96. Napiętnowanie uczonych w Prawie (Łk 11,45-54)
Wtedy odezwał się do Niego jeden z uczonych w Prawie: „Nauczycielu, tymi słowami nam też ubliżasz”. On odparł: „I wam, uczonym w Prawie, biada! Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie. Biada wam, ponieważ budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich zamordowali. A tak jesteście świadkami i przytakujecie uczynkom waszych ojców, gdyż oni ich pomordowali, a wy im wznosicie grobowce. Dlatego też powiedziała Mądrość Boża: Poślę do nich proroków i apostołów, a z nich niektórych zabiją i prześladować będą. Tak na tym plemieniu będzie pomszczona krew wszystkich proroków, która została przelana od stworzenia świata, od krwi Abla aż do krwi Zachariasza, który zginął między ołtarzem a przybytkiem. Tak, mówię wam, na tym plemieniu będzie pomszczona. Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli”. Gdy wyszedł stamtąd, uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli gwałtownie nastawać na Niego i wypytywać Go o wiele rzeczy. Czyhali przy tym, żeby go podchwycić na jakimś słowie”.
Komentarz: Skupmy się teraz nad krótkim fragmentem Ewangelii: „Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania: samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli.” Zazwyczaj odnosi się go do sług Kościoła, a więc do kapłanów, do ludzi wykształconych teologicznie, do dusz poświęconych Bogu, powołanych w pewien znaczący sposób, konsekrowanych. Chciałbym skierować to rozważanie do nas, dusz najmniejszych, mimo że nie czujemy się zaliczeni do wymienionego grona. Jednak zastanówmy się, czy jest tak w istocie.
Bóg powołuje nas do wypełnienia pewnej misji w Kościele i w związku z tym obdarza łaską wybraństwa. Charakteryzuje się ona szczególnymi darami. Jesteśmy otoczeni błogosławieństwem Boga. Do swego zadania każda dusza jest przygotowywana, my również. To przygotowanie ma jednak wyjątkowy charakter. Bóg zebrał razem dusze powołane i stworzył wspólnotę. Przyprowadza stale do niej kolejne dusze najmniejsze. Tę wspólnotę sam prowadzi, formuje, kształtuje, poucza. Bóg sam jest dla niej Nauczycielem, Katechetą, Kierownikiem Duchowym, Mistrzem. Jest jej Ojcem, Pasterzem i Oblubieńcem. Poprzez charyzmaty objawia nam swoje oblicze, ukazuje swoją istotę. Poznajemy Boga, Jego miłość i wszystko, co się z tym wiąże. Bóg sam nakreśla nam drogę duchową.
To niebywałe! Wcześniej Bóg wybierał jedną duszę i przez nią powoływał do istnienia nowy zakon. Powoli wyłaniała się droga duchowa tego zgromadzenia i pojawiały się nowe dusze, które, zafascynowane tą duchowością, pragnęły nią żyć. Tym razem Bóg powołał zgromadzenie i powoli wprowadza je w swego Ducha. Nakreśla drogę, która jest drogą duchowego wzrastania, doskonalenia się, drogą zjednoczenia duszy z Bogiem. Czyni to nie wobec jednej duszy, ale całej wspólnoty. Dlaczego tak czyni? Bo czasu jest bardzo mało! Bo trzeba naprawdę się spieszyć! Ten wie, jak piękną jest ta droga, kto próbuje nią iść. A słowa Bożej miłości zapewniające o ciągłym czuwaniu nad duszą rozbrajają serca, wzruszają i otwierają jeszcze bardziej na świat ducha. Rzeczywiście otrzymujemy wielką obfitość łask, darów, błogosławieństwa Bożego. Tylko nadstawiać ręce i czerpać, przyjmować, chłonąć, żyć tym, rozdawać, pozwolić rozlewać się łasce przez nasze serca.
