Zawierzyć do końca

Jesteśmy radością Maryi, gdy wszyscy razem przychodzimy do Jej Serca i składamy w Nim całe swoje życie; gdy przychodząc do Niej pozwalamy, aby łączyła nas wszystkich razem w jedną rodzinę. Szczególnie jesteśmy Jej dziećmi, gdy pragniemy słuchać, a dzięki temu staramy się wypełniać wolę Bożą. Mogliśmy to zauważyć w ostatnich dniach, związanych z przejściem naszego brata Janka do domu Ojca. Otworzyliśmy swoje serca i słuchaliśmy, co Bóg w nich mówi do nas. Otoczyliśmy modlitwą naszego brata i razem przygotowaliśmy go do przejścia. Towarzyszyliśmy mu swoją miłością, dzięki temu jego przejście nie było cierpieniem długotrwałym, nie było połączone z lękiem czy ze strachem, ale odbyło się w pokoju i w miłości. To dar Boży dla każdej duszy maleńkiej, która żyje we wspólnocie – otoczona miłością nie jest sama; nigdy nie jest sama, a szczególnie w takiej chwili. A więc żadna dusza maleńka niech nie obawia się tego szczególnego momentu. Otoczona miłością wszystkich dusz maleńkich, otoczona Świętymi, Aniołami, a także modlitwą dusz czyśćcowych wprowadzana jest w nowe życie w tłumie, a nie samotnie. Niech nasze serca radują się, bo nasz brat jest szczęśliwy, a Bóg pozwalać mu będzie uczestniczyć w życiu wspólnoty, w różnych jej momentach. Będzie wstawiać się za nami i modlić się, widząc nasze życie, kolejne różne sytuacje i wydarzenia. Jego serce wypełnione jest teraz miłością doskonałą.

Dusza maleńka – to rzeczywiście, prawdziwie dusza maleńka. Bóg otacza ją swoją troską w sposób szczególny, obdarzając różnymi łaskami. Tak jak matka opiekuje się swoim dzieckiem, zapewniając mu wszystko, tak czyni Bóg z duszą maleńką. Ułomności, słabości tej duszy są tylko powodem, by jeszcze bardziej miłować i opiekować się nią. Jest to powód dla Boga, który tym bardziej troszczy się o tę duszę i wylewa na nią swoje miłosierdzie. Dusze maleńkie obdarzone są wielką łaską, wielką miłością Boga. Obdarowane są w sposób niezwykły. Można przyrównać to obdarowanie chociażby do obdarowania minami w dzisiejszej Ewangelii (Łk 19, 11-28). Jednak, kiedy wsłuchujemy się w te słowa Ewangelii i słuchamy ich do końca, serca nasze mogą doświadczyć pewnej trwogi lub niepokoju.

Czym jest to obdarowanie? Jeśli spojrzeć na dzisiejszą Ewangelię w sposób dosłowny, należy stwierdzić, iż obdarowanie sług było wielkie. Mina miała ogromną wartość. Czym zatem obdarowane są dusze najmniejsze? Co jest tą wielką wartością? Co jest tak cenne? Każdy z nas otrzymał od Boga dar życia. Każdy z nas otrzymał duszę i wrażliwe serce. Wszystko to jest cenne, jest większą wartością od wszystkiego, czym się otaczamy, czego doświadczamy w życiu, z czym się spotykamy. Obdarzeni niezwykłym darem – życiem, duszą (ponad nią nie ma nic cenniejszego), mamy w sposób odpowiedni dysponować sobą samym, swoją duszą i życiem. Otrzymaliśmy i życie, i duszę po to, by z pąka rozwinąć się w przepiękny kwiat, by z maleńkiego ziarnka rozwinął się wielki krzew, wielkie drzewo; by z depozytu jednej miny rozmnożyło się do dziesięciu, a więc by niejako nasza wartość wzrosła. Mamy rozwijać się, mamy rozwijać swoje życie. Co zrobić, aby nie pozostać cały czas z jedną miną? Aby nasze życie kwitło, aby nasza dusza zamieniła się w przepiękny, najpiękniejszy kwiat, trzeba pozwolić jej się rozwinąć. Czy każdy z nas wie, w jaki sposób rozkwitnąć? Czy każdy z nas ma w sobie siłę, by doskonalić się? Czy każdy z nas ma w sobie moc i zdolności, aby kroczyć drogą ku świętości? Nie, sami z siebie nic nie posiadamy. Naszą własnością są tylko słabości, nieumiejętność kroczenia drogą doskonałości. Naszą własnością jest zaprzeczenie wszystkiemu, co jest doskonałością Boga, co jest Jego przymiotami. A więc w nas samych nie ma nic, dzięki czemu moglibyśmy pomnożyć minę, rozwinąć się w przepiękny wielki krzew i zakwitnąć. A jednak Bóg oczekuje od nas, że rozkwitniemy.

