Boża miłość jest ponad wszelkie ludzkie opisy, wszelkie ludzkie słowa, pojęcia i wyobrażenia. Jeśli Bóg daje porównania do tego, co ludzkie, to tylko dlatego, aby człowiekowi przybliżyć nieco zrozumienie Jego miłości. Dlatego Bóg porównuje tę miłość do: miłości ojcowskiej, do miłości pasterza, do miłości oblubieńczej, ale ta miłość nie jest skierowana w stronę jakiejś płci; nie jest miłością, która byłaby taką, jaką jest ludzka miłość. Natomiast ma pewne przymioty, które patrząc na człowiecze serce można przyrównać do ludzkiej miłości. A więc: jako miłość opiekuńcza jest przyrównywana do miłości ojcowskiej; jako ta, która troszczy się o swoje maleńkie dzieci – przyrównywana jest do miłości matczynej; jako ta, która oddaje całą siebie we wszystkim, ze wszystkim – przyrównywana jest do miłości oblubieńczej, gdy pragnie, by ją posiąść i sama pragnie posiąść tego, którego umiłowała. Znowu człowiek słowo „posiąść” pojmuje na sposób ludzki, a Bóg jest Duchem. POSIADANIE W DUCHU jest całkowitym wlaniem się w tę drugą osobę, całkowitym przemienieniem się w drugą osobę, całkowitym zjednoczeniem, kiedy nie ma już dwóch, jest jedno. Jest jednocześnie całkowitym oddaniem się, kiedy zapomina się o sobie, nie stanowi się o sobie, bo to, co jest tej drugiej strony, staje się moje. W tym znaczeniu jest to miłość oblubieńcza. Dlatego Krzyż, bo na Krzyżu Bóg oddaje wszystko. Tym wszystkim jest życie. Bez życia Bożego nic nie ma. Życie Boże – ono jest i ono ma cechy wieczności. Bóg to życie, które jako jedyne jest, jako jedyne ma moc, właśnie to życie Bóg oddaje człowiekowi, daje Tobie. TO JEST MIŁOŚĆ OBLUBIEŃCZA.
Bóg pragnie też, abyś i ty swoje życie właśnie tak – całkowicie i do końca – oddał Jemu. To musi się dokonać W SFERZE DUCHOWEJ, a więc twoja dusza ma być oblubienicą. Ma CAŁA ODDAĆ SIĘ BOGU W POSIADANIE. A gdy to się stanie ona cała przemieni się w Niego i będzie jedno – Bóg. Wraz z duszą dokonuje się to w całym człowieku. Ale NIE MOŻE TO WYJŚĆ Z CIAŁA; TO WYCHODZI Z DUCHA i niejako duch pociąga za sobą całą resztę, całego człowieka.
Więc, każdy w tym momencie nie myśli o sobie jako o mężczyźnie czy kobiecie, ponieważ ta sfera nie jest istotna w tym momencie. W chwili, kiedy oddajesz się Bogu, najważniejsze jest to, że jesteś człowiekiem i SWOJĄ DUSZE ODDAJESZ BOGU I ŻE PRAGNIESZ, ABY BÓG CAŁKOWICIE ZAWŁADNĄŁ TOBĄ. Chcesz cały do Niego należeć do tego stopnia, aby wszystko, co twoje zostało przemienione, przebóstwione.
Tak więc, jeśli przyrównanie do miłości oblubieńczej jest swego rodzaju problemem dla niektórych dusz, można wytłumaczyć dlaczego akurat taka nazwa. Ta nazwa nie może sugerować, iż jest to relacja pomiędzy Bogiem – mężczyzną a człowiekiem – kobietą, ale pomiędzy Bogiem i duszą. Jest to relacja wzajemnego oddania się sobie aż do posiadania siebie. Tak jak dusza cała przemienia się w Boga i Bóg posiada duszę, tak jednocześnie On – Bóg oddaje się duszy cały i ona, choć tak mała posiada Go całego. TO JEST NIEPOJĘTĄ TAJEMNICĄ, ZARAZEM PIĘKNEM I CUDEM, JAKIEGO DOŚWIADCZAJĄ ŚWIĘCI W NIEBIE. To jest to, do czego tutaj na ziemi dusza dąży, za czym tęskni, czego pragnie.
