2. Stanowcza walka z bożkami
Z Księgi Ezechiela (Ez 14,6-9)
„Tak mówi Pan Bóg: Nawróćcie się i odwróćcie od swoich bożków, i od wszystkich swoich obrzydliwości się odwróćcie! Albowiem Ja sam, Pan, dam odpowiedź każdemu spośród Izraelitów i z przychodniów mieszkających w Izraelu, ktokolwiek odwróci się ode Mnie i wprowadzi do serca swe bożki, i postawi przed sobą to, co dla niego stanowi sposobność do grzechu, a potem przyjdzie do proroka, aby przez niego pytać Mnie o radę. Zwrócę oblicze moje przeciwko temu mężowi, użyję go jako przysłowiowego przykładu i wykluczę z mego ludu, a poznacie, że Ja jestem Pan. A gdyby prorok dał się zwieść i przemawiał – oto Ja, Pan, zwiodłem tego proroka: wyciągnę rękę przeciwko niemu i zgładzę go spośród ludu mego izraelskiego”.
Bóg stworzył nas z miłości. Zrodził nas w swoim wnętrzu z samej miłości. Źródłem naszego istnienia jest miłość. Każda cząstka nas i naszego bytu ma swoje źródło w miłości. Każdy pierwiastek naszego ciała pochodzi z miłości. Nasza dusza jest samą miłością. Bóg podarował nam swojego Syna z miłości. Z miłości zgodził się na Jego Krzyż, a Jezus zgodził się na Krzyż z miłości do Ojca i do nas. Obdarowani jesteśmy miłością niezwykłą i jesteśmy w niej zanurzeni. Miłość pragnie odpowiedzi, również miłości. Każda inna odpowiedź rani, zasmuca, niesie cierpienie. Kiedy kogoś się kocha, ta osoba jest najważniejszą. I ze względu na tę osobę robi się różne rzeczy, myśląc o niej planuje się różne sprawy. Osoba, którą się kocha jest dla nas najważniejsza!
Każdy z nas jest dla Boga najważniejszy, najcenniejszy. Cena została wystawiona – Jezus. To On, sam Bóg. Przyrównanie nas do takiej Ceny jest niezwykłe. Powinno i zachwycić, i zadziwić, zaszokować. Kiedy człowiek doświadczy w swoim sercu, jak wielką wartością jest w oczach Boga, pada przed Nim na kolana i z drżeniem w sercu płacze, dziękując za taką miłość. Doświadczając takiej miłości, pragnie odpowiedzieć też miłością. Ale niestety w sercu człowieka są różne inne sprawy i osoby, które zajmują należne Bogu miejsce. Przez to człowiek nie potrafi zobaczyć w pełni Bożej miłości, nie potrafi jej docenić. Poprzez przeróżne bożki, które ma w swoim sercu ogromnie zasmuca Boga, rani Jego miłość.
