Postarajmy się dzisiaj towarzyszyć Jezusowi, by przybliżyć sobie Jego postawę, zobaczyć nie tylko Bożą miłość do człowieka, ale zrozumieć, jaką postawę ma przyjmować człowiek wobec Boga, wobec Jego miłości i w związku z tym, jakie są tego dalsze konsekwencje. Postarajmy się otwierać serce, by Duch Święty mógł przenosić nas do Jerozolimy, w czas, gdy Jezus przeżywa okrutną Mękę. Postarajmy się otwierać serce, by współczuć z Jezusem, lepiej zrozumieć, co działo się z Nim, co było w Jego Sercu.
Jezus okrutnie umęczony, strasznie ubiczowany, osłabiony podchodzi do Krzyża. Krzyż oprawcy rzucają z pogardą, z nienawiścią, z jakąś zwierzęcą satysfakcją ciesząc się, że będą dalej się pastwić nad niewinnym Barankiem. Postawa Jezusa zadziwia jednych, budzi śmiech u innych, pogardę, ironię. W wielu sercach budzi złość, zmaga nienawiść. Oprawcy nie rozumieją, dlaczego Jezus przy Krzyżu klęka, dlaczego nie ma w Nim odruchu ucieczki, chęci bronienia się przed Krzyżem. Dlaczego jest tak potulny i łagodny? Dlaczego z czułością obejmuje Krzyż? To denerwuje oprawców. Nie rozumieją. A Jezus całuje Krzyż.
Czy zdarzyło nam się kiedyś z radością otworzyć ramiona na nieszczęście, które nas spotyka, na smutną lub tragiczną sytuację, na chorobę? Czy zdarzyło nam się oczekiwać wręcz z otwartością na coś, przed czym w sposób naturalny serce się wzdryga? W Jezusie widać otwartość, przyjęcie, zgodę, miłość. I chociaż jest strasznie osłabiony, tortury, bicie, wyśmiewanie, okrzyki nienawiści, złości, wcześniej zmagania w Ogrodzie Getsemani, niemalże konanie przed Męką – to wszystko sprawiło, że Jezus nie ma siły, chwieje się. Cały obolały, Ciało zorane, ociekające Krwią, twarz zmieniona tak bardzo, że trudno rozpoznać rysy dawnego Jezusa, każdy skrawek Ciała straszliwie Go boli, wnętrzności również, a mimo to zadziwiające jest Jego podejście do Krzyża, przyjęcie Krzyża.
Konferencja
Spróbujmy przenieść się do Jerozolimy. Trzeba zbliżać się do Jezusa, który przechodzi Mękę, aby zrozumieć miłość Bożą, zgłębić Tajemnicę Zbawienia. Nie da się zrozumieć Boga, nie da się być blisko Niego, jednoczyć się z Nim, jeśli człowiek nie rozważa Męki Pana Jezusa, jeśli się w nią nie zagłębia, nie klęczy pod Krzyżem, jeśli nie miłuje Krzyża. Dopiero w obecności Jezusa, który przygotowuje się do Męki, przeżywa ją i umiera na Krzyżu, dusza otrzymuje łaski, otwiera się na niepojętą miłość Boga, na Jego cudowną obecność przy niej. I zaczyna rozumieć miłość Boga do duszy, zaczyna ją widzieć wokół siebie każdego dnia. Aby rozumieć tę miłość, a jednocześnie, by w sposób właściwy odpowiedzieć, postarajmy się i dzisiaj towarzyszyć Jezusowi. Do tego jednak potrzebne są otwarte serca; serca, które kochają tak, jak potrafią. Gdybyż człowiek wiedział, jak bardzo jest kochany przez Boga, gdybyż wiedział, w jaki sposób Bóg patrzy na niego – jako na swoje dziecko: z czułością, z wyrozumiałością – częściej przychodziłby do stóp Jezusa. Przychodziłby z ufnością, bez lęku. Czyż można bać się takiej Miłości, która oddaje swoje życie za ciebie? Która twoje grzechy bierze na siebie i tak cała okryta staje przed Ojcem, aby przyjąć karę? Choć Jezus Sam jest Święty, Czysty i Doskonały, uwolnił każdego z nas z waszych win i grzechów. Wziął je wszystkie na Siebie i cały naszymi grzechami obłożony staje przed Ojcem. Na Siebie kieruje Jego gniew, abyś ty mógł żyć i cieszyć się miłością Ojca, być Jego dzieckiem.
Nie lękaj się więc teraz otworzyć się na działanie Ducha Świętego, który może twoją duszę przenieść do Jerozolimy, może przenieść cię w ten czas, gdy Jezus przeżywa okrutną Mękę. Po prostu poproś Ducha Świętego, aby cię poprowadził. Uczyń to z ufnością. Wszystko jest możliwe dla Ducha Świętego. Każdą duszę może przenieść w każde miejsce i w każdy czas. Możesz być pewien, że pragnie, abyś rozważał Mękę Jezusa i chce poprowadzić ciebie ku pełniejszemu poznaniu miłości, więc z wiarą poproś Go, aby przeniósł twoją duszę.
Jezus cały jest okryty ranami. Tak jak jest zorane pole, ziemia, tak Jego Ciało jest zorane. Tortury, które przeżywał w nocy, rano, biczowanie, okrutnie raniły Ciało otwierając je, rozszarpując, rozrywając. Pejcze, bicze najpierw uderzały Jego Ciało, a potem, gdy było już straszliwie obite i skóra podpływała Krwią, zaczynała pękać, inne narzędzia tortur z żelaznymi haczykami zahaczały o Jego Ciało i rozrywały je. Pręty uderzały z taką siłą raniąc boleśnie nogi, ręce, plecy, piersi, twarz. Jego cierpienia w nocy były straszne. Ciało było przypalane, parzone wrzątkiem, szarpane włosy, broda. Jego głową uderzano wielokrotnie o kamienie. Sadzany był na ostrych gwoździach, potłuczonych naczyniach. Był wyśmiewany, opluwany, wyszydzony. Pogardzano Nim. A czyniono to wszystko w tak wulgarny sposób, że nie da się tego opowiedzieć. Jezusa nie otaczali już ludzie, demon wstąpił w człowieka. Przy ciągłym, straszliwym śmiechu, który każde czyste serce mógłby przerazić, przy ciągłych wulgaryzmach, wyzwiskach, przy atakującej Go nienawiści, uderzającej złości, Jezus słabł. Nic nie jadł w nocy, rano, nic nie pił. Po biczowaniu bardzo dużo stracił Krwi, chore było Jego Serce. Odczuwał zimno, zmagała się gorączka, bolało Go całe Ciało. Każdy skrawek, każdy milimetr skóry przysparzał ogromnych cierpień. Wisiały strzępy skóry, pootwierane były rany, żywe mięso i ściekająca Krew, twarz zapuchnięta, sina, oczy na półprzymknięte, rany na głowie, ciernie wbite głęboko. Krew zalewała oczy, mieszała się w skórze z nieczystościami, które były wylewane na Jezusa. Wyglądał odrażająco, nieludzko. Nie miał siły stać. Chwiał się i drżał.
