Bóg tak ukochał człowieka, że uczynił go wolnym (Jr 21, 8-9)

+Bóg zanurza nas w swojej miłości. Bóg zanurza w swojej miłości każdego człowieka. Wyrazem tej miłości jest dana człowiekowi wolność. Wolnym jest Bóg. Bóg tak ukochał człowieka, że uczynił go wolnym. To jest również podobieństwem do Boga. W swej wielkiej łaskawości Bóg nieustannie kąpie dusze w swej miłości, w swym miłosierdziu, w swych łaskach, w swej dobroci. Nieustannie dusza jest zanurzona w Bogu, ale jednocześnie jest wolna. Prawo dokonywania wyborów stanowi o wyższości człowieka ponad inne stworzenia. To, że ma wolną wolę jest rodzajem wywyższenia człowieka. Został stworzony do czegoś wyższego. Takiej wolnej woli nie mają zwierzęta, rośliny, nie są stworzone do wyższego życia. Człowiek został powołany do życia w Bogu, do tego, aby dzielić życie z Bogiem. Jest to zupełnie inne życie niż życie zwierząt czy roślin. W tym objawia się wielka miłość Boga i wręcz okazywany przez Boga szacunek człowiekowi. Bóg szanuje wybory ludzkie. Nie gwałci tych wyborów, nie czyni niczego wbrew człowiekowi, niczego na siłę. Tak jakby traktował niemalże człowieka na równi ze Sobą, mimo, że wie, jak wielka jest przepaść pomiędzy wielkością, wszechmocą Boga a nicością i słabością człowieka. Aby człowiek mógł korzystać z tak wspaniałego obdarowania, Bóg człowiekowi zapewnia wszystko, aby tylko mógł dokonywać dobrych wyborów, aby tylko mógł przyjąć miłość i rozpocząć życie prawdziwe. Cały czas zanurzony w Bożej miłości jest bezpieczny, dopóki tu na ziemi dokonuje tych wyborów. Do końca swego życia na ziemi ma niejako to poczucie bezpieczeństwa, że jest nad nim nieustannie Boże miłosierdzie. A cokolwiek uczyni, jeżeli nawet dokona złych wyborów, może powrócić, może zwrócić się do Boga i otrzyma życie wieczne w Bogu, życie w miłości.

Pomimo różnych trudności i cierpień, których człowiek doświadcza w swoim życiu, cały czas jest zanurzony w Bogu. Odrzucenie Boga, brak chęci nawrócenia i wybór przez człowieka piekła, z chwilą śmierci zamyka przed człowiekiem drogę powrotną. Dlatego mówimy o poczuciu bezpieczeństwa za życia na ziemi, gdzie człowiek nieustannie otoczony miłością Bożą ciągle jest przez Boga zapraszany do relacji miłości, ciągle jest obdarzany łaską miłosierdzia, ciągle Bóg czyni wszystko, aby człowiek tę miłość zobaczył i przyjął. Za życia na ziemi nie ma odwrócenia się Boga od człowieka, a więc za życia na ziemi człowiek nie jest skazany na piekło. Człowiek sam się na to piekło skazuje, gdy do końca swoich dni ziemskich wybiera to piekło. Ale podczas życia ziemskiego jest zanurzony w Bogu.

