Adoracja przy Ciemnicy

Dziękuję Ci, Jezu. Pozwalasz uczestniczyć nam w wydarzeniach Wielkiego Czwartku. Nasze dusze obdarzasz przeróżnymi łaskami płynącymi z konkretnych wydarzeń Wielkiego Czwartku. Zaprosiłeś nas na Ostatnią Wieczerzę i mogliśmy wraz z Apostołami w niej uczestniczyć. Teraz, Panie, wziąłeś Apostołów, ale również i nas, i prowadzisz do Ogrodu Oliwnego. Dziękuję Ci, Jezu za to, że tak realnym staje się to, czego doświadcza dusza; za to, że wprowadzasz duszę w swoją rzeczywistość.

Widzę, Jezu, że jesteś bardzo smutny, bardzo poważny. Apostołowie patrzą niepewnie na Ciebie. Wyczuwają sercami, że jest to inna niż zawsze sytuacja. Przecież często chodziliście do Ogrodu się modlić, ale teraz wyczuwają Twój niepokój, Jezu, widzą Twój smutek. Nie rozumieją. Pozostawiasz, Jezu, ośmiu w pierwszej części Ogrodu, trzech zabierasz dalej. My idziemy z Tobą. Jaka cisza, Jezu, panuje. Czasem odezwie się jakiś owad, czasem przebudzony ptak wyda odgłos, ale poza tym cisza. Księżyc świeci na niebie, zdaje się być jedynym świadkiem tego, co ma się wydarzyć. Teraz pozostawiasz i tych trzech, prosisz, aby się modlili, aby czuwali, a Sam zgarbiony, przygnębiony usuwasz się na bok. Ukrywasz się w jakimś zagłębieniu skalnym, padasz na kolana i modlisz się, Jezu.

O, Panie mój, takiego Ciebie jeszcze nie widziałem. Zawsze, Panie, była w Tobie pogoda, uśmiech lub też, gdy rozmawiałeś z faryzeuszami, pewna stanowczość, pewność siebie. To Ty zawsze byłeś Mądrością, przemawiałeś jak Ten, kto ma władzę. Teraz, Jezu, pochylony, jak człowiek przytłoczony straszliwym ciężarem, modlisz się i drżysz. Pozwól, Jezu, uklęknę obok Ciebie, będę się z Tobą modlić. Panie mój, jak wielki musi być ciężar, który przyjmujesz na Siebie, skoro tak się pochylasz, tak się chwiejesz, jesteś tak przygnębiony, tak smutny. Zdaje mi się, że widzę powód Twojego przygnębienia i smutku. Panie mój, mam wrażenie, jakby ze wszystkich stron zbliżały się do Ciebie straszliwe postacie, jakby mary, postacie, które uosabiają przeróżne grzechy ludzkie. Są obrzydliwe, okropne, straszne, przerażające. I widzę, Panie, szatana, który krząta się wokół tych mar, który podjudza, tak jakby zacierał ręce.

Jezu mój, przepraszam Cię, to również moje grzechy, moje słabości, przewinienia, upadki przybierają taką postać. Również one są dla Ciebie ciężarem, również one przytłaczają Ciebie, przygnębiają, zasmucają. Chcę być, Jezu, z Tobą. Kocham Ciebie! Choć moje liczne słabości wydają się przeczyć moim słowom, ale Jezu, kocham Ciebie. Pozwól, że podtrzymam Ciebie dzisiaj, oprzyj się na mnie. O, Panie mój, jak bardzo pragnąłbym objąć Ciebie moim sercem, pocieszyć Ciebie, abyś nie był tak smutny. Panie mój, jak przerażające są przeróżne grzechy ludzkie! Jak przerażający to widok! Nawet trudno jest słowami opisać, jak wielkim ciężarem są grzechy. Wszystkie razem stają się być ciężarem nie do uniesienia, a Ty tak czysty, tak niewinny tym bardziej odczuwasz brzydotę i ciężar tych grzechów. Mam wrażenie jakby niezwykła ciemność grzechów rzuciła się na Ciebie, Jezu. Noc nie jest ciemna, to wszystkie ludzkie przewinienia – one są ciemnością prawdziwą. O, Panie, jak straszliwe stado czarnych ptaków, jak sępy zdają się rzucać na Ciebie. Doświadczasz bólu niewymownego. Wybacz nam, Jezu! Sam widok ludzkich grzechów, ich ilości przeraża, ale i obraz tych grzechów, rodzaje, to jest przerażające.

