Jezu mój, moja Miłości! Choć jestem bardzo mały, słaby i niewiele rozumiem, chciałbym, Jezu być przy Tobie. Chciałbym towarzyszyć Ci w Twojej drodze. Chciałbym trwać nieustannie, abyś nie czuł się Sam. Ty wiesz, Panie, we mnie jest pragnienie miłowania Ciebie miłością największą. Nie potrafię tak kochać, ale myślę, że Ty udzielasz mi łaski, aby pragnąć. Ufam, Panie, że z czasem udzielisz mi też łaski samej miłości. Teraz chociaż poprzez towarzyszenie Tobie chcę wyrazić swoją miłość. Chcę być w każdym miejscu, gdzie Ty przebywasz i chcę, Jezu, przytulić się do Twojego Serca, aby zrozumieć co czujesz. Chciałbym, Panie, też wziąć na siebie chociaż odrobinę Twojego cierpienia. Wiem, że takie pragnienie może być pychą czy zarozumialstwem – gdzie tam takiej małej duszy do tak wielkich rzeczy, pozostawiam więc to Tobie, Jezu, bo nie chcę, przynajmniej świadomie nie chcę ranić Ciebie moją pychą. Pozwól mi jednak być przy Tobie, pomóż mi trwać. Udziel swojej łaski, żebym mógł Ci towarzyszyć. Dotknij mego serca, aby otworzyło się na rzeczywistość duchową. Dopomóż wejść w świat duchowy, dopomóż otworzyć się na Twoje życie. Kocham Ciebie, Jezu!
***
Panie mój, prosiłeś, aby starać się podczas Wielkiego Postu towarzyszyć Ci w różnych momentach, kiedy rozpoczęła się i trwa Twoja Męka. Starałem się to czynić, chociaż przyznaję, że różnie mi to wychodziło. Czasami się zniechęcałem, bo nie potrafię, Jezu. Podczas tego Wielkiego Postu doświadczyłem, jak bardzo słabą jest moja dusza. Jak bardzo słabą! Nie mam już o sobie tak dobrego zdania, jak miałem do tej pory. Zobaczyłem, że nie potrafię. Ale Ty, Jezu, pomagałeś mi. I co mnie najbardziej dziwi, że nagradzasz moje wysiłki, tak nieudolne przecież. Jestem zadziwiony, Jezu, że gdy próbuję trwać przy Tobie, a jest to tak nieudolne, Ty obdarzasz mnie łaską swojej obecności. Naraz, Jezu, czuję, że jesteś tak blisko i mam jakąś łatwość rozmowy z Tobą. Wiem, że jest to owocem tego, iż próbuję trwać. Bardzo jasno widzę, że niczym nie zasłużyłem na tę łaskę. Moje próby były nieudolne, a jednak, Panie, z wielką radością pochylasz się nade mną, z wielką miłością i z wielką czułością patrzysz na moje wysiłki. I gdy tylko widzisz choć odrobinę dobrej woli z mojej strony i czyste serce, przychodzisz. A Twoja obecność, Panie, jest największym cudem świata. Nic nie może równać się Twojej obecności. Nic! Dziękuję Ci, Jezu!
***
Odsłaniasz przede mną tajemnicę swojego cierpienia. Uchylasz rąbka swego Serca i z Niego płynie na mnie wielkie światło, które obejmuje moje serce i nagle zaczynam rozumieć, zaczynam widzieć, zaczynam czuć w moim sercu to, co jest w Twoim. Przenosisz mnie, Jezu, do Jerozolimy. Przenosisz mnie w te miejsca, gdzie spotykasz się z ludźmi. Widzę, Panie, Twoje zatroskanie o biednych, chorych, zagubionych. Widzę, z jaką czułością dotykasz ich chorych miejsc i uzdrawiasz. Ale widzę też, Jezu, wrogi tłum. To ci, którzy nienawidzą. O, Panie, kiedy patrzę na nich, moje serce zaczyna drżeć i cierpieć, bo widzę, Boże, ich zamiary. W ich sercach widzę to, co ma się wydarzyć. A Ty, Panie? W Tobie, Jezu, jest jakaś siła, moc. Ona promienieje z Ciebie. I choć są pełni nienawiści, i chociaż chcieliby Ci zrobić krzywdę, nie mogą tego jeszcze uczynić. Powstrzymuje ich to coś, co bije z całej Twojej Postaci. Czują, Panie, mimo wszystko czują jakiś respekt. Pozwalasz mi, Jezu, zajrzeć do Serca Twojego. Odchodzisz, idziesz do Ogrodu, siadasz. Masz przy Sobie tych najbliższych. Jest Twoja Mama. Widzą Twój smutek, dopytują się. Jednak, gdy tłumaczysz im, nie chcą przyjąć. Twój smutek powiększa się i zmaga się poczucie samotności.