Dzisiaj spójrzmy na swoje serca przez pryzmat Bożej miłości. Tylko przez ten pryzmat! Zaglądając do swoich serc, starajmy się zobaczyć, co zajmuje w naszym sercu miejsce, które powinno należeć do Boga, jakie sprawy okazują się dla nas ważniejsze. Wielokrotnie się nad tym zastanawialiśmy. Teraz chodzi o to, aby zająć się pewnymi szczegółami, bowiem my zaprosiliśmy Boga do swojego życia i On jest w naszym życiu i jest w naszym sercu. Teraz przyjrzyjmy się sobie i spróbujmy zobaczyć drobiazgi – w jakich, zwykłych, codziennych, osobistych sprawach, w jakich relacjach z ludźmi, gdzie, w którym miejscu nie dajemy Bogu pierwszeństwa? Gdzie jeszcze na tronie naszego serca siedzi każdy z nas, siedzą jakieś inne sprawy. Nie jest to proste, ponieważ często człowiek jest tak złączony, zżyty ze swoimi przyzwyczajeniami, upodobaniami, że nie widzi, nie jest w stanie na pierwszy rzut oka zobaczyć, że jest to coś, co przysłania mu Boga. Można na przykład przeanalizować swój dzień od momentu przebudzenia do momentu zaśnięcia, jakie budzą się uczucia, pragnienia w każdej sekundzie, minucie dnia, co robimy, czym się zajmujemy. Czy to, co robimy rzeczywiście służy Bogu, jest oddawaniem Mu chwały, jest wyrażaniem miłości do Niego? Może to, co robimy służy nam, naszej chwale, naszym przyzwyczajeniom, upodobaniom? Może to coś, z czego trudno jest nam zrezygnować? Zazwyczaj jest tak, że człowiek ze względu na siebie wykonuje pewne czynności, robi pewne rzeczy, mówi, całym sobą okazuje coś, co ma służyć jemu, a nie Bogu, nie chwale Bożej. Jest to czasem tak zakamuflowane, tak ukryte, ma piękne opakowanie, czasem piękne jest wytłumaczenie, ale tak naprawdę, kiedy to opakowanie się otworzy, kiedy odsunie się to tłumaczenie, okazuje się naga prawda. A jest nią albo pycha, albo próżność, albo egoizm, albo wygodnictwo. Często okazuje się, że dla człowieka ważniejsze jest to, jak inni go spostrzegają. Często człowiek sobie wymyślił sam siebie, ma jakieś wyobrażenie o sobie, o swoim wyglądzie, o swoim charakterze, o sposobie bycia i chce, żeby właśnie w taki sposób inni go spostrzegali. Nie zdaje sobie sprawy, iż robi różne rzeczy tylko ze względu na utrzymanie swego wizerunku. Są to tak różne rzeczy związane z wyglądem, postawą, sposobem bycia, mówienia. Cały człowiek zaangażowany jest w utrzymanie dobrego mniemania o sobie pod różnymi względami. U każdego jest coś innego, każdy może w czym innym upatrywać właśnie ten dobry swój wizerunek w oczach innych. Jest tak dużo rzeczy i spraw, którymi zajmuje się człowiek, które niby są mało ważne, nieistotne, drobne, a jednak w sercu zajmują one miejsce Boga. Chociaż wydaje się, że pośrodku jest Bóg, to jednak całe otoczenie nie należy do Boga. Człowiek pokątnie zajmuje się różnymi rzeczami – bożkami.
Dajmy sobie teraz czas na rozważanie tego tematu. Można go rozważać w różnych miejscach, tak jak podyktuje serce – można to czynić w pokoju, można pójść na spacer, można pójść do kościoła, można ten czas spędzić tam, gdzie pragniemy, gdzie będziemy czuć się najlepiej, by rozważać, jakie bożki władają naszymi sercami. Powrócimy za godzinę i wspólnie w krótkiej modlitwie Bogu podziękujemy za to, co odkryliśmy dzięki Jego łasce. Jednocześnie poprosimy o siły do przyznania się przed samym sobą, do uznania tych bożków i podjęcia walki, by je usunąć.
Z Księgi Ozeasza (Oz, 8-12)
„Dmijcie w róg w Gibea, zatrąbcie w Rama, uderzcie na alarm w Bet-Awen – wypłoszcie Beniamina! Efraim stanie się pustynią w dniu kary. Przeciw pokoleniom Izraela podaję zapowiedź pewną. Książęta Judy podobni są do tych, co przesuwają miedzę; wyleję na nich falę mego gniewu. Efraim cierpi ucisk ugięty wyrokiem, bo spodobało mu się chodzić za kłamstwem. Stanę się jak mól dla Efraima, jak próchnica dla domu Judy”.