Niezwykłe jest to, że pomimo różnych cierpień, przeciwności, trudności, dramatów, pomimo tego wszystkiego, co po ludzku wydaje się zaprzeczać miłości, człowiek jest w Bogu, jest w miłości. Żyje tylko dzięki temu, że jest skąpany w miłości. A doświadczenia cierpienia też są wyrazem miłości, łaską i dobrem, które przygotowuje duszę i wprowadza ją w bliskość, w poznanie Boga, w zbliżenie się do istoty miłości. Niestety człowiek zamknięty, tak bardzo zajęty sobą często nie potrafi wyjść poza samego siebie, by zobaczyć prawdę o Bożej miłości. Przypomina trochę jakieś małe zwierzątko, które żyje w swoim środowisku nie wiedząc nic o tym, że na ziemi są różne krainy, różne klimaty, różna roślinność i różne zwierzęta; że poza ziemią w kosmosie istnieje wiele planet, wiele gwiazd, że istnieje o wiele większy świat niż ten jego maleńki, w którym ono żyje. To prawda, człowiekowi trudno jest wyjść poza krąg swego ja i swoich spraw, ale jeśli będzie próbował zobaczyć coś więcej, nie tylko siebie samego, wtedy dzięki wsparciu Boga, dzięki Jego łasce jest możliwym, aby otworzył się na prawdę o całej otaczającej rzeczywistości, o miłości, w której jest zanurzony. Człowiek żyjąc ziemskim życiem, sprawami przyziemnymi, traci. Jego dusza staje się uboższą, gdy jedynie zajmuje się sprawami ziemskimi. Ale ma przed sobą nie tylko tę jedną drogę, to, co się dzieje wokół niego, sprawy bytowe, swoją rodzinę, czy pracę. Pan Bóg przed nim kładzie jeszcze coś więcej. Potrzeba jednak wysiłku, aby człowiek skierował swój wzrok na drugą drogę. Potrzeba też odwagi, aby spróbował tej drugiej drogi. Często ludziom żyjącym w Kościele wydaje się, że żyją na tej drugiej drodze. Bo skoro przyjęli chrzest, inne sakramenty, uczestniczą w niedzielę w Eucharystii, to wydaje im się, że wybrali tę drugą drogę. Niestety często jest to bardzo złudne, ponieważ serce człowieka nadal zajęte jest sprawami ziemskimi.

Dzisiaj Bóg poprzez ten krótki fragment (Jr 21, 8-9) chce uświadomić nam, że każdy z nas ma przed sobą położone dwie drogi i że każdy z nas codziennie staje przed wyborem jednej z nich. Wiadomo, że nie da się iść jednocześnie jedną i drugą. Wiadomo, że wybór jednej od razu skutkuje, iż schodzimy z tej drugiej drogi. Zawsze są jakieś konsekwencje wyboru. Ale dzisiaj Bóg ukazuje nam jeszcze jedną rzecz, że te dwie drogi, to są drogi do życia lub śmierci, że to jest bardzo poważna sprawa, której nie można traktować lekko, tak jak traktuje większość ludzi na ziemi. To rzeczywiście droga życia i droga śmierci. Innych możliwości nie ma. Nie ma trzeciej drogi. Czytaj dalej

Ojciec Niebieski pragnie naszej miłości, ale miłości prawdziwej (Oz 11,1-11; 14,5-10)

Ojciec_MilosiernyKsięga, z której dzisiaj czerpiemy fragmenty w większej mierze opisuje niewierność narodu wybranego. Nie czytaliśmy wszystkich fragmentów, sięgnęliśmy jedynie do początku tej Księgi po to, by uświadomić sobie z jednej strony obdarowanie nasze wielką miłością Bożą, a z drugiej strony – niewierność, nieposłuszeństwo wypływające ze słabości. Ponieważ nie rozumiemy wielkości obdarowania, dlatego też nie rozumiemy, jak wielka jest nasza słabość, która pociąga nas ku wielkiej niewierności. Trzeba najpierw zrozumieć wielkość miłości, aby potem zobaczyć u siebie wielką niewdzięczność wobec Boga. Zatem czytanie o niewiernościach narodu wybranego, chociażby w tej Księdze, nie odniesie takiego skutku, raczej trzeba skupić się na wielkiej Bożej miłości, aby zrozumieć, że tej miłości się nie doceniało, że nie widziało się jej, że ją się odrzuciło.