Spójrzmy na pierwsze czytanie (2 Mch 7, 1. 20-31) – każdy z siedmiu braci rozkwitł. Całe swoje życie wzrastali, dojrzewali i rozkwitli w momencie męczeńskiej śmierci. Ich matka również w ostatnich chwilach swego życia rozkwitała w sposób szczególny. Na czym to polegało? Ano na tym, że swoje życie oddali Bogu, zawierzyli do końca. Nieważne dla nich było życie doczesne, dla nich ważny był Bóg. Oddali wszystko Bogu, nie ludziom. Ich skarb był w Bogu. To, co najcenniejsze widzieli w Bogu. A więc nie trzymali się kurczowo swego życia, nie starali się go zatrzymać, tylko oddali je Bogu. Jedynie oprawcom wydawało się, że mogą odebrać życie, że są panami życia i śmierci. Ale to pozory. Tak naprawdę zwycięzcami byli ci bracia i ich matka. Dopóki człowiek stara się swoje życie kurczowo trzymać w swoich dłoniach i dopóki stara się sam, o własnych siłach chociażby iść drogą ku doskonałości, ku świętości, nie idzie nią, a do tego męczy się bardzo, szamocze się i nie osiąga szczytu. Słudzy z Ewangelii puszczając minę w obieg, otrzymywali pomnożoną. I tak samo człowiek, powinien uznać, że to życie, które Pan Bóg dał mu w depozyt, tak naprawdę sam nie jest w stanie w sposób doskonały przeżyć, sam sobą dobrze pokierować, ale jeśli powierzy samego siebie Bogu, pozwoli Bogu dysponować sobą, dopiero wtedy pomnaża minę, rozwija się – z maleńkiego ziarnka wyrasta wielkie drzewo, z pąka rozwija się przecudowny kwiat, bo Tym, który prawdziwie potrafi z niczego uczynić coś niezwykłego, wielkiego, coś nieskończonego jest Bóg. I tak jak w pierwszym czytaniu matka mówi do syna, aby spojrzał na otaczający świat i zobaczył, że wszystko zostało stworzone ręką Boga z niczego, tak i my dostrzeżmy, że jedynie Bóg jest Stwórcą wszystkiego i jedynie On może nasze życie – zwyczajne, szare, nic nieznaczące dla innych – przemienić w święte życie. Bóg może i nasze dusze uczynić świętymi.

Kiedy dusza powierza się Bogu, kiedy pozwala Mu, by On wszedł w jej życie, kiedy pozwala Mu dokonywać przemiany w niej samej, dopiero wtedy zaczyna rozumieć, zaczyna widzieć doskonałość Boga, Jego piękno i Jego wszechmoc. Widzi też siebie w świetle prawdy. A widząc własną nicość zaczyna rozumieć, że tylko Bóg jest w stanie podnieść ją do świętości, że ona sama nic uczynić nie potrafi, nie może. Choćby była obdarzona przeróżnymi zdolnościami, umiejętnościami, niezwykłą inteligencją, sprytem, to jednak nie jest w stanie sięgnąć szczytów doskonałości, nie jest w stanie osiągnąć świętości. Jedynym Świętym jest Bóg. W Nim jest świętość, On jest Źródłem świętości. A pomiędzy Bogiem a człowiekiem jest nieskończona przepaść, tak wielka, że nie da się jej określić, nie da się wyrazić słowami. Porównanie do wielkiego kosmosu, który oddziela duszę od Boga jest jeszcze niczym. Zatem dusza nie jest w stanie przebyć tego kosmosu. A jednak możesz pomnożyć miny – kiedy wypuścisz swoje życie, samego siebie, swoją duszę, ze swoich rąk, które kurczowo starają się trzymać ciebie; kiedy oddasz siebie, swoje życie Bogu; kiedy pozwolisz Mu, by dysponował tobą. To jest niezwykłe, dla niektórych trudne do zrozumienia, przecież Bóg dał człowiekowi życie. Miłość Boża właśnie w tym się wyraża, że Bóg widząc tak wielką słabość człowieka, pomaga mu w pomnażaniu miny, w rozwoju – z maleńkiego nasienia w wielkie drzewo – ponieważ pragnie dla każdego z nas, abyśmy byli świętymi. Pragnie, abyśmy mogli rozwinąć się tak, by w przyszłym życiu całkowicie doświadczyć przemiany w Boga, by móc doświadczać Jego życia, żyć Jego życiem, być Jego miłością, kochać Jego miłością, przyjmować i obdarzać miłością. To jest Jego dar – dar miłości, wyraz Jego miłości, który jest największym szczęściem. Nie ma innego, większego szczęścia, jak tylko to, by stać się niczym Bóg, przemienić się w Niego, zniknąć w Nim, a Jego życie, by było w nas.

