„On strzeże ścieżek prawości, ochrania drogi pobożnych. Wtedy sprawiedliwość pojmiesz i prawość, i rzetelność i każdą dobrą ścieżkę” (Prz 2, 9)
Jedynym działaniem, które prowadzi człowieka do szczęścia jest szukanie Boga, otwieranie się na poznanie Boga, na spotkanie z Nim. Wczoraj mówiliśmy o miłości, o konieczności otwarcia się na miłość, z tym wiąże się szukanie Boga, pragnienie, by Go poznać. W tym pragnieniu poznania Boga jest pragnienie, aby zrozumieć Bożą wolę, Boże działanie wobec człowieka. Bardzo często człowiek z jednej strony sięga po Pismo Święte, modli się, chodzi do kościoła na Mszę świętą, na nabożeństwa, jednak w życiu codziennym posługuje się przede wszystkim swoją mądrością, opiera się na swojej wiedzy, swoim doświadczeniu, swoich przeczuciach. I wydaje się, że te dwie drogi – wiara, duchowość i codzienność – ze sobą zbyt często nie łączą się. Idą, jak gdyby obok siebie. Bardzo często mówi się, aby nie mieszać wiary, religii do życia, że jest to coś zupełnie oddzielnego. Jest to błędne myślenie, które pociąga za sobą niestety bardzo poważne, smutne, dotkliwe i bolesne konsekwencje.
Teraz zwrócimy uwagę na to, aby dusza starała się żyć Bogiem, żyć Jego prawdą, Jego życiem, iść Jego drogą nie tylko w chwilach modlitwy, nie tylko we wspólnocie, nie tylko wtedy, kiedy jest mowa o wierze, ale by uczynić wiarę, swoje pragnienie spotykania się z Bogiem pragnieniem ciągłym, nieustannym. Postarajmy się zrozumieć, iż nie można oddzielać Boga od codzienności, od zwykłego życia. Prawdy, o których mówimy i mówić będziemy są oczywiste dla nas. Wielokrotnie już były omawiane i są nam znane. Niemniej jednak stale człowiek zapomina i wydziela część swego życia na modlitwę, spotkanie z Bogiem i na resztę życia – na codzienność, pracę, wypoczynek, na spotkania z ludźmi, tak jakby prowadził dwa życia. A człowiek ma prowadzić jedno życie zanurzone w Bogu. Tym bardziej dusza powołana do Bożego dzieła. Dusza taka, wzorem Jezusa, powinna cała być w sprawach Ojca, nieustannie zanurzona w Nim, ciągle szukająca Jego mądrości, zrozumienia Jego słowa, Jego woli. Dopiero wtedy, gdy ciągle poszukuje, otwierając swoją duszę, swoje serce na to poznanie, rzeczywiście zaczyna spotykać się z Bogiem, poznawać Boga. Wtedy zaczyna rozumieć sprawy Boże, pojmować rzeczywistość przez pryzmat mądrości Bożej.
Często człowiek mając przed sobą jakieś zadanie sięga do swoich doświadczeń i swojej wiedzy, a zapomina, że przede wszystkim powinien stanąć Przed Bogiem i otworzyć swoje serce na Jego mądrość, na poznanie płynące od Boga. Dopiero potem posługując się swoimi umiejętnościami i doświadczeniem, ale idąc za mądrością, która spłynęła do serca, podejmować działania. Cały czas człowiek narażony jest za zewnętrzne spostrzeganie rzeczywistości. Jeśli nie sięga do mądrości Bożej, wtedy ten obraz rzeczywistości jest po prostu wykrzywiony jego własnymi słabościami. Nie rozumie otaczającego świata, nie zna prawdy o nim bez Boga. Nie jest w stanie zrozumieć drugiej osoby, jeśli nie próbuje patrzeć na nią oczami Boga, jeśli nie prosi o mądrość z Nieba, jeśli nie szuka tej mądrości. Wiele zranień pochodzi właśnie z tego faktu, że człowiek oparł się na własnym poznaniu, własnej mądrości, na własnym doświadczeniu i będąc przekonanym, że ma rację podejmuje pewne działania, wypowiada pewne słowa, które ranią i które zamykają inne osoby na tę osobę, które tworzą mury między osobami. Działania podejmowane wtedy nie są dobrymi, nie są zgodne z wolą Bożą. Nie płyną z miłości, nie będą miłością, ale egoizmem, pychą, zarozumiałością, a więc złem. Otaczają ludzi złem. I zamiast miłość otaczać człowieka, otacza go zło płynące z tych słabości. Teoretycznie człowiek nie chciał nic złego. Wydawało mu się, że dobrze myśli, że chce dobra, że dla dobra czyjegoś coś czyni, a okazuje się, że owoce jego działania są robaczywe.