Człowiek tak bardzo zwraca uwagę na swoją płciowość. W tych czasach jakoś szczególnie się to uwypukla. I niestety to bardzo przeszkadza w budowaniu obrazu Boga i relacji między Bogiem i człowiekiem, ponieważ płciowość cały czas wkrada się w sposób myślenia, pojmowania. To prawda, płciowość nakreśla sposób bycia, zachowania, nakreśla role, jakie człowiek wypełnia w swoim życiu i w dużym stopniu determinuje życie człowieka. Ale CZŁOWIEK MA BYĆ DUCHOWY, MA DĄŻYĆ DO BYCIA DUCHOWYM. Kiedy oczyszcza się przed Bogiem, kiedy do Niego dąży przechodzi pewien etap, gdy niejako przebija się przez barierę własnej płci, aby oczyszczony, w jakimś stopniu uwolniony od zniewolenia, jakie buduje świat w człowieku (zniewolenia związanego z płciowością) staje przed Bogiem, jest wolny. Dzięki temu może inaczej spojrzeć na Boga, inaczej dostrzegać Jego miłość, inaczej też przyjmować relacje z Aniołami, ze Świętymi, bo nie ma w nim tego, co tak bardzo narzuca świat, który jest cielesny; nie ma w nim brudu.
Więc trzeba, dążąc do świętości, prosić o czystość, o uwolnienie od brudu, które wdziera się w podświadomość ludzką. Trzeba prosić o uwolnienie, bo to uczynić może tylko Bóg. Człowiek nie jest w stanie się od tego uwolnić. Nie chodzi tutaj o uwolnienie się od własnej płciowości. Do końca życia będzie się mężczyzną, kobietą i do końca życia człowiek ma realizować siebie, swoje człowieczeństwo w konkretnej płci, którą Bóg dał. Ale można ją przyjąć i żyć w pięknej czystości, kiedy płeć pomaga człowiekowi wypełniać swoje powołanie i stawać się świętym. Ona nie musi przeszkadzać; ona ma pomóc osiągnąć Niebo, zjednoczyć się z Bogiem. TEGO DZISIAJ BÓG OCZEKUJE, DO TEGO PODPROWADZA.
Przygotujmy serca: aby złożyć Bogu w darze całych siebie, by odpowiedzieć na dar miłości darem swojej miłości, a właściwie darem pragnienia, by kochać Boga miłością doskonałą. To, w jaki sposób każdy w swoim sercu nazwie tę miłość, to już będzie jego indywidualna sprawa; to, w jaki sposób otworzy się na zaproszenie Boże, to już sporawa każdej duszy. Bóg pragnie objawiać swoją pełnię miłości i do tej pełni zaprasza, do miłości doskonałej. Człowiek może pokornie klękać przed Bogiem w całej swojej niewiedzy i niemożności pojęcia, a od Boga zależy na ile serce człowieka będzie w stanie przyjąć, zrozumieć. Od Boga zależy, w jaki sposób przeżywać będzie człowiek tę miłość.
Adoracja Najświętszego Sakramentu
Mój Jezu! Niezwykła jest Twoja obecność tutaj. To nie my przychodzimy do Ciebie, ale to Ty przyszedłeś do nas. Tak bardzo zabiegasz o naszą miłość, że sam przychodzisz. Nie czekasz, aż się namyślimy, ale Ty pierwszy wychodzisz do nas. Bardzo pragnę Jezu odpowiedzieć na Twoją miłość, na Twoje zaproszenie. Czuję się jednak bardzo słaba. Z jednej strony – Twoja miłość mnie zachwyca, moje serce jest poruszone, chciałabym biec do Ciebie. A z drugiej strony – bardzo mocno doświadczam, iż jestem duszą maleńką, że jestem słabą duszą. Brakuje mi, Jezu, wszystkiego – brakuje mi wiary, ufności, odwagi. Pragnę prosić Ciebie, abyś Ty swoją mocą zabierał mnie przed swój tron, abyś Ty mnie ośmielał, dodawał odwagi. Proszę, abyś Ty otwierał moje oczy, moje serce. Proszę, abyś to Ty pouczał moją duszę. Twoje zaproszenie wydaje mi się niepojęte, tak wielkie, że całą drżę przed Tobą. A więc Ty poprowadź moją duszę, bo sama nie potrafię. Daj mi swego Ducha! Proszę, przyjdź Duchu Święty!