Przepiękne są dzisiejsze słowa i pierwszego czytania, i Ewangelii. Jeśli zagłębimy się w ich znaczenie, odkryjemy, że Bóg powołał nas do niezwykłego powołania, niezwykłego życia, Obdarzył nas wielkimi łaskami. A największym szczęściem duszy jest:

  • móc całą siebie oddać Bogu,
  • należeć całkowicie do Niego,
  • pozwolić Bogu czynić wszystko.

Człowiek wzbrania się przed tym, bo nie rozumie, bo nie zna Bożej miłości, bo patrzy po ludzku. A patrząc po ludzku wartościuje wszystko wokół w sposób ludzki. Oczy ludzkie są tak biedne – nie widzą, gdzie leży prawdziwe bogactwo, prawdziwy skarb. Trzeba spróbować spojrzeć w głąb, przeniknąć do świata duchowego, dopiero wtedy otworzą się przed duszą niezwykłe bogactwa duchowe, piękno, przy którym każdy blask słońca wydaje się ciemnością.

Połóżmy swoje serca na Ołtarzu i prośmy Ducha Świętego, aby pozwolił naszym duszom przenikać do świata duchowego, widzieć w sposób duchowy i właściwie oceniać wartość wszystkiego.

Modlitwa

O, Boże mój, wobec Twojej obecności moja dusza nie jest w stanie się modlić. O, Panie mój, dotknąłeś mego serca swoją obecnością. Otworzyłeś moją duszę na rzeczywistość swoją – duchową i wprawiłeś w zachwyt moją duszę. Dziękuję Ci, Boże! Ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało jakie piękności przygotowałeś dla tych, którzy Ciebie miłują. Można by powiedzieć dla tych, którzy pozwalają się Tobie kochać, którzy otwierają serce na Twoją miłość i pozwalają, abyś w nich kochał innych. Dziękuję Ci, Boże! Wszystko jest Twoim darem, Twoją łaską – wszystko, co człowiek może nazwać, czemu może nadać pojęcia, wszystko, co może jakoś określić, ale i to, co czuje serce, czym cieszy się i raduje dusza, a czego umysł nie potrafi pojąć.

Kłaniam się Tobie, Boże, do samej ziemi. Jesteś moim Królem. Oddaję Ci cześć. Zamieszkaj we mnie, żyj we mnie. Dobrze wiem, kim jestem – niczym. Dobrze wiem, że nic nie posiadam. Ale patrząc na Krzyż wiem też, że umiłowałeś mnie miłością nieskończoną. To właśnie ta miłość ośmiela mnie, by zapraszać Ciebie do mojego serca. Miłość z Krzyża daje mi odwagę, by ufać, że i ja kiedyś, obdarzony Twoją łaską, będę kochać, że i mnie całego kiedyś przemienisz w miłość; że i ja będę mógł dzięki Tobie razem z Aniołami, ze Świętymi wielbić Ciebie, oddawać Tobie chwałę, wychwalać Twoją miłość. Nic innego nie daje mi tej odwagi. Nic innego mnie nie upoważnia do takiej ufności i wiary. Wszystko inne wręcz odbiera mi nadzieję i ufność. Poza Tobą, Boże, nie ma nic na czym mógłbym się oprzeć i budować moją świętość, moją drogę ku Tobie, moją wieczność. Nic, nic poza Tobą nie daje mi pewności na wieczność.

