Dzień 1: Obnażenie Jezusa z szat
Dzień 2: Ukrzyżowanie Jezusa
Film mp4: Ukrzyżowanie Jezusa
Dzień 3: Śmierć Jezusa na Krzyżu
***
Podczas tych rekolekcji jesteśmy zaproszeni na Golgotę, by przeżywać Mękę Jezusa. Cały czas Wielkiego Postu jest czasem łaski. Jesteśmy zaproszeni do tego czasu i otrzymujemy tę łaskę. W tych dniach chcemy zastanowić się jakie jest znaczenia Męki Jezusa, a tym samym dostrzec jak wielką łaską, jakim dobrodziejstwem jest móc towarzyszyć Jezusowi w Jego Męce. Każdy bowiem jej etap naznaczony jest kolejnymi łaskami. Dzisiaj będziemy towarzyszyć Jezusowi podczas przybijania Go do Krzyża. Otwórzmy swoje serca na świat duchowy, aby stanąć przy Jezusie. Pozwólmy Duchowi Świętemu na przeniesienie nas do Jerozolimy, a właściwie poza jej mury i razem módlmy się.
1. Rozważanie – Ukrzyżowanie Jezusa
Oprawcy szarpiąc Jezusa podprowadzili do Krzyża. Nie musieli Go szarpać, ciągnąć, nie musieli popychać. Pomimo niewyobrażalnego cierpienia, Jezus sam podchodził do Krzyża. On Sam pochylał się nad nim, Sam usiadł, położył się i dał ręce. Rozpoczęło się największe cierpienie. O ile do tej pory Jezus miał jako taką swobodę ruchu, co przy bólu fizycznym jest bardzo ważne, o tyle teraz wstępował już na sam szczyt cierpienia, gdzie oddaje całkowicie wszystko, sobie nic nie pozostawiając. Poprzez przybicie zostaje rozpostarty na Krzyżu. W ten symboliczny sposób pozostają otwarte Jego ramiona, potem zostanie otwarte również Serce. Pozwala unieruchomić się. Tak jakby chciał pokazać, że: Oto tobie człowieku oddaję całego Siebie. Pozwalam uczynić ci wszystko ze Sobą.
To rozciągnięcie na Krzyżu jest czymś niepojętym. Można by rozważać sam ten fakt rozpięcia Jezusa na Krzyżu. Stań przy Jezusie, aby sercem poczuć Miłość, która cała oddana jest dla ciebie, która cały czas, przez całą drogę krzyżową skierowana jest na człowieka. Ta Miłość niczego sobie nie zatrzymuje. Ta Miłość nieustannie przyjmuje razy, ataki, a odpowiada tylko dobrem, tylko miłosierdziem. Stań przy Jezusie, aby być w momencie, gdy Jezus oddaje wszystko, pozwala zrobić ze Sobą wszystko. Tu objawia się w tak niezwykły sposób Jego miłość. Proś Ducha Świętego, by pomógł zobaczyć ci tę Miłość podczas przybijania jednej ręki, drugiej, podczas przybijania stóp. Bądź w tym momencie razem z Jezusem. Niech i na ciebie wylewa się łaska, która towarzyszy cały czas wszystkim wydarzeniom podczas Męki i obejmuje wszystkich towarzyszących Jezusowi. Uklęknij przy Jezusie, bo On teraz leży na łożu boleści. Bo właśnie teraz daje swoje dłonie, swoje nogi wiedząc, co Go czeka. Godzi się na wszystko z miłości do ciebie.
Ból ściskał Serce Maryi, gdy popychając posadzono Jezusa na Krzyżu, gdy położył się na nim. Ona widziała te wielkie gwoździe, widziała narzędzia, którymi będą Go przybijać. I modliła się. Błagała Ojca, aby zesłał Aniołów. Wiedziała, że podczas Męki Jezusa otaczali Go Aniołowie i razem z Nim płakali.
Potem, gdy Jezus już leżał na Krzyżu, obwiązano Jego rękę, przywiązano bardzo mocno do Krzyża patrząc, aby leżała w odpowiednim miejscu nad przygotowanym otworem. Jeden z oprawców ukląkł na piersi Jezusa. Przyłożono gwóźdź do Jego dłoni. Maryja nie mogła patrzeć, a dźwięk przybijania roznosił się. Jak dużo było tych uderzeń! Duchowymi pocałunkami Maryja umacniała swego Syna. Starała się choć trochę zmniejszyć Jego ból, choć cierpiała ogromnie zdając sobie sprawę, jak wielki to ból. W swoim Sercu widziała, czuła zerwane ścięgna, pogruchotane kości, kurczącą się dłoń, palce, które kurczyły się i zamykały dłoń. Słyszała, jak Jezus cichutko jęczał.