A jednak siłą woli chciał dotrwać do końca. Jego cierpieniem nie były tylko rany, cierpieniem było odrzucenie Jego miłości, nienawiść, która uderzała w Jego Serce, w Jego psychikę, w Jego duszę. Jakże często dusze myślą, że skoro Jezus jest Bogiem i kocha doskonałą miłością, to znaczy, że Jemu łatwiej jest wszystko przyjąć, każde odrzucenie. Ale Jezus przyjął człowieczeństwo w pełni, oprócz grzechu. Przyjęcie człowieczeństwa oznacza, że żadne ludzkie uczucie nie było Mu obce. Znał je i dobrze rozumiał. Każde cierpienie było Mu znane. I gdy kochał, a Jego miłość była odrzucana, cierpiał tak, jak cierpi każdy człowiek, gdy odrzuca się jego miłość. A On doświadczał nienawiści, złości, straszliwej agresji od tych, których wcześniej uzdrawiał, pocieszał, podnosił na duchu, którzy chodzili za Nim, wyciągali do Niego ręce, krzyczeli za Nim: Ratuj! Pomóż! Uzdrów!; którzy Go błogosławili, dziękowali Mu, klękali przed Nim, bili czołem do ziemi; którzy jeszcze nie tak dawno, kilka dni temu krzyczeli, iż jest Królem, kładli swoje płaszcze przed Nim, aby mógł iść, krzyczeli: Hosanna! Jakże zmieniły się ich twarze, ich oczy!
Jezus widział zło w ich oczach. Szatan opanował Jerozolimę. Dlaczego zatem godził się na Mękę? Dlaczego? Czekała Go okrutna droga krzyżowa, przybicie do Krzyża, trzy godziny konania w straszliwych męczarniach, opuszczenie od Ojca, będące ostatecznym ciosem dla Jego Serca. Dlaczego zgodził się na to? Trudno jest pojąć człowiekowi, dlaczego Jezus to podejmuje. Trzeba prawdziwie mieć serce czyste i otwarte, aby zrozumieć i przyjąć. Zrozumieć i przyjąć sercem, nie rozumowo. Rozumowo wszyscy wiedzą – przyjął Krzyż z miłości. Ale są to puste słowa dla wielu ludzi; słowa, które nic nie znaczą dla wielu tysięcy i milionów ludzi. A to najbardziej rani Jezusa. Właśnie to jest Jego cierpieniem.
Jezus jest Miłością. Jest jedno z Ojcem i Duchem. Jego wola – to wola Ojca. Jego miłość – to miłość Ojca i Ducha. A Bóg tak umiłował człowieka, że postanowił dać mu życie wieczne za wszelką cenę. Tą ceną jest życie Syna. Syn tak umiłował Ojca, że zapragnął wypełnić dokładnie Jego wolę z miłości. A jedność pomiędzy Synem a Ojcem i Duchem jest tak wielka, tak niepojęta, że trudno nawet człowiekowi mówić o Trzech Osobach Boskich, bo ich wola stapia się ze sobą tworząc jedną, tą samą. Jezus całym Sobą, całym swoim jestestwem pragnie woli Ojca, a więc pragnie życia wiecznego dla człowieka. Całym Sobą kocha człowieka. A ponieważ Jego miłość jest doskonała, to na nienawiść, której doświadcza od człowieka nie odpowiada tak jak zwykły człowiek – odpowiada miłością. To świadczy o doskonałej miłości. Bóg kocha bez względu na to, jak człowiek odpowiada na tę miłość. Dlatego, gdy podprowadzono Jezusa w miejsce, gdzie rzucono Krzyż, Jezus nie bronił się, nie ociągał się.
Krzyż został rzucony z wielką pogardą, złością, z szyderstwami. Ci, którzy chcieli ukrzyżowania, którzy byli narzędziami – oprawcy, żołnierze – nienawidzili krzyża. Wielu z nich czekało ze straszną szatańską nienawiścią i satysfakcją na to, żeby Jezus wziął Krzyż. Chcieli upajać się widokiem skazańca, który będzie się bał krzyża, będzie się bronił, krzyczał, jęczał, płakał lub też błagał o pomoc. A zobaczyli kogoś zupełnie innego. Zobaczyli Jezusa – Postać strasznie poranioną; Człowieka, który wyglądał jak żywe mięso, ociekającego Krwią, przykrytego jakąś brudną szmatą; Człowieka, który miał na głowie koronę z cierni, wokół Jego twarzy ciekła Krew, a oczy ledwo widziały cokolwiek przed sobą; Człowieka brudnego, zmienionego, nie wyglądającego zupełnie jak człowiek. Ten Jezus, choć chwiał się i drżał, choć ledwo szedł, to w całej Jego Postaci podchodzącej do Krzyża był niezwykły pokój, zgoda, łagodność, pokora. On wyciągał ręce do Krzyża. Choć cierpiał i każdy ruch sprawiał Mu ból, uklęknął przy Krzyżu, objął Krzyż ramionami. Żołnierze nieco podnieśli krzyż, myśleli, że Jezus od razu weźmie i zacznie nieść. A Jezus tulił Krzyż. Ludzie wokół patrzyli zdumieni, nie rozumiejąc co się dzieje. Wielu z nich patrzyło z nienawiścią i złością. To nie zgadzało się z ich oczekiwaniami. Chcieli zadać Jezusowi takie cierpienie, aby się bał, aby został pogardzony przez wszystkich. Chcieli Go sponiewierać. A zobaczyli Człowieka, choć okrutnie umęczonego, to jednak pełnego dostojeństwa; Człowieka, w którym nie ma lęku, ale w którym jest zadziwiająca łagodność i miłość do Krzyża, który ten Krzyż dotyka z czułością jak jakąś ukochaną osobę.