Dlatego sięgnęliśmy do fragmentów, w których z wielką czułością Bóg mówi o swoim narodzie, bo z taką czułością pochyla się również nad nami (Oz 11,1-11; 14,5-10). Z ogromną czułością, tak jak matka, ojciec pochylają się nad swoim niemowlęciem, tak Bóg pochyla się nad każdym z nas i każdego podnosi, biorąc w ramiona. Każdego kołysze w swoich ramionach i tuli do swojego policzka. To wyobrażenie o niemowlęciu trzymanym w ramionach ma uświadomić nam rodzaj Bożej miłości do nas, to, w jaki sposób Bóg traktuje każdego z nas. Czyż ojciec, albo matka może gniewać się i karać swoje niemowlę za cokolwiek, skoro to niemowlę niczego nie rozumie, a przede wszystkim nie rozumie, jak wielką miłością jest obdarzane? To niemowlę otrzymuje wszystko i ono oczekuje wszystkiego od rodziców. Jest od nich zależne. A obdarzane jest wielką czułością, ponieważ jego maleńkość wywołuje taką czułość i miłość w sercu rodziców.

Tak samo w Sercu Boga widok nasz wywołuje czułość, tkliwość, wielką miłość. Bóg nie może gniewać się na nas, bo każdy z nas jest niemowlęciem w Jego ramionach i każdego z nas umiłował największą miłością. Dlatego zapomina o wszystkich niewiernościach. Sam przed Sobą tłumaczy każdego z nas ze wszystkich naszych słabości i ciągle od nowa podnosi tuląc do policzka. Każdego z nas ciągle od nowa obdarza wielką obfitością łaski, bo każdy z nas przed Bogiem jest jako to niemowlę.

Rozważamy dzisiaj wielką Bożą miłość. Bóg pragnie od nowa otworzyć nasze serca na swoją miłość. Pragnie, byśmy na nowo doświadczając tej miłości uwierzyli jej. Byśmy poddali się tej miłości tak, jak poddaje się niemowlę czułościom swoich rodziców. Bóg chce więcej – chce naszego świadomego oddania się Jego miłości. A więc pragnie czynić nas już nie tylko swoim dzieckiem, ale swoją oblubienicą, która świadoma miłości swego Oblubieńca, obdarzana Jego klejnotami, widząc tak wielkie Jego umiłowanie, przyjmuje tę miłość i oddaje się Oblubieńcowi. Zaczyna żyć w Jego domu, razem z Nim wiodąc życie. Czytaj dalej

Spójrzmy na nasze powołanie z perspektywy Krzyża

P1200847 (2)Największą i najpiękniejszą tajemnicą miłości jest Krzyż. Męka Jezusa na Krzyżu, Jego śmierć, ale i zmartwychwstanie mają w sobie tak wielkie, niezgłębione bogactwo, iż wszystkie słowa, jakie zostały już zapisane na temat cierpienia Jezusa, wszystkie księgi, które traktują o Jego Męce zbawczej, wszystko to jest maleńką kropelką w wielkim oceanie. Wszystko jest niczym wobec cudownej, niepojętej tajemnicy miłości. Jeżeli jakaś dusza powołana zostaje do przeprowadzenia pewnego dzieła w Kościele, ma do wykonania jakąś misję, to tylko wtedy będzie ją przeprowadzać z powodzeniem, gdy oprze swoje życie na największej tajemnicy miłości, czyli na Krzyżu. Ponieważ z Krzyża zrodzony został Kościół, wszystko, co dzieje się w Kościele dobrego, wszystkie dzieła w Kościele mają swoje źródło, swoje życie, swoje natchnienie, swoją mądrość i swoją moc właśnie z Krzyża. W różny sposób, w różnej mierze dusze czerpały z Krzyża, przeprowadzając w Kościele kolejne dzieła, ale zawsze były to dusze złączone z Jezusem Ukrzyżowanym, które czerpały z Dzieła Zbawczego. A to, co czyniły było pewnym elementem Dzieła Zbawczego Jezusa. Dzieło, które włączone jest w Dzieło Zbawcze ma sens istnienia, bycia i tylko takie dzieło się utrzyma i przynosi wielkie owoce.