Stań przy Nim! Uklęknij przy Nim! Ucałuj Jego dłoń! Czyń to delikatnie. A potem pocałunkami zbieraj Jego Łzy, Jego Krew, która trysnęła i spływała. To Łzy i Krew Boga! Nie do wypowiedzenia jest wielkość łaski, gdy ty zbierasz te krople Krwi, te Łzy. Nie do przecenienia jest wielkość łaski, gdy po prostu jesteś z Jezusem właśnie w tym momencie. Kochaj Go! Mów Mu o miłości! To nic, że twoja miłość jest tak maleńka, to nic, że jesteś grzeszny, to nic, że upadasz – mów Mu o miłości! To nic, że w swojej miłości doświadczasz tak wielu odejść, że wydaje ci się czasami, że już nie kochasz. To wszystko nic. Jeśli twoje serce jest poruszone, klęcz przy Nim i mów Mu o miłości. Właśnie wtedy Twoja miłość będzie umocniona, a twoje serce będzie doznawać przemiany i zaczniesz kochać prawdziwie, będziesz poznawać miłość. Właśnie wtedy Jezus stanie ci się tak bliski, jak nigdy dotąd. Tylko wytrwaj przy Jezusie i módl się razem z Nim, bo On nieustannie się modli. Jego Serce nieustannie oddaje się Ojcu, Jego dusza płonie pragnieniem wypełnienia Jego woli. Módl się razem z Nim, a to wszystko stanie się udziałem Twego Serca, Twojej duszy. Będziesz przemieniany. To, co Jezusowe stanie się twoją własnością. Ojciec Niebieski patrzeć będzie na ciebie jak na swojego Syna, jak na Jezusa. Tak wielka to łaska, tak niezwykła, a tak odrzucana.
Gdy przybito prawą dłoń, chciano przybić lewą, ale okazało się, że źle przygotowano otwory. Ręka nie dosięgała do otworu. Oprawcy byli niezadowoleni. Nie zamierzali jednak robić drugiego otworu. Bardzo mocno obwiązano rękę Jezusa i ciągnięto ze wszystkich sił, zadając Jezusowi straszny ból. Na rękach uwidaczniały się zniekształcenia spowodowane tym, że kości powychodziły ze stawów. A kiedy już naciągnięto tę rękę, przywiązano silnie do belki i tak jak prawą, tak i lewą przybito gwoździem. Ścięgna były pozrywane, kości pogruchotane, palce kurczyły się, Krew ciekła, tryskała na tych, którzy zadawali tak straszliwą boleść Jezusowi.
Jezu! Synu Maryi! Ona, Matka, całuje Twoje dłonie, miejsce przybicia. Całuje każdy Twój palec, całą rękę, tak dziwnie zniekształconą. Widać kości, skóra naciągnięta w jakiś nienaturalny sposób. Jezu, Maryja całuje Twoje oczy pełne łez. Zbiera Twoje Łzy jako Jej skarby. Jak bardzo chciałaby wylać całą swoją miłość na Ciebie, aby zmniejszyć Twoje cierpienie, aby znieczulić miejsca, którym teraz zadają ból.
Maryja klęczy przed Tobą, Boże i pokornie trwa, starając się wierzyć we wszystkie słowa, które mówił Jej Jezus. Starając się ufać, że to wszystko potrzebne jest dla zbawienia dusz. Stara się pamiętać, że Jezus jest Twoim Synem, Boże, czyli przyszedł na świat nie dla Niej, ale Jego misja jest największą na świecie. Obejmuje sobą cały wszechświat, całą historię ludzkości. To, co się teraz dokonuje, to nie jest jakieś jednorazowe wydarzenie nic nie znaczące, o którym nikt nie będzie pamiętał, ale ma to wymiar nieskończony, niewyobrażalnie wielki. Jednak Jej Serce jest Sercem Matki, dlatego kładąc je przed Tobą, Boże i pozwalając, byś czynił z nim co chcesz, błaga dla swojego Syna o Twoje wsparcie, o Twoją pomoc.
Trwajmy z Jezusem! Bądźmy przy Nim nieustannie, ciągle, cały czas. Miłujmy każdą Jego Ranę, każde miejsce na Jego Ciele, na którym zadawano tortury. Całujmy Jego dłonie, całe ręce. Całujmy Jego twarz, Jego oczy. Całujmy miejsca, gdzie korona cierniowa porobiła tak głębokie rany. Zbierajmy i miłujmy każdą Łzę. Każdą obdarzajmy najczulszą miłością. Każda taka Łza ma większą wartość niż wszystkie skarby świata. Może nas wprowadzić w wieczność z Jezusem, z Ojcem i z Duchem. Każda może nam dać poznanie Boga i Jego miłości, jeśli otworzymy serce, jeśli pokochamy, jeśli umiłujemy tak, że Jezus będzie dla nas wszystkim.