To niezwykłe objawienie się Boga w naszej wspólnocie zobowiązuje! Nie jest dane ot, tak sobie, ale jest w tym głęboki sens i cel niezmiernie ważny! Bóg powołuje dusze do ścisłego z Nim zjednoczenia, by przez nie rozlać na świat swoją miłość miłosierną. Powołuje tych dusz wiele! Tworzy z nich swoją armię! One są niczym wojsko – podległe Mu całkowicie, wykonujące swoje zadania bez dyskusji, starające się czynić wszystko jak najlepiej, gotowe oddać życie za swego Dowódcę. Zdyscyplinowane, posłuszne i wierne swemu Bogu. A to posłuszeństwo, ta służba, wypływa nie z narzuconego im stylu życia, ale z głębi serca, z potrzeby przebywania wciąż z Bogiem, z miłości. Otrzymujemy konkretne wskazania dla naszej wspólnoty. Bóg nie daje nam ich z błahego powodu. Żyjemy w bliskości samego Boga! Łaska, jaka nas otacza, jest niebywała! Dlatego można nas przyrównać do uczonych z dzisiejszego fragmentu, którzy wzięli klucze poznania! Wziąć klucze, to znaczy mieć w posiadaniu zawartość, która znajduje się za drzwiami zamkniętymi na tenże klucz. Ale to nie wszystko. Od nas niejako zależy, kiedy i komu te drzwi otworzymy! I to jest najważniejsze z tego wszystkiego! Jak posługiwać się tymi kluczami? W jaki sposób otwierać przed duszami to bogactwo ukryte za drzwiami?
Tymi kluczami są nasze dusze otwarte na miłość Boga. Tymi kluczami jest nasza dobra wola, by służyć Bogu jak najlepiej. Tymi kluczami są nasze wysiłki, by trwać przy Bogu, by być Mu posłusznym, by iść za Jego wskazaniami. Tymi kluczami są dusze pragnące zjednoczenia z Oblubieńcem, dusze przyjmujące cierpienie miłości, dusze dające Bogu zgodę na wszystko, dusze ofiarne, dusze – oblubienice Boga. Ich miłość, pokora, oddanie, zaparcie się swego „ja”, otwiera skarbiec Bożego miłosierdzia, Bożej miłości, dla wielu, wielu dusz. One same stają się tymi kluczami, którymi Bóg otwiera przed ludzkością ocean swej łaski i udziela obfitego błogosławieństwa.
Postarajmy się więc być takimi kluczami. Postarajmy się sami otwierać na łaskę, by innych do tej łaski przyprowadzać. Nie chowajmy klucza, który nie jest naszą własnością, lecz darem Boga. Nie bądźmy jak przysłowiowy pies ogrodnika, który strzeże ogrodu i nikogo do niego nie wpuści, ale sam z jego dobrodziejstw nie korzysta. Bądźmy duszami otwartymi, miłującymi, oddanymi – duszami, które pragną stać się narzędziami w ręku Boga, bezwolnymi, zwykłymi, ale którymi Bóg w swej wszechmocy posłuży się doskonale.
Niech Bóg błogosławi nas. Niech Duch Święty poprowadzi nas przez to rozważanie, natchnie pragnieniem służby i oddania, pragnieniem umiłowania do końca i na zawsze, byśmy mogli stać się kluczami do najwspanialszego skarbca Bożej miłości miłosiernej. Niech błogosławi nas Trójca Święta.
Trafiłam na ten fragment w momencie kiedy przeżywam kryzys w relacji z partnerem, który mnie zranił. Mam wątpliwości czy powinnam kontynuować naszą relację. Fragment w którym Jezus zapłakał przyniósł mi pewne ukojenie. Mimo to nie wiem czy powinnam zapowiedzi ciężkich chwil traktować jako zapowiedź końca, czy zapowiedź ciężkiej pracy w odbudowie. Docenię każdą odpowiedź i podpowiedź.
Czytałam wiele rozważań,i nawet są ciekawe,ale mam jedno zastrzeżenie. Wiem że pycha jest zła, ale dlaczego mamy uznawać się za nicość,za nic nie wartych? Dlaczego mamy mieć niską samoocenę? Bóg nas kocha, a jeśli kogoś kochamy,to czy nie chcielibyśmy żeby kochana przez nas osoba była osobą pewną siebie, kochała też i siebie (nie tylko innych) i dbała nie tylko o potrzeby innych ale swoje własne też? To prawda że pycha to grzech, ale nie zgodzę się z tym żeby miłość też i do siebie,nie tylko do innych była czymś złym.(mówię tutaj o zdrowej miłości do siebie). Czy to nie jest takie popadanie ze skrajności w skrajność?