Stacja I: Jezus na śmierć skazany
Zapraszam cię teraz na Drogę Krzyża, na Drogę Golgoty, jaką przeszedł Jezus. Pragnę pokazać ci Jego cierpienie, abyś lepiej zrozumiał, a przede wszystkim zobaczył Miłość. Przy każdej stacji chciałabym, abyś zobaczył Miłość. Jezus zanim został skazany, wcześniej doznał już straszliwych cierpień. Był torturowany, był bity, kopany. To czynili żołnierze. Kiedy Piłat skazał Go na ubiczowanie, to była straszliwa męka. Patrzyłam na to, a moje serce przy każdym uderzeniu bicza zalewało się krwawymi łzami. To biedne Ciało, Ciało z mego ciała, mój Syneczek umiłowany był rozszarpywany. Bowiem bicze, uderzając o Jego ciało, rozszarpywały Je, a Krew tryskała na wszystkich wokół, również na oprawców. Oni nawet nie zdawali sobie sprawy, jak wielkie błogosławieństwo na nich spływa, tylko torturowali mego Syna dalej. Nie dosyć im było pleców, nóg, musieli torturować przód, piersi, brzuch. A kiedy odwiązali Go już od kolumny, to Jego biedne bezwładne Ciało osunęło się na ziemię w kałużę Krwi. Tyle Krwi wypłynęło z Syna mojego, a On biedny leżał w tej kałuży nieprzytomny. I powlekli Jego Ciało. Wtedy Ja delikatnie płótnem zbierałam Jego Świętą Krew. To co po Nim pozostało, to dla mnie świętość. Ta Krew krzyczała do mnie, ta Krew wołała o Miłość, ta Krew błagała mnie o Miłość. Całowałam tę Krew, to płótno nasiąknięte Krwią. A Mój Syn był w więzieniu wtedy, leżał rzucony w celi, nieprzytomny.
To Miłość kazała Mu przyjąć te bicze. To Miłość kazała Mu poddać Swoje Ciało torturom i z każdą kroplą Krwi ta miłość wypływała, a wszyscy wokół nie zdawali sobie sprawy, jak wielka Miłość wypływa z mego Syna. On się nie bronił, On nie złorzeczył, był łagodny jak Baranek, przyjmował wszystko, bo przecież powiedział do Swego Ojca Niech będzie wola Twoja. Przyjmuj wolę Ojca łagodnie, pokornie, posłusznie, bądź jak baranek. Wtedy twoja miłość będzie wypływała z serca, wtedy będziesz zbawiał świat, bo posłuszeństwo, pokora i miłość zbawiają, a brak posłuszeństwa, nie przyjmowanie tej Miłości, nie przyjmowanie trudów dokonuje czegoś złego w świecie. Przyjmij przyjmij na siebie cierpienie, krzyż, to co przynosi życie, bo jest to wolą Ojca.
Stacja II: Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
To dopiero początek drogi a Jezus już nie miał sił. Tyle krwi wypłynęło z Niego. To nie wystarczyło oprawcom. Koniecznie jeszcze musieli się z Niego naigrywać. Ściągnęli z Niego Jego suknię, a założyli Mu jakiś stary, brudny płaszcz na te biedne zbolałe plecy. Cała drżałam, widząc jak On cierpi. A potem zrobili koronę. Ale jaką! Koronę, która wciskając się w Jego czaszkę, raniła strasznie, zadawała kolejny ból. Krew ściekała po włosach, krew ciekła po twarzy, zalewała oczy. Dali trzcinę do ręki, wyśmiewali Go. Pluli Mu w twarz, policzkowali Go. Zrobili sobie zabawę. Tyle zła było w sercach tych ludzi, że tego niewinnego Baranka tak traktowali. A On stał łagodnie, chwilami drżał. To słabość Go ogarniała. Nie miał sił. Bolała Go głowa straszliwie, bolały Go wszystkie rany na całym ciele. Bolały narządy wewnętrzne, bo wcześniej był skopany. Potem, zadając kolejny ból, zdjęto płaszcz. Kazano ubrać się z powrotem w Jego ubranie. Rzucono przed Nim krzyż. Patrzył na ten krzyż z miłością, z tak wielką miłością i czułością. Pochylił się i ucałował swoje cierpienie. On je przyjął. On się nie buntował, nie krzyczał, tylko ucałował i dziękował Ojcu za to, że może pełnić Jego wolę, że teraz dokonuje się zbawienie.