Kocham Ciebie, Jezu! Przytulę się do Ciebie i będę Ciebie podtrzymywać, Panie. Ja wiem, za mały jestem, abyś mógł się dobrze oprzeć. Jestem jednak, Jezu, silny moją miłością, więc mogę Ciebie przytrzymać, mogę Ci pomóc. Kocham Ciebie, Jezu!

***

Kiedy pozwalasz mi, Jezu, zobaczyć, przynajmniej część ciężaru, jaki bierzesz na Siebie, jestem przerażony. Nie ma w ludzkim umyśle takiej wyobraźni, aby móc nakreślić brzydotę i straszliwość grzechów. Tylko dusza czysta może w jakimś stopniu zrozumieć, co znaczy ciężar grzechów. Teraz rozumiem, Jezu, że Ty prawdziwie cały uginasz się pod tym ciężarem, Twoje Serce zostało osłabione widokiem przyjęcia na Siebie wszystkiego. Prawdziwie cierpisz. Każdy z grzechów stanowi dla Ciebie ogrom cierpienia, bo Ty Sam jesteś czysty, Ty Sam jesteś Święty, a grzech uderza w Ciebie raniąc ogromnie. Stajesz, Jezu, przed Ojcem obarczony wszystkim. Od całej ludzkości zabrałeś wszystko, aby stanąć przed Ojcem, aby przyjąć karę i zadośćuczynić. O, Panie mój, teraz przed Tobą ukazują się obrazy Męki, jaką przyjdzie Ci przeżyć. Widzisz dokładnie wszystko, chwila po chwili, minuta po minucie, godzina po godzinie. Widzisz, w jaki sposób będą Ciebie traktować, jak niesprawiedliwie będą Ciebie osądzać, kłamliwie świadczyć, posługując się Słowem Boga będą obrażać Ciebie. Zadawać będą ból fizyczny, torturować, a ogrom tych tortur przerasta ludzkie możliwości wytrzymania. Czujesz to wszystko swoim Sercem, a Twoja ludzka natura drży, lęka się, boi się. I znowu, Jezu, upadasz na kolana przed swoim Ojcem, wyciągasz ręce do Niego. Chciałbyś prosić, aby zabrał tę mękę od Ciebie. Jednak przyjmujesz wolę Ojca.

Panie mój, widzę w Tobie, iż stajesz przed Ojcem jako człowiek. Przyjmujesz cały ból i cierpienie jako człowiek. Nie wspomagasz się pomocą Boską, którą przecież posiadasz, ale jako człowiek starasz się przyjąć i znieść wszystko. A jest to tak wielkim cierpieniem dla Ciebie, tak wielką walką wewnętrzną, że pocisz się krwawym potem. Jestem, Jezu przy Tobie! I chociaż nie mogę wziąć na siebie niczego, chociaż to Ty musisz wziąć wszystko, to będę przy Tobie trwać, Jezu, będę Ciebie kochać, będę podtrzymywać. Panie mój, tak bardzo chciałbym otulić Ciebie moim sercem, moją miłością, a wszystko wydaje się nic nieznaczące, wszystko wydaje się niczym wobec Twojego cierpienia, wobec całej tej sytuacji. Panie mój, kocham Ciebie!