***
Jezu mój! W tak cudowny sposób wyznajesz miłość mojej duszy. Czuję, jak dotykasz mojego serca miłością. Są chwile, kiedy już wiem, że zaglądasz do jego wnętrza jak przez okno i wypatrujesz mnie i wołasz. Jak cudowny wtedy jest Twój Głos, jak cudowne są Twoje Słowa, Twoja Obecność. Wtedy, mój Jezu, nie mogę uwierzyć, że Bóg tak Wielki i Potężny schyla się do mnie – małego stworzenia, aby mówić o miłości. Onieśmielona zamykam oczy, jak dziecko, gdy nie chce widzieć, a ja ze wzruszenia Jezu i z lęku przed Tobą – Wielkim i Potężnym, a tak cudownym i wspaniałym. Potem otwieram oczy, by zobaczyć Ciebie. Zawsze jednak Jezu widzę. Czasem zdaje mi się, że zdążyłeś już odejść. Wtedy smutek ogarnia moje serce i zaczynam sama sobie wyrzucać, że mogłam od razu podbiec do Ciebie, od razu zareagować na Twoje Słowo, a ja drżałam i się ukryłam. Wtedy wychodzę Jezu i wołam Ciebie. Modlę się do Ciebie, proszę, abyś powrócił. Abyś znowu był tak blisko, abyś znowu dotykał mego serca. Jakże cudowny jest ten dotyk. Kiedy słyszę Jezu, kiedy czuję Twoją Obecność, moja dusza cała omdlewa z miłości do Ciebie. Tak słodko jest czuć Twoje objęcia, tak cudownie, Jezu, czuć się zatopioną w Twojej miłości. Jak niepojęta to miłość! Gdy wypełniasz moje serce i mnie otaczasz miłością, czuję, że znikam. Ale to znikanie jest rozkoszą, jest wielkim szczęściem, jest przemienianiem się w Ciebie, łączeniem się z Tobą.
***
Moja miłości! Jakże jesteś piękny! Jakże jesteś cudowny! Wybacz mi, że tak rzadko patrzę na Ciebie, że tak rzadko dostrzegam piękno Twojej miłości. Wybacz mi, że zamykam się na Twój Głos. Wybacz mi! Teraz pragnę pobiec za Tobą, teraz pragnę, Jezu, przypaść do Twoich stóp; teraz chcę wpatrywać się w Twoje oczy i z Twoich oczu wyczytywać miłość do mnie – duszy maleńkiej. Teraz pragnę cała przemienić się w słuch, by słyszeć Twój cudowny Głos. Teraz cała staję się sercem, aby doświadczać Twojej miłości, by Twoja obecność wypełniła mnie, zjednoczyła ze sobą.
O, przyjdź, mój Miły, mój Ukochany! Przyjdź, mój Piękny, Umiłowany, Miłości moja, Skarbie mego serca, moje Życie, oddechu mej duszy!
Przyjdź! – Ty, który stworzyłeś mnie, który począłeś mnie w swoim Sercu i uczyniłeś moją duszę piękną.
O, przyjdź! – Ty, który ukochałeś mnie, wybrałeś mnie i zapragnąłeś posiąść na własność.
O, przyjdź! Przyjdź Piękności moja! Jedyna Miłości! Moje wszystko! Uczyń mnie swoją własnością. Chcę należeć do Ciebie. Posiądź moją duszę! Niech będzie tylko Twoja! Niech tylko Tobie wyśpiewuję pieśń uwielbienia! Niech tylko w Ciebie się wpatruję! Całą sobą chcę mówić Ci o miłości, całą sobą chcę śpiewać Tobie o miłości, całą sobą chcę świadczyć o miłości. Udziel mi swego Ducha, bym mogła śpiewać piękniej, cudowniej. Udziel mi swego Ducha!
***
Gdy patrzę na Ciebie Jezu, moje serce doznaje wzruszenia, moje serce topnieje, pada do Twoich stóp. O jakże pragnę wtedy, Jezu, kochać Ciebie największą miłością, jaką jeszcze nikt Ciebie nie kochał. O, jakże pragnę wtedy wszystko Ci dać. Wszystko – całą siebie! O, jakże pragnę ofiarować się Tobie, abyś posłużył się mną do woli, moja Miłości!
***
Panie mój! Mówisz, że poślubiłeś mnie na Krzyżu, że Krzyż jest największym i najcudowniejszym dowodem miłości, że na Krzyżu rodzisz wszystkie dusze. Ale też na krzyż zapraszasz tych, których umiłowałeś szczególnie. Wybacz mi, nie potrafię pojąć wszystkiego, o czym mówisz i co objawiasz. Za małe serce i za mały rozum. A jednak, moje serce przeczuwa niezwykłą głębię Twego zaproszenia. To, co moje serce czuje jest wielkie i niewyobrażalne – Ty zapraszasz tak małą duszę! Przecież nie jestem w stanie docenić Twego zaproszenia. Panie! Nie znam tej wielkiej wartości obdarowania. Twoja miłość, którą składasz w moim sercu, miłość, do której zapraszasz nie jest mi znana. Moje serce jedynie przeczuwa, a nie potrafi poznać. Ale przeczucia są tak wielkie, tak głębokie i tak mocne, że jeśli nie podtrzymasz mnie, Panie, to umrę. Jak to możliwe, Boże, że kochasz tak nieskończoną miłością właśnie mnie, takie „nic”! Jak to możliwe, że zapraszasz na krzyż, choć nie rozumiem, nie potrafię pojąć krzyża! Wielkość Krzyża, jego potęga, moc miłości płynąca z Krzyża, tak wielka, że aż przeraża, to wyróżnienie być zaproszonym do takiej miłości – nie może mi się to pomieścić w głowie, do czego zapraszasz moją duszę.