Czy ty to pojmujesz? Czy ty możesz zrozumieć Jego cierpienie i ból? A jednocześnie Jego miłość tak ogromną, że pomimo tego cierpienia On dziękuje Ojcu, że może dokonywać zbawienia. Ty również możesz uczestniczyć w tym zbawczym dziele mojego Syna, Możesz również ucałować swój krzyż. Wystarczy, że powiesz Bogu: TAK. Zgadzam się na to, że mam taką a nie inną pracę, Zgadzam się na wady mojego męża, mojej żony. Zgadzam się na to, że sobie nie radzę z dziećmi, z ich wychowaniem. Zgadzam się Boże na to, że mnie ktoś szkaluje, obmawia. Zgadzam się na ten kolejny trud, na kolejną chorobę, na kolejne kłopoty. Wystarczy, że powiesz Bogu TAK. Wiesz, wtedy podejdzie do ciebie Jezus, ucałuje twój krzyż i weźmie od ciebie twój krzyż. Nie będziesz go niósł sam. Bądź łagodny jak Mój Syn i przyjmij krzyż, a zaleje cię Miłość. Doznasz Miłości, gdyż zwycięża Miłość. Podejmij swój krzyż.
Stacja III: Pierwszy upadek pod ciężarem krzyża
O, Synu mój! Leżysz teraz przygnieciony ciężarem krzyża, a żołnierze z boku krzyczą na Ciebie. Kopniakami starają się Ciebie podnieść. Żaden nie podaje Ci ręki. A Ty, biedny, obolały, nie masz siły sam wstać. Przy kopnięciach pęka Ci żebro. Twoje nerki są odbite, a krew bardziej jeszcze sączy się z ran. Jakże chciałabym teraz podejść do Ciebie, Jezu, pomóc Ci wstać. Jestem daleko w tłumie i nie mogę nic uczynić oprócz kochania Ciebie. Oprócz modlitwy do Ojca, aby dodał Ci sił, aby zesłał aniołów, którzy podniosą Cię, abyś mógł iść dalej w swoim cierpieniu. O, Dziecko moje, moje serce tak krwawi, Moje serce o mało nie pęka, gdy widzę, jak leżysz i nie możesz wstać, a wokół otoczony jesteś ludźmi pełnymi nienawiści. Skąd w tym tłumie tyle nienawiści? Krzyczą bluźnierstwa, obrażające słowa, a nikt nie podejdzie i Ci nie pomoże. To dziwne, ten tłum wręcz skanduje. A Ty patrzysz na nich i Twój wzrok, Synu, Twój wzrok miłuje, przebacza, rozdaje miłość.
Dzieci, tam leży Miłość! Kto z was podejdzie i pomoże wstać? Kto z was będzie podporą mojego Syna? Kto z was zgodzi się, aby Mu pomóc, doznając jednocześnie od innych tego samego zła, którego On doznawał? Czy ktoś z was miałby tę odwagę? Tylko miłość daje odwagę sercu. Musisz bardzo ukochać Jezusa, żeby mieć tę odwagę Mu pomóc. Jeśli nie podejdziesz teraz, dziecko, to staraj się Go bardzo kochać. Kochaj Go. On tę miłość odczuje, nabierze sił i wstanie, aby iść dalej, ku zbawieniu ciebie.