Jezus ucałował Krzyż trzy razy. Cierpiał cały czas. Ból fizyczny był straszny. W Jezusie nie było euforii, On cały czas cierpiał, czuł ból, ale jednocześnie kochał i pragnął woli Ojca. Cieszył się więc, że właśnie wypełnia ją. Pragnął wypełnić całą, do końca, niczego nie pominąć. Bardzo często ludzie odbierają Jezusowi Jego człowieczeństwo w Męce uznając, że skoro jest Bogiem, to Jego cierpienie nie było tak wielkie. Jest to wielki błąd. Jezus, chociaż miał również naturę Boską, był w pełni człowiekiem, a to oznacza, że dokładnie czuł każde uderzenie, każdy kopniak, każdą pięść, każde pociągniecie za włosy, szturchniecie, szarpnięcie. Biodra miał obwiązane pasem nabitym kolcami, do którego przytwierdzone były sznury. Szyję obejmowały obręcza też z kolcami i z przytwierdzonymi sznurami. Za te powrozy ciągnęli ludzie, każdy w swoją stronę, śmiejąc się, że niby Go prowadzą, a tak naprawdę zadawali Mu jeszcze cierpienie szarpiąc we wszystkie strony, utrudniając drogę i powodując upadki. Jezus czuł to wszystko. Cierpiał. Gdy szarpali za Jego ubranie, odrywało się ono od zaschniętych ran zadając ból, otwierając je ponownie i znowu ciekła Krew. Jezus wszystko czuł. Czuł każdy kamień pod stopą, ranił swoje stopy o kamienie. Stopami zahaczał o zbyt długą szatę, potykał się. Nogami uderzał o kamienie. On to wszystko czuł. Ty uderzając palcem nogi o kamień, czujesz ból, a On uderzał nieustannie. Miał bose stopy, a prowadzono Go specjalnie w różne miejsca, by jeszcze się poranił. A jednak On przyjmował Krzyż otwartymi ramionami.
Bardzo trudno jest człowiekowi zrozumieć, trudno wyobrazić sobie, trudno przyjąć. Może jedynie podejmować próbę rozważania Męki Jezusa, ale już ta próba niesie łaski, bo dusza znajduje się wtedy w obecności Jezusa, który przeżywa Mękę. A podczas Męki Pana Jezusa objawia się pełnia miłości. Jezus nieustannie, cały czas promienieje miłością, obdarza miłością, On jest Miłością. Ta miłość płynie na wszystkich – na tych, którzy są najbliżej, którzy zadają Mu ból, a więc na żołnierzy; na tych, którzy stoją za żołnierzami, krzyczą, podnoszą pięść do góry, złorzeczą. Ta miłość rozlewa się też na tych, którzy kochają, również i na ciebie. Jeśli podejdziesz do Jezusa, jeśli spróbujesz w swoim sercu zbliżyć się do Niego, znajdziesz się w cudownej bliskości. Jego łaski i miłość obejmą ciebie, a twoje serce doświadczy tej miłości. Może zdarzyć się tak, że w jednym momencie zrozumiesz więcej niż przez lata całe twojego czytania różnych książek religijnych, pogłębiania wiary. Zbliżenie się do Jezusa, kiedy On doświadcza męki, otwarcie serca na Jego cierpienie sprawia, że serce wchodzi w tajemnicę miłości, obejmowane jest tą tajemnicą i zaczyna nią żyć. Rozumie więcej niż dotychczas. To dar Jezusa, dar miłości.
Jezus kocha ciebie cały czas. Gdy upada, gdy się podnosi, gdy się chwieje, gdy słabnie, gdy drży, ma gorączkę, gdy na Niego plują, gdy Go biją, szarpią – On cały czas ciebie kocha. Pamiętaj, aby nigdy nie zwątpić w Jego miłość, w Jego miłosierdzie. Pamiętaj, że choćbyś popełnił wszystkie grzechy świata, Jego spojrzenie na ciebie pełne miłości się nie zmieni. On dalej będzie szedł drogą krzyżową dla ciebie. Czy wiesz, że gdyby Judasz zwrócił chociaż swój wzrok na Jezusa z daleka i błagał o przebaczenie, uzyskałby je natychmiast i byłby zbawiony? Miłość Boga jest ponad wszystko. Nic nie jest w stanie tej miłości zagasić. Wszystko, wszystkie twoje grzechy są maleńką kroplą, która w płomieniu miłości od razu znika.
Jezus czyni to wszystko, bo kocha. Przyjmuje Krzyż, niesie, przeżywa do końca każdą chwilę świadomie godząc się, bo kocha. Kocha Ojca, Jego wolę i kocha człowieka. Patrząc na Jezusa, na to, w jaki sposób przyjmuje Krzyż możesz zrozumieć, jaka powinna być twoja postawa. Jednak przyjmowanie podobnej postawy do Jezusa, a więc branie swojego krzyża bez miłości nie ma sensu, nie prowadzi do zbawienia. Człowiek bez miłości nie jest w stanie unieść krzyża, a nawet jeśli go zacznie nieść, nie wytrwa do końca. Znienawidzi krzyż, znienawidzi wszystko. Abyś wziął krzyż, abyś stanął przy Jezusie, aby twój krzyż był jedno z Krzyżem Jezusa, abyście razem mogli go nieść, najpierw pokochaj.
- Pokochaj Boga!
- Zanurz się w Jego miłości!
- Uwierz w tę miłość!
- Przyjmij ją otwartym sercem, jak maleńkie dziecko, które noszone jest w ogromnych ramionach Ojca, jest pieszczone, hołubione i któremu Ojciec Niebieski pragnie wszystko dać, wszystko zapewnić.
- Pokochaj Tego, który umiłował ciebie miłością tak wielką, że wydaje się na ludzki sposób szaloną.
- Przytul się, przybliż się do Jego Serca i pozwól by to Serce objęło ciebie i by twoje serce przylgnęło do Jego Serca.
- Daj się unieść Miłości, daj się wypełnić Miłości.
- Pozwól, aby miłość zaczęła kierować twoim życiem, tobą, wszystkim.
Dopiero wtedy, kiedy umiłujesz, zaczniesz pragnąć woli Bożej. Będziesz kochał Boga, a więc i Jego wolę. Wtedy zobaczysz, że każdy dzień jest darem miłości od Boga, każda sytuacja jest dana tobie z miłości, abyś otworzył się na zbawienie. Każda osoba jest Jego darem, byś i ty nauczył się kochać Jego miłością. To, że jest trudno kochać, to prawda. Miłość nie jest sentymentalnym uczuciem. Ale jeśli podejmiesz trud z miłości do Boga, by kochać każdego, twoje serce żyć będzie Bogiem, będzie blisko Boga. Będziesz coraz bardziej zagłębiał się w tej miłości, aż dotrzesz pod Krzyż. I wtedy z miłości do Boga zapragniesz dokładnie tego, czego doświadczał Jezus. Będziesz się dziwić sam sobie, że masz takie pragnienia. Będziesz zastanawiać się nad sobą, czy nie oszalałeś. Tak, będziesz szalonym z miłości. Miłość przyprowadzi ciebie pod Krzyż i da ci zrozumienie, że Krzyż jest największym skarbem świata. Jest jedynym cennym, co posiada świat, że wszystko inne jest nic nie warte.
