Modlitwa w Sercu Jezusa

8. Komnata modlitwy

Czerwiec, komentarze

Bóg zaprosił nas, abyśmy trwali przy Jego Sercu i to zaproszenie jest przepiękne. Serce szczere i proste zachwyci się takim zaproszeniem, bo przecież nie każdego dnia i nie każdą osobę Bóg zaprasza, by trwała przy Jego Sercu. Nazwał nas swoimi owieczkami, przygarnął, przytulił do swego Serca i poprosił, abyśmy Go kochali, stwierdzając, że tylko tyle od nas oczekuje, a On uczyni wszystko inne. Właśnie ten obraz jest obrazem modlitwy.

Czym jest modlitwa? Darem Boga. W Jego Sercu znajduje się i ta komnata, w której możemy odnaleźć ten dar. Jest on niezwykły i bardzo ważny. Człowiek nie potrafi się modlić. Ponieważ nie zna Boga, nie rozumie Go, nie wie, w jaki sposób z Nim rozmawiać, nie wie, jak nawiązać relacje. W dodatku pomiędzy Bogiem a człowiekiem jest ogromna przepaść. Ze strony człowieka właściwie niemożliwym wydaje się, by tę przepaść przebyć. Bóg przychodzi z pomocą – daje swojego Ducha. Dlatego na początku modlitwy trzeba prosić Ducha Świętego, aby zstąpił, aby dotknął Serca, aby je otworzył i modlił się w nim. Duch Święty poucza duszę, czym jest modlitwa, co jest jej istotą; poucza, jak się modlić. Duch Święty, dotykając duszy otwiera ją na dar modlitwy, a potem modli się w niej. Duch Święty! Człowiek sam nie jest w stanie, to czyni Duch Święty.

Modlitwa jest niezbędna dla życia duszy. Jest jak oddech dla organizmu. Kiedy się nie oddycha, umiera się. Tak samo jest z duszą – aby żyć, musi oddychać, a więc musi się modlić. Modlitwa jest pokarmem. Człowiek, aby być zdrowym, aby mieć siły, musi jeść. Do tego jeszcze musi przyjmować odpowiedni pokarm, bo inaczej może to spowodować jakąś chorobę. I widzimy takie przypadki. Modlitwa jest najlepszym pokarmem duszy, dającym jej zdrowie i siły. Powinniśmy być niezmiernie wdzięczni Bogu za to, że dał człowiekowi duszę, dzięki której możemy spotykać się z Nim. Dusza jest miejscem spotkania z Bogiem. Poza duszą nie spotkasz się z Nim. Dlatego fragment Ewangelii św. Mateusza (6; 5-8 ) mówi, aby wejść do swej izdebki, zamknąć drzwi i wtedy się modlić. To znaczy – wejść do swojej duszy, pozostawić wszystko i dopiero zacząć modlitwę, bo dopiero wtedy można spotkać się z Bogiem, który duszę zamieszkuje. Dusza jest niezwykłym darem Bożym, oznaką Jego miłości i miłosierdzia. Innym stworzeniom Bóg duszy nie dał. Tylko z człowiekiem spotyka się, i to w niezwykły sposób – w nim samym, w głębi jego duszy.

Aby się modlić, potrzeba wielkiego światła, które daje Duch Święty. Bez tego światła człowiek zamienia się albo w przekupkę na rynku, albo w aktora na scenie, albo w jakiegoś oratora czy też polityka. Czasem jest niczym sąsiadka, która z drugą sąsiadką rozpoczyna plotki. Aby prawdziwie rozmawiać z Bogiem, potrzebujesz Ducha Świętego. A we wspomnianym fragmencie Ewangelii słyszymy, aby zbyt wiele nie mówić. Bo tak naprawdę modlitwa nie jest wypowiadaniem słów, a właściwie – nie tylko. Może zawierać słowa, ale nie musi. I znowu powróćmy do owieczki, która ma przytulić się do Bożego Serca. Modlitwa jest wtuleniem się i słuchaniem, jak bije to Serce. I gdy dusza poczuje bicie Bożego Serca, kiedy ogarnie ją Boża miłość, wtedy sama zapragnie umiłować Boga miłością niepojętą, nieskończoną, na którą ją samą nie stać. A mimo to ona pragnie. Bóg może obdarzyć taką łaską, że dusza zawrze w sobie Boga, a Bóg zawrze w sobie duszę. I następuje wymiana miłości – niepojęta dla przeciętnego człowieka; niepojęta też dla samej duszy, która tego doświadcza. Te tajemnice powoli odkrywać będziemy w wieczności. Modlitwa jest więc otwarciem serca, wejściem w głąb swojej duszy, otwarciem się na obecność Boga, wpatrywaniem się w Niego, wtuleniem się i radowaniem się Bożą miłością.