Fragment ten nie ma na celu nas przerazić. Nikogo z nas też nie potępia. Ma raczej ukazać nam, jak bardzo Bogu zależy, aby pokonać wszystkie bożki, abyśmy my zapragnęli wydać stanowczą walkę wszystkiemu temu, co nie pozwala nam zjednoczyć się z Bogiem. A więc wszystkie gromy idą na bożki. To odrzucenie, kary dotyczą bożków. My mamy raczej uświadomić sobie, jak wielkim zagrożeniem są te różne, wydawałoby się niepozorne, sprawy i rzeczy dla naszego rozwoju duchowego, dla naszego życia w zjednoczeniu z Bogiem; jak ważne jest, byśmy podjęli stanowczą walkę, stanowczo rezygnowali z tego, co zauważamy w sobie, a co jest odciąganiem naszych dusz od Boga. Ten fragment pokazuje, jak bardzo Bóg pragnie pokonać wszystko to, co jest bożkiem w nas, jak bardzo jest to złe, jak bardzo Bogu zależy, byśmy byli czyści i oddani całkowicie Bogu. On jest Królem każdego z nas, On jest Bogiem każdej duszy. On jest Panem i Władcą i jako Pan i Władca ma prawo do każdego serca. Na wszelkie zło Bóg oburza się i pragnie je pokonać, zwalczyć, bo to zło uderza w każdego z nas. Zło nie zniszczy Boga, nie stanowi zagrożenia dla Boga. Bóg jest wieczną Miłością, ale widzi, jak wielkim zagrożeniem dla każdego z nas są bożki, dlatego Jego głos jest tak stanowczy. Dlatego On podejmuje taką walkę. Chciałby, byśmy i my zapalili się Bożym gniewem, zapalili się wielką ochotą do Bożej walki z każdą rzeczą, którą w sobie zobaczymy. Abyśmy nie lekceważyli najmniejszego bożka, nie pobłażali sobie w tych sprawach.
Bardzo często dusze myśląc o sobie, widząc pewne rzeczy, myślą, iż to takie nic nie znaczące drobnostki, że to na pewno nie jest aż takie ważne, że mogą sobie pofolgować, że mogą sobie czymś się tam zajmować, że to taka drobna słabość, która nikogo nie krzywdzi, nikomu nie robi nic złego. W tym fragmencie Bóg pokazuje, że to On zapala się, aby w nas zostało pokonane najdrobniejsze zło, najdrobniejsza słabość. Aby najmniejszy bożek, gdzieś tam ukryty, został usunięty dlatego, że to szkodzi naszym duszom i nie pozwala kroczyć ku doskonałości, ku zjednoczeniu z Bogiem w najwyższym stopniu. Owszem, możemy być zwykłymi, wierzącymi katolikami, takimi tradycyjnymi – idącymi w niedzielę do kościoła, raz na miesiąc spowiadającymi się, a już na pewno w okresie wielkanocnym, ale w tygodniu żyjącymi zupełnie czym innym. Można tak. Bóg okazuje miłosierdzie każdemu, kto zwróci się do Niego i w każdym szuka choć odrobinę dobra, aby to dobro uchwycić i za jego pomocą wyciągnąć każdą duszę z potępienia, z piekła, z otchłani, każdą uratować. Jednak tam w wieczności Bóg przygotował różne miejsca. Nas pragnie mieć najbliżej swego Serca. Pragnie dla nas wielkiej świętości, dlatego tak bardzo Bogu zależy na nas. Pomyślmy, czy matka i ojciec będą przejmować się dziećmi sąsiadów, tych, którzy żyją w domach na innej ulicy? Nie! Najbliżej ich serca jest ich własne dziecko, więc, gdy widzą we własnym dziecku coś złego, co należy wytępić, robią to – z miłości do dziecka. Nie ze złości na to dziecko. Rodzice nie potępiają własnego dziecka, ale pracują nad jego charakterem, aby było jak najlepsze, aby wyrosło na dobrego człowieka. Czynią to, bo je kochają. Czasem zapalają się wielkim oburzeniem, gniewem, denerwują się, czasem potrzebny jest klaps, aby dziecko w końcu zrozumiało, aby się opamiętało.
