Cała ziemia oczekuje Pana, cała ziemia wypatruje Mesjasza. Cała ziemia woła o przyjście Zbawiciela. Cała ziemia – to znaczy wszystko, co żyje. Wszystko – całe stworzenie – oczekuje przyjścia Tego, który odmieni los wszystkich, przyniesie światu nadzieję i radość, wprowadzi pokój i rozjaśni otaczające ciemności. Gdybyśmy spojrzeli w sposób duchowy na świat, zobaczylibyśmy wielką potrzebę Boga, która unosi się ze wszystkich dusz do Nieba. Zobaczylibyśmy, że nie tylko ludzie, ale cały świat w sposób niezwykły odczuwa brak Boga i oczekuje Go. Przyroda i wszystko, co Bóg stworzył, na początku doświadczało harmonii zjednoczenia ze Stwórcą, przenikania Jego Duchem. Grzech nie tylko oddzielił człowieka od Boga. Zmienił również relacje w przyrodzie, w całym wszechświecie. I teraz wszystko spragnione jest obecności tego Ducha, który jest Miłością. Człowiek jako istota świadoma, rozumna, przez Boga szczególnie wybrana i obdarowana, bardziej niż każde inne stworzenie odczuwa to oddalenie od Pana i całą swoją istotą woła o powrót stanu pierwotnego. Jednak czym jest ten stan pierwotny i do czego człowiek tęskni? Bóg stworzył człowieka do miłości; po to, by mógł zaznawać miłości Bożej i, przemieniony tą miłością, nieustannie radować się obecnością swojego Pana i zjednoczeniem z Nim. By to szczęście, które jest w Bogu, było również udziałem człowieka; by mógł on tym szczęściem dzielić się z innymi. To zjednoczenie, do którego Bóg nas stworzył, jest czymś, co trudno sobie wyobrazić, ponieważ wszystko, cokolwiek człowiek na ten temat pomyśli i wydedukuje, jest jedynie namiastką tego, co Bóg przygotował.
W znacznym stopniu i w sposób przepiękny oddaje to zjednoczenie miłość oblubieńcza, o której możemy czytać w Piśmie Św., i o której wiele mówią święci. Do miłości oblubieńczej, miłości niezwykłej, powołał nas Pan i do tej miłości nasza dusza tęskni, tej miłości pragnie. Większość ludzi nie rozumie tej miłości. Wielu nie zdaje sobie sprawy, że do niej Bóg ich powołuje. Bardzo smutne jest pojmowanie Boga przez dusze. My, świadomi swego powołania, postarajmy się spojrzeć podczas tego Adwentu na Boga, na Jezusa, jako na Oblubieńca swojej duszy. Postarajmy się usłyszeć to zaproszenie do pięknej, niezwykłej miłości, jaką Bóg nas darzy i jaka w wieczności będzie naszym udziałem w pełni. Często człowiek myśląc o Bogu, pojmuje Go raczej jako sędziego, przed którym trzeba się rozliczyć ze swoich dobrych i złych uczynków. W tej relacji właściwie nie ma miejsca na prawdziwą miłość. Bardzo często tak zwani „niedzielni katolicy” w oschły sposób traktują Boga. Nie ma w ich życiu nawiązania osobowej, uczuciowej relacji z Panem, nie ma miłości. Nie rozumieją, że z Bogiem można spotkać się tylko na płaszczyźnie miłości. Co za tym idzie, w sposób niewłaściwy pojmują, czym są Święta – czy to Bożego Narodzenia czy inne. Nie przeżywają właściwie ani świąt, ani kolejnych okresów liturgicznych w Kościele, ponieważ nie nawiązują tej bliskiej relacji z Bogiem. Bóg jest dla nich odległy, nieobecny. Nie jest Osobą; Kimś, Kogo można kochać. A przecież Bóg, roztaczając swoją opiekę nad narodem wybranym, objawiał mu swoją miłość.
