Czy zauważyliśmy, jaki piękny obraz podaje dzisiaj Ewangelia (Mt 15, 29-37)? – Jezus usiadł, a u Jego stóp kładziono chorych, cierpiących. On patrzył na nich z miłością, kładł ręce i uzdrawiał. Zatrzymajmy się dzisiaj przy tym obrazie. Każdy z nas dobrze zna ten fragment Ewangelii. Przez tyle lat czytaliśmy już wielokrotnie o tym wydarzeniu. Często człowiek czytając po raz kolejny jakiś fragment Pisma Świętego, który już zna bardzo dobrze, przestaje otwierać się na obecność Boga i nie spotyka się z Nim. Postarajmy się dzisiaj w tym fragmencie Ewangelii doświadczyć obecności Boga, dlatego też zamknijmy oczy i spróbujmy sobie wyobrazić miejsce, w którym jest Jezus. Niektórzy z nas byli w Ziemi Świętej, a więc mamy pewne pojęcie o miejscach, w których przebywał Jezus.
Wyobraźmy sobie Jezusa, który usiadł na kamieniu i odpoczywa. Jest gorąco. Słońce grzeje, świeci bardzo mocno. Powietrze jest nagrzane. Wydaje się, że powietrze gorącem dotyka skóry, otula ją tak, że człowiek się poci. Jezus też doświadcza tego gorąca – siedzi i odpoczywa. Jednak pojawiają się przy Nim ludzie. Przychodzą pojedyncze osoby, grupki i coraz większy tłum. Apostołowie muszą czynić pewien porządek wśród tych ludzi, bo inaczej zgnietliby Jezusa, otoczyliby i nie mógłby oddychać. Więc porządkują ten tłum – każą usiąść, wyznaczają, kto podchodzi. A ci, którzy podchodzą, nie przychodzą sami, ale przyprowadzają i przynoszą chorych. Przychodzą z wielką nadzieją, z wielkim pragnieniem w swoim sercu, by doświadczyć uzdrowienia. Słyszeli o Jezusie, wiedzą, że czyni rzeczy niemożliwe. Ich znajomi doświadczyli cudów, oni też tego chcą. Przychodzą z nadzieją. Przychodzą i modlą się. Kładą swoich chorych u stóp Jezusa. Kładą i patrzą na Jezusa. Proszą, błagają oczy zapłakanych matek, które już ostatnią nadzieję złożyły w Jezusie, by ratować swoje dzieci. Oczy żon, mężów również patrzą na Jezusa. W ich twarzach jest cierpienie. Jakże często są to wychudzone twarze, ciała złożone cierpieniem, powykręcane. Widać ból wśród tych ludzi, widać, że są chorzy. Jezus pochyla się nad każdą osobą, składaną u Jego stóp, którą przyprowadzają, kładą, sadzają, która przed Nim klęka prosząc, błagając, wzywając. Pochyla się nad każdym – i nad tym, który dużo mówi, i nad tym, który milczy, bo już nie znajduje słów prośby. A Jego oczy, Jego spojrzenie jest pełne miłości. On tą miłością, samą miłością obejmuje każdą postać, każdego człowieka. I każdy, kto raz spojrzy w Jego oczy doświadcza tej miłości. Jest to kojący balsam na serca tak przepełnione cierpieniem. Te serca napełniają się pokojem, ufnością. Często od wielu lat pierwszy raz zaznają pokoju. Często pierwszy raz od wielu lat budzi się w nich nadzieja, ufność, pewność, że będzie dobrze. Wystarcza spojrzenie Jezusa, aby serce człowieka doświadczyło czegoś niezwykłego – pokoju, którego do tej pory nie zaznawało, nie znało. Za tym pokojem idzie radość, poczucie szczęścia. Jezus nie tylko patrzy obejmując wzrokiem, ale pochylając się dotyka: głów, oczu, ramion, rąk, nóg, serc. Dotyka różnych obolałych, chorych miejsc, jakże często tak zmienionych chorobą, że widać, iż po ludzku nie da się uratować. Kiedy Jezus pochyla się, obejmuje miłością, kiedy dotyka, słucha tych, którzy mówią do Niego i proszą, czasem milczy, a czasem mówi kilka słów. Jakże często obejmując człowieka widać, że się modli. Wznosi swoje oczy ku Niebu i modli się.