Bogu zależy na każdym z nas i to zależy w najwyższym stopniu, bo nas umiłował, bo kocha ciebie. Stworzył ciebie z miłości i wszystko, co w tobie uczynił, uczynił z miłości. Pragnie dla ciebie największego szczęścia, którym jest życie w zjednoczeniu z Bogiem, życie miłością. Bóg pragnie doskonałego zjednoczenia twojej duszy z Nim, bliskości największej, dlatego chce formować twoją duszę, kształtować twoje serce. Chce pokazywać ci to, co w tobie jest słabością, grzechem, bożkiem, co ci przeszkadza w dążeniu do Niego, w przyjmowaniu Jego miłości; co przeszkadza ci żyć w wolności, być ufnym dzieckiem Jego, niemowlęciem w Jego ojcowskich ramionach. Tylko i wyłącznie dlatego pragnie, abyś zastanawiał się nad sobą. A gdy dostrzeżesz coś, abyś jak najszybciej starał się to wykorzenić lub też z tego zrezygnować, odrzucić. Tylko dlatego, że ciebie bardzo kocha.
Zostałeś stworzony do miłości, by poprzez doskonałą miłość oddawać Bogu chwałę wraz z Aniołami i innymi świętymi duszami. Odpowiedz na Jego zaproszenie do miłości i zrzuć z tronu swego serca te bożki, które dostrzegasz. Zrób to z miłości do Boga. Nie dlatego, że wypada coś uczynić, nie ze względu na ludzi, nie ze względu na otoczenie, tylko ze względu na wielką, nieskończoną miłość Boga. Tylko ze względu na Boga!
Podziękujmy Bogu za czas, który nam dał; czas, który może okazał się trudny dla niektórych z nas, ale potrzebny. Uwielbijmy Go całym sercem. Dajmy sobie również trochę czasu na odpoczynek, a potem podzielimy się z kapłanem swoim odkryciem, swoją trudnością, swoim pragnieniem, tym, co jest w sercu, bez oceniania, wartościowania. Pamiętajmy, że tu na ziemi kapłan zastępuje Boga. Rozmawiając z kapłanem powierzamy tak naprawdę wszystko Bogu, a kapłan otrzymuje od Boga światło, aby razem z nami prowadzić tę rozmowę. Kapłan otrzymuje szczególny dar w swoim sercu, by wszystko to Bogu przedstawić. Rozmawiając z kapłanem ofiarowujemy tak naprawdę te sprawy niemalże bezpośrednio samemu Bogu. Nie musimy więc obawiać się tego, co jest w relacjach z innymi ludźmi, czyli oceniania, wartościowania naszej osoby, ponieważ Bóg w momencie, gdy pójdziemy na rozmowę, pochyli się nad nami z wielką miłością, otwierając swoje ramiona i przytulając do swego Serca. W bliskości Bożego Serca będziemy mogli wszystko wypowiedzieć. W Jego Sercu od razu zostanie wszystko złożone. Jeśli ktoś poczuje potrzebę, by był to Sakrament spowiedzi – czyńmy tak. Jeśli ktoś czuje sercem, że ma to być rozmowa – niech będzie to rozmowa. Ważnym jest, by wypowiedzieć na głos to, co się w sobie zobaczyło, co się poczuło. Jeżeli są to obawy i lęki, trzeba je wypowiedzieć na głos; jeżeli są to pragnienia – trzeba wypowiedzieć na głos; jeśli jest cokolwiek innego – też trzeba wypowiedzieć na głos. Pozostałe osoby w tym czasie, gdy jedna będzie rozmawiać z kapłanem, niech się modlą. Miejsce jest dowolne – tam, gdzie chcemy, abyśmy nie czuli się niczym skrępowani, a jednocześnie, by nic nam nie przeszkadzało. Wiedzmy, że jesteśmy umiłowanymi dziećmi Boga. Niczego On nam nie narzuca, niczego nie żąda, niczego pod groźbą kary. On po prostu kocha. Możemy z wielką ufnością wtulić się w Jego ramiona i już tak pozostać.