Jedyne, co warto posiadać – to Krzyż!
Jedyne, co warto umiłować – to Krzyż!
Jedyne, czemu warto się oddać – to Krzyż!
Jedyne, co warto podjąć – to Krzyż!
Ten, kto ma krzyż – ma Boga, ma Jego życie, ma szczęście.
Wówczas patrząc na Jezusa już nie będziesz się dziwił, że w taki spokojny, łagodny sposób bierze Krzyż. Nie będziesz się dziwił Jego pocałunkom, bo sam będziesz obdarzać krzyż pocałunkami wielokrotnie. Będziesz ze łzami w oczach klękał u stóp Jezusa, by całować Jego Rany, pragnąc całować, a jednocześnie bojąc się, by Go nie zranić jeszcze bardziej. Będziesz pragnąć opatrywać Jego Rany. Będziesz to czynić z drżeniem widząc, jak straszliwe są te Rany i zdając sobie sprawę, że każdy dotyk musi Go boleć. Razem z Nim będziesz płakać, gdy będą przybijać Jego dłonie. I wtedy sam podasz swoje dłonie do przybicia, aby osłonić Jego. Sam podasz swoje stopy, aby Jego były osłonięte. Będziesz to czynić z miłości. Zaczniesz rozumieć Jezusa jeszcze lepiej, Jego miłość, pragnienie wypełnienia woli Ojca, bo w tobie będą Jego uczucia, Jego pragnienia, Jego miłość. Dlatego będziesz rozumiał. Człowiek sam z siebie po ludzku nie jest w stanie zrozumieć. Dopiero, gdy serce wypełni się Bożą miłością, gdy w sercu zamieszka Jezus, kiedy żyje w nim Jezus, wtedy zaczyna rozumieć i zaczyna pragnąć. I wtedy ze spokojem, z miłością będziesz przyjmował każde cierpienie, z ufnością podejmował trudności, będziesz otwierał serce na problemy. Będziesz pełen pokoju, bo będziesz wiedział, że przecież znajdujesz się w dłoniach Tego, który z miłości do ciebie umarł na Krzyżu, więc nic złego nie może ciebie spotkać – samo dobro, tylko miłość.
Połóżmy swoje serca na Ołtarzu. Prośmy, aby Duch Święty dawał naszym sercom zrozumienie, poznanie Bożej miłości.
Dziękczynienie
Jezu mój! Pragnę Ci dziękować i Ciebie wielbić za niezwykłą łaskę; za to, że mogę karmić się Twoim Ciałem i Twoją Krwią; za to, że dajesz mi uczestnictwo w Twoje Męce; że moje serce może przylgnąć do Ciebie i być z Tobą; że za każdym razem, gdy podczas Eucharystii przyjmuję Ciebie, wchodzę w uczestnictwo Twojej Męki i wszystko, co tam się dokonuje, staje się również moim. Doświadczam owoców. Dziękuję Ci, że moją duszę wprowadzasz w nowe życie, że memu sercu dajesz oglądać swoją miłość. Dziękuję Ci za to wszystko, co tak wielkim jest, nieskończonym, czego człowiek nie potrafi pojąć, zrozumieć, choć ma na wyciągnięcie ręki. Wybacz, wybacz nam, Jezu, że bez zrozumienia patrzymy na Ciebie na Ołtarzu, bez zrozumienia przyjmujemy Ciebie. Z taką obojętnością zastanawiamy się kolejnego dnia, czy iść na Mszę św. czy nie. Najdrobniejsze sprawy wydają się ważniejsze i większe od Twojej Ofiary, od możliwości uczestniczenia w Niej, od możliwości bycia w centrum tych wydarzeń.
Panie mój! Pragnę Ci dziękować za to, że to miejsce czynisz Jerozolimą, że moją duszę przybliżasz do Siebie, że wszyscy możemy uczestniczyć w Twojej Męce w niezwykły sposób. Dziękuję Ci, że naszą Wspólnotę wprowadzasz na drogę duchowego uczestniczenia w Twoim życiu. Uczysz nas tego i nie zrażasz się naszymi słabościami. Dziękuję Ci, Jezu za to, że jesteś tak blisko, przemawiasz wprost do mojego serca i zamieszkujesz je. Czuj się dobrze w moim sercu i pozostań w nim. Chciałbym powiedzieć: pozostań na zawsze, ale powinienem powiedzieć: pozostań tak długo, jak Ty zechcesz.
Kocham Cię, Jezu i pragnę kochać Ciebie nieustannie. W sposób szczególny pragnę kochać Ciebie w Krzyżu. Pragnę wyrażać moją miłość ciągle stojąc przy Tobie, uczestnicząc w Twojej Męce. Dziękuję Ci, Jezu, że dajesz taką możliwość. Uwielbiam Ciebie, Boże!
Adoracja Najświętszego Sakramentu
Jezu, moja Miłości! Pragnę całym sercem być przy Tobie. Chcę towarzyszyć Ci. Chcę być w każdym momencie, gdy cierpisz, gdy decydujesz się na Mękę, gdy jej doświadczasz. Pragnę odpowiedzieć na Twoją miłość. Cierpię, Jezu, z powodu tego, iż moje serce jest tak obojętne, tak zimne, nie potrafi z Tobą współczuć. Nie potrafię, Jezu, rozważać Twojej Męki, nie potrafię się modlić. Chciałbym, Jezu, czuć to, co Ty czułeś. Chciałbym zagłębić się w Twoje cierpienie, przeżywać je razem z Tobą. Bardzo często, Jezu, gdy próbuję rozważać Twoją Mękę, czuję jakiś mur. Nie potrafię przejść jakiejś granicy. Wydaje mi się, że stoję w oddaleniu. Nic nie widzę i nie słyszę, nie czuję. Wtedy, Jezu, wydaje mi się, że w ogóle nie kocham, a przecież tak pragnę.
Panie mój, proszę, zawładnij moim sercem. Zawładnij mną! Ty, otwórz przede mną świat duchowy. Ty, Duchu Święty, poprowadź do samej Jerozolimy. Jezu, dotknij mego serca i otwórz je na Ciebie. Spraw, Ojcze, abym zagłębił się w Dzieło Zbawienia, aby moja dusza otworzyła się na to Dzieło, na jego tajemnice, abym mógł poznać Ciebie, Trójco Święta, Twoją miłość, abym zanurzył się w Tobie, w Twojej miłości. Proszę, Panie mój!