Kocham Ciebie, Jezu, choć zdaję sobie sprawę, jaką jest moja miłość. Ale kocham Cię taką miłością, na jaką stać duszę najmniejszą i ufam, że kiedyś obdarzony Twoją łaską kochać będę miłością doskonałą, bo Ty będziesz kochał we mnie.

***

Dziękuję Ci, Jezu! Tylko w Tobie odnajduję pokój. Tylko Ty dajesz memu sercu odpoczynek. Tylko Ty sprawiasz, że moje życie ma sens, że odczuwam słodycz w moim sercu – słodycz Twojej miłości. To tylko Ty sprawiasz, że mam siłę iść dalej, że walczę. Tylko Ty sprawiasz, że pomimo różnych przeciwności nie rezygnuję. O, Panie mój, jesteś sensem mojego życia. Do Ciebie dążę – jesteś celem. Ciebie pragnę – jesteś Miłością moją.

Nie potrafię kochać, niczego nie potrafię, ale Ty porywasz moje serce do miłości i czynisz w moim sercu rzeczy zadziwiające. Choć uświadamiam sobie moją słabość, grzeszność, choć widzę i doświadczam bardzo mocno, jaki jestem naprawdę, choć w żaden sposób nie jestem w stanie zasłużyć na Ciebie, to jednak w Tobie, Boże, odnajduję ufność, że obdarzysz mnie Sobą. To Ty dajesz mi taką wiarę, że i dla mnie jest przygotowane miejsce w Niebie, że i ja będę radować się wraz ze wszystkimi Twoją miłością, Twoim życiem. O, Panie mój, choć nie potrafię kochać, choć jestem niczym, to pragnę służyć Tobie i kochać Ciebie miłością największą. Pragnę należeć do Ciebie, pragnę żyć dla Ciebie, służyć Tobie. Ufam, że są to dobre pragnienia, a wszystko co dobre pochodzi od Ciebie. Dziękuję Ci, że zniżyłeś się do takiego „nic”, jakim jestem, aby złożyć we mnie takie dobre pragnienia. Dziękuję Ci, że choć po ludzku nie rokuję żadnych nadziei, to Ty składasz we mnie samego Siebie. Nikt inny znając moją duszę, moje serce nie chciałby zanurzać się w takim błocie. Ty jednak przychodzisz do mnie, nie zrażając się niczym i obdarzasz mnie swoją świętością. Twoje miłosierdzie obmywa mnie z każdego brudu i czynisz mnie świętym mieszkaniem swoim. Tylko Ty możesz to czynić. Nikt inny nie jest w stanie, zresztą nikt inny nie chciałby tego uczynić z moją duszą, znając ją. Dlatego pragnę, Boże, przez całą wieczność wyśpiewywać Twoją miłość i Twoje miłosierdzie, głosić ją wszem i wobec. Dlatego chciałbym, aby każda dusza poznała Twoją miłość i przyjęła Twoje miłosierdzie.

Nie mogę nic uczynić swoimi siłami, aby tak się stało, ale mogę dać Ci moją duszę na zamieszkanie. I wtedy wiem, że Ty – Wszechmocny, posługując się moją duszą, choć ona sama jest niczym, możesz głosić światu swoją miłość. Możesz ją zanieść każdej duszy, każdą obdarzać miłosierdziem. Dziękuję Ci, Boże za to poznanie, zrozumienie, kim jestem i jaką miłością obdarzasz mnie. Wszystko jest Twoim darem, nie posiadam nic swojego. Każde dobro, którego jestem uczestnikiem – najmniejsze i największe – jest Twoim dziełem we mnie. Bądź uwielbiony, Boże!