Owszem, był Ojcem, który stawiał wymagania, dawał pewne prawa, ucząc lud, jak ma żyć, jak postępować, jakimi wartościami się kierować. Czynił to po to, by naród mógł zrozumieć, jaki jest Bóg; by mógł zbliżyć się do Niego i Go poznawać. Bez wprowadzenia w sposób zewnętrzny tego ładu i porządku, naród wybrany nie mógłby poznać Boga, który sam w sobie jest Harmonią, Pokojem i Miłością. Ale Bóg objawiał się również narodowi wybranemu jako Ten, który go miłuje i troszczy się o niego, pomaga i wyprowadza z różnych bardzo trudnych sytuacji. W końcu – objawia się jako Oblubieniec, który rozmiłował się w swojej oblubienicy. I okazuje swoją miłość – miłość zazdrosną, oczekującą również wybrania Go jako jedynego swojego Boga. Oczekuje, że naród tylko Tego Boga będzie słuchał, tylko Jemu służył, oddawał cześć i kochał Go. Bóg oczekuje wyłączności. Przedstawia tę wzajemną relację miłości jako miłość oblubieńczą; miłość, w której – dla porównania – dwoje ludzi oddaje sobie całych siebie i swoje życie, wszystko poświęcając sobie. Żyją w niezwykłym zjednoczeniu, stają się jednym. Do takiej miłości Bóg przyrównuje miłość Jego i narodu wybranego. Stają się jednym. Ta miłość oblubieńcza jest miłością, jaką Bóg kieruje do każdej duszy, a więc każdą powołuje do tego, by stała się jedno z Nim. Składając w sercu człowieka cząstkę siebie, złożył to pragnienie miłości oblubieńczej. Zamieszkuje duszę ludzką i nieustannie kochając, niejako wysyła zaproszenie do tej miłości. W człowieku, choć nie zawsze uświadomiona, jest ta tęsknota za miłością zjednoczenia z Bogiem; miłością, w której dusza cała się Panu oddaje, należąc do Niego ze wszystkim. Jednocześnie Bóg cały jej się udziela. Dusza tęskni za takim zjednoczeniem, by całą sobą zatonąć w Bogu i być całą przenikniętą Jego miłością, Jego Duchem; by nie istnieć już oddzielnie, ale znowu żyć w Nim – jako Jego cząstka. To pragnienie jest w głębi każdej duszy. Dusza może nie rozumieć, za czym tęskni, człowiek może nie uświadamiać sobie, jakie są tęsknoty jego duszy, ale każdy – bo w każdym mieszka Bóg – każdy pragnie, tęskni i potrzebuje tego otwarcia się na miłość oblubieńczą i zjednoczenia z nią.
Jezus jawi się nam jako Światłość. Dusza zanim odkryje Jezusa i Jego miłość, doświadcza ciemności. W momencie kiedy zaznaje Bożej miłości, rozpoczyna swoje kroczenie ku światłu, ku tej Światłości jaką jest Jezus. I im bardziej zbliża się do Niego, tym większe ogarnia ją światło i tym bardziej ona jaśnieje. Zjednoczenie z Jezusem sprawia, że dusza ma w sobie to światło nieustannie. Miłość, która ją przenika, która daje jej życie, staje się tym światłem; staje się radością i jej pokojem. Dusza żyje Bogiem, a to życie, którego doświadcza – życie wewnętrzne – ma swój wyraz również w zewnętrznej formie. Człowiek staje się dla innych światłem, niesie pokój i miłość, niesie Boga. Jednak najpierw sam musi doświadczyć tego zjednoczenia z Miłością, napełnienia się Światłem, aby móc stać się nim dla innych. Dopiero wtedy, kiedy człowiek poznaje miłość Bożą, kiedy otwiera się na miłość oblubieńczą, zaczyna rozumieć lepiej, jakim jest Bóg. Wtedy dopiero ten obraz Boga, jaki nosi w sercu, zaczyna się kształtować we właściwej formie. Co prawda dopiero w Niebie człowiek zobaczy to prawdziwe Oblicze, i różnicę między jego wyobrażeniem a prawdą. Jednak poznawanie miłości, zjednoczenie z Bogiem wyprostowuje w dużym stopniu ludzkie wyobrażenie o tym, jakim jest Bóg.