W całej tej scenie jest niezmierny pokój, który sprawia, że ci, którzy są blisko przestają rozmawiać, milkną, bo jest coś niezwykłego w tym spotkaniu Jezusa z chorymi, potrzebującymi, cierpiącymi. Jest coś, co wycisza ludzi. Patrzą zadziwieni. A potem widzą, jak osoby przyniesione, bo nie miały sił iść, same wstają; jak osoby chore zdrowieją, a twarze, które do tej pory były tak zbolałe, tak cierpiące – zmieniają się, promienieją radością, wielbią Boga. Widać też, że pomiędzy Jezusem a niektórymi osobami tworzy się jakaś więź, bliskość. Te osoby pragną podziękować Jezusowi, wyrazić nie tylko swoją radość i wdzięczność, ale miłość. Jedne z płaczem przypadają do Jego nóg, inne pragną Go objąć, uściskać i ucałować. Do jednych Jezus uśmiecha się, śmieje, ale do niektórych mówi kilka słów tonem poważnym, czasami ostrzegającym przed czymś. Widać, że te osoby wiedzą, o czym Jezus mówi, rozumieją. Większość z nich odchodzi z radością, są i takie, które odchodzą zamyślone. Ale zdarzają się też osoby, choć rzadko, które odchodzą ze smutkiem. Każdy inaczej doświadcza spotkania z Jezusem. Są serca, które otwierają się na to spotkanie i doświadczają łask uzdrowienia, zrozumienia, poznania, ale są też takie serca, które nie otwierają się na łaskę spotkania z Jezusem, przynajmniej nie do końca. A gdy Jezus czyni im pewne uwagi, gdy dla dobra duszy wskazuje, co dusza ma czynić, aby być zbawioną, z czego ma zrezygnować, co porzucić, niestety ludzie ci nie zawsze chcą posłuchać Jezusa. Dlatego odchodzą ze smutkiem, są czasami przygnębieni, a czasami obruszeni. Jezus patrzy za nimi również smutnym wzrokiem. On przecież wie, kto przyjął łaskę uzdrowienia, kto przyjął miłość, miłosierdzie, kto rzeczywiście będzie teraz starał się żyć od nowa, a kto powróci do starego życia. Jezus zna przyszłość każdej z tych osób i widzi, jakie będą konsekwencje podjętych przez nich decyzji i czynów. Wie wszystko. I przychodzą następne osoby, kładzione są kolejne i znowu Jezus zajmuje się nimi, z miłością pochylając się nad każdą z nich tak, jakby była jedyną w tym momencie. Niezwykłe są to spotkania, bo każdy może doświadczyć, iż Jezus właśnie na nim skupia swoją uwagę, że właśnie dla niego Jezus jest tu, w tym miejscu, na niego czeka, aby go uzdrowić. I ludzie doświadczają, że Jezus czekał na nich, aby im pomóc, że zna ich, choć przecież widzą się z Nim pierwszy raz w życiu.
Wśród ludzi podchodzących do Jezusa zobaczmy siebie. Niech każdy z nas stanie w tym tłumie kierowanym w pewnym stopniu przez Apostołów, niech poczeka na swoją kolej. Popatrzmy chwilę na podchodzące osoby, przynoszone, popatrzmy na chorych. Ich choroby są różne, niektóre są straszne. Zobaczmy cierpienie, ból, płacz, smutek. Zobaczmy też szukanie u Jezusa ostatniego ratunku i dostrzeżmy, jak Jezus z miłością ich obejmuje, patrzy na nich, dotyka, modli się, uzdrawia i szepcze im do ucha parę słów. Czasem rozmawia półgłosem, czasem zaśmieje się. W Jego oczach jest miłość. Niezwykłe, jak można tak kochać, wydawałoby się obcych ludzi! Jak można tak kochać człowieka po człowieku, dziesiątki, setki, tysiące… i nie męczyć się tą miłością!