Ktoś może powiedzieć: Czy to wystarczy? A kiedy przedstawić wszystkie prośby, przedłożyć wszystkie sprawy? No właśnie. W Ewangelii jest powiedziane: Bóg o wszystkim wie wcześniej niż ty wypowiesz słowo, On wszystko wie. Kiedy dusza wpatruje się w Boga, kiedy poczuje na sobie Jego spojrzenie, które przenika ją do głębi tak bardzo, docierając do wszystkich zakamarów jej duszy, ona czuje, że wszystko zostało przeniknięte Bogiem i przemienione. Wszystko – całe jej życie, każda jej myśl, każde pragnienie, słowo, postawa, sytuacja, w której się znajdowała, i w której się znajdzie, każde wydarzenie, każda relacja z drugim człowiekiem. Aż trudno nazwać to wszystko, co zostało przeniknięte Bożym światłem. Wystarczyło jedno spojrzenie Boga w głąb duszy. A ty chcesz Mu wyliczać?! Jeszcze to, to, i to… Potrzebuję… Załatw… Bóg już dawno załatwił – jednym spojrzeniem.

Kiedy pozwalasz Bogu, by tak wejrzał w głąb twojej duszy, zaczynasz inaczej na wszystko patrzeć. Twoje spojrzenie też jest przeniknięte Jego miłością. Zaczynasz rozumieć inaczej – bo twoje rozumienie jest przeniknięte Jego miłością. Pojawia się w tobie nadzieja, masz w sobie tyle ufności. Twoją duszę napełnia pokój. Przestajesz się lękać o te wszystkie sprawy, którymi byłeś zaniepokojony, bo Bóg wejrzał na wszystko. On już te sprawy załatwił. Boże światło ukazuje ci twoją rzeczywistość w prawdzie. Możesz w końcu w sposób właściwy spojrzeć na różne rzeczy. Wystarczyło jedno Boże spojrzenie w głąb twojej duszy, na które ty pozwoliłeś, bo się otworzyłeś. I nie musiałeś wyliczać, prosić, zastanawiać się, o czym jeszcze zapomniałeś, żeby przypadkiem nie umknęło. Wszystko zostało objęte, przeniknięte, przemienione miłością. Wszystko. Czasem wydaje ci się, że musisz modlić się pół godziny, godzinę… Może jeszcze jakąś koronkę, może nowennę, może Pompejańską. Tyle wyrzeczeń, ofiar, samozaparcia – Pan Bóg na pewno wysłucha. A potem patrzysz na inną osobę, która tego wszystkiego nie podejmuje, a jest szczęśliwa, radosna i Bóg jej błogosławi. Bo ta osoba znalazła nie godzinę, nie dwie, a tylko minutę, ale otworzyła się i pozwoliła Bogu wejść w głąb swojej duszy. To wszystko. I takie spotkanie jest niezwykle owocne. Daje duszy siły, daje zdrowie, daje życie. Człowiek wtedy może iść w swoją codzienność, bo ma w sobie moc Bożą. Wykonuje różne obowiązki, pokonuje trudności, stawia czoła przeciwnościom – bo Bóg jest w nim, nakarmił się Bogiem. A ty zmęczony kolejnymi Tajemnicami Różańca – bo przecież musisz cały w ciągu dnia odmówić, a czas tak trudno jest znaleźć – idziesz pochylony, zgarbiony, by znowu podjąć swoje obowiązki i już nie starcza ci sił na uśmiech, na to, by życzliwie odpowiedzieć drugiej osobie. Bo nie pozwoliłeś Bogu wejrzeć w głąb swojej duszy, nie pozwoliłeś Mu wprowadzić Jego światła do twego serca. A to On daje siły, zdrowie, życie. Nie twój wysiłek, by odmówić Różaniec, koronki, Nowennę Pompejańską, czy coś jeszcze. Nie! To dopiero spotkanie z Bogiem napełnia ciebie energią, sprawia, że jesteś uśmiechnięty, radosny pomimo wszystko, jest w tobie światło, życie, promieniejesz Bogiem. I to nie zależy od ilości modlitw, od ilości godzin spędzonych na modlitwie, ale od prawdziwego spotkania z Bogiem. Aby tego doświadczyć, trzeba prosić. To wszystko jest w Bożym Sercu, a Bóg zaprosił ciebie do swego Serca, abyś wtulił się w to Serce i zaczerpnął. Bóg chce to tobie dać. Poproś! Poproś, a otrzymasz.