O Krzyżu, o zjednoczeniu z Jezusem Ukrzyżowanym na maleńkiej drodze miłości mówiliśmy już wiele razy. Jednak człowiekowi ze względu na jego słabości trudno jest zrozumieć głębię, a jeszcze trudniej jest przyjąć do swego życia, by realizować te tajemnice. Na ile dusza otwiera się na prawdę o Krzyżu całą sobą, na tyle pozwala Bogu realizować przez nią dzieło zaplanowane przez Boga. Kiedy dusze doświadczają cierpienia powinny starać się łączyć swoje cierpienie z cierpieniem Jezusa na rzecz dzieła, które Bóg przez nie przeprowadza. Wtedy Bóg udziela temu dziełu, tym duszom wielu łask. Czasem dziwią się ludzie, w jaki szybki sposób rozwija się jakieś dzieło, nie widząc ile ci, którzy zostali do tego dzieła powołani znoszą różnych cierpień. Patrząc wstecz na historię Kościoła, chociażby historię powstawania różnych zgromadzeń, stowarzyszeń katolickich, instytutów, przede wszystkim widzimy po kolei następujące po sobie wydarzenia świadczące o tym, jak dzieła te się rozwijały. Nie zwracamy uwagi, że miało to miejsce w jakiejś ciągłości czasowej. Nie działo się to natychmiast, od razu, ale rozciągało się nieraz na lata. I nie wiemy też, przynajmniej nie wiemy w pełni, ile ci, którzy byli powołani do tych dzieł, doświadczali trudności, przeciwności, ile cierpienia było ich udziałem. Wiele razy było tak, iż wydawało się, że dane dzieło zanika lub też były tak wielkie trudności, że po ludzku nie do pokonania. Bywało też tak, że dzieło zapoczątkowane przez jedną, dwie, trzy osoby w swych początkach nie miało więcej członków, którzy by włączyli się w nie. I trwało to nieraz kilka, kilkanaście lat zanim Bóg do tego dzieła powołał następne osoby, by mogło się rozrastać. Patrząc z perspektywy wydaje się to łatwe – przetrwać kilka lat, bo potem dzieło się rozwinie. Ale kiedy samemu jest się w tym dziele, kiedy widzi się przeciwności, a nie widzi się przed sobą rozwoju, który nastąpi, kiedy trzeba jedynie ufać w to, co słyszy się we własnym sercu, trudniej jest trwać. A jednak właśnie na tej ufności i wierze Bóg opiera swoje dzieła i posługuje się zwykłymi ludźmi.

Dusze te tylko wtedy są w stanie przejść wszystkie etapy w dziele, gdy poznają tajemnice miłości Boga do człowieka, kiedy zagłębiają się w tajemnicę Krzyża. Bo tylko w tej Tajemnicy otrzymują wyjaśnienie i zrozumienie własnej drogi, sensu wydarzeń, sensu wszystkiego, co ich spotyka. Tylko w Krzyżu otrzymują to głębokie przeświadczenie prawdy o swoim powołaniu do dzieła. Nic innego, na niczym innym nie można oprzeć swego powołania, nic innego nie da pewności, nie da bazy, podstawy, nic nie wytłumaczy sensu wszystkich podejmowanych wysiłków na rzecz dzieła. Tym, co najlepiej tłumaczy, nadaje sens, jest zarówno drogą i celem, jest Krzyż. Czytaj dalej

Potrzeba wielkiej ufności i wielkiej wiary

malenkie2Człowiek nie posiada wielkiej wiary i trudno mu wierzyć, kiedy w sposób namacalny nie doświadcza, nie widzi owoców tej wiary. A Bóg oczekuje od nas – dusz maleńkich, że będziemy z wielką wiarą dawać swoje serca, aby On posługiwał się nimi, abyśmy mogli przynosić owoc w całym Kościele. Dobrze byłoby, abyśmy uświadamiali sobie, iż wszystko to, co dzieje się we wspólnocie, do czego jesteśmy przynaglani, co czynimy, wszystko to odbija się wielkim echem w duszach w całym Kościele. Dobro, którego Kościół doświadcza gdzieś na krańcu ziemi jest często owocem otwarcia się duszy w zupełnie innym zakątku. Chcielibyśmy zobaczyć już teraz wokół siebie namacalne owoce swojego oddania, posłuszeństwa, modlitwy, poświęcenia, wyrzeczenia, ofiary. Od duszy maleńkiej Bóg oczekuje ufności. Mała droga, to mała droga; nie z wielkimi znakami i dokonującymi się cudami tak spektakularnymi, tak widocznymi, że od razu wszyscy stają w osłupieniu. Mała droga, to droga wąziutka, ukryta gdzieś w jakimś gąszczu, biegnąca jakimś polem, łąką, przebiegająca przez jakieś polany, lasy, często zarośnięta, ukryta pod trawą, zakryta krzewami. Jest maleńką.