Jezu, jestem przy Tobie. Ja wiem, że nic nie znaczę, jestem nikim i nic uczynić nie mogę. Panie mój, jestem z Tobą. Przepraszam Cię, Jezu, bo mam świadomość, że przy najbliższej okazji i ja opuszczę Ciebie. I ja będę Ciebie ranić. Nie chcę tego, Jezu. Chciałbym móc trwać przy Tobie. Panie mój, chociaż moje serce tak małe, kocham Ciebie. Miłość moja tak marna, kładę ją przed Tobą, Jezu. Nie chcę, abyś był samotny, jestem z Tobą.
***
O, Jezu, zabierasz mnie, abym mógł towarzyszyć Ci, gdy wjeżdżasz na osiołku do Jerozolimy. Panuje radość, jakiś entuzjazm. Wszystkie serca są w euforii. Wszystkie te serca wierzą, że jesteś Królem. Jak słaba to wiara! Wiwatują, dają Ci osiołka, kładą płaszcz na zwierzęciu, abyś usiadł. Prowadzą, rzucają na całej drodze swoje płaszcze, gałązki palmowe. W tej ogólnej radości nie zauważają Twego smutku. Zatrzymujesz się Jezu i spoglądasz na miasto. O, Panie, dziękuję Ci, że mogę przytulić się do Twojego Serca, aby poczuć to, co się w nim dzieje. Wielki smutek panuje w Twoim Sercu. Umiłowałeś to miasto, tych ludzi. Znasz ich. Wiesz, jakie są ich serca. Wiesz dokładnie, co teraz czują i co będą czuć za kilka dni. Ty wiesz dobrze, co uczynią i w związku z tym wiesz też, że odrzucą łaskę. Przez swój czyn odrzucą wielką łaskę. Konsekwencją tego, co zrobią w przyszłości będzie zniszczenie miasta, cierpienie ludzi. Ale będą też dalsze konsekwencje – ciągła tułaczka narodu wybranego, ciągły brak ojczyzny, nieszczęścia i rozproszenie. Ty to wszystko widzisz, dlatego po Twoich policzkach płyną łzy. Ocierasz je. Ci, co stoją najbliżej trochę się dziwią. Nie rozumieją, przecież ich zdaniem jest tak wspaniale – ludzie Cię przyjmują, wiwatują na Twoją cześć. W niejednym sercu umacnia się nadzieja, że rzeczywiście może uda się, że będziesz Królem.
Jezu mój, jaki jesteś samotny w tym, czego doświadczasz, co czujesz. Pozwól mi być przy Tobie. Pozwól mi, Jezu, poprzez samą obecność pocieszyć Twoje biedne Serce. Wiem dobrze, Panie, że to jest niczym, wiem, że to nic nie znaczy, ale kiedyś sam powiedziałeś, że dla Ciebie liczą się nasze czyste intencje, nasze pragnienie, by Ciebie kochać. Więc chwytam się tego z całych sił i pragnę, Boże, tak bardzo pragnę kochać Ciebie całym sercem, abyś nie czuł się samotny, Jezu.
***
Dziękuję Ci, Jezu, że zabierasz mnie do Wieczernika. W Twoim Sercu, Jezu, jest wielkie pragnienie, aby miała miejsce Ostatnia Wieczerza. To dla mnie, Jezu, dziwne, że Ty pragniesz sprawować tę Ostatnią Wieczerzę, skoro wiadomo, co się potem stanie. A jednak widzę Twoje wielkie pragnienie. Gromadzisz wokół Siebie swoich umiłowanych. Prosisz, aby o wszystko zadbali. Wyznaczasz im zadania. Przygotowujesz się do tego spotkania z nimi. W Twoim Sercu jest już gotowość, aby podzielić się z nimi tym, co najważniejsze, aby pouczyć ich. I mnie, Jezu, dajesz świadomość, że to będzie najważniejsza Wieczerza w ich życiu, że będą ją wspominali. I dopiero potem zrozumieją, co oznaczała.