Ale oto teraz ty stoisz pierwszy w kolejce w tym tłumie. Właśnie osoba, którą Jezus uzdrowił, a z którą przyszły jeszcze inne dwie pomagając jej, odchodzi o własnych siłach. Te dwie klęcząc przed Jezusem otrzymują Jego błogosławieństwo i pełne miłości spojrzenie. Chwila rozmowy i one odchodzą. Możesz podejść i ty. Podejdź do Jezusa. Uczyń to, co chcesz – możesz uklęknąć, możesz usiąść blisko przy Jego kolanach i przytulić się do Jego nóg. Spójrz na Niego. Zobacz Jego wzrok; wzrok, który mówi ci o miłości. Patrząc na Jezusa wiesz, On ciebie zna. On czekał na ciebie tu, w tym miejscu. Pragnął spotkać się z tobą właśnie tu. Przyszedł dla ciebie w to miejsce. Pozwolił, by paliło Go słońce, by było Mu gorąco, by gorące powietrze wchodziło w Jego nozdrza, w Jego płuca. Pozwolił, aby być zmęczonym. Zgodził się na to dla ciebie, bo chciał ciebie dzisiaj spotkać. On wie, czego potrzebujesz. Wie, że i ty potrzebujesz uzdrowienia, tak jak każda z osób, będąca w tym kilkutysięcznym tłumie. Masz chwilę na to spotkanie. Chciałbyś, chciałabyś powiedzieć Jezusowi o tylu sprawach, ale w tym momencie, kiedy już jest ta chwila spotkania, tak trudno ci zebrać myśli i wybrać to, co jest najważniejsze. Nie martw się, On patrzy na ciebie, zagląda głęboko do serca i wszystko wie. A Jego miłość dotyka ran twego serca. Jezus wyciąga ręce, dotyka twojej głowy, obejmuje ciebie swoimi ramionami i przytula, tak jak przytula się przyjaciela, tak jak wita się z przyjacielem. A potem lekko odsuwa się, jednak trzyma cię jeszcze swoimi dłońmi, trzyma twoje ramiona, patrzy. Jego miłość pragnie oświecić twoje serce, pragnie dać ci zrozumienie, co jest ważne konkretnie dla ciebie. Jego spojrzenie jest tak niezwykłe. Ty wiesz, że On wszystko wie, że rozumie i że udziela ci teraz swego błogosławieństwa. Udziela ci łask, których tak potrzebujesz. Dotyka miłością twego serca i ono pod wpływem tej miłości zaczyna drżeć. Doznajesz wzruszenia. Nikt nigdy wcześniej tak ciebie nie kochał. I masz ochotę uklęknąć przed Jezusem, więc znowu uklęknij i pozwól, by przez chwilę twoje serce mówiło do Jezusa. Nie musisz wypowiadać słów. To, co jest w twoim sercu, to co się w nim dzieje jest twoją modlitwą, rozmową z Jezusem. I czujesz, że Jezus znowu kładzie dłoń na twojej głowie, potem gładzi twój policzek. Przekazuje ci pocałunek miłości, całuje twój policzek, uśmiecha się. Wiesz, że teraz twój czas, abyś odszedł trochę na bok, by inne osoby mogły doświadczyć tego niezwykłego spotkania. A więc odchodzisz na bok, a Jezus uśmiecha się, odprowadza cię wzrokiem. Czujesz, że nie jesteś jednym, jedną z wielu. Czujesz, że jesteś jedyny! Gdzieś z boku siadasz, dopiero teraz czujesz, że serce bije bardzo mocno, trochę ci szumi w głowie. Nie do końca rozumiesz, co się wydarzyło, ale wiesz, że wydarzyło się coś ważnego. Masz pokój, czujesz radość i chciałeś krzyczeć na cały głos o tym niezwykłym spotkaniu, o miłości Boga. Rozglądasz się i widzisz ludzi, którzy doświadczają tego, co ty. Twój wzrok krzyżuje się ze wzrokiem innych i rozumiecie się. Jakie te spojrzenia są teraz inne! Już nie ma w nich lęku, bólu, błagania; jest radość, jest pokój. I uśmiechacie się do siebie nawzajem. Patrzysz na tych, którzy czekają i na tych, którzy są teraz właśnie przy Jezusie. Wiesz dobrze, czego mogą doświadczać. Pragniesz dziękować Bogu za Jego miłość, niezwykłą dobroć, za Jego cierpliwość do ciebie, łagodność. Chciałbyś uwielbić Go. A kiedy próbujesz, zdajesz sobie sprawę, że żadne słowo ludzkie nie odda tej miłości, piękna, tego doświadczenia twego serca, że każde dziękczynienie jest za małe.