Stacja IV: Pan Jezus spotyka swoją Matkę
O, Synu mój, jakie to szczęście, że mogłam choć na jeden moment znaleźć się blisko Ciebie. Ty akurat potknąłeś się. Wybiegłam do Ciebie. To moje serce tak szybko biegło do Ciebie. Przebiegło cały tłum, dotarło do Ciebie. Patrzyłam na Ciebie, na Twoją twarz, na Twoje łzy, na krew. Jakże miałam ochotę wtedy Ciebie przytulić, Syneczku, a nie było mi to dane. Ale widziałam w Twoich oczach, że było dla Ciebie ulgą to, że jestem. W Twoich oczach zobaczyłam Miłość, Miłość do mnie. Syneczku, Twoja Mama jest przy Tobie. Cały czas, podczas Twojego cierpienia moje serce cierpi razem z Tobą, moje serce razem z Tobą pęka, płacze, krwawi. O, moja Miłości, jak wielką masz miłość w swoim sercu do wszystkich ludzi, skoro zgodziłeś się na taki ból, na takie sponiewieranie, na takie cierpienie. Ja czuję tę miłość. Ale dlaczego ten tłum tego nie czuje? Ta miłość promieniuje, Synu, od Ciebie. Promieniuje, od Twoich ran, od Twoich sińców, od Twoich oczu przepięknych. Ta miłość rozlewa się na nas. Ty tę miłość cały czas rozdajesz, niosąc ten krzyż, a ludzie stoją wokół i nic nie widzą. Nie widzą Twojej miłości.
Oczami ucałowałam Twoją twarz, oczami ucałowałam Twoje rany, oczami pocałowałam Twój krzyż i żołnierze zabrali mnie na bok. A Ty stałeś i kochałeś dalej. I szedłeś dalej kochając tych ludzi. Dziecko, mam nadzieję, że chociaż troszeczkę dostrzegłeś miłość mojego Syna. Kochaj Go, kochaj Go całym sercem, niech twoje serce pomaga Mu w tej drodze krzyżowej. Niech twoje serce unosi Jego krzyż. Niech twoje serce ociera Mu pot. Niech twoje serce dotyka Jego ran, niech twoje serce będzie balsamem na te rany. Dziecko, miłość może wszystko. Nie potrzebuje sił, nie potrzebuje niczego. Miłość sama w sobie jest mocą, miłość sama w sobie jest uzdrowieniem, sama w sobie jest życiem. Kochając, przyjmując miłość i dając ją posiadasz wszystko, posiadasz Boga.
Stacja V: Szymon z Cyreny pomaga dźwigać krzyż Jezusowi
Szymonie, nie buntuj się. Spójrz na mojego Syna. On umiera! Tu na drodze umiera Mój Syn. Umęczony, udręczony, straszliwie torturowany. Osłabiony upływem krwi. Szymonie, pomóż Mu. Niech stanie się tak, jak zdecydował Ojciec. Mój Syn ma dojść do szczytu cierpienia. Na sam krzyż. Bez twojej pomocy może nie dojść.
Szymon pomógł mojemu Synowi. Początkowo nie chciał, sprzeciwiał się. Samo niesienie krzyża już jest hańbą. Ale potem, gdy zobaczył Jego, coś zmieniło się w jego sercu. Został dotknięty Miłością. Mój Syn obdarzył go Miłością. To Miłość zalała serce Szymona, który poczuł nagłą litość dla tego biednego Skazańca, dziwne ciepło wokół serca. I podjął ten krzyż. A potem, w trakcie drogi, gdy szedł, ta Miłość rosła w jego sercu. I kiedy zaniósł ten krzyż na górę, ta Miłość była już w pełni. Mój Syn, mój Syneczek, dzięki Szymonowi mógł iść nieco lżej. Wystarczy Mu już cierpienia, wystarczą te rany, które ma, wystarczy to osłabienie, ból żeber, ból narządów, ból głowy straszliwy. To wystarczy. Jak to dobrze, że znalazł się Szymon.
I ty spójrz czasem na krzyż. Zgódź się być Szymonem. Bądź dla mojego Syna Szymonem, podejmij krzyż. Powiedz Mu: Jezu kocham Cię i będę niósł ten krzyż razem z Tobą. Mój Syn wynagrodzi cię za to. Wdzięczność Mojego Syna będzie tysiąckrotnie większa od twojego podejmowanego trudu niesienia krzyża. Bo On, chociaż cały umęczony, przepełniony jest Miłością. Żyje Miłością i rozdaje tylko Miłość. Bądź Szymonem dla mojego Syna.