O, Jezu, Maryja tak bardzo chciałaby, aby Jej miłość uprzedzała tortury, aby mogła przygotować Ciebie na kolejny ból. To, co czyniono później po przybiciu dłoni było nieludzką torturą. Tak nie traktuje się nawet zwierząt. Traktowano Twoje Ciało, jakby było przedmiotem, którego kształt trzeba dopasować do przygotowanej formy. Robiono wszystko „fachowo”. Oprawcy zobaczyli, że rozciągniecie Twoich ramion spowodowało przykurczenie Twoich nóg i nie sięgają one do przygotowanego otworu na dłuższej belce. Postanowiono naciągnąć Twoje Ciało również i w tę stronę. Ale oprawcy bali się, że ciągnąc Twoje nogi wyrwą gwoździe, rozerwą Twoje dłonie i trzeba będzie na nowo przybijać je. Dlatego bardzo mocno przywiązano Ciebie do Krzyża na wysokości piersi. A potem obwiązano nogi, jedną i drugą, i z całej siły ciągnięto. Ból, jaki Ci zadawano jest nie do wyobrażenia i nie do opisania. Na siłę rozciągano kręgosłup. Rozluźniały się przestrzenie między kręgami, trzeszczały żebra, kości w nogach były wyrywane ze stawów. I naciągnięto, dopasowano Twoje Ciało do formy Krzyża. Lewą nogę oparto na prawej, ale trudno jest przybijać gwóźdź przez tę lewą, bo się chwieje, więc, żeby ułatwić sprawę, najpierw mniejszym, cieńszym gwoździem przybito lewą nogę. Potem wyjęto ten gwóźdź i włożono drugi, ten właściwy, większy. Postawiono znowu nogę na nodze i rozległ się dźwięk przybijania.
Maryja słyszała, Jezu, Twój cichy jęk i pragnęła przytulić Ciebie. W swoim Sercu całowała Twoje stopy, wysyłała do Ciebie swoją miłość. Tak pragnęła być blisko, tak chciała, byś nie czuł się samotny. Chciała wziąć Ciebie w objęcia tak, jak wtedy, gdy byłeś małym chłopcem. Ona Twoje cierpienie czuła w Sobie. Czuła, że Jej dłonie doznają straszliwego bólu i że Jej stopy są przybijane. Całe ciało było obolałe, a Ona słabła z każdym dźwiękiem uderzenia młota. Gdyby Jan Jej nie podtrzymywał, zemdlałaby. Upadłaby.
Dusze Najmniejsze, kochajmy Jezusa! Miłość przyprowadzi nas pod Krzyż, podpowie nam, żeby trwać przy Nim, żeby Go adorować, całować Rany, żeby mówić Jezusowi, jak bardzo Go kochamy. Jezusowi nic innego nie potrzeba, tylko aby dusze Go kochały, które On tak umiłował i za które oddał swoje życie.
Jezu! Z ran w dłoniach kapała Krew. Ze stóp kapała Krew. Po Twojej twarzy płynęły Łzy. Z Twego czoła – krople Potu z Krwią. Wokół krzątali się oprawcy. Ich słowa, gesty były pełne złości, nienawiści. Otaczała Ciebie nienawiść. Wokół tłum czekający do końca. Jedni ciekawi Twojej śmierci, inni przerażeni, jeszcze inni jak głodne wilki, jakby chcieli sami rozszarpać Ciebie. Gdy już przybito Ciebie do Krzyża, przygotowano wszystko, by postawić Twój Krzyż. Powoli doprowadzano, aby został wsunięty w przygotowane zagłębienie, powoli podnoszono Ciebie, powoli wznosiłeś się nad tłum. Powoli. Powoli dokonywało się wywyższenie. A potem wsunięto Krzyż do dziury i wpadł uderzając całym swoim ciężarem, co wywołało straszliwy ból w Twoim Ciele. Kręgi uderzały o kręgi, kości o kości. By umocować dobrze Krzyż trzęśli nim, wbijali klin, a Ty cierpiałeś. Przez moment wszyscy zamarli. Oto zobaczyli Ciebie rozciągniętego na Krzyżu, górującego nad wzniesieniem. Oni nie wiedzieli dlaczego, ale byli pod wrażeniem. Nie rozumieli, ale czuli niezwykłość tego wydarzenia. Patrzyli na Ciebie. Krew ciekła szczególnie z dłoni i ze stóp. Widać było ogromne cierpienie. Patrzyli i nie mogli oderwać wzroku. Ale potem zobaczyli również coś innego. Słońce zostało zakryte, pociemniało. Chmury wydawały się takie złowrogie. Dziwnie, ale cała przyroda wydawała się inną, groźną. Czuli sercami, że dzieje się coś niezwykłego. Niektórzy poczuli lęk. Ale były dusze, które już czuły radość. To były dusze czekające na Ciebie w Otchłani. Tyle czekały na Zbawienie! Twoje cierpienie już niosło im Zbawienie.
