Dobrze, że słuchamy i przyjmujemy zaproszenie Matki Bożej. Ona pragnie podawać nam najdoskonalszy pokarm. Zawsze należymy do Jej Serca, zawsze jesteśmy w gronie Jej pszczół. Pszczoły Maryi muszą być dobrze przygotowane, muszą wiedzieć, jakie są ich powinności, muszą rozumieć miłość Boga. Bez przyjęcia tej miłości i życia nią pszczoły nie są w stanie pracować w Maryjnym ulu.
Spójrzmy na dzisiejsze pierwsze czytanie (Rdz 21, 5. 8-20). Trudne jest ono do przyjęcia przez współczesnego człowieka, który nie rozumie tamtej kultury i tamtych zwyczajów. Jednak pewne rzeczy są ponadczasowe. Ponad wszystkim zawsze jest miłość Boża. Jednocześnie zawsze ujawniają się ludzkie słabości, mimo to Bóg swoją miłością pokonuje je. Nieraz przechodzi ponad nimi, a nieraz wchodzi dokładnie w te słabości i czyni swoją wolę. Nie wszystko człowiek jest w stanie zrozumieć w swoim życiu i nie ma co pytać, dlaczego? Jest to niewłaściwe pytanie. Raczej należy nieustannie prosić o otwartość serca i gotowość przyjmowania wszystkiego, co płynie z woli Bożej.
Abraham i jego żona byli już starymi ludźmi. Zarówno jedno, jak i drugie w pewnym momencie miało wątpliwości, co do słów Bożych, iż się spełnią. Jednak spełniły się. Słowo Boże zawsze się wypełnia. W te wydarzenia wplatają się ludzkie słabości. Bóg znając je niejako pozwala, by ludzkie słabości towarzyszyły Jego planom, które i tak On realizuje. Z ludzkiego punktu widzenia niekiedy wydaje się być coś bardzo okrutnym. Jednak Bóg potrafi mimo tych słabości zrealizować swoją wolę i obdarza miłością zawsze i wszędzie. Nie ma człowieka na ziemi, który byłby porzuconym. Nie ma człowieka na ziemi, którego sytuacja byłaby do końca beznadziejna i bez wyjścia, ponieważ to, co dla człowieka nie jest możliwym, dla Boga jest możliwym do czynienia. I tak jak uczynił rodzicami Abrahama i Sarę, tak i zaopiekował się Hagar i jej synem, choć wysłani zostali na pewną śmierć. Hagar w rozpaczy pozostawia swoje dziecko. Nie chce być obecna przy jego męczarniach, przy jego śmierci. Ale Bóg nie porzucił jej, ani jej syna. Owszem, pozwolił, aby złość Sary niejako uzewnętrzniła się, stała się rzeczywistością wypędzenia Hagar. Nawet skłonił ku temu Abrahama. Ale miał w tym swój zamysł i nie opuścił ani Hagar, ani jej syna. Hagar w swej rozpaczy nie widziała studni, która była blisko niej. Bóg przemył jej oczy, otworzył je i zostali uratowani. Słowo Boga wypełnia się. Przecież potomstwo Abrahama miało być liczne, a syn Hagar był również synem Abrahama, zatem i z niego wyszedł wielki naród. Wydawać by się mogło w pewnym momencie, że sytuacja jest już beznadziejna i tylko śmierć ich czeka. Jakże zmieniła się diametralnie, gdy Bóg przemył oczy Hagar, gdy otworzył je.
Można by dłużej rozważać zarówno postawę samego Abrahama i Sary, jak i Hagar. Niech będą one wskazówką i pewnym ostrzeżeniem. Otóż Bóg wybrał Abrahama. Wybrał go! A jednocześnie też sam wybrał moment realizacji swego planu wobec niego. Przecież już wcześniej Abraham miał zapowiedziane liczne potomstwo, a jeszcze musiał czas jakiś czekać na syna. Potem do tego stopnia już zwątpił, że śmiał się w duchu, gdy zapowiedziane było, iż narodzi mu się syn. Bóg zrealizował swój plan – bo wybrał Abrahama. Wybraństwo nie oznacza łatwej drogi, nie oznacza dywanów, piernatów, ale kamienistą drogę i często pod górę. Jednak na tej drodze Bóg stawia pomoc – studnię, osoby, wydarzenia. Jest czas odpoczynku i czas znowu kroczenia kamienistą drogą. Ale każdy kamień na tej drodze wpisany jest w wolę Bożą i każdy jest potrzebny. Chociaż dusza nie rozumie znaczenia większości tych kamieni, a jednak każdy jest wręcz cennym dla tej duszy. Bez tego każdego kamienia, który jest na drodze, dusza nie mogłaby wypełniać woli Bożej i nie mogłaby zrozumieć Bożej miłości w pełni. Owszem to zrozumienie pełne przyjdzie w wieczności, ale i w czasie drogi Bóg daje pewne zrozumienia, dlaczego ten czy inny kamień znalazł się na drodze. Aby zrozumieć, czym jest smak słodki, trzeba też poznać smak gorzki. Poprzez zestawienie przeciwieństw można zrozumieć jedno i drugie. Można też wtedy docenić jedno i drugie.