Stacja VI: Weronika ociera twarz Jezusa
Weronika jest odważną kobietą. Jak to jest, że to właśnie kobieta miała odwagę przedrzeć się przez kordon żołnierzy, by przyjść z pomocą Jezusowi? To święta kobieta. Ona bardzo, bardzo ukochała Jezusa. Nie mogła wiele pomóc. Nie mogła przecież walczyć ze wszystkimi żołnierzami. Ale jej serce powiedziało, że może uczynić chociaż te drobną rzecz: – otrzeć twarz Jezusa. Wiesz, jak wyglądała Jego twarz? Spójrz, twarz cała zalana krwią. Ta krew spływała z ran z czoła, ta krew była na policzkach, bo policzki też były poranione. Oczy zapuchnięte, zaczerwienione. Jedna powieka bardzo spuchnięta tak, że prawie nie mógł otworzyć oka. Krew częściowo zaschnięta na policzkach. Wargi od uderzenia z jednej strony spuchnięte, nienaturalnie wyglądające. Jednocześnie Jezus, który miał gorączkę, już wtedy miał te usta spierzchnięte, wysuszone, popękane. Ale oczy… Co za oczy! Pełne Miłości. Patrzyły na Weronikę z wielką wdzięcznością, z wielką czułością i z wielką miłością. W tych oczach były łzy. To były łzy bólu i cierpienia. Ale również łzy wdzięczności za jej postawę, za jej miłość. Mój Syn nawet w takim momencie odwdzięcza się Miłością. Gdy Weronika otarła twarz chustą, ta Miłość cała wypromieniowała z Niego na tę chustę i odbiła twarz mojego Syna. Trwale!
I ty bądź Weroniką. Miej odwagę podejść do krzyża, miej odwagę otrzeć twarz mojemu Synowi. Spójrz, znowu płyną łzy. On cierpi cały czas, bo cały czas na świecie dokonuje się zło. Ale ty możesz być Weroniką. Możesz otrzeć te łzy, tę krew. Jezus odwdzięczy ci się tak, jak Weronice. On wyryje wizerunek Swej Twarzy na twoim sercu. Będziesz miał żywy wizerunek Jezusa. Będziesz widział tę Twarz. Pozostanie na zawsze w twoim sercu, tylko musisz podejść i otrzeć Mu łzy z miłością dziecka. Podejdź do mojego Syna z miłością. Bądź Weroniką dla mojego Syna.
Stacja VII: Drugi upadek pod krzyżem
Kiedy Jezus upadł kolejny raz, moje serce upadło również straszliwie. Bolało mnie tak bardzo. Pękało z bólu, płakało straszliwie. Mój Syn leżał i wydawało się, że się już nie podniesie. Czy wiesz, czym dla matki jest widok dziecka tak straszliwie umęczonego, upadającego? Ten widok może przyprawić o śmierć. Podejdź do mojego Syna. Nie lękaj się niczego. Podejdź do Jezusa z miłością i pomóż Mu wstać. Niech żołnierze Go więcej nie biją, niech Go więcej nie kopią, niech już więcej nie krzyczą na Niego. Ty pomóż Jezusowi. Ty weź na siebie to wszystko, czego On teraz doznaje. Tłum krzyczy. Pięści uniesione są w górę. Krzyczą wściekli na Jezusa, że leży, że umiera. Oni chcą widzieć Jego ukrzyżowanie.
Podejdź do Jezusa. Pomóż Mu wstać. Zgódź się na to, że będą teraz na ciebie krzyczeć, że na ciebie będą złorzeczyć, że ciebie będą obrażać, że na ciebie ktoś wyleje swoją złość. Widzisz, Jezus nie ma już sił. On już wszystkie swoje siły oddał. Za ciebie. Gdy pomożesz Mu wstać, kiedy weźmiesz na siebie choć cząstkę niewielką Jego cierpień, On spojrzy na ciebie z Miłością. On tę Miłość rozleje w wielkiej obfitości, zaleje twoje serce. Twoje serce będzie kochać Jego Miłością. To będzie Jego wdzięczność. To będzie dla ciebie nagroda za to, że starasz się być barankiem, łagodnym, przyjmującym wszystko dla Jezusa. Podejdź, nie lękaj się. Podejdź, pomóż Mu wstać.