***

Jezu, kiedy nie zagłębiałem się w wydarzenia zbawcze, wydaje mi się, że łatwiej było modlić się. Teraz, kiedy wprowadzasz moją duszę w konkretne sytuacje, w których sam się znalazłeś, Panie mój, moja dusza jest przerażona. Nie wiem, Jezu, jak się modlić. Nie wiem, co mówić, co czynić. Tak bardzo, Jezu, tak bardzo się zmieniłeś. Twój wygląd, Panie, włosy zmierzwione, posklejane, Twoja szata brudna, zakrwawiona. Wyglądasz, jakbyś był trochę w obłędzie albo pijany. Nie masz sił, chwiejesz się, upadasz, powstajesz, znowu upadasz. Budzisz uczniów, oni widząc Ciebie takiego są jeszcze bardziej przerażeni. Prosisz, żeby się modlili. Powracasz do groty i znowu upadasz na kolana przed Ojcem, Panie mój. A szatan krąży, chciałby dopaść Ciebie. Budzi w Tobie wątpliwości, szydzi, wyśmiewa. Panie, nie wiem, co mogę czynić. Wobec ogromu cierpienia, którego doświadczasz moja obecność wydaje mi się niczym, moja miłość wydaje się niczym, tak wielkim jest to, czego doświadczasz. Ogrom cierpienia spowodowanego grzechami ludzkimi, widokiem tych grzechów od początku istnienia ludzkości po kres, potem męka i widok tej męki tak straszny, że mógłby człowieka zabić. Cóż mogę czynić, Jezu? Tulę się do Ciebie, Panie, tak bardzo pragnę pomóc. Tak bardzo chciałbym Ciebie podnieść, pocieszyć. Czuję też, że i ja zadaję Ci te cierpienia. O, Panie, a zobacz od Ojca płynie w stronę Twego Serca smuga światła. I w tym świetle, o Panie, Twoi umiłowani Święci, ci, którzy całym sercem przyjmą Twoją miłość, pójdą za Tobą, poświęcą wszystko. Oni poniosą Twoje światło, Twój pokój, Twoją miłość, oni poniosą zbawienie. Czynem, słowem świadczyć będą o Twoim miłosierdziu. O, jakimż ukojeniem jest ten widok! I Twoje Serce doznaje pocieszenia.

O, Panie mój, jak to dobrze jest móc zobaczyć, że są święte dusze. Widok tych dusz sam w sobie już przynosi pokój, radość, przynosi nadzieję, daje ufność, wiarę. Widzę, że Twoje Serce, Jezu, też się uspokoiło. Przechodzą przed Tobą całe zastępy różnych Świętych. Po każdym widać, w czym zasłużył sobie na Niebo. O, Panie, jak piękny to widok! Dzięki Tobie, Jezu! To Twoja Męka i Twoja śmierć wysłużyła im świętość, Niebo. Spójrz Jezu, tam dalej stoi dużo, jak wiele, wiele dusz, nie są może aż tak piękne jak ci Święci, ale to też są dusze, które dzięki Tobie będą w Niebie. Przez całą wieczność będą Ciebie wielbić, będą Ci dziękować, będą Ciebie wysławiać. Żyć będą miłością, dzielić się nią, dawać ją i przyjmować. Spójrz Jezu, ten widok Ciebie pokrzepi, doda sił i odrzucisz wątpliwości. Przecież Ty Sam powiedziałeś, że choćby dla jednej duszy, ale warto iść na Krzyż. Kocham Ciebie, Jezu!

***

  Gaśnie ta smuga światła, która na chwilę rozświetliła Twoje Serce, ukazując Ci tak piękny widok przyszłych Świętych. I znowu, Jezu, nastała noc. Panie, noc zawsze jest trudnym czasem. Właśnie w nocy człowiekowi wydaje się wszystko trudne, ciężkie. W nocy człowiek bardziej się boi, cierpienie wydaje się większe. Wtedy łatwiej człowieka dopadają wątpliwości. Nie możesz być, Jezu, Sam. Samemu trudniej jest stawić czoła. Jestem, Panie, przy Tobie. Takie nic, ale jestem przy Tobie.