Dusze wzbraniają się przed kamieniami na drodze. Kiedy Maryja znajdowała kamienie na swojej drodze życia, podejmowała je całując, widząc w nich wolę Bożą. Dzięki temu mogła wypełnić się w sposób doskonały Boża wola, płynąca z miłości i to nie tylko w Niej, ale wobec całego świata. Jakikolwiek sprzeciw, odrzucenie jednego kamienia, najmniejszego, powoduje, że o tę część nie poznasz Bożej miłości; o tę część odsuwasz się od Boga, bo nie przyjmujesz Go w tym kamieniu.
Dlaczego o tym mówimy? Bo to jest wpisane w życie duszy, która swoje życie oddała prowadzeniu Matce Boga, wpisane jest w miłość. Miłość nie jest tym, czym sobie wyobrażają ludzie. Zubożają miłość o całe bogactwo cierpienia. Pozostawiają karykaturę i chcą za nią iść. Ale w tej karykaturze nie ma już Boga. Więc dusze, które decydują się rzeczywiście pójść całkowicie za Bogiem, całkowicie oddać swoje życie w dłonie Maryi, które decydują się pracować w Jej ulu, najpierw muszą wiedzieć, jaka jest ta miłość. Muszą zrozumieć i przyjąć, zgodzić się na wszystko. Matka Boża nie może przedstawiać tylko części miłości – nie mówiłaby prawdy. Oszukiwałaby dusze. Byłaby jak szatan, który nęci i wabi tylko czymś, co jest miłe, przyjemne i łatwe. Byłaby w kontraście. Przeciwstawiałaby się własnemu Synowi, który przecież mówi, aby brać krzyż swój i naśladować Go. Ale zawsze, zawsze Bóg opiekuje się człowiekiem i wypełnia to, co zapowiada. Czas wypełnienia jest różny. Abraham miał z Sarą jednego syna, ale stał się ojcem wielu narodów. Również drugi jego syn zrodzony z Hagar miał licznych potomków. I z niego też wyszedł wielki naród. Bóg nie opuścił, ani jednych, ani drugich. Nie pozostawił niewolnicy na pustyni, nie dał umrzeć jej synowi, choć sytuacja wydawała się beznadziejna. Bóg zrealizował swój plan. Człowiek nie rozumie, dlaczego tak, a nie inaczej. Ale nie wie też, jak wielkie byłyby konsekwencje, pełne cierpienia, gdyby zrealizowane były plany nie Boże, a ludzkie. Jakże często człowiekowi wydaje się, że lepiej poukładałby swoje życie, gdyby Pan Bóg się nie wtrącał; że lepiej poukładałby cały świat, w którym nie byłoby wojen i cierpienia. Człowiek nie wie, jak straszny byłby wtedy los ludzi, gdyby wszystko szło zgodnie z wolą człowieka.
Maryja, Królowa Pokoju, pragnie przygarnąć każdego z nas do swojego Serca, by zanurzyć w swojej miłości. Pragnie podać pokarm, który sam Bóg złożył w Niej. Pragnie nas napoić miłością. Pragnie nas nakarmić – miłością. Pragnie, byśmy z ufnością przyjmowali Jej pokarm, z pokojem w sercu, z pokorą, bo przecież nie wszystko jest zrozumiałe, a jednak w zawierzeniu, że Bóg i tak realizuje swój plan. Choćby ludzkie słabości wokół były wielkie i poprzez nie wydawałoby się, że wszystko jest zaprzepaszczone – Bóg swój plan realizuje. Choćbyśmy byli wyprowadzeni na pustynię, bez wody, bez jedzenia, w skwarze, wydawać by się mogło, że umieramy – Bóg swój plan realizuje. Kiedyś w Niebie, gdy zrozumiemy sens każdej sekundy naszego życia, każdego wydarzenia, wszystkiego, co nas spotkało, a przed czym się tak wzbraniamy, uwielbimy Boga za skarby, dzięki którym znaleźliśmy się w Niebie. Więc i dzisiaj, choć tak wiele spraw jest niezrozumiałych, dziękujmy Bogu za skarby, którymi nas otacza, o które czasem się potykamy, ale które są prawdziwie skarbami.