Dusze Najmniejsze! Stójmy pod Krzyżem! Klęczmy pod Krzyżem! Wpatrujmy się w Jezusa. Duchowo całujmy Jego Rany. Miłością niczym balsamem opatrujmy wszystkie Rany Jezusa. Przemawiajmy do Niego czule, niech wie, że są przy Nim ci, którzy Go kochają. Niech wie, że Jego cierpienie nie idzie na marne, ale są ci, którzy z radością je przyjmują, w ten sposób przyjmując życie wieczne. Trwajmy przy Nim niczym nie zajmując się, tylko Jezusem. Czy można w takiej chwili myśleć o czymkolwiek innym? Czy w takiej chwili można zajmować się czymkolwiek innym? Co może być ważniejszego niż Jezus cierpiący na Krzyżu? Niech każdy z nas zweryfikuje swoje plany każdego dnia, swój sposób myślenia o swoich obowiązkach, o tym, co trzeba zrobić, co chce się zrobić. Niech każdy z nas zagląda do swego serca i w swoim sercu bada, co tak naprawdę powinny czynić dusze miłujące Jezusa? Jeśli staniemy w prawdzie, będziemy dobrze wiedzieli, co czynić. Trwajmy z Nim, kochając Go i modląc się.
2. Konferencja
Przeżywamy niezwykły czas. Dzięki Duchowi Świętemu wchodzimy w rzeczywistość duchową i uczestniczymy w najważniejszych wydarzeniach w dziejach ludzkości. Jesteśmy blisko Jezusa, cały czas w promieniach Jego łaski. Jezus dokonuje Zbawienia na naszych oczach i przy naszym udziale. To prawda, mając małe dusze, wydawać by się mogło, marny ten nasz udział. Ale, jaki jest faktyczny udział duszy, która stara się trwać przy boku Jezusa, zobaczymy w wieczności. Wtedy nasze serca rozradują się. Dopiero wtedy zrozumiemy, jak ważne było to, że byliśmy z Jezusem, chociaż nie czyniliśmy nic ważnego. Po prostu byliśmy i kochaliśmy.
Dzisiaj tak szczególnie towarzyszymy Jezusowi podczas przybijania do Krzyża, stawiania Krzyża na szczycie, podczas wywyższenia Jezusa. Pięknym obrazem jest czytanie (Lb 21, 4-9), które tak koreluje z naszymi rozważaniami. Wystarczy, że ugryziony spojrzy na węża, a zostanie uzdrowiony. Nie było mowy o tym, że ma podejść, dotknąć, cokolwiek uczynić innego. Wystarczy, że spojrzy. A tak naprawdę, czego pragnie Bóg od nas w tych dniach? Wystarczy, że będziemy wpatrywać się w Jezusa umęczonego, cierpiącego, teraz Jezusa przybitego już do Krzyża. Tylko to. Tam za czasów Mojżesza wystarczyło spojrzenie, aby ocalić życie, być uzdrowionym. A, o czym mówimy w Wielkim Poście? Właśnie o spojrzeniu, które daje nam życie.
Jezus zawisł na Krzyżu. Krzyż postawiono. Jezus na Krzyżu został wywyższony. Mógł patrzeć na wszystkich z wysokości Krzyża. A było to spojrzenie pełne miłości. Tak pełne miłości, że samym spojrzeniem Jezus obdarzał życiem. Wystarczy, że ty będziesz wpatrywał się w Krzyż, a obejmie cię Boża łaska, Boża miłość, Boże miłosierdzie, a więc życie. Wystarczy twoje spojrzenie na Krzyż, a obdarzony zostaniesz życiem wiecznym. Staraj się, by twoje spojrzenie na Krzyż było jednocześnie jego wywyższeniem, uwielbieniem, aby w twoim sercu było pragnienie uwielbiania Krzyża, miłość, pragnienie, aby wszyscy umiłowali Jezusa Ukrzyżowanego. Ty kochaj ze wszystkich sił, kochaj za każdą inną duszę. Kochaj! Wpatruj się w Rany na dłoniach, na stopach. Kontempluj te Rany! Cały czas przenoś się w moment przybijania i swoje serce kładź na dłonie Jezusa, by gwóźdź nie wchodził bezpośrednio w Ciało Jezusa, ale by najpierw przeszedł przez twoje serce. Rozleje się miłość, która będzie, choć trochę, znieczulać dłonie Jezusa. Twoja miłość będzie niosła ukojenie. Kładź swoje serce na Jego stopy i kochaj. Kochaj! A twoja miłość sprawi, że sercem poczujesz cierpienie Jezusa i razem z Nim będziesz płakać. Będziesz zdziwiony, bo te łzy będą nieść tobie ukojenie, pokój, szczęście. Te łzy przyniosą ci poznanie cierpienia Jezusa. Sprawią, że będziesz tak blisko, jak nigdy dotąd.