Każdego dnia możesz przeżyć takie spotkanie – jedyne, niepowtarzalne. Każdego dnia możesz spotykać się z Jezusem w Jego Słowie. I każdego dnia możesz doświadczyć łask, którymi obdarzy ciebie Bóg. Trzeba zapragnąć, to prawda i trzeba podjąć pewien wysiłek. Jednego dnia będzie to prawdziwy trud, a drugiego – z jakąś lekkością otworzysz Pismo Święte, przeczytasz i ono w jednym momencie dotknie twego serca tak, że od razu spotkasz się z Bogiem. Ale trzeba, byś każdego dnia sięgał po Pismo Święte i byś każdego dnia szukał kontaktu z Bogiem. Każda chwila bez Boga jest straconą, zmarnowaną. Czasem dusze, nawet te, które są w dużym stopniu zaawansowane na drodze duchowej, codziennie uczestnicząc we Mszy św. myślą, że już to uczestnictwo załatwia wszystko. Zaczynają odhaczać obecność na Mszy św.. Nie rozumieją, że samo uczestniczenie we Mszy św. nie wystarczy, jeśli dusza prawdziwie nie otworzy się na obecność Boga, który towarzyszy jej nieustannie, stale, sekunda po sekundzie. Aby postępować na drodze rozwoju duchowego, aby żyć w zjednoczeniu z Bogiem trzeba:
- nieustannie patrzeć na Boga;
- nieustannie podążać za Nim;
- nieustannie szukać Go;
- nieustannie Go kontemplować, od rana do wieczora.
Jedną z form zbliżenia się do Boga jest spotkanie z Jego Słowem. Można w różny sposób rozważać Słowo Boże, można w różny sposób spotykać się z Bogiem poprzez to Słowo. JEŚLI CZŁOWIEK JEST WIERNY, BÓG DAJE ŁASKĘ I CZŁOWIEK DOŚWIADCZA W RÓŻNY SPOSÓB SPOTKANIA Z BOGIEM. Są różne techniki, sposoby, jak rozważać Słowo Boże. Można sięgnąć, spróbować, a można po prostu poprosić Ducha Świętego, otworzyć Pismo Święte, przeczytać, a potem zamknąć oczy i starać się sobie uświadomić, że oto Bóg jest, oto przyszedł ze swoją łaską, z miłością. Oto poprzez Pismo Święte stanęliśmy w obecności Boga. Cała historia Izraela, całe Dzieło Zbawcze teraz, w tym momencie jest przed nami i wszystko, co Bóg czynił wobec narodu wybranego, co Bóg dokonywał w rodzącym się Kościele, to staje się naszym uczestnictwem. To jest, a my jesteśmy w środku. Do którego momentu w historii Izraela podejdziemy niejako, zagłębiając się w Słowo, jesteśmy w centrum wydarzeń, w środku. Nie jesteśmy na zewnątrz, nie patrzymy na to z zewnątrz, ale Duch Święty przenosi nas w te miejsca, w te wydarzenia, spotyka nas z Bogiem. Wszystko staje się żywe i wydaje się wręcz, że doświadczamy fizycznie dotyku promieni słonecznych, gorącego piasku pustyni, czujemy jak wysychają nam usta, chce się pić, staje się gorąco, albo też odczuwamy chłód nocy, niepokój lub radość. Wszystko może stać się udziałem duszy, która z wiarą bierze do ręki Pismo Święte i która wie, że w tym momencie obcuje z Bogiem. Wszystko jest możliwe. Możemy być świadkami stworzenia świata, możemy towarzyszyć Abrahamowi, gdy prowadzi syna na górę, możemy razem z Noem być na Arce i czekać, nasłuchując, kiedy przestanie padać deszcz, uderzając w dach Arki. Razem z Noem możemy wysyłać kolejnego ptaka i wyglądać, czy powróci. Możemy przyglądać się bitwom, walkom, możemy uczestniczyć w kolejnych wydarzeniach – i tych radosnych, i smutnych, i przerażających. Możemy towarzyszyć prorokom i wręcz poczuć drżenie ich serc, lęk, ale i moc ich obejmującą, dzięki której szli i głosili Słowo Boże. Możemy uczestniczyć we wszystkim, co było udziałem Maryi – Bożej Matki. Możemy uczestniczyć w życiu Jezusa do samego końca, obejmować Jego stopy, gdy wisi na Krzyżu. I na nas może spływać Jego Krew. Razem z Maryją możemy chować Go do Grobu i oczekiwać na Jego zmartwychwstanie przeżywając straszliwie długie godziny. Razem z Nią możemy też radować się Porankiem Zmartwychwstania, a potem doświadczać wylewu Ducha Świętego. Możemy razem słyszeć te słowa modlitwy w wielu językach. I zobaczymy wtedy zadziwienie wielu, wielu Żydów, którzy nie rozumieją, co się dzieje, jak to możliwe.