***
Dziękuję Ci, Boże, że choć jestem małym dzieckiem, Ty wprowadzasz mnie w relację Trzech Osób Boskich – Trójcy Świętej. Dziękuję Ci, że mogę spoglądać na Twoją miłość, Boże, która jest pomiędzy Ojcem i Synem, i Duchem Świętym. Dziękuję, że mogę widzieć to niezwykłe umiłowanie, które wypełnia każdą z Osób Boskich i które spływa na pozostałe.
Dziękuję, Jezu, że okazujesz swoją miłość do Ojca i sposób, w jaki należy wyrażać ją.
Dziękuję za miłość, którą Ty, Ojcze, kierujesz do Syna i za zrozumienie, iż dzięki Jezusowi dokładnie tę samą miłość kierujesz do mnie.
Dziękuję Ci, Duchu Święty za to, iż moje serce pojmuje, do jak niepojętej wspaniałej rzeczywistości został zaproszony człowiek – do relacji miłości. Za to, że Ty, Jezu, wywyższyłeś człowieka i wchodzi on w tę relację nie jako niewolnik, nie jako sługa, ale jako pełnoprawne dziecię samego Boga.
Dziękuję Ci, Jezu, że upodobniłeś mnie do Siebie i włączyłeś mnie w życie Trójcy Świętej.
Dziękuję Ci, że mogę zrozumieć, iż skoro podniosłeś mnie do tak wielkiej godności, to moją odpowiedzią powinna być postawa dokładnie taka jak Twoja – miłość synowska, umiłowanie woli Ojca, pełnienie jej z wielką radością, zjednoczenie się z tą wolą w taki sposób, aby stała się moją, abym nie posiadał żadnej innej. Niepojętym, Boże jest to, że marne stworzenie małego człowieka podnosisz i umiejscawiasz w samym centrum Trójcy Świętej – w Sercu. Kimże jest człowiek? Kim jestem, że obdarzasz mnie tak hojnie? Niczego nie jestem w stanie Ci ofiarować, w żaden sposób nie jestem w stanie zasłużyć sobie na to, w żaden sposób nie mogę Ci się odwdzięczyć. Otrzymuję za darmo. Całkowicie za darmo.
Dziękuję Ci, Trójco Święta za włączenie mnie w relację miłości. Czuję, że moje serce naznaczyłeś znakiem ojcostwa i synostwa, a więc przynależności do Ciebie. To znamię miłości. Panie mój, wiem, że wszystkie Duchy patrząc na mnie od razu wiedzą, kim jestem. A ponieważ one służą Tobie, a mnie uczyniłeś swoim dziedzicem, to również i mnie służą Twoje Duchy, Aniołowie.
Jezu, proszę, abyś uczył mnie być dzieckiem Boga Ojca; abyś uczył mnie miłości. Abyś mnie nauczył, co znaczy być dziedzicem, wziąć wszystko w dziedzictwo; co znaczy posiąść Królestwo Boże; co znaczy zamieszkać w nim.
Mój Jezu! Ty wywyższyłeś mnie do tak niezwykłej godności dziecka Bożego. Pragnę od Ciebie uczyć się miłości. Chcę od Ciebie nauczyć się, jak trwać w tej relacji do Ojca. Czuję się wywyższony w niezwykły sposób, choć niczego nie uczyniłem, ale wiem, że jestem w Sercu Boga. Pragnę, Jezu, upodobnić się do Ciebie, aby w tej relacji być w pełni – jak Syn do Ojca. Chcę, aby i przez moje serce przelewała się miłość skierowana do Ojca i aby moje serce przyjmowało w pełni Jego miłość. Pragnę poddać się całkowicie Duchowi Świętemu. Chcę żyć w Sercu Trójcy Świętej.
***
Panie mój! Prowadzisz mnie na drogę krzyżową i pokazujesz mi, na czym polega Twoja relacja z Ojcem. Trudno byłoby zrozumieć patrząc tylko ludzkimi oczami, które są słabe i skażone. Ale Ty dajesz mi łaskę – moje oczy widzą więcej, przenikają istotę rzeczy. Jezu mój, jak niezwykłą jest Twoja miłość! Jak niezwykłą jest Twoja jedność z Ojcem i z Duchem! Jak niezwykłą jest jedność Waszej miłości i woli! Niepojęta, cudowna i wspaniała jest miłość, która wylewa się z Trójcy Świętej! Cudem jest stworzenie świata, człowieka. Wszystko to miłość! Wszystko to Wasze trwanie w miłości, Wasza jedność, wola. O, Panie, jakże to cudowne!
Człowiek poprzez grzech niszczy to, co otrzymał od Ciebie – możliwość wchodzenia w relacje z Tobą, Boże; relacje niezwykłej bliskości cudownego życia. Wtedy w Sercu Trójcy Świętej jakby wybucha na nowo wielka miłość, w której rodzi się cały zamysł Zbawienia – dzień po dniu, rok po roku, wieki, lata, tysiące lat, wszystko według Twego zamysłu. Jak niezwykłe jest to, że rodzi się to w Tobie Jezu, w Ojcu i w Duchu. Jest to jedno pragnienie, jeden zamysł, jedna miłość do tego prowadzi.
Przychodzisz na ziemię, Jezu. Dla człowieka niepojęty jest sposób Twego przyjścia, niepojęte zjednoczenie całej Trójcy Świętej – choć rozdzieleni, to jednak zjednoczeni. Twoje życie na ziemi ukazuje, w jaki sposób człowiek może żyć w jedności z Ojcem:
- całe życie w Ojcu, dla Ojca, z Ojcem;
- pokora, posłuszeństwo, słuchanie i wpatrywanie się w Ojca;
- niezwykła otwartość Twego ludzkiego Serca na Boga i dalsze Twoje zjednoczenie z wolą Ojca, tak niezwykłe, prowadzące na Krzyż;
- miłość tak niezwykła, że pokonuje wszystko: ludzką trwogę, ludzki strach. Wszystko, co ludzkie w Tobie pokonuje miłość, przełamuje, abyś wypełnił wolę Ojca.
Panie mój, zadziwiam się. Jednak to poznanie jest zbyt wielkim dla mego serca. Nie potrafię pojąć, objąć, ogarnąć. Nie potrafię, Jezu! Wielkość Twego oddania Ojcu przerasta mnie, niemalże przeraża. Widzę, Jezu, Twoją wielkość w Twoim człowieczeństwie, Twoją wielkość w zjednoczeniu z Ojcem, w miłości, że aż przerażam się. O, Panie, moja dusza leży przed Tobą, u stóp Twoich. Zbyt małym, zbyt słabym człowiekiem jestem, aby, Boże mój, odpowiedzieć na Twoje zaproszenie. Niczym jestem, a Ty, Boże, podnosisz mnie do godności swego Syna, Upodabniasz mnie do swego Jednorodzonego, abym uczestniczył w Jego życiu, w tej niezwykłej jedności, w miłości i w tym wszystkim, co jest Twoim życiem, co jest tak wielkie, nieskończone i niepojęte.