I najważniejszy moment – Pierwsza Eucharystia. Rozdzielasz swoje Ciało i dajesz im pić swoją Krew. Kielich przechodzi z rąk do rąk. Kolejne usta piją z tego kielicha. Ale widzę, Jezu, w jednym momencie Twój straszliwy ból, jakby ktoś mieczem przeszył Twoje Serce. To Judasz spożył Twoje Ciało, przyjął Twoją Krew. Ty wiesz, że to, co miało być błogosławieństwem dla każdego człowieka, w jego przypadku… O, Panie, jego serce, w którym były tak złe zamiary, serce, które było grzeszne przyjęło święte Twoje Ciało i świętą Krew. Świętokradzko przyjął Ciebie, Jezu. Szatan wstąpił w jego serce, by dopełnić dzieła, którego Judasz świadomie się podjął. Zaraz po tym wyszedł.
Panie mój, powracasz jednak do tego momentu, kiedy dajesz swoim uczniom Ciało i Krew swoją. Objawiasz im znaczenie. Pouczasz. Piękny to czas, pełen światła, jakiejś powagi, bo przecież omawiasz z nimi sprawy najważniejsze. Patrzysz na nich z czułością. I chociaż dobrze wiesz, co wydarzy się za kilka godzin, to Ty widzisz już przyszłość. Widzisz ich, gdy po Twoim Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu będą sprawować Najświętszą Ofiarę. Staną się Twoimi świadkami, Apostołami Twoimi i będą głosić Twoje Zmartwychwstanie, Zbawienie całej ludzkości. Ten widok daje Twemu Sercu radość, ale i siłę, by teraz wszystko im objaśniać, by ich przygotowywać, pomimo, że teraz, w tym momencie nie rozumieją niczego. O, Panie, za jakiś czas docenią to wszystko, zrozumieją, będą podziwiać, będą wielbić i będą z wielką mocą głosić Twoje Zmartwychwstanie.
I mnie, Jezu, udziela się Twoja radość. I ja widzę tę przyszłość. Dziękuję Ci, Jezu! Dziękuję Ci za te chwile. Uwielbiam Ciebie, Panie!
***
Czuję, Jezu, w Twym Sercu teraz wielki smutek i trwogę. Zabierasz mnie do swojej Matki. Widzę w Jej oczach też smutek i trwogę. Ona przeczuwa, dlaczego przyszedłeś. Obejmuje Ciebie, wita. A Ty delikatnie trzymając Ją w ramionach sadzasz i Sam klękasz przy Niej. O, Panie, Twoja Matka dobrze wie, dlaczego przyszedłeś i rozumie Twoje Serce bez słów. Kładziesz swoją głowę na Jej kolanach, a Ona delikatnie gładzi Twoje włosy, a potem tłumaczysz to, co Jej Serce już dobrze czuje i o czym wie już od dawna. Czuję, Jezu, w Twoim Sercu, że teraz przy Niej, jesteś trochę jak dziecko, które w ramionach Matki szuka ratunku, szuka pomocy, ukojenia w cierpieniu. Ale z drugiej strony – Ty dobrze rozumiesz, co dzieje się w Jej Sercu i nie chciałbyś zadawać jeszcze większego cierpienia. Ileż miłości, Panie?! Ileż miłości jest w Waszych Sercach! Widzę tę miłość w Waszych oczach, gestach. Czuję ból Maryi. Po Jej twarzy spływają łzy, chociaż starała się je ukryć. Chociaż starała się być mężna, to widać w Niej to, co przeżywa. Modli się. Modli się do Ojca o siły dla Ciebie. Ale wiesz, Jezu, Ona się modli, aby część tego cierpienia, które Ciebie czeka Bóg Ojciec zesłał na Nią. Jak wielkie jest Jej cierpienie, równe Twojemu. Nie może być inaczej, przecież Wasze Serca są razem, są jedno. Czują dokładnie to samo. Jakże Maryja chciałaby zatrzymać Ciebie, ale jednak wie, że to, co się ma dokonać jest największym Dziełem Boga, a Ona z łaski Boga uczyniona Twoją Matką ma też swój udział w tym. Poprzez przyjęcie do końca Twojej misji, poprzez zgodę w swoim Sercu na to, by oddać Ciebie w ręce oprawców, staje się współuczestniczką Twojego Dzieła Zbawczego. Całujesz, Jezu, Jej dłonie. Kryjesz swoją twarz w Jej dłoniach. Patrzysz potem na Nią. Jeszcze tylko ostatnie słowa: Matko! Synku! i odchodzisz, Panie, pozostawiając swoją Matkę tak biedną, tak cichą, tak zbolałą. Nie krzyczy za Tobą, nie płacze w głos. Ona cierpi w milczeniu, cicho, chociaż Jej Serce chciałoby krzyczeć do Boga, by wydrzeć samemu Bogu życie dla Ciebie. Ale jest zawsze pokorna i zawsze pełni Twoją wolę, więc w wielkim bólu przyjmuje to cierpienie i modli się za Ciebie. O, Panie mój, jak wielkim jest cierpienie Twej Matki!