Żydzi nieświadomie wywyższyli Jezusa na Krzyżu. Wywyższyli ponad innych, ponad siebie. Wystarczy, że ktokolwiek spojrzy na Niego z otwartością, z pragnieniem, z prośbą – jest uzdrowiony, otrzymuje nowe życie. Żydzi nie zobaczyli analogii pomiędzy wężem wbitym na pal, postawionym pośród Izraela, aby ich ratować, a Jezusem Ukrzyżowanym, bo oni patrząc na Niego nie patrzyli z nadzieją, z ufnością. Ich spojrzenie było pełne nienawiści. Ty możesz patrzeć inaczej i będziesz doznawał niezwykłej łaski. Będziesz ocalony.
Skoro wiesz, czym jest Krzyż, skoro już wiesz, jakie ma znaczenie, powinieneś otaczać Krzyż wielką miłością. Nie chodzi o to, byś jakoś szczególnie to pokazywał, zaznaczając przy innych swoją miłość i swoją wiedzę o tym, jak ważny jest Krzyż. Chodzi o to, aby twoje serce przylgnęło do Krzyża, aby trwało z Jezusem. Zostało niewiele czasu, za kilka dni rozpocznie się Triduum: Jak ten czas spędzisz? Co zaplanowałeś na ten czas? Co będziesz robił? W jaki sposób myślisz o Świętach? Czy twoje myślenie dotyczy przygotowania stołu, mieszkania, porządków? Na ile właśnie te myśli absorbują ciebie? Jak zamierzasz spędzić te ostatnie dni, które zostały do Triduum? Jak zamierzasz trwać podczas Triduum z Jezusem?
Spójrz na Krzyż, na Jezusa, na Jego Rany, na Jego dłonie i stopy. Jeszcze raz powróć do momentu przybijania do Krzyża i do wielkiego pragnienia Serca Jezusa, by mieć przy sobie przyjaciół, kogoś, kto kocha i od nowa zaplanuj te ostatnie dni. Pomyśl, dlaczego tak, a nie inaczej przygotowujesz te Święta? Z myślą o kim? Czy przypadkiem nie z myślą o innych, którzy przyjdą i w związku z tym trzeba się przygotować? Ty masz myśleć o Jezusie, być z Nim nieustannie. Twoje serce nieustannie ma trwać, kochać, dotykać Ran, całować je. Ty nieustannie masz pocieszać Jezusa, mówić Mu o swojej miłości i przyjmować Jego miłość za wszystkich, którzy ją odrzucają. Ty masz podnosić z ziemi każdą kroplę Potu, Krwi, każdą Łzę, aby żadna nie została zmarnowana, odrzucona. Ty masz podejmować je. Czy można to czynić będąc bardzo zajętym? Czy można to czynić angażując swoje serce zbyt mocno w przygotowania od strony materialnej? Czy można zanurzyć się w Mękę, wejść w cierpienie Jezusa, gdy myśli się o tym, co należy jeszcze uczynić w domu, gdzie pójść, co załatwić, co przygotować, co upiec, co ugotować? Czy jest się w stanie wtulać się w Rany Jezusa, obejmować ramionami Krzyż, całować stopy Jezusa, zalewać je łzami i biec do sklepu, robić zakupy i planować kolejne rzeczy do zrobienia w domu, brać ścierkę do ręki, sprzątać, robić remanent w szafach? Czy da się to pogodzić? Czy tego potrzebuje twoje serce? Czy rzeczywiście mieszkanie musi być odnowione? Czy rzeczywiście musi być posprzątane tak na błysk? Czy rzeczywiście musi być przygotowanych sporo jeszcze potraw, upieczonych dużo ciast, bo przecież przyjdzie rodzina?
Nie chodzi o to, aby nic nie robić i siedzieć w bałaganie. Chodzi raczej o to, aby przemienić sposób myślenia o przygotowaniach do Świąt, przewartościować pewne rzeczy, przenieść z jednej szali na drugą ważność spraw.