Przed Zarządem stowarzyszenia „Konsolata” stoi ogromne wyzwanie, bardzo poważne zadania. Istnieje pokusa, by oprzeć się na ludzkiej mądrości, szukać ludzkich możliwości. Jest to domeną człowieka, że stając przed zadaniem zbiera wszystkie swoje siły, aby pokonać trudność. W przypadku Zarządu stowarzyszenia ma to wyglądać inaczej. Zbieranie sił, aby stawić czoła przeciwnościom ma polegać na uklęknięciu przed Bogiem, wyciągnięciu rąk i oczekiwaniu od Boga Jego światła, Jego mądrości, Jego siły, Jego miłości, Jego zrozumienia, delikatności, Jego wyrozumiałości. Tak często o tym mówiliśmy, jednak cały czas słabości biorą górę i ciągle jeszcze opieramy się na własnej mądrości. A kiedy ona zawodzi, kiedy pojawiają się następne sytuacje, które zupełnie przewracają do góry nogami rzeczywistość, jesteśmy bezradni. I znowu szukamy wsparcia we własnej inteligencji, we własnym doświadczeniu, we własnym rozumie. Szukamy wszędzie, ale wśród ludzi. Mając tak potężnego Boga, Opiekuna, Ojca, Króla, Pana, Tego, który mówi, iż się nami opiekuje i wszystko chce dawać, my jesteśmy, jak dzieci, które krzyczą, że chcą coś czynić same. Jesteśmy, jak dzieci, które cały czas sądzą, że są w stanie same o wszystko zadbać, wszystko zrobić.
Patrząc na Faustynkę, która jest z nami, możemy do siebie odnieść jej zachowanie, odnieść ogólnie do człowieka. To opiekun wie, co jest dobre dla dziecka. Opiekun posiada wiedzę i mądrość, aby dziecko poprowadzić. Natomiast dziecko samo, jak widzimy, nie posiada w sobie mądrości, która dawałaby bezpieczeństwo temu dziecku, właściwy rozwój, by je odpowiednio poprowadziła. Dziecko samo jest po prostu głupiutkie. Bez opieki dorosłych szybko by zginęło. Faustynka mówi: jestem głuptas. I rzeczywiście to słowo pasuje i do niej, ale i do wszystkich dusz, które zachowują się właśnie dokładnie tak, jak takie dziecko, chcąc czynić wszystko po swojemu, chcąc realizować swoje zachcianki i pragnienia, nie zwracając uwagi na prawdziwą rzeczywistość, która otacza, nie dostrzegając jej. Nawet patrząc na nią, ale nie widząc. Faustynka nie widzi rzeczywistości, która jest, np. podczas adoracji zajęta jest sobą, jest po prostu dzieckiem. Jeśli nikt jej nie zwróci uwagi, jeśli się jej tego nie nauczy, ona nie będzie wiedziała i rozumiała.
My mamy już wskazywaną tę rzeczywistość. Kierunek jest pokazany, natomiast z naszej strony ma iść wysiłek, by jednak ukierunkować swoje patrzenie, swoje dążenia, pragnienia, by skłonić swoją istotę, samego siebie ku Bogu. W Faustynce jest wiele różnych emocji i dążeń, często sama nie wie, czego chce. W nas też są przeróżne dążenia i pragnienia i nieraz sami nie wiemy, czego powinniśmy pragnąć. Z trudem nakłaniamy samych siebie do tego, co Boże. Trzeba jednak podejmować wysiłek, by czerpać z Boga. W dzisiejszym fragmencie z Księgi Przysłów mówi się, że trzeba szukać Bożej mądrości, a Bóg da poznanie, zrozumienie. Czyli człowiek nie osiągnie sam tej mądrości, nie zdobędzie jej sam. Człowiek ma szukać. Szukanie oznacza otwieranie się, pragnienie, by znaleźć, by spotkać. I to pragnienie otwiera człowieka na spotkanie, otwiera serce, duszę. Wtedy Bóg w wybranym przez Siebie momencie przychodzi, objawia Siebie, daje zrozumienie, poznanie, wlewa mądrość, daje światło. Trzeba jednak nieustannie nakłaniać siebie, swoją uwagę, swoje serce na to, co Boże.
Spróbujmy dzisiaj pobyć trochę ze wskazanym Słowem. Razem z Maryją prośmy Ducha Świętego, aby pomógł nam przyjąć sercem to dzisiejsze pouczenie.