Spróbujmy dzisiaj podczas rozważania jeszcze raz przytulić się do Bożego Serca, wyznać miłość, spojrzeć Bogu w oczy i pozwolić, by On spojrzał w nasze oczy. Spróbujmy!

***

 Słuchając czytania (Wj 40, 16-21. 34-38), dowiadujemy się, że zostało utworzone specjalne miejsce, aby w nim przechowywać Arkę, że to Pan nakazał przygotować takie miejsce i przebywał w tym miejscu, nawet dawał widoczny znak swojej obecności. Arka była świętą dla Żydów. Przedstawiała obecność Boga. Nie każdy Żyd mógł sobie wejść do świątyni, by zobaczyć z bliska Arkę. Miejsce, w którym ona przebywała było miejscem specjalnym i tylko niektórzy mogli dojść do centrum, by obcować w ten sposób z Bogiem. To miejsce przebywania Boga, jednocześnie miejsce, do którego wchodził Mojżesz, by spotykać się z Bogiem nazwane zostało Namiotem Spotkania. Bóg utworzył w każdym człowieku takie miejsce, gdzie pragnie spotykać się z człowiekiem. Jest nim dusza. I w tym miejscu zamieszkał. Bóg sam stworzył duszę specjalnie, by w niej zamieszkiwać i by człowiek mógł spotykać się z Nim. Tego Izraelici nie byli świadomi. Oni potrzebowali widocznego znaku. Na tamte czasy, dla tamtych ludzi potrzebny był taki właśnie znak, a nam współcześnie pomaga zrozumieć, czym jest dusza. Z czasem, kiedy naród nie musiał już wędrować przez pustynię, zbudowano świątynię dla Pana na stałym miejscu i tam przechowywano Arkę.

Bóg chciał przebywać nieustannie ze swoim narodem. Chciał być obecny w ich życiu. Chciał też, by Izraelici wiedzieli, że On jest. Nie gdzieś tam w chmurach, ale konkretnie w świątyni, w Arce On przebywa. To jest Jego obecność z nimi.

Tobie Bóg dał duszę, bo chce, żebyś wiedział, że On jest z tobą. Twoje ciało jest złożone z materii, z pierwiastków; z takich części, z których i inne istoty są zbudowane. Jest to jakaś wspólna część z ziemią. Ale Bóg dał ci to, co Boskie. Ze swego dał ci duszę. To jest coś, co pochodzi od Boga i w tobie jest Boskie. W ten sposób Bóg mówi: Chcę być obecny. Ja jestem obecny w tobie, w twoim życiu.  

Piękna nazwa „Namiot Spotkania”, bo tam Mojżesz spotykał się z Bogiem. Twoja dusza jest takim „Namiotem Spotkania”, bo ty tam możesz spotykać się z Bogiem, On tam czeka na ciebie. Niezwykłe jest to, że Bóg czeka nieustannie na ciebie w twojej duszy. Ty nie musisz czekać na znak, kiedy Bóg kiwnie palcem: teraz możesz wejść. On czeka nieustannie, zaprasza nieustannie, jest otwarty cały czas. Teraz dużo zależy od twojej kondycji, od twojej chęci i pragnienia, czy zechcesz zauważyć, że w tobie jest Namiot Spotkania, że tam czeka Bóg zapraszając nieustannie do spotkania. Zobacz, że Bóg uczynił już pierwszy krok – stwarzając ciebie od razu dał ci duszę. Nie wtedy, kiedy nabierzesz ochoty, żeby spotkać się z Bogiem i On wtedy da ci duszę – Namiot Spotkania, ale On stworzył ciebie i dał ci duszę od razu. W ten sposób Jego zaproszenie na to spotkanie jest nieustanne, ciągłe, od wieków. Od wieków Bóg ciebie zaprasza. A ponieważ duszę dał każdemu człowiekowi, to można powiedzieć, że od wieków już ty jesteś zaproszony do spotkania z Bogiem. Nie szkodzi, że dopiero teraz się narodziłeś, dopiero teraz żyjesz, ale od wieków Bóg zaprasza ciebie na spotkanie. I czeka. Tyle, ile istnieje świat, ile żyje człowiek, od samego początku Bóg czeka na ciebie. W dodatku Jego oczekiwanie jest pełne tęsknoty, pełne miłości, pragnienia, by ciebie spotkać twarzą w twarz, blisko; wręcz to oczekiwanie jest pełne niecierpliwości. Bóg czeka. Nie daleko, gdzieś, nie musisz, tak jak Mojżesz wspinać się na górę, by tam rozmawiać z Bogiem, który dał dziesięcioro przykazań, a potem kolejne inne wskazania. Ty masz wszystko gotowe – Bóg jest w tobie. Jest tak blisko, że już bliżej być nie może. Jest bliżej niż najbardziej ukochana twoja osoba w twoim życiu. Bliżej, bo jest w tobie. Bliżej niż twoja żona, twój mąż, twoja matka, twój ojciec, twoja córka, twój syn. Bliżej, bo jest w tobie i z głębi twego serca zaprasza ciebie do Namiotu Spotkania. Po co? By udzielić ci kolejnych łask. By nie tylko twoja dusza posiadała cechę wieczności, ale byś ty już zaczął przygotowywać się na wieczność – na wieczność pełną szczęścia, na niesamowitą przygodę, wspaniałą, cudowną, szczęśliwą.