Stacja VIII: Pan Jezus pociesza płaczące niewiasty
Po raz kolejny niewiasta… Niewiasty, to dziwne, że to właśnie niewiasty mają tę odwagę. One stały na drodze. Widząc Jezusa tak strasznie udręczonego, zaczęły płakać, lamentować. Ale muszę ci powiedzieć, że nie było to tylko wzruszenie zwykłe niewieście. To były niewiasty, które znały Jezusa, i które Go kochały. Dlatego cierpiały razem z Nim i płakały. Tylko tak mogły wyrazić swoją miłość. Nic więcej zrobić nie mogły. A Jezus, Jezus podszedł do nich. Najpierw pocieszył, przyjął ich miłość. Ale potem w Jego sercu był smutek, bowiem wiedział, co stanie się po jego ukrzyżowaniu. Wiedział, że wiele osób, ich synowie, nie pójdą Jego śladem, że będą się sprzeciwiać Jego znakowi. Wiedział, że to miasto, które Go wyrzuca, nie otrzymuje błogosławieństwa.
A ty… Na jak długo starczy ci tego wzruszenia? A ty, jak długo będziesz pamiętać tego Jezusa dzisiaj? Czy po Jego ukrzyżowaniu zapomnisz o Nim? Czy to, czego dzisiaj doświadczasz będzie tylko kolejnym wzruszeniem serca? Jeśli tak, to wytrzyj łzy. Już więcej nie płacz. Może jednak to, co dzisiaj widzisz i słyszysz, zapadnie ci głęboko w serce. Bardzo pragnę tego. Pragnę, abyś zapamiętał Jezusa cierpiącego, Jezusa niosącego krzyż, zalanego krwią, słaniającego się, upadającego. Przyglądaj się Mu dobrze, żeby to nie było tylko chwilowe wzruszenie. Żebyś na całe życie miał w sercu obraz tego Jezusa, żeby ten obraz był twoim życiem, twoją miłością, twoim dążeniem do nieba. Jeżeli tak będzie, to płacz jak najwięcej. A wtedy twoje łzy będą ukojeniem dla mojego Syna. Zaleją Jego rany i choć troszeczkę ulżą w cierpieniu.
Stacja IX: Trzeci upadek pod ciężarem krzyża
Ten upadek był najstraszniejszy. Jezus leżał a żołnierze bili Go. Faryzeusze krzyczeli, tłum wrzeszczał a mój Syn leżał. Krew wyciekała, krzyż Go jeszcze przyciskał. A moje serce przestało bić. Tylko żyło Miłością, która modliła się do Ojca o siły dla Syna. Nie wytrzymał tego widoku Szymon, który zbuntował się i powiedział, że jeśli nie przestaną tak bić mojego Syna, on więcej nie będzie nieść krzyża. W końcu pomogli Mu wstać. A On chwiejąc się, słaniając się, drżąc na całym ciele szedł popychany, potrącany, bity pięściami, ciągnięty powrozami, jak bydło. Zataczał się jak pijany od jednej do drugiej strony, a złość, wściekłość, nienawiść ludzka dochodziła do szczytu razem z moim Synem.
Ja wiem, że cierpienie, gdy się nasila, powoduje niekiedy u ciebie bunt. Czasem jesteś zły, masz już dosyć wszystkiego. Mówisz, że więcej nie wytrzymasz, że Bóg się chyba uwziął na ciebie, że masz wszystkiego dosyć i wolałbyś umrzeć. Nie mów tak, bo w tym momencie, najgorszym dla ciebie, kiedy jesteś przytłoczony, przywalony krzyżem, cierpieniem, bólem, męką, trudami, troskami, wtedy Ja, dziecko, jestem przy tobie. I moja miłość modli się za ciebie do Ojca. A mój Syn, mój Syn jest przy tobie również. Bierze wtedy twój krzyż, który ciebie przytłacza, dotyka twojego serca, całuje je i podnosi. Mój Syn z tego upadku, z którego został podniesiony, sam nie dałby rady powstać. Zobacz, jednak On się nie buntował. Posłusznie szedł, padał, leżał. Ty pozwól, że Syn ciebie podniesie. Pozwól, że Ja, Matka, będę z drugiej strony. Zgódź się, dziecko, na cierpienie. Sama zgoda powoduje ulgę, przywraca wiarę, daje pokój. A Bóg zlewa Miłość, ogromną Miłość na twą duszę, która godzi się na przyjęcie cierpienia.