Podczas tego Adwentu naszym zadaniem będzie uświadomienie sobie powołania naszych dusz do miłości oblubieńczej, do zjednoczenia z Bogiem – po to, by cały świat mógł lepiej zrozumieć miłość Bożą; to, Kim jest Chrystus i po co przyszedł na ziemię. Bez Jego przyjścia, bez tego, czego dokonał, nie byłaby możliwa taka miłość między człowiekiem a Bogiem. Bóg niejako posyła swojego Syna, aby Ten w Imieniu Boga poślubił Kościół, każdą duszę ludzką. To niezwykłe, do czego Bóg zaprasza człowieka. Niestety, jest to nieznane, nierozumiane. Człowiek patrzy materialistycznie na świat. Trudno mu otworzyć się na Boga i Jego miłość, skoro nauczył się wszystko w życiu przeliczać na pieniądze i określa wartość wszystkiego za ich pomocą. Pieniądz dla człowieka ma wartość bardzo wysoką, często najwyższą. Nie rozumie on, że duch przewyższa wszystko i że poza światem materialnym istnieje o wiele bogatszy – świat, który istnieć będzie przez wieczność, który nie skończy się – tak jak doczesność. Człowiek nie potrafi wyjść z tego kręgu fizyczności, by otworzyć się na niezwykłe doznanie Bożej miłości. Jest tak mały, tak słaby, tak nędzny, że nie potrafi podnieść wzroku, oderwać go od ziemi, aby zaznać Bożej miłości. Bardzo trudne do zrozumienia jest dla wielu ludzi to, że Bóg może kochać ich miłością oblubieńczą. A Bóg pragnie, aby znane było Jego prawdziwe Oblicze; to, że On kocha duszę w sposób tak niezwykły i do takiej miłości, do takiej relacji zaprasza człowieka. A ta miłość może być najcudowniejszą przygodą już tu, na ziemi, a potem – przerodzić się w wieczność.
Starajmy się żyć tym pragnieniem miłości oblubieńczej i wyczekiwaniem na narodziny swojego Oblubieńca. Po to, by i inne dusze mogły zobaczyć to Oblicze miłości, by świat zwrócił się do Niego, mając obraz Boga miłości, który umiłował każdą duszę jako swoją oblubienicę i daje jej najwspanialsze prezenty, przed nią snuje cudowną wizję wieczności i zaprasza do zjednoczenia ze sobą.
Spróbujmy nieco głębiej przeżywać ten Adwent – żyjąc nie tylko myślą o narodzinach Dzieciątka Jezus, ale i oczekiwaniem na narodziny w nas tej miłości oblubieńczej; pragnieniem, by w nas zrodziła się taka miłość do Boga, byśmy zapragnęli życia takiego, jakim żyli święci; abyśmy mogli zrozumieć, jaka to miłość i realizować – krok po kroku – swoje powołanie do niej; by nasze pojmowanie, czym jest Boża miłość, było pełniejsze. Prośmy Boga, niech wszystko to złoży w naszych sercach. Niekoniecznie musi się od razu to w nas objawić, nieraz przez całe lata do tego dochodzili święci. Miejmy więc cierpliwość, ufając, że Bóg złożył w nas to, czym chce, abyśmy żyli. Ufnie otwierajmy się, starajmy się kochać i oczekiwać na miłość oblubieńczą.
