Prawdziwie błogosławieni (Łk 11,27-28)
Gdy On to mówił, jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś”. Lecz On rzekł: „Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je”.
Komentarz: „Błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je.” Fragment ten powinien w naszych sercach wzbudzić radość. Przecież to my słuchamy słowa Bożego. Staramy się je zachowywać. Zauważmy, że to już kolejny fragment Ewangelii skierowany bezpośrednio do nas. Jezus już wtedy mówił do nas, dzieci najmniejszych, które żyć będą dwa tysiące lat po narodzeniu Chrystusa. Czyż to nie jest cudowne, że Bóg myślał o wszystkich i już wtedy kierował swoje słowa do całej ludzkości, ale i każdego z osobna? Czy to nie wspaniałe, że Jezus, chodząc po ziemi, miał w sercu również ciebie i z myślą o tobie wypowiadał te słowa? Jakże to niepojęta miłość, która z takim wyprzedzeniem kocha i z miłości czyni wszystko!
Zobacz, jaki Bóg jest dobry! Utworzył naszą wspólnotę. Prowadzi ją poprzez swojego Ducha. Dał nam za Przewodniczkę Maryję. Daje pouczenia i wskazania. Sprawił, że zaczęliśmy regularnie czytać Jego Słowo – Pismo Święte. To nie wszystko. Aby było nam łatwiej, sam dyktuje rozważania. Abyśmy tylko z Jego Słowem przebywali. Dlaczego!? Bo nas kocha! Bo przebywanie z Jego Słowem daje duszy życie! Bo już samo wsłuchiwanie się w Jego Słowo jest dla duszy błogosławieństwem Boga. Nie zdajemy sobie sprawy, jak ważnym jest czytanie, słuchanie i rozważanie Słowa Bożego. Jeśli do tego dochodzi posłuszeństwo wobec Słowa i wypełnianie go, Boże błogosławieństwo spoczywa na nas, Jego łaska jest w nas. Jego miłość nas otacza.
Słowa te Jezus wypowiedział w sytuacji, gdy pewna kobieta mówiła: „Błogosławione łono, które cię nosiło i piersi, które ssałeś.” Zadziwiające jest to, iż Jezus wtedy przytakuje, ale zwraca uwagę i niejako stawia na równi ze swoją Matką każdą duszę, która słucha Słowa i je zachowuje. „Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je.” To tak, jakby powiedział: „Owszem, Moja Matka jest błogosławiona, ale przecież błogosławiona jest każda dusza, która słucha Słowa i je zachowuje.” Dlaczego Jezus niemalże zrównał w tym błogosławieństwie Maryję i dusze? Przecież nie można postawić znaku równości między Nią a zwykłym człowiekiem. Rozważmy nieco głębiej te słowa.
Otóż Maryja od dzieciństwa słuchała Słowa Bożego. Ona znała je. Ona je rozumiała. W dodatku miała ten dar rozważania Go sercem a nie intelektualnie. Dlatego tak doskonale rozumiała i przyjmowała istotę samego Boga. Dlatego zakochała się w Bogu i zapragnęła Jemu poświęcić swoje życie. Ponieważ tak głęboko przeżywała Słowo, Bóg dał Jej to Słowo w sposób namacalny. On w niej zrodził Słowo Odwieczne – Chrystusa. To niepojęty dar, cudowna odpowiedź Boga na umiłowanie Jego Słowa – dar samego Boga, Jego Syna. Skoro Maryja pokochała Słowo, otrzymała Je w darze. Od tej pory Słowo zamieszkało w Niej, w Jej ciele, w Jej sercu. Ona stała się najwierniejszą Jego opiekunką, Ono za tę wierność odpłacało się błogosławieństwem.
To trudne do zrozumienia dla ludzkiego umysłu – tak pokochać Boga, Jego Słowo, że Ono samo ucieleśnia się w człowieku i następuje zjednoczenie duszy ludzkiej ze Słowem. Bóg wypowiedział Słowo – najpierw przed wiekami zapowiadając narodziny Słowa, a potem wypowiedział je w Maryi, która umiłowała Boga i wszystko, co było Jego. Wtedy to Słowo poczęte zostało w Niej. Miłość tak uczyniła. Tylko Miłość mogła to uczynić. Maryja stała się Matką Słowa, i to w rozumieniu podwójnym. Stała się bowiem Matką Chrystusa – Wcielonego Słowa, ale też stała się Matką Słowa, czyli opiekunką wszystkich, którzy sięgają do Pisma Świętego, by obcować z Bogiem. Ona w doskonały sposób połączyła słuchanie Słowa i wypełnianie Go, życie Nim. Dała temu dowód swoim życiem poświęconym Jezusowi, do końca. Błogosławieństwo Boga nieustannie spoczywało na Niej, prowadziło Ją, czuwało nad Nią.
Analogicznie dzieje się z duszą, która stara się słuchać Słowa Bożego i je wypełniać. Spoczywa na niej to samo błogosławieństwo Boże. Poprzez słuchanie dusza może przyjmować Słowo do serca. Bóg rodzi w niej na nowo swoje Słowo. To Słowo zaczyna w niej żyć i promieniować na jej życie. Maryja zawsze się o to modli i wyjednuje duszom wybranym taki bliski, osobisty stosunek do Słowa, bo Ona to Słowo przeżywała w dwójnasób, jak już powiedzieliśmy. To życie Słowa w człowieku staje się dla niego błogosławieństwem. Takim, jakiego doświadczała Maryja!
Jak wielkiego wyróżnienia doznajemy my, którzy od Boga otrzymujemy Słowo, którym Bóg je objaśnia, którzy w końcu staramy się żyć tym słowem, na co dzień. Jak bardzo Bogu zależy na nas, skoro zbiera nas spośród wielu innych dusz i właśnie nam daje swoje Słowo, a ma to Słowo niepojętą wartość. Bez Niego nie miałoby sensu nic – żadne ludzkie poczynania. Zatem poczujmy się wyróżnieni przez sam fakt kierowania do nas Słowa Bożego, przez sam fakt wyjaśniania Słowa, przez fakt równania w błogosławieństwie nas i Maryi. Jak wielkim to jest zaszczytem! Jak wielkim samym w sobie błogosławieństwem! Jak niebywałą łaską! Bóg kocha nas miłością nieskończoną i niepojętą dla ludzkiego serca i umysłu. Wynajduje różne sposoby, by obdarzać nas swoim błogosławieństwem i łaską, bowiem one pomagają człowiekowi w dążeniu do świętości, w podnoszeniu się z upadków.
Podziękujmy więc za to wielkie wyróżnienie i miłość. Uwielbiajmy Boga w Jego łaskach. Wywyższajmy Jego imię pośród narodów. Nie obawiajmy się poświęcać czasu na Słowo. Ono wróci się nam po trzykroć. Stałe obcowanie z Pismem Świętym przybliżać nas będzie do świętości, do Boga, do miłości. Módlmy się do Ducha Świętego, by prowadził nas poprzez rozważania, by dawał swoje światło, natchnienia. By dawał poznanie Słowa. Jakże to ważne. Ileż radości może przynieść sercu obcowanie ze Słowem Boga! Jakże mało dusz zaznaje tej radości, tego szczęścia, tego wyróżnienia! Skosztujmy tej uczty Słowa! Zasmakujmy w Słowie! Rozkoszujmy się nim! Niech Jego błogosławieństwo spływa na nas! Niech obdarzy pokojem, ufnością, miłością i niebiańską radością. Niech nam błogosławi Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?