Stacja X: Jezus z szat obnażony
Jeszcze i to. Nie wystarczyło im, że zbezcześcili, Jezu, Twoje święte Ciało. Musieli jeszcze obnażyć, ukazać światu. A Ty, Miłość czysta, taka, jakiej świat nie zna i nie rozumie, stałeś i godziłeś się, aby przyjąć na siebie każdy grzech, aby zaznać każdego cierpienia i rozumieć każdą duszę ludzką. To Ciało mojego Syna, tak czyste, dziewicze, tak sponiewierane, tak zbezczeszczone. O ludzie, co zrobiliście z Miłością! Wy nie znacie Miłości! Nie znacie prawdziwego oblicza Miłości. To wszystko, co nazywacie miłością, nie jest nią. Wy nie znacie prawdziwej miłości, która w sobie ma piękno, ma w sobie dziewictwo, ma w sobie czystość. i świętość. Ta miłość nie jest wam znana. Bo wy znacie pożądanie, wy znacie wykorzystanie, wy znacie tylko przyjemność, nie znacie poświęcenia i ofiary. Miłość, którą Bóg darzy ludzi, jest Miłością prawdziwą, jest tą Miłością, którą Jezus chce, aby odrodziła się w waszych sercach. On pragnie odrodzić ten Kościół miłością prawdziwą. Bóg pragnie dziewictwa waszego, dziewictwa myśli i serca. Bóg pragnie czystości waszej, czystości waszych myśli, słów i serca. On pragnie, by wasze czyny, wypływające właśnie z serca, czystego, dziewiczego, takie właśnie były.
Dziecko, zwracaj uwagę na to, jak mówisz, na to, co mówisz, jakie żarty mówisz. Jakże często zasmucasz Jezusa pozornie niewinnymi żartami. A w tym niewinnym żarcie przemyca się szatan. Szatan wchodzi do twoich oczu poprzez obrazy, a potem wchodzi w głąb serca. A więc zostaw telewizję, nie patrz na to, co może splugawić twoje serce, zanieczyścić je, przez co możesz stracić dziewictwo, dziewictwo myśli, słów i serca. Spójrz na swoją rodzinę, na wzajemne relacje, na wzajemny sposób odzywania się do siebie. Ale spójrz też na to, jak się ubierasz. Spójrz na to, aby żyć skromnie, by zachowywać się skromnie, aby być skromnym człowiekiem. To wszystko, wziął na siebie już Jezus właśnie na tej stacji. Twoje myśli i słowa, twoje serce, twoje czyny. Wszystko to wziął na Siebie, abyś ty tę czystość, dziewiczość mógł zachowywać. Uszanuj mojego Syna na tej stacji, podejmij ten trud czystości.
Stacja XI: Jezus przybity do krzyża
To, co chcę ci przekazać, niech będzie w twoim sercu, niech będzie obrazem w twoim sercu na zawsze.. Położono Jezusa na krzyżu. Jeden żołnierz uklęknął na Jego biednych piersiach, na Jego złamanym żebrze tak, że ciężko było Mu oddychać. A drugi wziął rękę, dopasował do przygotowanej dziury w krzyżu. Przyłożył gwóźdź i zadał pierwsze uderzenie. Jezus jęknął. To uderzenie i ten jęk odbiły się głuchym echem w Moim Sercu. Potem były kolejne uderzenia. Gwóźdź przechodził przez kolejne rozrywane tkanki, kości i doszedł do drewna i został przybity. Jezus płakał, ale starał się nie jęczeć widząc Mój ból, słysząc Mój płacz. Druga ręka położona na krzyżu była nie dopasowana. Za daleko przygotowano dziurę na gwóźdź. Zatem trzeba było dopasować rękę do krzyża. Silne pociągniecie dłoni spowodowało wyrwanie ze stawów, rozerwanie ścięgien. I tak nie udało się dokładnie dopasować. Trzeba było przybijać gwóźdź w dłonie bliżej palców, przez co skazany, podczas gdy wisi na krzyżu, więcej cierpi. I znowu kolejne uderzenia, które odbijały się w Moim sercu i przybijały Moje serce do krzyża. Kiedy zostały rozciągnięte ręce