***

Dziękuję Ci, Jezu! Powinienem nieustannie Tobie dziękować, przecież żyję zanurzony w Twojej miłości, obmywany Twoim miłosierdziem. Nie mając w sobie żadnej siły, obdarzany jestem przez Ciebie przeróżnymi darami. Łaski spływają nieustannie. Twoja miłość wprowadziła mnie w Twoją Ranę w boku i doprowadziła do Twego Serca. Nie da się wypowiedzieć łask, jakimi obdarzasz duszę – przewyższają wszystkie wyobrażenia ludzkie, wszelkie ludzkie pojęcia. Jak zatem, Boże, uwielbić Ciebie?! Jak Ci podziękować, skoro nie znajduje się słów?! Jak głosić Twoją miłość, skoro nie da się jej opisać?! Czuję, Boże, Twoją wielką miłość nade mną. Nie czuję się w żaden sposób lepszy od nikogo, wręcz odwrotnie, światło Twoje pozwala mi lepiej widzieć moje serce, moją duszę. Każdy brud, każdy pyłek jakby w powiększeniu może przerazić, tak jak przerażają roztocza oglądane pod mikroskopem, wyglądające jak stwory ogromne, potwory, groźne zwierzęta. Tak i ja, dzięki Twej łasce mogę oglądać moją duszę, a jednak czuję Twoją miłość nade mną – cudowną, ogromną, miłość, która wywyższa. Czuję się Twoim umiłowanym dzieckiem, które nosisz na ramionach, tulisz do serca, którym się radujesz. Aż trudno pojąć, dlaczego? Patrzę na małe dzieci i na ich rodziców i w ten sposób staram się zrozumieć Twoją miłość do mnie. Patrząc z boku na dzieci widzi się ich urodę – jedno ładniejsze, drugie mniej ładne, a rodzice zaślepieni miłością, zakochani uważają, że są najpiękniejsze. Każdy ich uśmiech, każde słowo przyjmują z wielką radością i czułością. Tłumaczę więc sobie, że i Ty każde moje nieudolne słowo, nieudolny czyn przyjmujesz z miłością. Moją brzydotę Ty widzisz jako piękno, bo patrzysz przez pryzmat miłości.

Dziękuję Ci, Jezu, za wszystko. Chcę żyć dla Ciebie, chcę odpowiedzieć na Twoją miłość całym moim sercem. Chcę Ci je ofiarować. Chcę, abyś władał moją duszą. Wszystko Ci oddaję i proszę, abyś dysponował mną do woli, abyś czynił, co zechcesz, abyś pomagał mi oddawać Tobie wszystko. Proszę, abyś dawał mi Aniołów do pomocy i Świętych, którzy będą mnie wspierać, przypominać, kierować mój wzrok na Ciebie, Panie mój, bo ja sam mogę tylko upadać. Sam nic nie potrafię, ale skoro wzbudziłeś we mnie pragnienie, proszę zrealizuj je. Błogosław, Panie, moim pragnieniom. Proszę, pobłogosław nam.

Refleksja

Jesteśmy obdarowani niezwykłą miłością. Gdyby nasze serca przyjęły ten dar z wiarą, nigdy byśmy się nie zasmucili – nad naszym obliczem nie zaszłoby słońce, nasze serce nieustannie by się radowało. Dusza przyjmując Bożą miłość poznaje Boga i poznaje siebie. Poznanie siebie jest jednym z darów Boga. To wielka łaska zobaczyć prawdę o sobie, zrozumieć, kim się jest naprawdę. Jeśli dusza potrafi to przyjąć, jeżeli przyjmuje tę łaskę, rozpoczyna inne życie – życie w Bogu. Żyje jakby w dwóch wymiarach – ziemskim i Boskim. Każdego z nas Bóg powołał do życia wiecznego. Każdego z nas!!! I każdy z nas już może się radować tym obdarowaniem. Poprzez radość, wdzięczność okazywaną Bogu, poprzez oddanie swego życia jako daru dla Boga, może już wchodzić w to nowe życie, w wieczność.

Miesiąc listopad sprzyja rozważaniu życia Bożego w każdym z nas. Ten miesiąc jest naznaczony łaskami Boga, by lepiej poznać i zrozumieć to obdarowanie. Dlatego próbujmy, otwierajmy serce, rozważajmy Słowo Boże, by Ono wchodząc do naszych serc samo rozjaśniało nasze wnętrza, przemieniało nas; by wprowadzało na drogę nowego życia. Wtedy też lepiej zrozumiemy łączność wszystkich dusz w Kościele i doświadczymy sercem tej łączności. Nie będziemy musieli przyjmować umysłem, ale nasze serca będą tego doświadczały. I będzie to dla nas oczywiste, jasne. Wtedy radować się będziemy prawdziwie darem Boga wobec naszego brata Janka i samą obecnością Janka pośród nas w czasie modlitwy, bo świat Boży będzie naszym światem. W nim będziemy się poruszać.  Błogosławię was na to nowe życie – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>