Czy zwracamy uwagę na drogę, którą przebywają mrówki, aby zanieść do swojego mrowiska budulec, pokarm? Depczemy po niej, nie zauważamy, bo to jest maleńka droga. I my mamy być takimi mróweczkami, idącymi maleńką drogą, niezauważeni, a jednak stawiamy wielkie kopce. Cała społeczność mrówek ma swoje znaczenie dla lasu. Gdybyśmy odkryli taki kopiec zobaczylibyśmy wiele korytarzy, wiele pomieszczeń przeznaczonych na wychowanie małych mrówek, na złożone jajeczka, na larwy. Zobaczylibyśmy miejsce na zapasy. Zimą zobaczylibyśmy, gdzie te mrówki przebywają, gdzie się chronią, by ją przetrwać. Wszystko to zakryte jest, a kopiec sam nie wygląda okazale. Jego kolorystyka nie przyciąga wzroku. Kiedy stanie się kilka metrów od niego, właściwie ginie w lesie, bo ten kolor nie jest kolorem dominującym, zwracającym uwagę, przyciągającym wzrok. Taka jest maleńka droga miłości, takie jest nasze życie. A jednak, jak ważne jest życie mrówek, maleńkich zwierzątek – ma swoje znaczenie dla całego lasu. O ileż bardziej ma znaczenie życie każdej maleńkiej duszy dla całego Kościoła! O ileż większe owoce przynosi nasza maleńka droga, ukryta!

Dlatego nie szukajmy widocznych znaków, wielkich cudów. Nie szukajmy tam, gdzie tak łatwo budzą się jakieś emocje i uczucia, do czego w sposób naturalny ciągnie dusza. My mamy Boga – jest w naszej wspólnocie i w naszych sercach. I tak jak prowadził naród wybrany, obecny był chociażby wtedy, gdy wyprowadził z Egiptu cały naród i szedł przed nim widoczny w słupie obłoku czy ognia (por. Wj 13, 21-22), tak teraz jest pośród nas, ale bez namacalnych znaków. Nie znaczy to, że tych znaków nie doświadczamy. Jednak znaki, które Bóg nam daje doświadczamy na miarę swojej ufności i wiary, chociażby sam charyzmat, który jest darem dla nas. Na ile dusza się otwiera z ufnością, na ile z wiarą przyjmuje Słowo Boga, wypowiedziane przez ten charyzmat, na tyle doświadcza miłości i na tyle przemieniane jest jej serce. Oczywiście łatwiej jest, kiedy oczami zobaczy się jakiś znak – znak chociażby uzdrowienia, wskrzeszenia lub jakiś inny znak. Ale to są znaki po pierwsze tam, gdzie są wielcy. Po drugie – potrzebne dla tych, którzy często odwróceni od Boga muszą w sposób szczególny doświadczyć czegoś mocnego, aby znowu się do Niego przybliżyć. Nie szukajmy takich znaków. My otwierajmy się na znaki, wobec których Bóg oczekuje od nas ufności i wiary, ponieważ wtedy Bóg może jak gdyby sięgać głębiej do naszych dusz. Przyrównajmy naszą duszę do ziemi, do roli. Można ziemię pograbić grabiami, można zaorać pługiem, w zależności od ustawienia narzędzia można orać bardzo głęboko lub płytko. Pozwólmy Bogu, aby zaorał bardzo głęboko. Do tego potrzeba otworzyć się. Potrzeba wielkiej ufności i wielkiej wiary, a Bóg będzie mógł głęboko zaorać.  Czytaj dalej

Bóg nieustannie pochyla się nad człowiekiem (Oz 1,2-2,5)

Jezu, ufam TobieSpróbujmy odkryć, jak wielką jest miłość Boża do każdego człowieka; miłość, która uprzedziła każdego z nas, o wszystkim pomyślała, wszystko przewidziała, wszystkim kieruje i prowadzi, która zapewnia nam wszystko; miłość, która roztacza przed nami wspaniałą przyszłość i już w tej przyszłości umiejscawia.

