestem w stanie sam o własnych siłach uczynić cokolwiek. Uświadamiam sobie nieskończoną wielkość, ale i bogactwo, które złożyłeś we mnie, oczekując, że otworzę się na Kościół, aby to bogactwo przekazać. A przecież nie potrafię. Najcudowniejsze Boże, jest to, że udzielasz mi swego życia, że staję się Twoją częścią, że włączasz mnie w swoje życie. Wszystko to, co jest Twoim życiem, tak niezwykłe, cudowne, wspaniałe, składasz we mnie, a poprzez moją duszę w Kościele. I ja czerpię z Kościoła Twoje życie.
Za to życie, za wszystko, co kryje się pod tym pojęciem, co przeczuwa moja dusza, a rozum nie jest w stanie pojąć, uwielbiam Ciebie, Boże! Dziękuję Ci! I proszę udziel mi błogosławieństwa, abym nieustannie otwierał się na Twoją obecność, Twoje łaski, Twoje dary; abym niczego nie marnował, ale bym wszystko przekazywał Kościołowi.
Pamiętajmy!
Bóg powołał każdego z nas. Nigdy nie zwalniajmy się z powołania głoszenia Bożej miłości, Bożego Królestwa na ziemi, by dawać świadectwo o Bogu obecnym pośród nas – żyjącym, prawdziwym. MY, NASZE ŻYCIE MA PROMIENIOWAĆ MIŁOŚCIĄ, OBECNOŚCIĄ BOGA. Mamy stawać się apostołami, ale nie poprzez słowo, tylko poprzez życie. Aby nasze życie było świadectwem, MUSIMY SAMI STARAĆ SIĘ TRWAĆ W BOGU. A trwać w Bogu oznacza:
- - ze wszystkich sił, nieustannie, na różne sposoby starać się otwierać na Jego obecność;
- - przyjmować Jego miłość i odpowiadać również miłością;
- - ze wszystkich sił strać się Go poznawać, zbliżać się do Niego, być jak najbliżej;
- - starać się Go słuchać i być Mu posłusznym;
- - swoje życie Mu oddać, poświęcić;
- - Boga postawić na pierwszym miejscu;
- - zrezygnować z siebie;
- - zamknąć się na świat zewnętrzny, a otworzyć się na Boga żyjącego w duszy;
- - uczynić dokładnie to, co ma czynić każdy kapłan, każdy zakonnik, zakonnica – oddać wszystko, aby zyskać Boga.
To tylko ludziom się wydaje, że kapłan pozostawia wszystko, służy Bogu i już nie ma nic do oddania. Każdy człowiek, każda dusza poświęcona Bogu każdego dnia na nowo musi analizować swoje życie, by zobaczyć kolejne rzeczy, sprawy, których jeszcze Bogu nie oddała i każdego dnia ma co oddawać. I tak samo my. Gdy będziemy tak realizować swoją drogę, staniemy się świadkami, apostołami, prawdziwymi, pełnoprawnymi, wartościowymi członkami Kościoła – świętymi. Wtedy w sposób doskonały Bóg będzie mógł poprzez nas wypełnić swoją wolę.
Błogosławię was na tej drodze – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.