O, Jezu, i znowu zbliżają się do Ciebie jakieś obrzydliwe postacie. Szatan z satysfakcją, pełen nienawiści ukazuje Ci straszliwe sceny. W ten sposób chce Ci udowodnić, iż Twoja Ofiara jest bezsensowna. Pokazuje Ci, Jezu, Twoich umiłowanych, wybrane dusze, które powoływałeś do życia w zjednoczeniu ze Sobą, miałyby być Twoimi świadkami, kapłanami, zakonnikami, zakonnicami. Miały być duszami konsekrowanymi, ale sprzeniewierzyli się Tobie. Odrzucili łaski, którymi ich obdarzałeś. Podeptali. Wielkim są bólem Twojego Serca. Wielu z nich nie skorzystało z łaski miłosierdzia. Otaczają Cię, Panie, wszyscy ci, którzy przeinaczali Twoją naukę, świadomie lub nieświadomie głosili inaczej, zubożając Twoją naukę, przekręcając ją. Ileż zła wyrządzili w ludzkich sercach przez to, co czynili! Widzę, Panie, tych wszystkich, przez których Kościół był podzielony, rozrywany, miotany różnymi konfliktami, burzami. O, Panie, rozdzierano Kościół, rozrywano. Mam wrażenie, Panie mój, jakby to Ciebie szarpano ze wszystkich sił na różne strony, jakby to Ciebie rozrywano. Przecież Kościół zrodziłeś na Krzyżu. Umiłowałeś Kościół traktując jako swoją oblubienicę. Uczyniłeś Kościół naszą Matką. Co żeśmy zrobili z naszą Matką?! O, Panie, każdy z nas odpowie za to, w jaki sposób dbał o Matkę Kościół. Nie dziwię się teraz, Jezu, temu, jak wyglądasz. Pozwól, Panie, obetrę Twoją twarz, bo krwawy pot zalewa Ci oczy. Przygładzę, choć trochę Twoje włosy, nie pokazuj się tak Apostołom, bo oni nie zniosą tego widoku. Uciekną w przerażeniu. To prawda, na Górze Tabor umocniłeś ich, przemieniając się przy nich, ale ten widok, Panie, jaki teraz przedstawiasz… Boże mój, Jezu mój, kocham Ciebie!

***

Jezu, Ty drżysz zgarbiony, samotny, przerażony. Pragnę, Jezu, otoczyć Ciebie moją miłością. Przecież, Panie, to właśnie miłość przyprowadziła Ciebie aż do tego miejsca. To właśnie miłość skłoniła Ciebie, aby przyjąć Mękę. To właśnie miłość daje Ci odwagę, aby dalej kroczyć w tę ciemną noc, by wyjść naprzeciw nadchodzącym żołnierzom. Skoro miłość ma taką moc, to ja będę Ciebie kochać tak jak potrafię, Jezu. Ufam, Panie, że również taka mała miłość, jak moja ma moc i że dla Ciebie ma ona znaczenie ogromne. Myślę, Jezu, że właśnie miłość ludzkich serc, które odpowiedziały na Twoje uczucie i które zapragnęły kochać Ciebie. Właśnie ta miłość sprawiła, że podniosłeś się i już spokojnie, z odwagą poszedłeś na przeciw Judasza, żołnierzy, faryzeuszy. A skoro tak, to będę Cię kochać ze wszystkich moich sił. Będę wierzyć w sens miłości, w jej siłę, na przekór wszystkiemu, Panie, będę kochać. Miłością, Panie pokonam wszystkie przeciwności, miłością będę odpowiadać na każdą słabość, miłością leczyć będę rany, miłością będę pocieszać. O, Jezu, dzięki Tobie zobaczyłem sens miłości i jej siłę w takim normalnym, zwyczajnym życiu.

Przed Tobą, Jezu, jeszcze cała noc. Ale nie będziesz Sam, będę razem z Tobą. Zobacz, jest wiele dusz, które Ciebie kochają i chcą z Tobą być. Ty, w sobie tylko wiadomy sposób, przemienisz ich miłość w moc przyjmowania męki, w moc trwania – miłość dusz, które przyjmą zbawienie i które odpowiedzą również miłością. Ta miłość będzie Twoim umocnieniem, Twoją cierpliwością, Twoją pokorą, Twoim pokojem, nadzieją, ufnością, wiarą. Będziesz, Panie, mógł opierać się na tej miłości. Dzięki Tobie, Jezu, teraz rozumiem, że miłość nawet najmniejsza z najmniejszych, nieudolna, słaba, ofiarowana Tobie ze szczerego serca, zostaje przemieniona i uczestniczy w Twoim Dziele Zbawczym, dokonując rzeczy wielkich. Dzięki Tobie! Kocham Ciebie, Jezu i jestem przy Tobie!