Niech nasze serca będą spokojne, chociaż wybrany fragment Pisma Świętego (Oz 1,2-2,5) wydawać się może dziwny. Przyjmujmy wszystko z wielką ufnością, z wiarą w Bożą miłość. Wiele słów z tego fragmentu może zatrwożyć człowieka, mogą one zaniepokoić nas, a jednak miejmy przed oczami wielką miłość Boga, bo to ona jest latarnią, która rozświetla wszystko. Z nocy czyni dzień, a w dzień wszystko to, co przerażało nocą okazuje się, iż niewarte jest strachu.

Bóg umiłował człowieka zanim go stworzył. A stworzył właśnie dlatego, że umiłował, że zapragnął, aby człowiek mógł uczestniczyć w Jego życiu, w Jego miłości, aby mógł żyć w samym Jego Sercu. I obdarza człowieka wszystkim, czego on potrzebuje, aby mógł żyć szczęśliwie. Jednak człowiek nie odpowiada na miłość Boga. Żyje swoim życiem, interesuje się różnymi sprawami, w ten sposób odpycha od siebie obecność Boga, Jego miłość, odrzuca Jego miłosierdzie. Ale Bóg kocha miłością doskonałą. Ta miłość jest wieczną, nigdy nie ustaje. Dla człowieka takim synonimem wieczności jest słońce, a więc miłość Boża jest jak słońce, które nieustannie świeci nad nami, nieustannie jest, nieustannie daje ciepło, dając przez to również życie. Jest przecież ogromną gwiazdą, a istnienie słońca naukowcy obliczają na wiele, wiele lat. I nie zgaśnie ono za naszego życia, za życia naszych następców. Bóg jest czymś więcej niż takie słońce. Jego miłość nad nami nigdy nie zagaśnie. Jest nieustannie. Jest również wtedy, kiedy człowiek popełnia grzech, kiedy odwraca się od Boga, kiedy wręcz świadomie odrzuca miłość Bożą. Bóg nieustannie jest i Jego miłość nieustannie jest. Bóg i miłość – to jedno. W tej niezmierzonej, niepojętej miłości Bóg nieustannie pochylony jest nad człowiekiem, chcąc stale prowadzić człowieka ku wieczności, ku szczęściu, a więc to pochylenie Boga nad człowiekiem jest od samego momentu stworzenia człowieka. Nieustannie Bóg jest nad człowiekiem pochylony. Nie ma momentu, w którym Boga by nie było przy człowieku.

Pochylenie się miłości Boga nad człowiekiem objawia się w różny sposób. Objawiało się za czasów narodu wybranego w Starym Testamencie i objawia się teraz, w nowych czasach. Nieustannie Bóg pochylony jest nad człowiekiem, czyli nieustannie Jego miłość towarzyszy człowiekowi. Stale jest to działanie podnoszące, uzdrawiające, działanie pełne miłosierdzia, ratujące człowieka. Wszystko, co wydarza się w narodzie wybranym, wszystko, co wydarza się w Kościele – nowym narodzie wybranym, jest obecnością miłującego Boga. W Starym Testamencie możemy czytać o przeróżnych wydarzeniach, w których Bóg stale, poprzez wybranych przez siebie ludzi, opiekuje się swoim narodem, ratuje go, pociesza, podnosi, wskazuje drogę, pokazuje jak żyć. W Kościele podobnie, poprzez wybrane osoby Bóg przeprowadza Dzieło, które ciągle od nowa przywraca dusze Bożej miłości. Ciągle od nowa przebacza, uzdrawia, przybliża do swego Serca. Dzieje się to nieustannie, bo nieustannie świeci nad nami słońce miłości, nigdy nie gaśnie i nigdy nie zachodzi. Czytaj dalej