O tak, Jezu, dajesz mi teraz konkretne wskazówki. Mogę je bardziej zrozumieć, ale czy je wypełnię?
- Mam iść nieustannie z Tobą każdego dnia Twoją drogą krzyżową.
- Mam czerpać z Ciebie Twoją pokorę, Twoje oddanie, wyrzeczenie, ofiarę.
- Mam z Ciebie czerpać łagodność, uległość, cichość, milczenie.
- Mam z Ciebie czerpać miłość; miłość do każdego.
- Mam od Ciebie czerpać zgodę doskonałą, gdy otwiera się ramiona, aby ich nigdy nie zamknąć, godząc się całkowicie na zamysł Boży.
O, Panie, rozumiem Twoje wskazówki, ale i one są trudne do zrealizowania dla mnie. Panie mój, potrzebuję Ciebie do każdej sekundy mego życia, jeśli ono ma być zjednoczone z Twoim. Potrzebuję Ciebie do każdej mojej myśli, do każdego mego słowa, każdej postawy, czynności, obowiązku, wszędzie. Aby być tak jak Ty, potrzebuję Ciebie, Jezu, wszędzie i zawsze, bo Ty zawsze i wszędzie miłowałeś Ojca i wypełniałeś Jego wolę i ze względu na Jego wolę czyniłeś wszystko. A ja do tej pory realizuję swoją. Pomóż mi, Jezu, bo drżę cały przed tym, co ukazujesz mojej duszy, przed niezwykłym zaproszeniem Boga skierowanym do człowieka – zaproszeniem do życia w Sercu Bożym, w Sercu Trójcy Świętej. Drżę przed niezwykłym wywyższeniem, jakie Bóg czyni wobec każdego człowieka. Panie mój, jest ono tak wielkie, a człowiek tak mały. Jaka ceną uczyniłeś to? Ceną Krwi swojej! Twoja Krew, Panie, mówi do mnie, że nie mogę odmówić, nie mogę odwrócić się, nie mogę nie przyjąć Twego daru, tego wywyższenia. Ale z drugiej strony – jestem niczym i nie potrafię. Jezu, pragnę uchwycić się Ciebie, przylgnąć do Ciebie, tak się z Tobą złączyć, aby to złączenie nasze niosło mnie do Ojca. Ja się tylko Ciebie uchwycę, Jezu i nie puszczę już więcej, a Ty będziesz mnie niósł poprzez wszystkie ciernie, wszystkie krzyże, wszystkie trudy. Ja przylgnę do Ciebie tak bardzo, aby nic nie zdołało nas rozłączyć, a Ty prowadź mnie gdzie chcesz i jak chcesz.
Panie mój! Nie mam żadnych sił, nie posiadam w ogóle odwagi, więc wtulę się w Twoje Serce, ukryję się w nim. Wtedy możesz czynić, co zechcesz. Nic nie będzie straszne, bo będę ukryty w Tobie. A gdy będę się lękać, o Panie, przypomnij mi Twój lęk, Twój strach w Getsemani. Przypomnij mi Twoje cierpienie, Twój Krzyż. Wtedy zawstydzę się widząc, jak wielkim było Twoje cierpienie, a moje jak maleńkim. Jeszcze bardziej wtulę się w Twoje ramiona, aby przejść wszystko. Najbardziej niepojętym jest to, Boże, że czynisz wszystko, abym mógł żyć szczęśliwie w Twoim wnętrzu, w Twoim Sercu, otoczony Twoją miłością przez wieczność. Czynisz wszystko, abym żył przemieniony, przebóstwiony Tobą, wywyższony do niezwykłej godności.
O, Panie mój, pragnę uwielbiać Ciebie, dziękować Ci, kochać Cię, żyć dla Ciebie. Bądź uwielbiony, Boże, Trójco Święta!
***
Boże! Pragnę Ciebie kochać. Pragnę kochać Ciebie największą miłością. Gdy patrzę na Jezusa, na Jego miłość, chciałbym tak kochać.
Oddaję Ci samego siebie. Oddaję Ci moje życie, oddaję Ci moją rodzinę i pracę. Oddaję Ci wszystko to, co stanowi dla mnie przyjemność, to, co mnie interesuje. Oddaję Ci moje obowiązki. Oddaję Ci, Boże, wszystkie moje przyjemności, pragnienia, moje marzenia. Oddaję Ci, Boże, wszystko, co mnie stanowi. Oddaję Ci moją wolę. Wszystko. Rozumiem, abym mógł żyć w zjednoczeniu z Tobą, w miłości tak cudownej i niepojętej, w relacji miłości, jaka jest pomiędzy Synem a Tobą, muszę przyjąć Twoją wolę. Muszę otworzyć się całkowicie na Twoje życie, Twój byt, Twoje istnienie. Więc, Panie mój, chcę to uczynić. Nie rozumiem jak, ale ufam, że Ty będziesz tego dokonywał we mnie. Wierzę, że skoro Jezus oddał swoje Boskie życie za mnie, to znaczy, że Ty pragniesz mego udziału w Twoim życiu, że Ty chcesz, abym żył Twoim życiem. Żyć Twoim życiem, życiem Trójcy Świętej, to żyć w Niej samej – ja tego pragnę. A ponieważ w Tobie, Boże, jest wszystko, co duchowe, ponieważ miłość Twoja jest największym skarbem i bogactwem, więc odrzucam wszystko inne, aby posiąść tę cenną perłę, aby żyć w Tobie, Boże, posiąść Twoje życie. Wiem, że do tego nie potrzebuję niczego, co tak po ludzku człowiek uważa za cenne i co koniecznie chce zdobyć, posiadać. Rezygnuję ze wszystkiego. Skoro Ty wywyższasz mnie tak bardzo i włączasz w swoje życie, to ja tego pragnę. Otwieram serce, duszę, otwieram ramiona i mówię Ci: Weź moją wolę! Weź moje serce! Posiądź mnie, Boże! Chcę, aby moje życie od tej pory całe należało do Ciebie i było życiem w zjednoczeniu z Jezusem. By to było Jego życie. Chcę iść z Nim, Jego śladami; nigdzie sam, wszędzie z Nim. Uwielbiam Ciebie, Boże!
***
O, Panie! Moje serce tyle dzisiaj przeżyło. Tyle memu sercu ukazałeś. Pozwól, że moje serce wtuli się w Twoje ramiona i odpocznie sobie. Pozwól, że moje serce w Tobie odnajdzie pokój, bo drży jeszcze wobec wielkości Twojej i tego, co ukazałeś. Ucisz moje serce, Panie! Poprowadź je. Udziel memu sercu pokoju. Pobłogosław, Jezu, każdego z nas na tej drodze.