***
Panie mój, zabrałeś mnie teraz w następne miejsca. Właśnie widzę Ciebie już umęczonego, w jakimś pałacu, po pierwszych przesłuchaniach. O, Panie, jaki straszny widok przedstawiasz, nie do poznania. Twoja szata brudna i zakrwawiona, włosy w nieładzie, posklejane krwią, potem, ręce związane. Popychany, poniewierany nie wyglądasz, Jezu, jak Syn Boży. Nie wyglądasz, Panie, jak człowiek!
Patrzysz w jednym kierunku, na Piotra. I ja spoglądam tam. Jedno krótkie spojrzenie, a jak wiele mówi. W Twoim spojrzeniu, Jezu, jest wielka czułość, wielka miłość, smutek i przebaczenie. Ty wiesz, co dzieje się w sercu Piotra. Ty wiesz, ile w tym sercu jest strachu, przerażenia, wszystko zmieszane z miłością do Ciebie. I kiedy patrzysz na niego, chociaż jest to jedna chwila, w jego sercu powstaje wielki, ogromny żal, że zaparł się Ciebie. Pojawia się ogromny ból, że zaparł się Tego, którego miłował, który był jego Mistrzem, Nauczycielem. Ty to wszystko wiesz, Jezu! Ty to wszystko czujesz. I chociaż Sam cierpisz ogromnie, współczujesz Piotrowi. Kochasz go, modlisz się za niego, prosząc Ojca o łaskę, aby Piotr nie wpadł w rozpacz, ale by przyjął Twoje przebaczenie.
Panie, niepojęta jest Twoja miłość. W takiej chwili, kiedy sam przeżywasz tortury, straszliwą mękę, kiedy Sam strasznie cierpisz, Ty myślisz o innych. Kochasz i przebaczasz, również temu, któremu tak wiele dałeś, któremu obiecałeś, że będzie Głową Kościoła. Przebaczasz, chociaż zaparł się Ciebie, chociaż trzy razy powiedział, że Ciebie nie zna. Ty z miłością patrzysz na niego, z czułością, bo wiesz, co dzieje się w jego sercu teraz. Ze współczuciem przebaczasz i wspierasz go w jego cierpieniu. Wiesz, że musi przejść to cierpienie, aby stać się prawdziwie Twoim Apostołem, Głową Twojego Kościoła.
Panie mój, dziękuję Ci za wszystko, co dajesz zrozumieć memu sercu.
***
Pozwalasz mi, Jezu, odprowadzić wzrokiem Piotra, który z płaczem, jak dziecko, wybiega. Napotyka Matkę Twoją i Jana. Z płaczem rzuca się na kolana przed Maryją, wyznając, co zrobił, czując się niegodnym, by w ogóle rozmawiać z Twoją Matką. Maryja w swoim wielkim bólu przyjmuje i to, co uczynił Piotr i przebacza Mu. Ona rozumie ciężar jego serca i rozpacz. Widzi, że jest jak małe dziecko, które zrozpaczone nie wie już co robić. Potrzebuje Matki. Piotr jednak nie daje się pocieszyć, nie pozwala się dotknąć Maryi, tylko wybiega dalej z wielkim płaczem.