Czy rozumiemy? Bóg dał swoje Słowo po to, byśmy mogli zbliżać się do Niego, poznawać Go, by nasze serca mogły otwierać się na rzeczywistość duchową, wchodzić w nią, poruszać się w niej, byśmy mogli uczestniczyć w wydarzeniach zbawczych. To wszystko jest dla człowieka. PRAWDZIWE ŻYCIE DUSZY ROZPOCZYNA SIĘ DOPIERO WTEDY, GDY ONA PRAGNIE I SZUKA CIĄGŁEGO KONTAKTU Z BOGIEM. Nie wystarcza jej, że raz dziennie przyjmie Boga w Eucharystii. Ona chce Go przyjmować nieustannie, a więc sięga po Pismo Święte. I to jej nie wystarcza, więc klęka pod Krzyżem i tuli się do Krzyża. Ale to znowu jest za mało, więc nieustannie w myśli wyznaje Bogu miłość. Gdziekolwiek idzie, cokolwiek robi kocha Go, myśli o Nim, tęskni za Nim i prosi, aby wylewał swoje błogosławieństwo na wszystkich, z którymi dusza się styka. Prosi, aby On żył w niej, w niej wszystko czynił i kochał poprzez nią innych. Wtedy taka dusza rzeczywiście żyje w zjednoczeniu z Bogiem, rzeczywiście życie Boga jest w niej, Bóg rzeczywiście żyje w tej duszy. Ona doświadcza trudu, wysiłku. Nie obce jej jest jakieś zniechęcenie, chęć odpoczynku, dania sobie ulgi jednego czy drugiego dnia. Ona tego wszystkiego doświadcza. Czasem czuje, że musi z wielką stanowczością odrzucić wszelkie wątpliwości lub też pokusy, bo inaczej ulegnie. Ale widzi też i doświadcza, jak Bóg nagradza ją za każdy wysiłek, za każdą ofiarkę, wyrzeczenie, za każdą podjętą walkę wewnętrzną z własnymi słabościami. Każda dusza doświadcza tego, iż miałaby ochotę w końcu odpocząć. Lenistwo nie jest obce duszy, ale w życiu z Bogiem nie ma miejsca na lenistwo czy odpoczynek, bo to oznacza ustąpienie miejsca komu innemu – szatanowi. Dusza, która pragnie nieustannie żyć w zjednoczeniu z Bogiem nie może sobie pozwolić na odpoczynek, to dusza nieustannie walcząca, wojująca.
Złóżmy swoje serca na Ołtarzu i poprośmy Ducha Świętego o głębokie zrozumienie dzisiejszego pouczenia, o umocnienie w podjętych decyzjach.
Modlitwa
O, Panie, cóż mogę powiedzieć wobec Twojej obecności? Co może powiedzieć człowiek stojący przed Bogiem? O, Panie, tylko Twa łaska sprawia, że moc Twoja i potęga nie zmiażdżyły mnie, że wobec Twojej obecności jeszcze żyję, a moje serce jeszcze nie pęka. Panie, tylko dzięki Twej łasce mogę stać, mogę patrzeć i mogę nasłuchiwać. Tylko dzięki Twej łasce!
Dziękuję Ci, Jezu, że udzielasz mi tej łaski. Przychodzisz do mego serca i jesteś obecny. Moje serce całe się w Tobie zanurza. To niezwykłe i cudowne. Twoja łaska sprawia, że takie małe serce, które nic nie znaczy, jest tak słabe, że ciągle upada, że właśnie takie małe serce znajduje się teraz w objęciach Boga, w objęciach Miłości. To tylko Twa łaska. O, jakże Ci dziękuję, Jezu, za Twoją obecność, Twoje przyjście, za Twoją miłość i za to, w jaki sposób traktujesz takie małe dusze, które nic nie mogą Ci dać, które nie mają żadnego znaczenia, same nie mogą nic dobrego uczynić. Bądź uwielbiony, Boże! Bądź uwielbiony!