Modlitwa
Jezu, jesteś moją Miłością. Posiadłeś moje serce. Związałeś je ze sobą tak bardzo, że należy już do Ciebie. Pomimo różnych zewnętrznych trudności i przeciwności w głębi mego serca ja wiem, że stale jestem twój i cały należę do Ciebie. Jestem, Jezu, słabą duszą. Doświadczam swych słabości raz po raz. Doświadczam też swojej niemocy, bezsilności. Doświadczam bólu i cierpienia. Moje życie nie składa się tylko z samych wzlotów i uniesień. Dajesz mi poznać, Jezu, co znaczy trud, ból, zmęczenie; co znaczy wysiłek, aby choć spojrzeć na Ciebie i do Ciebie skierować chociaż jedną myśl. Ale mimo to w głębi mnie jest to przekonanie, że należę do Ciebie. Modlę się więc, Panie, posługując się swoją ludzką powłoką, tak jak potrafię i na ile mam siły – i w zmęczeniu, i w bólu, i w trudzie. Modlę się samym przyjmowaniem wszystkiego. Gdy nie mam sił, to modlę się tym brakiem sił, jedynie klęcząc przed Tobą i oddając się Tobie w tym doznaniu. Kiedy cierpię, modlę się przyjmowaniem cierpienia. Gdy upadam ze zmęczenia, to modlę się tym zmęczeniem, a moje serce cały czas należy do Ciebie we wszystkim. Dziękuję Ci za to wewnętrzne przekonanie, że nieustannie jestem Twój, w każdym momencie. Dziękuję Ci, Jezu, że przyjmujesz mnie i tę moja modlitwę – taką, jaką mogę Ci ofiarować w danym momencie. Moją modlitwą jest to oddanie, to należenie do Ciebie, ta świadomość życia dla Ciebie we wszystkim – w ciągu dnia i nocy. Do Ciebie należy każdy mój oddech. Do Ciebie należy każde moje słowo, każde spojrzenie, wszystko – i wysiłek, i trud, i wykonywane obowiązki, moja praca – wszystko jest Twoje. I w tym wszystkim modlę się do Ciebie modlitwą oddania, ofiarowania się Tobie w każdym momencie. Dziękuję Ci, że tak usposabiasz moją duszę, że nieustannie jest Tobie oddana. Dziękuję Ci też, że nie oczekujesz ode mnie wspaniałych modlitw, pięknych zdań, że mogę modlić się po prostu sobą – kochając, nie czyniąc nic wielkiego, tylko kochając i w tej miłości powierzając Ci wszystko. Bądź uwielbiony, Jezu!
Dziękuję Ci, Panie, za Twoją ciągłą troskę o mnie; za to, że otrzymuję wszystko, czego potrzebuję do życia. Dbasz o każdą sferę. Twoja troska mnie zaskakuje i zadziwia. Czasem aż zadrżę, bo wydawało mi się niemożliwe, aby Bóg tak troszczył się o swoje dziecko. Kiedy doświadczam Twej opieki, kiedy zaznaję kolejnego dobra, wtedy szczególnie pragnę ofiarowywać się Tobie. W moim sercu budzi się wdzięczność i pragnę wyśpiewywać Tobie pieśń chwały i dziękczynienia. Chciałbym głosić po całej ziemi Twoją miłość, aby każdy człowiek ją poznał i doświadczył, jak jesteś dobry i jak bardzo nas kochasz. Panie mój, napełniaj moje serce tym pragnieniem świadczenia o Tobie, by stale zaznając tak wielkiej miłości, było wdzięczne i dziękowało Tobie. Proszę też, abym w jeszcze większym stopniu mógł poznawać Twoją miłość oblubieńczą. Aby cały świat mógł zobaczyć i otworzyć się na tę miłość; by każda dusza stała się prawdziwie Twoją oblubienicą. Pobłogosław nas, Jezu.
Refleksja
Miłość Jezusa do każdego z nas jest przepiękna. Wie o tym ta dusza, która otwiera się na miłość oblubieńczą. Warto swoje serce pobudzić do pragnienia takiej miłości. I w tym czasie wołać do Jezusa. Warto wypatrywać Go i wypowiadać słowa miłości Warto prosić, aby Bóg dał poznanie i zrozumienie tej miłości. Przecież to jest sens istnienia duszy. Do tej pory byliśmy przyzwyczajeni, iż oczekujemy na narodziny małego Jezusa. Teraz Bóg proponuje nam spojrzeć szerzej. To ma być otwarcie się na przychodzącą miłość Boga, który pragnie zaprosić nas do zjednoczenia – po to, byśmy mogli przejść przez życie, już powoli wstępując do Nieba. Abyśmy mogli zaznawać tego zjednoczenia, jakie będzie miało miejsce w Niebie, choć w małym stopniu, ale już teraz. Już teraz możemy dążyć do osiągnięcia celu swojego istnienia, by powrócić do Źródła. Nie ma w tym sprzeczności – można czekać na narodziny małego Dzieciątka i w sercu doświadczać miłości oblubieńczej, wielkiej radości ze zjednoczenia, które ma niezwykły wymiar w całym Kościele i które ma wpływ na cały kościół.
Błogosławię was. W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.