A Jan prowadzi Twoją Matkę, która chciałaby zobaczyć Ciebie. Widzę, Panie, niezwykłą scenę. Jesteś uwięziony. Twoja Matka jest na zewnątrz, ale w jakiś cudowny sposób Wasze Serca czują swoją obecność. Chociaż je dzielą mury, skała, Wasze Serca czują swoją obecność. Jezus modli się i czuje obecność Maryi, a Maryja modli się i czuje obecność swego Syna, współczuje z Nim. Jest pełna bólu, wielkiego bólu, bólu nie do uniesienia. Ona cała jest bólem, cała cierpieniem. Jednak w tym wszystkim zachowuje pokój. To niezwykłe, że nie rozpacza, nie krzyczy, ale cierpi w cichości.
Jezu mój, dziękuję Ci, że mogę być w tym momencie i z Tobą, i z Maryją, że mogę doświadczyć tej niezwykłej miłości, która łączy Wasze Serca. Nie śmiem, Panie, podejść, tak święta jest ta miłość, tak niezwykłe jest to, co Was łączy, więc pokornie sobie uklęknę z boku i będę adorować, Jezu, to Wasze porozumienie Serc. W ten sposób będę towarzyszyć i Tobie, i Maryi. O, Panie, czuję, że i w moim sercu rodzi się miłość. Bądź uwielbiony, Boże, w niepojętej Twojej miłości, która kazała Ci posłać Syna na ziemię. Bądź uwielbiony!
***
Klękam przed Tobą, Jezu Ubiczowany. Panie, aż trudno patrzeć na zwisające strzępy Twojej skóry. Jak straszne są bicze, które rozrywają Twoje Ciało. Cały drżysz. Nie przypominasz człowieka, ale żywe mięso, pełne krwi. Wokół Ciebie, Panie, pełno krwi. Ty cały ociekasz krwią. Gdyby nie przywiązali Ciebie do słupa, upadłbyś – tak straszne tortury, tak straszne męczarnie. Nie mogę pojąć, Jezu, że człowiek zdolny jest do tego. A jednak, Panie, w moim sercu pojawia się światło, że i ja przyczyniam się do tych męczarni, które przechodzisz. Moje słowa, myśli, czyny są takimi biczami, które rozszarpują Twoje Ciało. Odwiązują Ciebie, osuwasz się w kałużę krwi, a potem popychany pełzniesz, aby wziąć przepaskę. Nie pozwalają Ci, zabierają i Ty znowu jak robak pełzniesz ostatkiem sił, by w końcu móc przepasać biodra, choć trochę osłonić Ciało. Czynisz to cały drżący. Chwiejesz się. A potem wyprowadzają Ciebie. Wtedy z boku wychodzi Maryja. Ma płótna. Wygląda, jakby była nieprzytomna, blada, ze łzami w oczach. Klęka i z wielkim namaszczeniem, miłością i czułością zbiera Twoją Krew. Jej ruchy są powolne. Czyni to tak, jakby dotykała Ciebie, Jezu. Prawdziwie, gdy przyjmujemy Krew Twoją podczas Eucharystii, przyjmujemy Ciebie całego.
O, Panie, jak wielką jasność dałeś mi teraz tego w moim sercu – cały Ty jesteś w jednej kropli Krwi. Cały Ty!
***
Zabrałeś Jezu, moje serce na drogę krzyżową. To, co zobaczyłem przeraziło mnie. Przeraził mnie ten tłum, krzyki, nienawiść. Przerazili mnie żołnierze, którzy Ciebie szarpią, popychają, biją. Właśnie, Panie widzę, jak przewracasz się, upadasz pod Krzyżem. Uderzasz głową o kamienie, ale na głowie masz przecież koronę. Ciernie mocniej wbijają się w Twoją głowę, zadają ból jeszcze większy. Leżysz, Jezu. Z bólu, z osłabienia nie jesteś w stanie się podnieść. Wzrokiem prosisz o pomoc, ale nikt Ci tej pomocy nie udziela. Żołnierze kopią Ciebie, wściekli krzyczą, abyś wstawał. A Ty już nie masz siły, Ty już nie możesz.
