1. Ubodzy w duchu
Jezus mówi do nas: „Błogosławieni ubodzy w duchu” (Mt 5, 3). Na czym ma polegać to ubóstwo duchowe? Jezus oczekuje od nas pokornego słuchania. Oczekuje pokory daleko posuniętej, połączonej z całkowitą rezygnacją z siebie. Oczekuje słuchania, otwarcia się na Jego obecność, na Jego Słowo, na Jego natchnienia tak, byśmy zasłuchani mogli usłyszeć Jego wolę.
- Ubogi w duchu – to ten, który oczekuje od Jezusa, iż pokieruje każdym kolejnym krokiem. Każdego dnia rano pragnie usłyszeć, jaka jest wola Boga. Sam w niczym nie podejmuje decyzji, ale oczekuje jej od Boga.
- Ubogi w duchu nie posiada niczego, bo jest ubogi, ale jednocześnie posiadający u Boga wszystko.
- Ubogi w duchu – to ten, który w niczym sobie nie ufa, który nie opiera się na swojej mądrości, na swoim doświadczeniu, nie słucha swoich pragnień, wszystko posiada u Boga. A posiadając wszystko u Boga tylko Bogu wierzy, tylko Bogu ufa, tylko Bóg jest dla niego prawdziwie Królem we wszystkim.
- Ubogi w duchu rezygnuje ze swego życia, ze swego „ja”, ze wszystkiego co do tej pory było jego własnością, co stanowiło o nim. Wszystko ubogi w duchu pozostawia, zdając sobie sprawę, że wszystko co jego, co do niego należy jest ludzkie, a więc słabe. Wszystko pozostawia, aby otrzymać prawdziwe bogactwo – samego Boga.
- Ubogi w duchu jest pełen pokory. Nigdy, najmniejszym słowem nie daje do zrozumienia o swojej mądrości, o swoich pragnieniach, o swojej wyższości. Jest ubogi w duchu – opiera się tylko na Bogu.
Dzisiaj Bóg pragnie jeszcze raz uświadomić nam istnienie grzechu. Człowiek zgrzeszył. Poprzez wieki ten grzech narastał, a ludzie pogrążali się coraz bardziej w ciemnościach. Bóg prowadził naród wybrany, lecz ten naród raz słuchał, innym razem nie słuchał. Jednak Bóg okazał miłosierdzie – dał swego Syna. Syn wyzwolił ludzkość z niewoli grzechu, choć wcześniej przez tyle lat ludzkość pogrążona była w ciemnościach, to jednak miłość Boża pochyliła się nad człowiekiem i wydobyła go z otchłani ciemności. Ofiara Jezusa jest zapewnieniem nieskończonej, wiecznej miłości Boga i nieskończonego Jego miłosierdzia. To niezwykłe Przymierze, w którym Bóg obiecuje człowiekowi, iż nie ukarze go wieczną śmiercią, jeśli przyjmie Jezusa, przyjmie miłość Bożą.
Współcześnie świat pogrąża się w grzechu. Coraz więcej ludzi odchodzi od Boga, coraz mniejsza jest garstka tych, którzy pozostają wierni Bogu. Jednak człowiek w swej zarozumiałości i pysze również teraz żąda i oczekuje od Boga znaków na Jego istnienie. Nie widzi, iż największym znakiem jest Jezus, który umarł i zmartwychwstał, dając życie wieczne. Każdy z nas ma stawać się świadkiem tego znaku – śmierci i zmartwychwstania Jezusa – by mogły nawracać się dusze. Tak jak Jonasz nawoływał do nawrócenia i nawrócili się mieszkańcy Niniwy, tak nasze świadectwo o Chrystusie ma nakłonić wiele dusz do nawrócenia. Jednak, by być prawdziwym znakiem śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, by prawdziwie świadczyć o Nim, trzeba samemu żyć życiem Jezusa. Trzeba samemu zjednoczyć się z Nim, bo wtedy świadectwo jest wiarygodne.
Bóg poprzez Pismo Święte mówi tonem wręcz stanowczym, jakie będą konsekwencje nie przyjęcia Jezusa (Am 1,9-10; Ez 33,14-16; Mt 12,38-42). Czytając dzisiejsze Słowo możemy widzieć potężnego Boga, który najpierw jest oburzony grzechem ludzkim, sprowadzającym na ludzi śmierć. Jednak Boża miłość ratuje ludzi. Mimo to, człowiek nie przyjmuje tej miłości. Słowa o znaku Jonasza mają formę ostrzegawczą dla wszystkich, którzy nie przyjmują Jezusa, a jednocześnie mają poruszyć nasze serca, abyśmy mieli świadomość wielkiej, nieskończonej prawdy o Bogu, który przeznacza ludzi do życia w wieczności z Nim. Jednocześnie przestrzega tych, którzy Go odrzucają, iż czeka ich straszny los. Dzisiejsze słowa, mówiąc ludzkim językiem, pokazują, iż to nie „przelewki”. Prawdziwie człowieka czeka albo życie, albo śmierć. Życie – to zjednoczenie z Bogiem, śmierć – to wieczne potępienie.