Dzisiaj tak szczególnie towarzyszymy Jezusowi, który podaje swoją jedną dłoń, potem drugą, potem stopy na przybicie. Pozwala w wielkim bólu unieruchomić się – dla ciebie. Czy jesteś w stanie jednym okiem patrzeć na Jezusa, a drugim planować na kartce kolejną pieczeń, kolejne ciasto? Oczywiście, masz przygotować te Święta, ale pierwszeństwo daj duszy. Pierwszą jest dusza, ciało jest drugie. To dusza jest wieczna, ciało umrze. Na ile swoją duszę uformujesz, na tyle osiągniesz wieczność. Na ile będziesz kochał, na tyle zjednoczysz się z Miłością w wieczności. Na ile tu na ziemi będziesz starał się poznać Boga, na tyle Bóg da ci poznanie w wieczności. Na ile się do Niego zbliżysz, na tyle Bóg da ci przystęp do Siebie w wieczności. Chodzi tutaj o zachowanie pewnych proporcji, a nie o rzeczywiste poznanie. Czasem niektórzy Święci tłumaczą, iż w Niebie są pewne kręgi bliskości Boga. Jedni dostępują tych najbliżej Jezusa, najbliżej Boga, inni są trochę dalej, jeszcze inni jeszcze bardziej są oddaleni, choć każdy na swoją miarę jest szczęśliwy. Czy ty chcesz zachować minimalizm? A więc w sposób bardzo pyszny myślisz: I tak będę w Niebie, to nic, że w kręgu trochę dalszym, przecież i tak będę szczęśliwy. Na ile teraz ukochasz, na ile zanurzysz się w Miłości, na ile otworzysz się na Jego obecność, na ile pozwolisz jednoczyć się tu na ziemi, na ile osiągniesz bliskość z Bogiem, na tyle jej dostąpisz później w Niebie. Na ile poznasz Jego miłość, Jego Rany, na ile zbliżysz się do Jego Męki, na tyle Ona ciebie obejmie i da ci swoje owoce.
Powróć do Jezusa przybijanego do Krzyża i pozwól Miłości poprowadzić się w Jej głąb. Pozwól, by twoje serce zostało włączone w cierpienie Jezusa. Pozwól, by Sam Bóg poprowadził ciebie do samego końca. Daj nieść się Miłości, która pokieruje tobą, poprowadzi ciebie, która wiele ci wyjaśni. Miłości, która da ci zrozumienie twego uczestnictwa w samym Dziele, która pokaże ci, w jaki sposób masz funkcjonować w swojej rodzinie, w swoim środowisku. Miłości, która powie ci, jak masz przygotować się do Świąt. Będziesz czuł sercem, będziesz wiedział, co powinieneś czynić. Bóg da ci zrozumienie, ale czy ty pójdziesz za tym zrozumieniem? Czy się odważysz? Dusze, które odpowiadają na powołanie, na Boże wezwanie, dostępują wielkich łask. Przed nimi Bóg odkrywa swoje największe tajemnice. One wchodzą głęboko w tajemnicę Krzyża i rozumieją jego sens, jego istotę.
Połóż swoje serce na Ołtarzu i proś Ducha Świętego, aby z jednej strony dawał ci zrozumienie, ale z drugiej – by dawał siły do pójścia za tym zrozumieniem.
3. Modlitwa
O, Jezu mój, jakże dziękuję Ci za te wszystkie łaski, w których jestem skąpany. Jakże dziękuję za obfitość Twoich darów, w których mnie zanurzasz nieustannie. Dziękuję Ci za to, że dajesz mi zrozumienie, iż wielkie jest to obdarowanie, chociaż rzeczywistą wielkość obdarowania poznam dopiero w przyszłości, bo teraz jestem za mały. Moje serce jest tak bardzo ludzkie, słabe, ale dajesz mi przeczucie tej wielkości i to jest niezwykłe. Dziękuję Ci, Boże! Wszystko w czym pozwalasz mi uczestniczyć jest niezwykłym darem, jest uczestnictwem w Twojej Boskości, w Twoim życiu, w Twojej miłości, w Twojej doskonałości, w Twojej świętości. Wszystko, co Twoje jest niewyobrażalnie wielkie, a ja jestem maleńki. Aż przerażenie bierze moje serce na widok takiej wielkości, takiego piękna i takiej wagi spraw.
Dziękuję Ci, Boże za dar przenoszenia duszy w Twoje wydarzenia zbawcze; za otwieranie mojej duszy, przywracanie wzroku mojej duszy, abym mógł widzieć Twoją miłość objawiającą się w tak różny sposób.