Panie mój, chciałbym Ci pomóc. Chciałbym, abyś mógł się o mnie oprzeć, chciałbym podźwignąć razem z Tobą Twój Krzyż. Chciałbym, ale nie wiem, czy dam radę, czy na tyle się odważę. W obliczu, Boże, Twego cierpienia, Twojej męki zaczynam uświadamiać sobie wielką swoją słabość, wielką swoją nędzę. Tylko wtedy, kiedy nie znam Twojej męki i Twego cierpienia, myślę, iż mogę Ci pomóc, mogę nieść z Tobą Krzyż. Ale, gdy widzę to wszystko, co się dzieje wokół Ciebie, gdy widzę, co czynią z Tobą, gdy uświadamiam sobie, że to wszystko za moje grzechy, przestaję mieć pewność i widzę, że jestem taki, jak Apostołowie, którzy uciekli. I taki, jak wielu z tych ludzi, którzy choć doznali z Twojej strony miłości, nie stają w Twojej obronie, a niektórzy wręcz dołączają się do tłumu krzyczącego. Moja nędza, Jezu, jest wielka. Jestem nikim, Panie. Pychą z mojej strony jest myśleć, że oto ja Ci pomogę, to we mnie masz przyjaciela, który Ci współczuje, bo codziennie, Jezu, biorę udział jako ten tłum i jako ci żołnierze. Swoimi słowami i myślami zadaję Ci ból. Ja Ciebie wcale nie podnoszę, ja dociskam Cię do ziemi stając się Twoim kolejnym ciężarem, obciążając Twój Krzyż. Wybacz mi, Jezu! Wybacz mi, proszę! Wybacz mi!
***
Wrzucili Cię, Jezu, do jamy. Jesteś przecież tak obolały, tak strasznie cierpiący, oni nie zważając na to wrzucili Ciebie. Jak to dobrze, że Bóg Ojciec posyła Aniołów, aby chronili Twoje Ciało przed śmiertelnymi uderzeniami o skałę. Jest ciemno w tej jamie. Słychać odgłosy. Ty wiesz, Jezu, że to przygotowania. Przygotowują Krzyż, przygotowują otwory w Krzyżu. Śpieszą się. Pobędę tu z Tobą, Jezu. Chciałbym, Panie, pocieszyć Ciebie jakoś, ale gdy spoglądam na Twoją twarz, ramiona, plecy, piersi, brakuje słów. Jak człowiek może tak postąpić z drugim człowiekiem! Gdyby moje serce, Panie, dzięki Twojej łasce nie mówiło mi, że to Ty, nie poznałbym Ciebie.
Ale już przychodzą po Ciebie, szarpiąc wyciągają. Stawiają przed ludźmi, zdzierają szaty. Panie, jak biedne jest Twoje Ciało! Święte i czyste! Choć obnażony jesteś, to z całej Twojej postaci bije królewskość, Majestat. Padam przed Tobą na twarz, Boże, boś Ty, Jezu, mój Bóg, mój Król i Pan. Błagam Ciebie o przebaczenie za to wszystko, co z Tobą czynią. Błagam też Ciebie o przebaczenie dla mnie, bo przeze mnie to wszystko czynią. Wybacz mi, Jezu! Kocham Ciebie!
***
Stoję, Jezu, pod Krzyżem. Dzięki Twej łasce mogę widzieć, jak wisisz na Krzyżu. Widzę, Panie, Twoje wielkie cierpienie. W moim sercu czuję to cierpienie niewyobrażalne, niepojęte. Zwracasz się, Jezu, do swojego Ojca w poczuciu wielkiego opuszczenia. To poczucie opuszczenia jest dla Ciebie największym cierpieniem. To ono jak gdyby ostatecznie odbiera Ci życie, dopełnia całości cierpienia, bólu, męki. I oddajesz Ojcu swego Ducha.
- Adoruję, Jezu, Twoje konanie, Twoją śmierć, Twoją samotność.
- Adoruję, Jezu Twoje cierpienie, którego doświadczałeś od samych Narodzin.
- Adoruję, Boże, Twoje poczucie osamotnienia, które towarzyszyło Ci przez całe Twoje życie. Cały czas miałeś świadomość, do czego dążysz.