Nikt, przyznaj, że nikt, nigdy czegoś takiego nie czynił dla ciebie. Nie dość, że od wieków na ciebie czeka stęskniony, uczynił dar w postaci duszy, to jeszcze czeka nadal na ciebie, aby cię obdarzyć wiecznością, szczęściem największym, niezrozumiałym dla ludzi na ziemi. Z twojej strony potrzebne jest tylko to, abyś zdecydował się wejść do Namiotu Spotkania, a więc abyś zdecydował się zanurzyć w swojej własnej duszy i tam spotkać się z Bogiem. Ktoś może powiedzieć, że to nie takie łatwe. To prawda, chociaż jest i drugie powiedzenie: dla chcącego nic trudnego. W relacji z Bogiem wiele opiera się na pragnieniu, na wyrażonej woli przez człowieka. Ty masz wyrazić takie pragnienie, że chcesz spotkać się z Bogiem. To, co możesz masz uczynić ze swej strony, a więc „wejść do izdebki, zamknąć drzwi”. To znaczy: uklęknąć, usiąść w takim miejscu, żeby nic ci nie przeszkadzało w obcowaniu z Bogiem, żeby twoje oczy nie zatrzymywały się na tym, co będzie odrywało ciebie od spotkania. Twoje uszy żeby też nie zajmowały się niczym, abyś ty mógł rzeczywiście wejść do swego wnętrza. Najtrudniej zamknąć drzwi, a przez uchylone drzwi bardzo dużo dochodzi ze świata zewnętrznego; tak dużo, że nieraz przez godzinę człowiek nie jest w stanie jednak spotkać się z Bogiem. Tylko się męczy – zamknąć te drzwi, czy nie zamknąć! I zamyka, i otwiera! I zamyka, i otwiera! A może okno, a jednak zamknę może drzwi! I tak się męczy, bo jednak coś jest na zewnątrz, co nurtuje serce człowieka – taki problem, inny problem, człowiek, sytuacja, obowiązki, konieczności, coś się przypomniało. I znowu: drzwi otwarte, zamknięte; okno otwarte, zamknięte; wstanę, usiądę, uklęknę – nie, wstanę; pójdę – nie, wrócę. I walka przez godzinę.