***
Jezus z miłości przyszedł na ziemię. Z miłości do Boga i do człowieka oddał swoje życie na Krzyżu. Miłość była pierwsza, a jej wyrazem był Krzyż – Ofiara. Zwróćmy na to uwagę, by w swoim formowaniu duszy również na pierwszym miejscu stawiać miłość, starać się żyć miłością. I z miłości wypłynie nasza ofiara – jakieś wyrzeczenie, jakaś rezygnacja, usunięcie bożka. Pierwszą we wszystkim ma być miłość. Jeśli na pierwszym miejscu postawimy chociażby usunięcie bożków, uczynimy na nowo inkwizycję. Natomiast jeśli na pierwszym miejscu będzie miłość, zjednoczymy się z Jezusem Ukrzyżowanym. I właśnie o to zjednoczenie chodzi. A więc nie szukamy w sobie słabości, nie szukamy bożków dla nich samych, ale staramy się żyć miłością. Gdy ze wszystkich sił staramy się kochać, wtedy z miłości do Boga pragniemy uczynić wszystko. I zaczynamy zauważać, że jednak nie czynimy wszystkiego z miłości. Zaczynamy dostrzegać swój sposób bycia, zachowania, różne swoje działania, słowa, swoje upodobania, iż nie są one zgodne z miłością. Jeśli kochamy, to pragniemy z tego zrezygnować – z miłości do Jezusa. Wtedy poniesiona ofiara, wyrzeczenie, odrzucenie czegoś, czy też zaparcie się samego siebie nie jest cierpiętnictwem, rozumiane jako straszliwa ofiara, ale jest pragnieniem duszy, by to uczynić z miłości do Boga. Dusza czuje w sobie wręcz przynaglenie. Jeśli nadal trwa w tym, co zaczyna uświadamiać sobie, że jest bożkiem, wtedy czuje się nieswojo, czuje niepokój. Jednak pragnie z tego zrezygnować. Nie zawsze ma siły by to uczynić, nieraz musi prosić o pomoc Ducha Świętego, nieraz musi długo modlić się o to, ale ona dobrze czuje, z czego ma zrezygnować. Nieraz potrzebna jest pomoc – modlitwa wspólnoty, czy też modlitwa kapłana. Nieraz trwa to jakiś czas, dopiero potem dusza zostaje uwolniona. Nieraz jest tak, że przez całe życie w pewnym stopniu odczuwa daną słabość i nieustannie musi stawiać czoła, by ciągle pracować nad sobą, czy też ciągle rezygnować, ciągle walczyć o czystość serca.
Dzisiejszy dzień, nasze rozważania, rozmowy zanurzmy we Krwi Jezusa. Powierzmy wszystko Jego Ranom i dziękujmy Bogu za wielką Jego miłość, za wielkie miłosierdzie. Program wieczorny niech będzie dla nas sposobnością ku dziękczynieniu i uwielbieniu. Nie zatrzymujmy się nad sobą i swoimi słabościami, nad swoimi bożkami, ale skupmy się na Bogu, który jest wielką Miłością. Dzięki Niemu możemy dążyć do miłości. Dzięki Niemu to wszystko się dzieje. Nie smućmy się tym, co w sobie zobaczyliśmy lub też co w sobie widzimy od jakiegoś czasu i z czym sobie nie dajemy rady. Powierzmy wszystko Bogu i dziękujmy Mu za Jego miłość. Dusza, która dziękuje, ileż łask otrzymuje, jakie umocnienie. Ona nawet sobie nie zdaje sprawy, że właśnie podczas uwielbienia i dziękczynienia otrzymuje siły, by walczyć ze swoimi słabościami. Na resztę dnia błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.