- Adoruję, Jezu, mękę wiszenia na Krzyżu, samotność pośród tłumu, który szydzi, ironizuje, cynicznie się śmieje, żartuje.
- Adoruję Ciebie, Jezu. Każdą cząstkę Twego Ciała adoruję, bo każda zaznaje niewymownego cierpienia. Nie ma na Tobie nawet kawałka całego, zdrowego ciała, skóry.
- Adoruję, Jezu, przebite dłonie, wyrwane ze stawów kości, przebite stopy, zmiażdżone kości, rozszarpane tkanki.
- Adoruję wszystkie rany na plecach, na piersiach, rękach i nogach.
- Adoruję wszystkie Twoje wnętrzności, które też podczas biczowania zostały naruszone.
- Adoruję Twoje żebra, kręgosłup siłą rozciągany podczas przybijania do Krzyża.
- Adoruję, Jezu, rany od cierni na Twojej głowie; rany, które dochodzą do mózgu.
- Adoruję Twoje powieki spuchnięte tak, że nie możesz patrzeć przez nie, posiniaczone policzki, opuchnięte wargi, wysuszony język.
- Adoruję, Jezu, każdą cząstkę Twego Ciała; każda jest świętą dla mnie. Każda rana jest miłością moją. Każdą kroplę Krwi, Jezu, adoruję. Ze czcią całuję i zbieram do mojego serca. Każdą Twoją kroplę Potu zbieram, każdą Łzę również. Dla mnie są świętością, którą pragnę przez wieki adorować. Pragnę, Jezu, w moim sercu adorować Ciebie nieustannie. Pragnę Ciebie, Jezu Ukrzyżowany, mieć w swoim sercu. Pragnę Ci towarzyszyć, pragnę Cię wielbić i wywyższać. Pragnę głosić całemu światu, jak wielką jest Twoja miłość, jak niezgłębione Twoje miłosierdzie. Pragnę, Panie! Bądź uwielbiony, Boże! Bądź uwielbiony!
***
Za wszystko Ci dziękuję, Jezu. Nieskończona jest Twoja łaska wobec mojej duszy. Nie wiem, Panie, jak mam dziękować i co czynić. Pragnę należeć do Ciebie i Tobie wszystko oddać, poświęcić. Dałeś mi, Boże, skosztować Twojej miłości. Teraz będę pragnąć na wieki. Proszę, pozwól mi towarzyszyć Ci nieustannie w Twojej Męce. Prowadź mnie każdego dnia i w każdym momencie pod Krzyż. Chcę, Jezu, mając to pewne zrozumienie Twojej Męki bardziej świadomie pocieszać Ciebie, współczuć z Tobą. Nie chcę, abyś czuł się samotny. Ofiarowuję Ci moje serce, niech pozostanie przy Tobie. W ten sposób będę Ci towarzyszyć zawsze, nawet wtedy, gdy muszę zająć się jakimiś ważnymi sprawami. Ja pragnę tego. Ciebie, mój Aniele Stróżu, proszę i zobowiązuję do tego, abyś zawsze, gdy ja tego czynić nie mogę, trwał przed Jezusem w moim imieniu i Go adorował. A w momentach, kiedy mogę to czynić sam, przypominaj mi o tym i pomagaj mi, abym to czynił.
Dziękuję Ci, Maryjo za to, że mogłem poznać Twoją miłość i zjednoczenie z Jezusem. Proszę Ciebie, umieść mnie w swoim Sercu, włącz w Twoje zjednoczenie z Jezusem. Pozwól mi w tym uczestniczyć, bo jest to najpiękniejsze, najcudowniejsze zjednoczenie, którego pragnę dla mego serca. A ponieważ sam tego uczynić nie mogę, ufam, że Ty, która jesteś mi daną Matką przez samego Jezusa, wyprosisz tę łaskę. Wierzę, że skoro Bóg dał mi poznać piękno Twojej miłości i miłości Jezusa, to On pragnie abym ja również był włączony w tę miłość.
Proszę, Ciebie, Jezu, abyś pobłogosławił mnie. Będzie to dla mnie znakiem, że Ty również pragniesz mego zjednoczenia z Tobą i z Maryją, zjednoczenia w miłości ofiarnej, doskonałej, świętej i czystej; miłości, która ratuje dusze. Proszę, pobłogosław mnie, Jezu.