Wprowadzenie w drugi dzień
Człowiek traktuje Krzyż bardzo powierzchownie, a Tajemnica Krzyża jest wielka. Ten, kto stara się ją zgłębiać poznaje Bożą miłość, relacje pomiędzy Ojcem a Synem, wchodzi w niezwykłą zażyłość z Bogiem i zaczyna rozumieć niezwykłe wywyższenie stworzenia, które zostaje włączone w relacje Trzech Osób Boskich, w życie samego Boga. Podjęcie Krzyża przez Jezusa pokazuje umiłowanie Ojca i zjednoczenie woli – woli Jezusa z wolą Ojca. Ukazuje niezwykłość człowieczeństwa w Jezusie, w jak niepojęty sposób Jezus uniósł się na szczyty człowieczeństwa.
Każdy z nas może, tak jak Jezus, umiłować wolę Ojca i podejmować krzyż. Krzyż każdego z nas jest złączony z Krzyżem Jezusa. Za każdym razem, kiedy podejmujemy swój krzyż, tak naprawdę towarzyszymy Jezusowi w Jego drodze krzyżowej. Gdy podejmujemy krzyż z otwartym sercem, z pokorą, z oddaniem się Bogu, wtedy Bóg zbliża nas do poznawania tajemnicy miłości, która łączy Ojca z Synem i z Duchem; miłości, która jest czymś innym niż to, co człowiek zwykł nazywać miłością. Piękno Bożej miłości przewyższa wszystko, wszystkie nasze wyobrażenia, wszystko to, co nazywamy pięknem, wszystko to, czym się zachwycamy. Owszem, w jakimś stopniu są to odblaski Bożej miłości, ale nie są nią samą. Jeśli chcemy poznawać Bożą miłość, zagłębiajmy się w Mękę Jezusa, przyjmujmy krzyż, umiłujmy krzyż.
Adoracja Najświętszego Sakramentu
Jestem tylko człowiekiem tak małym, tak słabym. Potrzebuję Twego Ducha, Jezu, aby móc poznawać Twoją miłość. Potrzebuję Twego Ducha, aby zbliżać się do Krzyża. Nie jestem w stanie sam osiągnąć mądrości, aby zrozumieć Twoje Dzieło Zbawcze. Do wszystkiego potrzebuję Ciebie, Boże. Do życia w zjednoczeniu z Tobą – potrzebuję Ciebie. Aby moja dusza wzrastała, aby doskonaliła się, aby zbliżając się do Ciebie dotykała tajemnic Twoich – potrzebuję Ciebie. Sam niczego nie osiągnę, sam do niczego nie dojdę. Panie, sam jestem niczym. Proszę, udziel mi swego Ducha!
***
Dziękuję Ci, Boże! Czuje się prawdziwie Twoim dzieckiem, czuję się obdarowanym. Chwilami aż przerażam się tym obdarowaniem. O cokolwiek poproszę, Ty mi dajesz. Twoja miłość jest tak wielka. Pragnę Ci podziękować, Boże za tę miłość, która wywyższa mnie – człowieka, która podnosi mnie i umieszcza w Twoim Sercu; miłość, która sprawia, że żyję w Tobie, że jestem umiejscowiony w niezwykłej relacji Trzech Osób Boskich – w Twoim wnętrzu, Trójco Święta.
Dziękuję Ci, Jezu! Twoja Męka, cierpienie, Krzyż, śmierć na Krzyżu, zmartwychwstanie wyjednały mi tak wielką godność dziecka Bożego, takie wywyższenie. Dziękuję Ci, Jezu, za życie, które mi dałeś, tak niezwykłe i cudowne. Nie żyję już życiem zwykłego człowieka, życiem ziemskim, które kończy się, ale ja żyję już inaczej – we mnie jest życie Boga, o Panie! Czuję sercem, że we mnie jest, Jezu, wszystko to, co Twoje – we mnie jest Twoja Męka, cierpienie, we mnie są Twoje Rany, Twoje sińce, Twoja Krew, Twoje Łzy, Twój Pot. We mnie jest każde cierpienie Twoje, sekunda po sekundzie. We mnie jest wszystko. Jest to wielkim Darem Twoim dla mojego serca, dla mojej duszy. O, Panie, przez całą wieczność będę Ciebie wielbić, będę Ci dziękować. Bądź uwielbiony, Boże!
***
Dziękuję Ci, Jezu! Wielki jest Dar Twojej miłości. Wybacz, że nie potrafię go zgłębić. Wybacz mi, że nie potrafię go docenić, jak należy. Wybacz mi, że różnie traktuję Twój Dar. A przecież to Ty Sam dotknąłeś mego serca, Ty Sam je otworzyłeś, Ty Sam w nim zamieszkałeś, Ty Sam ofiarowałeś mi życie, Ty Sam nieustannie dajesz mi Siebie, Ty Sam wprowadzasz mnie w swoje życie, w swoją miłość, w swoją relację z Ojcem. Wszystko czynisz Ty. I nie patrzysz na moją małość, na to, że nic nie rozumiem. O, Panie nie patrzysz, w jaki sposób przyjmuję, jak traktuję. Wszystko to dla Ciebie jest nieważne. Twoja miłość obdarza mnie tak hojnie.
O, Jezu mój! Chciałbym odpowiedzieć na Twoją miłość, na Twoje cierpienie, na Twój Krzyż, który ofiarowałeś mi. Nie bardzo wiem, Boże, co mam czynić z tym Darem. Nie bardzo wiem, Panie, dlaczego dajesz mi tak wiele? Cóż może mała dusza? Proszę więc, abyś mną pokierował, abyś mnie poprowadził. Proszę, abyś mnie pobłogosławił w moje drodze, abym Daru Twojej miłości nie pozostawił, ale bym go zgłębiał, poznawał, abym nim żył. Abym dał się prowadzić Tobie w głąb Twojej miłości, w samo życie Twoje. Pobłogosław nas, Jezu!
Podsumowanie
Umiłowanie woli Bożej jest bardzo ważne dla duszy. Ma ogromne znaczenie dla jej całego życia. Bardzo często dusze podchodzą niedojrzale do swojej wiary. Podchodzą bardziej emocjonalnie, uczuciowo uważając, że miłość jest uczuciem. Spoglądając na Jezusa, na Jego całą Mękę, można zobaczyć obraz miłości, czym jest miłość. Gdyby była tylko czystym, sentymentalnym uczuciem, Jezus nie szedłby drogą krzyżową.