***

Mimo ciemności nocy, mimo otaczających Ciebie Jezu tych różnych obrzydliwych zjaw, pomimo tego, że szatan krąży wokół chcąc Ciebie zniszczyć, Panie, w moim sercu zajaśniała miłość, która przyniosła światło i wielką nadzieję. W moim sercu jest teraz pewność – miłość zwycięża, miłość pokonuje wszystko. Miłość! I Ty Jezu przyszedłeś na świat z miłości do człowieka i na Krzyż idziesz z miłości. Jeśli ja połączę się z Tobą poprzez miłość, to mimo, że moja miłość jest maleńka nic nieznacząca, o Panie, mogę uczestniczyć w Twoim Dziele, w Twojej Męce, w Twojej śmierci i w Twoim zmartwychwstaniu. Moją miłością, choć tak maleńką i nic nieznaczącą mogę Ciebie pocieszać, mogę Ciebie wspierać. Miłość otwiera przede mną drzwi Twego świata, Panie, wprowadzając mnie w Twoją rzeczywistość. To ona otwiera oczy mej duszy, ukazując kolejne etapy Twojej Męki, to ona pozwala mi widzieć i dotykać Twoich ran. A przecież moja miłość jest niczym. Pomimo to, właśnie miłość pozwala mi być przy Tobie w każdym momencie, widzieć i słyszeć. To ona sprawia, że jawne stają się dla mnie tajemnice Twego Serca. Mimo, że moja miłość jest niczym, wszystkie skarby Twojego Serca należą do mnie. O, Panie mój, dziękuję Ci, że dałeś mi zrozumieć i że przekonałeś mnie, że chociaż moja miłość jest maleńka i tak po ludzku bez znaczenia, to właśnie ona chwyta Ciebie za serce. Takiej duszy, która kocha dajesz wszystko, udzielasz łask największych. Dziękuję Ci, Jezu!

***

Będę z Tobą! Będę z Tobą w każdym momencie, w każdej sekundzie, Jezu, będę stać przy Tobie. Niczym nie będę się zrażać, ale będę kochać. Odrzucać będę wszelkie wątpliwości – będę kochać! Osłaniać będę Ciebie moją miłością – będę kochać! Podkładać będę moje serce pod Twoje stopy i będę kochać! Kłaść moje serce będę na Twoje rany i będę kochać! Położę moje serce na Twojej głowie, aby tak nie raniła Ciebie korona – będę kochać! Osłaniać Ciebie będę w każdym momencie męki moją miłością – będę kochać! Ty dałeś mi zrozumienie sensu mojej miłości do Ciebie. Będę kochać i wiem, że przyjdzie taki czas, kiedy Twoja miłość połączona z moją zjednoczy nasze serca, zjednoczy nasze dusze, nasze ciała, cały, Panie będę wtedy Twój, przemieniony należeć będę do Ciebie. O, Panie, wtedy już w sposób doskonały będę kochać Twoją miłością i Ty poprzez moje serce rozlewać będziesz na cały świat swoją miłość. Zaznawać będę szczęścia, bo największym szczęściem jest kochać, a ja będę wtedy kochać Twoją miłością. Kocham Ciebie, Jezu!

***

Dziękuję Ci, Jezu! Dziękuję Ci za ten cudowny czas. Brakuje słów, by wyrazić swoją wdzięczność. Jestem, Jezu, przy Tobie i tak pozostanę. Będę cały czas. Ufam, Panie, że moja miłość będzie Ciebie wspierać, będzie pocieszeniem Twego Serca i umocnieniem. I wiem też, Boże, widzę to i czuję, że Ty błogosławisz mi. Każda łaska, wszystko, co czynisz wobec mnie jest wyrazem Twego błogosławieństwa. I ten czas też jest łaską. O, Panie, dziękuję Ci, że mi błogosławisz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>