Dałeś mi zakosztować słodyczy miłości. To, co czuło moje serce, gdy obejmowałeś; to, co doświadczała moja dusza, gdy zaglądałeś do niej i ją wołałeś było cudowne. A teraz, gdy poruszyłeś moje serce, gdy je obudziłeś do miłości, co wydaje mi się już i tak wielkim, niepojętym, Ty zapraszasz mnie na krzyż. Nie ma granic Twoja miłość. Daj mi swego Ducha, bo krzyż nas uśmierza, dusza omdlewa. O Panie, daj mi swego Ducha, aby mnie umocnił i aby we mnie odpowiadał na Twoją miłość, modlił się, wielbił, kochał.
***
Kiedy obejmuję Twój Krzyż, kiedy wzrokiem obejmuję Twoją Postać, Jezu, na Krzyżu, widzę Twoje Rany, Twoją Krew, Krew i wodę wypływającą z boku. Widzę cierpienie, widzę miłość – niepojętą miłość. Dajesz mi zrozumienie, że miłość jest tą, która rodzi, która daje życie, która daje szczęście. Ty zapraszasz mnie właśnie na krzyż, abym uczestniczyła w Twoim rodzeniu dusz i obdarzaniu ich życiem, szczęściem wiecznym. Zapraszasz mnie do swojego Zbawczego dzieła – największego dzieła w historii ludzkości; jedynego takiego dzieła. Czy to możliwe Jezu? Kimże jestem? Gdy zadaję Ci to pytanie, czując się przy tym tak bardzo małą, słyszę Twoją odpowiedź:
Jestem Twoją oblubienicą, duszą umiłowaną, którą wybrałeś sobie i którą pragniesz obdarzyć największym swoim darem. Chcesz zjednoczyć moją duszę ze Sobą na krzyżu, by przemieniona mocą Twojej miłości, obmyta Twoją Krwią, będąc czystą wraz z Tobą rodziła dusze.
Mój Jezu! Cóż mogę odpowiedzieć? Moje serce zalewa się łzami wzruszenia.
Oto jestem, Jezu. Cała Twoja. Posiądź moją duszę. Uczyń, co zechcesz. Ufam Tobie! Choć tak wielu rzeczy nie rozumiem, choć nie pojmuję, to oddaję się Tobie we wszystkim. Klęcząc u stóp Twojego Krzyża pragnę odpowiedzieć tą samą miłością, którą Ty mnie pokochałeś. Mój Boże! Moje szczęście nie ma granic, a Ty obdarzasz mnie jeszcze hojniej. Dotykasz moich dłoni, bierzesz je w swoje i kładziesz na drewno krzyża. Moje stopy kładziesz na swoje i przybijasz do krzyża. Całą mnie spowija biała szata – szata miłości oblubieńczej. Na Krzyżu mnie zrodziłeś i na Krzyżu mnie poślubiłeś. Jestem miłością Twoją, miłością w Twoim Sercu. Tą miłością pragnę kochać wszystkie dusze. W tej miłości pragnę je rodzić dla Ciebie. Tą miłością nieustannie będę Ciebie obejmować. W tej miłości będę się stale zanurzać, tą miłością będę oddychać, karmić się nią będę. Bądź uwielbiony Boże w miłości, która mnie stworzyła, poślubiła, przemieniła! Bądź uwielbiony Boże!
***
Pragnę Jezu pozostać w Tobie. Pragnę nieustannie pamiętać o tym spotkaniu. Pragnę mieć w pamięci ten dotyk miłości i Twoją obecność. Chcę pamiętać słowa miłości i to, co uczyniłeś z moim sercem, z całą moją duszą. Proszę Ciebie, pobłogosław mnie. A Twoje błogosławieństwo niech uczyni trwałym to doświadczenie. Niech sprawi, że już żyć będę tylko Tobą, że należeć będę tylko do Ciebie. Niech Twoje błogosławieństwo sprawi, że będę miała odwagę cały czas poddawać moje dłonie i stopy do przybicia. Niech Twoje błogosławieństwo sprawi, że ludzie nie będą umierać dla siebie samych, ale będą rodzić się dla Ciebie, dla miłości, dla krzyża. Niech Twoje błogosławieństwo da mi odwagę realizować powołanie. Pobłogosław mi Jezu!