Ty masz wejść i zamknąć drzwi. I to wszystko. A potem? Potem to już jesteś owieczką, która tuli się do Serca Bożego i Go kocha. Nie potrzeba wiele, „…nie bądźcie gadatliwi, jak poganie”, a więc nie potrzeba słów. Owszem, zwróć się do Boga, poproś Go, aby udzielił ci swego Ducha, który pomoże ci zostawić wszystko, usposobi twoje serce do modlitwy,  nakłoni je do otwarcia. Tak, poproś. Może jest coś, za co chciałbyś najpierw przeprosić, co ci przeszkadza, co gniecie twoją duszę, uwiera – przeproś. Kiedy przepraszasz, to od razu ufaj w Boże miłosierdzie, czyli nie zanurzaj się coraz bardziej w błocie, nie taplaj się w nim, tylko zaufaj, że Bóg z tego błota ciebie zaraz wyjmie. A kiedy cię wyjmie, to jak owieczka, przytul się do Bożego Serca, szeroko otwórz swoje i wyznaj, że kochasz. Jeśli nie czujesz, że kochasz, to wyznaj, że pragniesz kochać. Jeśli nie ma w tobie i tego pragnienia, bo jest ciemność, wyznaj, że jest ciemność. Wyznaj, że w tobie jest ciemność, a On jest światłem, więc prosisz o światło. A jeżeli nie masz siły prosić, bo te ciemności ciebie już całkowicie obezwładniły, powiedz, że nie masz siły. Przed Bogiem nie musisz robić niczego na siłę. Przed Bogiem nie musisz udawać, nie musisz okazać się elokwentnym, czy dobrym mówcą, że potrafisz pięknie, we wspaniałym stylu mówić, pięknie się modlić, że znasz różne ładne słowa, które układasz we wspaniałą modlitwę. Nie musisz! Bo to jest tylko przystrajaniem się we wspaniałe piórka, a Bóg nie patrzy na twój strój, czy na dekoracje – korale, kolczyki, wymalowane oczy, a może markowe ciuchy. Bóg nie patrzy w ten sposób na twoją duszę, na twoją modlitwę, na twoje słowa. On doszukuje się twojego serca. Nie czyń tak tylu różnych rzeczy, by Bóg nie musiał grzebać w twoich brudach zewnętrznych, aby dopatrzeć się twojego serca. Od razu więc je odsłoń, bez owijania w bawełnę. On ciebie stworzył i On wie, że masz zdolności, albo ich nie masz. On wie, co potrafisz, jakie masz wiadomości, inteligencję, bo On ci to dał, więc nie musisz się tym chwalić. On wszystko wie, a teraz czeka, że po prostu przed Nim staniesz ty. Ty, a nie to wszystko, co On ci dał. Staniesz ty! Owszem z tym wszystkim, ale ty. I ty Mu powiesz słowo: kocham, przepraszam, poproszę, całkiem zwyczajnie i prosto. Owszem, kiedy jest Msza św. i na przykład przygotowujesz modlitwę wiernych, musisz to uczynić gramatycznie, stylistycznie. Musisz. Ale kiedy jesteś sam na modlitwie, to nie układaj takiej cudownej i wspaniałej modlitwy wiernych, tylko otwórz serce i sercem powiedz. Nawet ust nie musisz otwierać, jeśli otworzysz serce, to serce wszystko wypowie.

Pamiętaj, Bóg stworzył dla ciebie Namiot Spotkania, jest nim twoja dusza. I od samego początku istnienia człowieka czeka na ciebie w nim. Zaprasza, jest otwarty. Całym skarbem, bogactwem, świętością dla Izraelitów była Arka w świątyni. To było najważniejsze miejsce – święte Świętych. Ty tę „Arkę” masz w sobie i w dodatku możesz wejść, by się spotkać z Bogiem. Możesz niemalże dotknąć Arki. Izraelici o tym nie wiedzieli, ty wiesz. Zobacz, jak ciebie Bóg kocha! Ile łaski spływa na ciebie!

Połóż swoje serce na Ołtarzu i poproś, by Duch Święty pomagał ci wchodzić do twojego „Namiotu Spotkania” i tam spotykać się z Bogiem.

Modltwa

Jezu, kocham Ciebie! Chciałbym Ciebie przyjąć, jak najpiękniej, ale nie potrafię. Dobrze, że jest Twoja Mama. Stanę obok Niej, gdy przyjmuję Ciebie w objęcia i za Nią będę powtarzać słowa dziękczynienia i uwielbienia. Mama zawsze uczy swoje dziecko modlitwy. To przecież ona zawsze pierwsza prowadzi rączkę dziecka, aby uczyło się Znaku Krzyża. Ona uczy pierwszych słów modlitwy. To i ja zaufam Mamie, w dodatku Twojej. Wierzę, że Twoje Serce rozraduje się, widząc Ją w moim sercu. Wierzę też, że Jej słowa będą Tobie najmilsze, a Ona je będzie wypowiadać w moim imieniu. Cieszę się, bo to będzie moja modlitwa.

Jaki jesteś dobry, Jezu! Dajesz mi wszystko, niczego nie muszę umieć, niczym nie muszę zapracowywać na Twoją miłość, a wszystko otrzymuję. Nawet to, że Twoja Mama w moim imieniu przyjmuje Ciebie do mojego serca. I to Ona wielbi Ciebie. A Ty radujesz się i przyjmujesz jako moją modlitwę, moje dziękczynienie i moje uwielbienie. Panie mój, to niepojęte! To są prawdziwe cuda. I mnie dajesz uczestnictwo w nich. Kocham Ciebie, Jezu!

<<powrót                                                                                                     dalej>>

Jedna myśl nt. „Modlitwa w Sercu Jezusa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>