Bardzo dużo treści zawiera ten fragment Pisma Świętego (Kol 3,5-17), więc możemy go brać i rozważać przez kilka kolejnych dni, każdy w swoim sercu. Dzisiaj zwróćmy naszą uwagę na to, że nieustannie Bóg mówi o nawróceniu. Nieustannie mówi o wzajemnej miłości, o przebaczaniu sobie nawzajem, o cierpliwości wobec siebie nawzajem i łagodności. Nie są to słowa, które Bóg kierowałby do człowieka na początku jego drogi tylko, ale słowa te kieruje każdego dnia do każdego z nas. Czasem dusza siada zamiast iść. Tak przyzwyczajona do słów Bożych, że przestaje nimi żyć. Znając je na pamięć wydaje jej się, że są w niej, a tak naprawdę te słowa w niej nie żyją; tych słów nie ma w duszy. Owszem, są w jej pamięci, w jej umyśle, ona doskonale je rozpoznaje, kiedy je słyszy, kiedy je czyta, ale one w niej nie żyją. Starajmy się, aby te słowa w nas ożyły. Nie mówmy sobie, że to już znamy, to już wiemy, bo w ten sposób przyjmujemy, że to już stało się naszym życiem, a tak nie jest.
Nieustannie w nas ma odnawiać się Słowo Boga. Nieustannie mamy powracać do każdego słowa Jezusa. Kiedy człowiek słucha słów, kiedy słyszy je wielokrotnie, pojawia się pokusa, aby te słowa zostawić, uznając, że się je zna. Wtedy Słowa Boga nie bierzemy do serca, nie przyjmujemy do swojej duszy. Słowo to nie może niczego w nas zdziałać, bo nie zostało przyjęte. Nie ma wśród nas dusz doskonałych, bo doskonały człowiek jest w Niebie. My jesteśmy zwykłymi ludźmi; nie jakimiś herosami, nie doskonałymi aniołami, ale zwykłymi ludźmi i w nas są różne słabości. Dlatego słuchajmy tych słów i jeszcze raz w sobie starajmy się zobaczyć, odszukać wszystkie te braki, niedoskonałości; wszystko to, gdzie Słowo Jezusa ma co przemieniać. Jeśli ktoś uważa, że do niego nie odnosi się Słowo o wzajemnej miłości, to właśnie na tym polu musi pracować. Jeżeli uważa, że Słowo Jezusa o cierpliwości i łagodności jego nie dotyczy, to znaczy, że właśnie w tym bardzo szwankuje. Zobaczmy, czytając Słowo, w czym wydaje nam się, że możemy żyć spokojnie, na co nie zwrócić uwagi, to właśnie szczególną uwagę na to zwracajmy i patrzmy na siebie uważnie. Patrzmy na siebie, nie na drugiego! Bo bardzo łatwo przychodzi człowiekowi zobaczyć w drugim słabości, w sobie trudniej.
Mówimy w czasie Wielkiego Postu, aby stawać w Bożej obecności i uświadamiać sobie tę cudowną rzeczywistość, która nie tylko otacza nas, ale w której jesteśmy zanurzeni i która jest w nas. Czy rzeczywiście prawdziwie, autentycznie stajemy przed Bogiem? Czy otwieramy swoje serca? Czy pozwalamy łasce Boga dokonywać w nas tych przemian, które są tak potrzebne i których Bóg pragnie dla nas? Niech każdy z nas spróbuje autentycznie stanąć przed Bogiem, stanąć w pokorze, w świadomości, że jest słaby i że nie potrafi stawać przed Bogiem. Dopiero prawdziwe uwierzenie, prawdziwa pokora otwiera na obecność Boga. Jeśli pragniemy spotkania z Bogiem, jeśli pragniemy przemiany, ze wszystkich sił prośmy Boga, by On wszystko czynił w nas. Wszystko, to znaczy wszystko, więc Jemu trzeba oddać każdą sferę życia, każdą sprawę, każdą myśl. Wszystko! Nie pozostawiać sobie ani odrobiny, nic. Nic nie jest nasze, nic do nas nie należy. To człowiek uzurpuje sobie prawa do drugiego człowieka. Nawet, jeżeli jest to rodzina, jeżeli jest to syn, czy córka, mąż czy żona, to zbytnie zatroskanie nie jest dobrem, bo jest przywłaszczaniem sobie tych osób. Jest dawaniem sobie prawa do posiadania ich. Trzeba wypuścić ich ze swoich rąk, aby oddać ich Bożemu Sercu i aby Bóg troszczył się o nich. Trzeba ze swoich rąk wypuścić wszystko, bo dopiero wtedy człowiek w pokorze staje przed Bogiem, uznając, że to On jest Panem wszystkiego. Cały ogrom słabości, cały ogrom jest w sercu człowieka, który trzeba Bogu oddać, aby doświadczyć przemiany. To tylko człowiekowi wydaje się, że ma jedną, dwie czy trzy rzeczy do naprawienia w sobie. A to cały człowiek potrzebuje Bożej ręki, która go przemieni, która go wprowadzi na drogę do doskonałości. Jednak pamiętajmy, że ta droga nie jest drogą samą dla siebie. Doskonałość nie jest celem samym w sobie; celem jest Bóg i złączenie z Nim życia.