***
Dziękuję Ci, Boże! Wobec Twojej obecności moja dusza nie znajduje słów, które mogłyby wyrazić Twoje piękno, Twoją wielkość, miłość i moje dziękczynienie. Pozwalasz mi w pewnym stopniu zrozumieć, jak wielką łaską jest móc przebywać w Twojej obecności. Ale przecież nie potrafię, Boże, ani tego opisać, ani w sposób odpowiedni podziękować. To tylko dowodzi o Twojej Boskiej miłości, która nie oczekuje niczego w zamian i nie potrzebuje niczego – daje darmo. Tym bardziej zachwycam się Tobą, Twoją miłością i tym bardziej pragnę otworzyć się jeszcze bardziej na tę cudowną rzeczywistość Twego świata. Wiem jednak, że wszystko jest łaską, również to, że dusza może przebywać w Twoim świecie, bo sama dusza nie może wejść do Twego świata. Będę więc prosić o tę łaskę, byś mnie wprowadzał do swego duchowego świata, byś pozwalał mi w nim przebywać, abym mógł zachwycać się Twoją miłością, o Panie, abym mógł kochać Ciebie jeszcze bardziej – całym sercem.
To prawda, moje serce jest słabe, nie jest w stanie przyjąć pełnego objawienia Twojej miłości. To, co dajesz odkryć memu sercu jest wielkim przeżyciem, a często staje się cierpieniem moim. Ale, Panie, nie zważaj na to – jakże słodkie to cierpienie. O, Panie, jeśli Twoja obecność, tak cudowna, ma mnie zabić, to przyjdź, bo pragnę Ciebie. Jak bardzo pragnę?! Niczego innego nie pragnę, tylko Ciebie i na nic nie zważam, tylko by kochać Ciebie. O, Panie, co postanowisz, to będzie. Gdzie skierujesz, tam pójdę. Co ześlesz, to przyjmę. Oby tylko w Tobie, oby tylko móc kochać Ciebie, oby tylko żyć dla Ciebie, oby w Tobie zniknąć, oby posiąść Ciebie.
***
Jezu, w świetle Twojej miłości patrzę na samego siebie i widzę moje słabości, moje upadki, moją grzeszność. Gdyby nie Twoja miłość, przeraziłbym się, wpadłbym w rozpacz, nie widziałbym drogi wyjścia. Sytuacja wydawałaby mi się beznadziejna. Ale jesteś Ty, tak cudowny. Jest Twoja miłość, tak piękna. O, Panie pozwól mi zbliżać się do Twojej miłości. Nic dać Ci nie mogę, niczego nie posiadam, ale Ty, Jezu, możesz sprawić, że moje serce otworzy się na Twoją miłość. Ty możesz sprawić, że moje serce będzie żyło Twoją miłością. Widzę w tym, Boże, największy sens istnienia człowieka, aby pozwolił Bogu żyć w sobie. To jest najważniejsze: aby Bóg mógł żyć w człowieku.
O, Panie, oddaję się Tobie, oddaję Ci wszystko. Zapraszam Ciebie i proszę, abyś żył we mnie. Abyś pokonał we mnie różne przeszkody i żył we mnie. Proszę Ciebie, Jezu, pobłogosław nas na tej drodze.
Refleksja
Bóg zaprasza każdą duszę do obcowania z Nim – do przebywania z Nim, rozmawiania, do życia z Nim. Nam objawia, w jaki sposób możemy otwierać się na Jego obecność. Mówi nam, gdzie odnajdziemy Jego życie, w jaki sposób możemy przyjąć Go. W różny sposób zachęca nas, byśmy korzystali z Bożych darów, z Bożej łaski, ze wszystkiego, co Bóg daje. Uświadamia nam różnorodność i wielkość swoich darów oraz to, że dary te są przeznaczone dla nas; nie dla niektórych osób, ale dla nas, dla wszystkich.
Dzisiaj mogliśmy obcować ze Słowem Bożym, mogliśmy zagłębić się w rzeczywistość Słowa. Nasze doświadczenia spotkania ze Słowem mogą być o wiele piękniejsze, mogą dotykać serca, mogą je porywać, nawet nie spodziewamy się, w jaki sposób. Mogą to być przepiękne przeżycia, dzięki którym wejdziemy na drogę zjednoczenia z Bogiem. Warto słuchać i próbować. Zachęcam was do tego i błogosławię – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.