Aby być prawdziwie znakiem Chrystusa, Jego świadkiem, trzeba nieustannie umniejszać się, stając się ubogim w duchu. Wtedy prawdziwie posiądzie się Królestwo Niebieskie. Cały czas jeszcze i przez całe życie każdy z nas będzie naznaczony ludzkimi słabościami, jednak Bóg daje takie możliwości duszy, by ona pomimo tych słabości otwierała się na Bożą rzeczywistość i przyjmowała Boże dary – by jednoczyła się z Bogiem. Poprzez to zjednoczenie, by stawała się świadkiem Chrystusa w świecie.
Podczas tych rekolekcji będziemy próbowali zagłębić się we własną duszę, by poznając siebie składać to poznanie u stóp Boga, oddawać je – oddawać siebie samego Bogu, stając się coraz bardziej ubogim. Nieustannie Bóg formuje nasze dusze i prowadzi nas do poznawania siebie samych. W codzienności jednak, podczas pracy, zabiegania trudniej jest o takie dogłębne poznanie. Rekolekcje są dobrym czasem, aby wejść w siebie, dotknąć tego, co być może niepokoi, co jest bolesne, aby tym się zająć czy to podczas spowiedzi, czy rozmowy z kierownikiem duchowym, aby Bogu to w końcu oddać. Bez takiego poznawania i oddawania Bogu nie będziemy mogli pójść naprzód. W swoim rozwoju duchowym osiągnęliśmy pewien pułap i trudno nam iść dalej. Każdy z nas jest nieco na innym etapie tej drogi, każdy trochę czego innego doświadcza, każdy może dostrzegać inne problemy. Bardzo ważne jest, by odważnie spojrzeć na siebie; nie w poczuciu winy, nie po to, by jeszcze bardziej zasmucić się swoimi słabościami, nie po, by się załamać, ale by z radością Bogu oddać i przyjąć na nowo siebie samego z rąk Boga, jako duszę prawdziwie małą. Choć teraz siebie nazywamy maleńkimi, to jeszcze kurczowo trzymamy w swoich dłoniach wiele sterów swego życia. Trzymamy kurczowo niektóre sprawy, których nie chcemy pozostawić. Są rzeczy, których nie widzimy w swoim sercu, w swojej duszy, a na które Pan Bóg chciałby rzucić światło, byśmy mogli to zobaczyć i oddać Jemu.
Podczas tych rekolekcji na ile otworzymy się na Ducha Świętego, na tyle będziemy mogli kroczyć naprzód. Te rekolekcje nie będą serią konferencji, licznych pouczeń jedne po drugich, ale będą przede wszystkim czasem przebywania w obecności Boga i zagłębiania się we własną duszę, by potem dzielić się z kierownikiem duchowym tym, co się poznało, czego się doświadczyło. Będzie to intensywna praca każdego z nas, ale jakże owocna i jak potrzebna.
***
Niech nasze serca trwają w radości, w dziękczynieniu, w uwielbieniu Boga za wszystko, czym jesteśmy otoczeni, czego doświadczamy, co otrzymujemy. Czujmy się niemowlętami, którymi opiekuje się Bóg, dając wszystko, zapewniając, czuwając. Dlatego nasza wdzięczność powinna być ogromna. Otwierając swoje serce na dziękczynienie, uwielbienie, pamiętajmy, że będziemy zbliżać się do Boga i w ten sposób przyjmować Jego obecność, dostrzegając ją w różnych sprawach, rzeczach, sytuacjach w swoim życiu. Dostrzegając, będziemy mieli pragnienie jeszcze bardziej dziękować i wielbić.
Mówiliśmy dzisiaj, iż Bóg oczekuje od nas, że będziemy świadczyć o Jezusie, że będziemy znakami Jezusa, Jego zbawczego Dzieła i ze względu na te znaki, na nasze świadectwo, będą się nawracać dusze. Zanim jednak staniemy się świadkami, sami musimy przejść pewną formację i pewną przemianę. Nasze serca muszą być uformowane, oczyszczone i uleczone. Przechodzimy więc taką formację już od pewnego czasu, dlatego też są te rekolekcje. Dzisiaj zapowiedzieliśmy, iż będziemy starać się podczas tych rekolekcji zagłębiać się we własną duszę i będziemy starać się poznać lepiej samego siebie, by zrozumieć pewne rzeczy w sobie. Pomocą w tym zrozumieniu jest kapłan – kierownik duchowy. Dobrze by było abyśmy przed kapłanem nabierali śmiałości, by przedstawiać mu to, co się zrodzi w sercu, to co zobaczymy, co zostanie przez nas zrozumiane. Podczas tych rekolekcji będziemy swoją duszą dzielić się z kapłanem, by mógł lepiej poznać nas, lepiej zrozumieć i pokierować nami, byśmy nie błąkali się samotnie, ale byśmy byli poprowadzeni. Do pewnego momentu dusza może iść w pewnym sensie sama, ale od pewnego momentu, jeśli chce postępować na drodze ku zjednoczeniu z Bogiem, musi otwierać się przed kierownikiem duchowym i dać się poprowadzić. W każdym z nas są rzeczy, sprawy, które należy odkryć lub też które należy odważyć się zobaczyć w świetle. Do niektórych spraw potrzeba będzie większej śmiałości, a niektóre same z serca popłyną.