Miłość prawdziwa jest zjednoczeniem. Jezus zjednoczony był z Ojcem. To była jedność Serc, jedność pragnień, jedność woli, umiłowanie woli Ojca, umiłowanie ponad wszystko, z ofiarą z samego Siebie włącznie, by realizowała się wola Ojca w Nim.
Jeśli dusza prawdziwie chce kochać Boga musi przejść etap wyżej w pojmowaniu miłości, a więc musi przejść ponad uczucie, którym darzy Boga i które jest naturalnym uczuciem, ale MUSI ŚWIADOMIE DĄŻYĆ DO WYPEŁNIENIA JEGO WOLI. Pragnienie woli Bożej jest wyrazem doskonalszej miłości duszy, bardziej dojrzałej miłości. Gdy dusza dąży do wypełnienia woli Ojca, wtedy zaczyna dojrzewać jej miłość. Sama zaczyna doznawać przemiany w swojej miłości do Boga, w relacji do Niego. Prawdziwszą, bliższą staje się ta relacja. Dopiero wtedy dusza tak naprawdę wchodzi na ścieżkę świętości.
Wczoraj szczególnie staraliśmy się zbliżyć do Jezusa, który przyjmuje Krzyż, bo rzeczywiście jest to moment, w którym człowiekowi łatwiej jest zobaczyć, w jaki sposób ma podejmować swoją codzienność i w tej codzienności swój krzyż. Kiedy patrzymy na Ogród Getsemani, na Jezusa, który już tam przecież przyjmuje wolę swego Ojca, trudno człowiekowi odnieść do swojego życia tę postawę przyjmowania woli Ojca. Natomiast, gdy Jezus klęka przy Krzyżu, gdy go obejmuje i całuje, kiedy pomimo wielkiego osłabienia i cierpienia próbuje podnieść Krzyż i niesie go, ten obraz bardziej przemawia do słabego człowieka. Łatwiej człowiekowi zrozumieć, w jaki sposób ma przyjmować swoją rzeczywistość, a więc godzić się na wolę Bożą.
Trzeba umiłować. Bez miłości człowiek nie jest w stanie cokolwiek przyjmować. Ale trzeba pójść dalej w tej miłości, a więc odrzucić sentymentalizm i uczuciowość i zrozumieć, że UMIŁOWANIE JEST ZJEDNOCZENIEM Z BOGIEM, czyli zjednoczeniem z Jego wolą, z Jego mądrością, z Jego Prawdą, z Nim samym, ze wszystkim, Kim On jest, czym jest, co czyni, co zaplanował wobec człowieka. Jezus był zjednoczony w sposób doskonały, pełny. W Nim wola Ojca wypełniała się. Nie było w Nim niczego poza wolą Ojca. W człowieku jest przede wszystkim on sam. Człowiek musi uczyć się słuchania i przyjmowania do swego serca woli Bożej. W swoim sercu musi starać się dawać miejsce Bogu i Jego woli poprzez usuwanie samego siebie. To jest krzyżem dla człowieka, obejmowaniem, całowaniem krzyża, jakie widzimy u Jezusa.
Jezus pełen cierpienia, odarty ze wszystkiego, pozbawiony wszystkiego, nieludzko umęczony wypełnia wolę Ojca. I człowiek ma tak do końca zrezygnować z siebie. Wtedy dopiero będzie mógł wypełniać wolę Boga. Musi zdeptać wszystko, co jest człowiecze. Będzie to niekiedy odczuwał jako wielkie cierpienie. Będzie walczył ze sobą. Będzie to niezwykły trud. Ale gdy będzie przełamywał samego siebie, gdy będzie pokonywał swoje słabości, swoje „ja”, by niejako dotknąć Boskiego „Ja”, wtedy zacznie żyć prawdziwym życiem. W nim realizować się będzie życie Boże i dokonywać się będzie Dzieło Zbawienia. W nim jednoczyć się będzie Syn z Ojcem. W tej duszy będzie się dokonywać wywyższenie, jakiego pragnie Bóg dla człowieka, a które już przez Jezusa zostało wysłużone – WYWYŻSZENIE DO RANGI SYNA, DO ŻYCIA W ZJEDNOCZENIU W SAMYM SERCU TRÓJCY ŚWIĘTEJ. Dusza będzie wtedy realizować to, co Bóg zamierzył wobec niej. Będzie osiągać chwałę, do jakiej został człowiek stworzony, powołany i przez Jezusa wykupiony.
Trudnym jest to do zrozumienia zwykłemu człowiekowi. Tak daleko nie sięga już umysł ludzki. Tylko serca wybrane przez Boga, które otwierają się na to powołanie, wyróżnienie są w stanie w pewnym stopniu zrozumieć i podążać tą drogą, mając jednak niewielką świadomość, do czego Bóg powołał człowieka. Droga do tego zaczyna się od miłości i prowadzi poprzez dojrzewanie w miłości. A więc miłość w człowieku będzie dojrzewać, przemieniać się upodabniając się do miłości Bożej i dusza przechodzić będzie kolejne etapy w swoim rozwoju. Większość dusz zrozumie i doświadczać będzie tego dopiero w wieczności. Tylko nieliczni doświadczają tego już na ziemi. Nie w pełni; pełnię osiągną wszyscy w Niebie.
Zakończenie
Boże zaproszenie do pełnienia Jego woli jest czymś wielkim. Otwierajmy swoje serca na zaproszenie do jednoczenia się z Jezusem, który przeżywa Mękę. Otwierajmy swoje serca na zaproszenie do samego wnętrza Trójcy Świętej, do relacji między Trzema Osobami Boskimi. Otwórzmy swoje serca na miłość! Otwórzmy swoje serca na słowa miłości! Otwórzmy swoje serca na jej pouczenia! Otwórzmy serca na jej prowadzenie! Otwórzmy serca! Wtedy będziemy rozumieć, co to znaczy kochać, czym jest miłość, na czym polega. Wtedy odkryjemy wolę Bożą. Odkryjemy prawdziwe życie, tylko otwórzmy serca.
Cały czas trwajmy przy Jezusie. Cały czas adorujmy Go. Cały czas adorujmy Jego Rany, Jego Krew, Pot, Łzy. Cały czas bądźmy z Nim, przy Nim, wspierajmy, współczujmy. Cały czas! Trwajmy przy Jezusie, chociaż wydaje nam się, że nie rozumiemy dlaczego i po co, że nic nie potrafimy, nie umiemy, że to nie ma sensu. On nauczy nas, co znaczy kochać, co znaczy żyć w jedności z Ojcem w Niebie, co to znaczy prawdziwa miłość.
Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
Strona korzysta z plików cookies zgodnie z polityką prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookies w Twojej przeglądarce.polityka prywatności