Dziękuję Ci, Jezu mój, że pozwalasz mi patrzeć na Twoją Mękę. Choć dobrze wiem, że gdy człowiek cierpi, jakże często chciałby ukryć się i mieć przy sobie tylko najbliższych. A Ty nie dość, że wystawiony jesteś na widok publiczny, pozwalasz ze Sobą czynić wszystko, to do tego momentu historii zapraszasz wszystkie dusze ze wszystkich wieków. Dajesz możliwość, aby uczestniczyły, czerpiąc niezliczone łaski. Dziękuję Ci, Jezu!
Pragnę uwielbiać Ciebie we wszystkich Twoich darach i łaskach, we wszystkim, bo wszystko jest Twoją miłością, która spływa na mnie. Bądź uwielbiony, Jezu!
***
Dziękuję Ci, Jezu za Twoje dłonie, które dałeś do przybicia, za każdy milimetr Twego Ciała. Błogosławię Twoje dłonie, całe Twoje ręce.
Dziękuję Ci za Twoje stopy. Panie mój, tulę się do Twoich stóp. Całuję Twoje Rany i uwielbiam Twoją miłość, która spływa na mnie.
Adoruję, Boże, Twoje Rany na głowie. Każdą z nich uwielbiam. Adoruję Twoje oczy.
Adoruję, Boże, wszystkie Rany Twoje na plecach, na piersiach, na nogach. Kocham każdą z nich. Są wielką moją miłością, są pragnieniem moim.
Adoruję Ranę Twego boku. W niej z Twego przyzwolenia, z zaproszenia Twego zanurzam się, Jezu. To jest największym moim szczęściem – móc zanurzyć się w Ranie Twego boku. W tej Ranie odnajduję pokój. W niej jest moja radość, moje szczęście. W niej odnajduję życie, sens istnienia. W niej jest moja wieczność.
Adoruję, Jezu, wszystkie Twoje Rany. Adoruję Ciebie w każdym momencie Twojej Męki. Adoruję każde Twoje cierpienie. Adoruję Twoje cierpienie przy każdym uderzeniu, gdy wbijane były gwoździe w Twoje Ciało. Adoruję każdą kroplę Krwi, która wtedy wytryskała z Twego Ciała. Adoruję wszystko, co czyniły gwoździe wchodzące w Twoje Ciało. Adoruję, Jezu, każdy Twój ból i każde cierpienie, gdy rozciągano Twoje Ciało dopasowując do otworów w Krzyżu. Adoruję każdą Twoją kość, wszystkie stawy, wszystkie rozrywane ścięgna. Adoruję, Jezu, każdy skrawek Twojej skóry tak strasznie poraniony. Adoruję, Jezu, każdy moment Twojej Męki, każdą sekundę, każdy ułamek sekundy. Wszystko, co wiem i czego nie wiem; wszystko, co widzę i czego nie dostrzegam; wszystko, co czuję i czego jeszcze nie potrafię czuć, doświadczać. Wszystko jest życiem dla mnie, łaską, błogosławieństwem, darem Twoim. Wszystko niesie mi szczęście, wieczność.
Uwielbiam, Boże, każdy rodzaj męki, jaki doznawałeś. Nie jestem w stanie objąć swoim umysłem wszystkiego. Moje serce cierpi rozpamiętując Twoją Mękę. Każdy jej element adoruję, Jezu. Wybacz mi, pragnąłem wraz z Tobą doświadczać wszystkiego, ale moje serce nie jest zdolne, jest za słabe. Wybacz mi, że nie potrafię z Tobą współczuć. Wybacz, Jezu, że nie potrafię tak otworzyć się na Twoje cierpienie, aby razem z Tobą współcierpieć. Wybacz mi, nie posiadam ani zdolności, umiejętności, ani wyobraźni, niczego, aby wejść w Twoją Mękę. Mogę przyjmować tylko to, co mi dasz, co pozwalasz, abym doświadczał, do czego mnie zapraszasz. A i tak podejrzewam, że otwieram się na niewiele z tego, co Ty pragniesz dać. To wszystko słabość mego serca. Wybacz mi, Jezu, ale ja pragnę Ciebie kochać. Pragnę uczestniczyć, być razem z Tobą. Pragnę czuć i doświadczać. Uwielbiam Ciebie, Jezu, Twoją Mękę. Uwielbiam Ciebie!
***
Uwielbiam, Jezu, Twoją Krew spływającą z Ran na głowie, zalewającą Twoje oczy, spływającą po policzkach, po brodzie.
Uwielbiam, Jezu Twoją Krew, która spływa po Twoich plecach, sączy się z każdej Rany, zasycha, do której przyklejały się Twoje szaty, a potem siłą odrywane znowu odrażały Rany, powodując wypływ Krwi.