Rozpoczynamy głębszą formację. Potraktujmy to bardzo poważnie, ponieważ służyć będzie ona naszemu pełniejszemu rozeznaniu naszej drogi. Pomoże nam pewne rzeczy sobie uświadomić na tej drodze i w pewnym czasie podjąć ostateczną decyzję. Jednocześnie kapłanowi pozwoli to lepiej poznać nas i tak pokierować nami, byśmy miały lepsze zrozumienie życia w zgromadzeniu, które powstaje. W każdym zgromadzeniu bardzo ważną jest praca nad sobą. Praca nad sobą bardzo ważna jest przed Bogiem, w zbliżaniu się do Boga. Rzadko kiedy dusza doznaje nadzwyczajnej łaski, kiedy Bóg po prostu dotyka ją i przemienia w jednym momencie. Zazwyczaj jest to dłuższa droga, ale zdobyte doświadczenie, poniesiony trud przynosi ogromne owoce. Można być na przykład różą, ale wiemy, że w jednym ogrodzie ten sam gatunek może w różnych miejscach ogrodu różnie rosnąć. W jednym miejscu wyrasta przepiękna róża rozkrzewia się, ma dużo kwiatów, a każde cieszy oko, a w innej części ogrodu ten sam gatunek może być marnym krzaczkiem. Nawet jeśli pojawiają się kwiaty, nie są tak piękne. To, co Bóg złożył w każdym z nas to potencjał na najpiękniejszą różę. Jednak róża potrzebuje pielęgnacji, różnych zabiegów, aby krzew pięknie się rozrósł i aby pojawiły się przepiękne kwiaty. Dusza potrzebuje też różnych zabiegów, by piękniała w obecności Bożej i by swoim pięknem mogła oddawać Bogu chwałę.
Będziemy dążyć do tego piękna, by nim oddawać Bogu chwałę nie po to, by zadziwić człowieka, nie po to, by samemu sobie się podobać, ale po to, by Bóg został uwielbiony w każdym z nas w sposób najdoskonalszy. Więc kiedy trudno nam będzie chociażby otworzyć się przed kapłanem, pomyślmy, że są to zabiegi pielęgnacyjne czynione nad naszą duszą, którą pragniemy ofiarować Bogu i która ma poprzez swoje piękno oddawać Bogu chwałę. Krzewy przycina się w odpowiednim momencie, czasem trzeba spryskać, kiedy osiądą mszyce, trzeba odpowiednio nawozić, wokół wyrywać chwasty, podlewać. Trzeba czynić różne rzeczy. Pomyślmy o tym, że wszystko będziemy czynić nie dla samych siebie, nie dla ludzi, ale by oddawać Bogu chwałę. Więc cokolwiek zobaczymy w swoich sercach, cokolwiek się pojawi, czym należałoby się podzielić z kapłanem, pozostawmy na boku swój wstyd, myślenie, co kto powie na takie czy inne wydarzenie. To wszystko jest nieważne. Najważniejsze, że Bóg będzie uwielbiony w naszych duszach, a nie ludzka opinia. I również nie nasza opinia o nas samych, nie nasze dobre czy złe samopoczucie, ale Bóg. Czasem są sprawy, które bolą, czasem trzeba przejść przez cierpienie, czasem najtrudniej przyznać się przed samym sobą do czegoś, ale wypowiedzenie tego na głos przed kapłanem jest takim wyrwaniem chwastów ze wszystkimi korzeniami. A wiemy, że perz ma bardzo długie korzenie, które potrafią swoim zasięgiem ogarnąć całą działkę. Trudne jest ich wyrwanie, poruszona jest cała ziemia w danym ogrodzie, kiedy się wyrywa ten perz. Nic dziwnego, że gdy taki perz znajdziemy w sobie i będziemy chcieli go wyrwać, będzie wszystko poruszone. Ale potem …? Potem krzew róży będzie mógł się rozwijać, bo nic już nie będzie mu przeszkadzać.
Uwielbijmy Boga swoimi zwykłymi prostymi czynnościami – swoim snem, porankiem, gdy się przebudzimy. Nie musi to być nic wielkiego, po prostu radość w sercu z tego, że się wyspało, że można wstać, że słońce świeci, że jesteśmy tutaj, że Bóg się nami opiekuje dając wszystko, zapewniając wszystko. Radujmy się ze wszystkiego i tą radością uwielbijmy Boga, swoim pełnym wdzięczności istnieniem. Po prostu Go kochajmy. Niczego wielkiego nie musimy robić. Nie musimy niczego się wyrzekać, ponosić wielkich ofiar. Wystarczy, że będziemy kochać. Z miłością myślmy o Bogu, gdy kładziemy się spać, gdy wstajemy rano, myjąc się rano, czesząc włosy, ścieląc łóżko, idąc na śniadanie, czyniąc każdy krok, przekręcając klucz w drzwiach, zamykając, czy otwierając okno. To wystarczy. Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.