89. Wytrwałość w modlitwie (Łk 11,9-13)
I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”.
Komentarz: „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.” Będziemy chcieli teraz uzmysłowić sobie rzecz bardzo istotną dla naszych wzajemnych relacji z Bogiem. Otóż Bóg bardzo pragnie, abyśmy prawdziwie poczuli się Jego dziećmi. Cóż to znaczy? Oznacza to, iż nasz stosunek do Boga będzie bliższy niż dotychczas, mniej oficjalny, cieplejszy. Bóg chciałby, abyśmy naprawdę wierzyli, że On jest Ojcem, a nie sędzią. Jest miłością, a nie surowością. Jest łagodnością. Chciałby, abyśmy mieli to wewnętrzne przekonanie, iż Bóg nas kocha i możemy do Niego zwracać się ze wszystkim.
Jednak nasze myślenie o Bogu dalekie jest od prawdy. Stale wykrzywiamy Jego obraz, patrząc przez pryzmat ojca ziemskiego oraz przez pryzmat własnych słabości. To Boga zasmuca i rani. Jest naszym Ojcem, który pragnie dla nas tylko szczęścia, który chce uczynić nas najszczęśliwszymi na świecie i robi wszystko, abyśmy to szczęście osiągnęli. My zaś zachowujemy się w tej sprawie jak dzieci, bo widzimy swoje szczęście w czymś innym – nie w tym, co nam Bóg przygotował. Chcemy wszystko robić po swojemu i nie ufamy Mu, że przecież jako Ojciec wie najlepiej, czego potrzeba Jego dzieciom. Czasem nawet myślimy o Bogu z lękiem. To szczególnie Go rani, ponieważ On jest miłosiernym Ojcem, dobrym Tatą, który dla szczęścia swych dzieci gotów jest zrobić i poświęcić wszystko, nawet życie. I poświęcił je w osobie swego Syna Pierworodnego.
Bóg chciałby, abyśmy zwracali się do Niego bardziej bezpośrednio, aby nasze słowa były przepojone ufnością, czułością i miłością. Tak rzadko słyszy miłość w naszych słowach, którymi Go przyzywamy. Jest w nich wiele przeróżnych relacji, przeróżny stosunek, ale miłości w nich niewiele. Jemu wystarczyłoby słowo „Tato”, „Tatusiu”, ale wypowiedziane czule, ze świadomością, iż mówimy je do Niego. Niczego więcej nie musielibyśmy mówić. To wystarczy. Nasza miłość przyzywałaby Go, przywoływałaby. Nie mógłby się jej oprzeć. Słysząc swoje dzieci, nie może przecież pozostać obojętnym, a czując naszą miłość, tym bardziej otwierałby swoje serce, by dać nam wszystko, czego potrzebujemy. „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.”
Aby jednak nasz stosunek do Boga był bliższy, musimy się o to modlić, bowiem ze względu na swoje słabości nie jesteśmy w stanie zmienić czegokolwiek w nas samych. Musimy wzywać Ducha Świętego, by On dał nam otwartość serca i poznanie istoty Boga, by On poprowadził nas przez swój świat – świat ducha. Powinniśmy często, bardzo często Go wzywać, bowiem tylko On może udzielić nam swojej mocy, dać poznanie prawdy i uzdolnić do jej przyjęcia. Tylko Duch Święty daje tę moc duszy, by wołała do Boga: „Abba! Tatusiu!” Tylko dzięki mocy Ducha Świętego jesteśmy w ogóle w stanie wznieść oczy ku Niebu, skierować swój wzrok na Boga i wierzyć w Niego.
Zatem potrzebujemy Ducha Świętego. Otrzymaliśmy Go na chrzcie świętym, jednak trzeba odnawiać tę „znajomość” poprzez modlitwę prośby o Ducha Świętego i Jego dary, poprzez odnawianie przyrzeczeń chrzcielnych, wspólną modlitwę do Ducha Świętego i zawierzanie się Jego prowadzeniu. Jako Boże dzieci mamy nieustannie prosić Ojca o Ducha Świętego. Mamy prosić z wiarą. Mamy prosić żarliwie, gorąco, uparcie. Mamy prosić! Znamy dobrze nasze relacje z dziećmi. Wiemy, że gdy dziecko prosi i prosi, to w końcu ulegamy tej prośbie. Niejako nie jesteśmy w stanie odmówić, a gdy dziecko czyni to ładnie, pokornie, to tym bardziej nasze serce skłania się do jej spełnienia. I chociaż jesteśmy tylko ludźmi, a więc istotami skłonnymi do złego, to jednak swoim dzieciom staramy się dawać samo dobro i dla nich poświęcamy bardzo wiele. Czynimy to z miłości do swoich dzieci.
Przenosząc tę naszą relację do dzieci na relację: Bóg Ojciec – człowiek, Jego dziecko, zauważmy, że, analogicznie, Bóg traktuje nas również jako swoje dzieci. Wielokrotnie w Piśmie Świętym pojawia się porównanie Boga do Ojca, a człowieka do Jego dziecka. Bóg sam o sobie mówi, iż jest Ojcem. Jezus stale mówił o Ojcu. Upoważnił nas do nazywania Boga swoim Ojcem. Podał nawet modlitwę do Ojca w niebie. Dlatego miejmy odwagę prosić Ojca o Ducha Świętego. Miejmy odwagę stanięcia przed Nim jako dzieci i odwagę ciągłego proszenia. Bądźmy wytrwali w swej modlitwie. Pamiętajmy, że Duch Święty uzdalnia duszę do głębszego życia w Bogu, do wiary i zaufania. To On, będąc Duchem miłości, udziela tej miłości duszy, która Go o to prosi. To Duch Święty otwiera przed duszą nowy, nieznany jej świat – świat ducha. To w końcu Duch Święty wprowadza duszę w ten świat. Daje jej poznanie Boga i moc do wyznawania wiary. Poucza o synostwie i daje siły, by Boga nazywać Ojcem.
Będąc dziećmi Boga, prośmy! Prośmy o Ducha Świętego, o Jego dary – tak cenne, tak ważne, tak wspaniałe! Nie wahajmy się! Niech żadna wątpliwość nie zmąci naszego pokoju! Prośmy, by Duch Święty pouczał nas o Bożym ojcostwie i naszym przybraniu za synów. Prośmy, byśmy wytrwale modlili się do Boga, by to On kierował tą modlitwą i w serce wlewał tylko te pragnienia i prośby, które pragnie wobec nas realizować. Niech Duch Święty poucza nas stale o Bożej miłości do ludzi i przekonuje o jej nieskończonej wielkości. Niech Duch Święty kieruje naszą modlitwą, byśmy zawsze modlili się zgodnie z planami Boga wobec nas, byśmy te plany dobrze odczytywali, a potem zgodnie z natchnieniami realizowali. Módlmy się, bowiem „Jeśli wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.”
Pamiętajmy, iż Ojciec to ten, który jest blisko swoich dzieci, opiekuje się nimi, troszczy się o nie i wysłuchuje ich próśb, nie mogąc się im oprzeć z powodu miłości do własnych dzieci. Niech zstąpi na nas Duch Święty i ostatecznie przekona nas do wielkiej, niepojętej miłości Boga do człowieka. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?