Adoruję, Jezu, Twoją Krew wypływającą z Ran na Twoich barkach, powstałych od niesienia Krzyża.
Adoruję, Jezu, Twoją Krew wypływającą z Twoich dłoni. Te dłonie błogosławiły, uzdrawiały, czule obejmowały. Twoja Krew jest serdeczna, cudowna.
Uwielbiam Twoją Krew spływającą z Twoich piersi tak okrutnie biczowanych.
Uwielbiam Boże, Twoją Krew wypływającą z Twego boku, a płynącą wprost z Twego Serca, Krew dającą życie, rodzącą nas na nowo.
Uwielbiam, Jezu, Twoją Krew, która spływa z Twoich stóp. Uwielbiam Twoją Krew spływającą po drzewie Krzyża na ziemię, wsiąkającą w nią. W ten sposób uświęcasz ziemię.
Uwielbiam Twoją Krew, która tryskała podczas Twojej Męki na zadających Tobie cierpienie; Krew będąca Miłosierdziem Twoim.
Uwielbiam tę Krew, którą pozostawiałeś na ziemi, jako ślad Twojej miłości od Ogrodu Getsemani po samą Golgotę. Pozostawiłeś nam te ślady. To Twoja łaska. My, którzy dwa tysiące lat po Twoim Narodzeniu stąpamy po Twojej ziemi, możemy radować się śladami Twojej miłości, doświadczać łaski, bo ta miłość promieniuje na nas. Oczami duszy widzimy te promienie.
Adoruję Twoją Krew, która wypłynęła całkowicie z Twego Ciała. W ten sposób cały wydałeś się nam.
Adoruję Twoją Krew, którą mogę pić. Jest moim Napojem. O, Panie, ta Krew sprawia, że pragnę już tylko Ciebie.
Adoruję Boże, Twoją Krew.
***
Tak dużo dajesz, Jezu. Nieustannie obdarzasz mnie. Moje serce ciągle przeżywa, ciągle doświadcza, ciągle jest pod wrażeniem. Dodawaj sił, Jezu, aby trwać, aby nie zaprzepaścić tego, co dajesz. Sprawiaj, aby moja dusza była stale otwarta i by stale odpowiadała na Twoje zaproszenie miłości. Dopomóż, aby moja dusza przejrzała, by moja ślepota zniknęła. Uzdrawiaj moją duszę. Spraw, by moje serce stało się wrażliwe na Twoją miłość objawiającą się na Krzyżu. Pomóż mi kochać. Pomóż iść za głosem miłości. Pomóż, Jezu. Proszę, pobłogosław nas.
Refleksja
Cały czas uświadamiamy, że uczestniczenie w Męce Jezusa jest największą łaską, jest największym błogosławieństwem, darem Boga dla nas. Każda dusza powinna czuć się szczęśliwą, że może rozważać Mękę, że może zbliżać się do Jezusa, dotykać Jego Ran. Każda powinna uznawać to za największy zaszczyt, szczęście i radość, że może zbierać każdą kroplę Krwi Jezusa, że może je przechowywać w swoim sercu, adorować. Uświadamiamy sobie, czym jest Męka Jezusa dla duszy, jak wielką łaską, którą Bóg obdarza zapraszając do uczestnictwa w Dziele Zbawczym. Powinniśmy całe swe serce oddać Bogu, pokochać Go wielką miłością, iść za Nim nie zajmując się już niczym, jakbyśmy nie żyli już tu na ziemi.
Dusza, która wybiera trwanie u stóp Jezusa Ukrzyżowanego, umęczonego, cierpiącego, umierającego, wybiera najlepszą cząstkę. I nie musi ani wypowiadać wiele modlitw, ani nie musi umieć się modlić. Ona może tylko trwać u stóp Jezusa, bez słów. Ona może nic nie rozumieć, nic nie czuć, ale jeśli trwa z miłości wybiera najlepszą cząstkę i uczestniczy w tym co najważniejsze dla całej ludzkości. Wykazuje się największą mądrością i obdarzana jest obfitymi łaskami. Nic nie jest tak ważne – jak trwanie z Jezusem. Nie musimy robić tylu rzeczy, wykonywać tyle czynności przed Świętami. Wystarczy być z Jezusem. Umiar i skromność w przygotowaniach, to cenne cechy. To, że ktoś z rodziny lub znajomych troszkę się zdziwi skromnością przygotowań, to nie szkodzi. Możemy z miłością powiedzieć, w jaki sposób przygotowaliśmy się do Świąt, co uznaliśmy za najważniejsze.
Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.