tak strasznie, że skóra się rozciągnęła, rany zaczęły się rozrywać, nogi się przykurczyły. Tym razem trzeba było dopasować nogi do kolejnej dziury. A więc rozciągnięto również nogi. Wyrwano ze stawów. Całe ciało było rozciągnięte do granic możliwości na krzyżu. Tak, jakby ktoś rozpiął, rozciągnął jakąś gumę, materiał. Ale to był żywy Człowiek, Mój Syn. Ponieważ trudno im było przybić obie nogi razem, jedna się zsuwała z drugiej, najpierw nieco cieńszym gwoździem uczyniono dziurę w jednej nodze, a dopiero potem obie połączono i przybito do krzyża. Jezus charczał, jęczał, płakał, łzy wypływały z oczu, oddychał strasznie ciężko i cierpiał. Kiedy został już przybity, postawiono krzyż. Ale nie uczyniono tego delikatnie, tylko całym ciężarem krzyż zsunął się w przygotowaną dziurę uderzając porządnie o dno. Krzyż się zatrząsł, a na krzyżu Mój Syn doznawał kolejnego cierpienia. Ciężar ciała powodował rozrywanie, powiększanie się ran dłoni. Kolejny ból rąk całych, mięśni, rozrywanych stawów, ścięgien, ból ran na plecach, ból ran na klatce. I nogi biedne, głowa uderzała o krzyż a ciernie wbijały się od nowa w głowę. Z ran zaczęła się na nowo sączyć krew, powodując kolejne osłabienie Mojego Syna.
Dziecko, tak wygląda Jezus. To jest Oblicze Miłości Ukrzyżowanej dla ciebie. To twój Oblubieniec. Czy takiego Oblubieńca przyjmiesz? Czy zgodzisz się na takiego Oblubieńca?
Stacja XII: Jezus umiera na krzyżu
Ostatnie chwile życia Jezusa były najstraszliwsze. Doznawał nie tylko bólu fizycznego. Cierpiała Jego dusza, Jego serce. On, Miłość Ukrzyżowana, rozlewająca tę miłość z krzyża, jeszcze na tym krzyżu był wyśmiewany, obrażany, złorzeczony. Również w chwili śmierci nie był otoczony miłością, tylko nienawiścią. A widok Matki, która była przy Nim pod krzyżem, zadała Mu kolejne cierpienie. Z jednej strony była Mu wsparciem. Był przecież moim Synem i potrzebował Matki, jak każde dziecko w tych najtrudniejszych momentach. Jednocześnie cierpiał widząc mój ból. Kiedy mój Syn oddał ducha Swojemu Ojcu, zatrzęsła się ziemia. Błyskawice przeszywały niebo. Zerwała się straszliwa burza, wichura. A ludzie zgromadzeni tam, na górze, byli przerażeni. Zaczęli uciekać jedni drugich przewracając, biegnąc po sobie. Umarli wstawali z grobów i nawiedzali swoich bliskich, pouczając ich. W Świątyni rozdarła się zasłona, co było znakiem, niestety, nie przez wszystkich odczytanym. Bóg ujął się za Swoim Synem, poruszył niebo i ziemię, bo człowiek dokonał straszliwej rzeczy. Nienawidził Boga w Osobie Syna. Zadał Mu cierpienie i zabił Go. Ciało Jezusa po kilku konwulsjach bezwładnie zawisło na krzyżu.
Stacja XIII: Jezus zdjęty z krzyża i złożony w ramionach Matki
Klękłam pod krzyżem aby przyjąć ciało mojego Syna. I złożono Je w moje ramiona. Biedne, umęczone ciało Syna.
- Syneczku, ukochany mój, co oni Ci zrobili?
Ucałowałam Jego twarz, pocałunkami zamknęłam oczy, gładziłam włosy. Biedny, zawsze były takie lśniące, czyste. teraz posklejane. potargane, krew, pot, brud – wszystko to było na włosach Mojego Syna. Dotykałam ramion, rąk – delikatnie, żeby nie urazić, choć wiedziałam, że nie żyje. Delikatnie przesunęłam Jego dłonie do swoich. Przytulałam to biedne, bezwładne Ciało, kołysząc delikatnie. Przypomniał mi się wtedy mój mały Jezus, kiedy Go często miałam na kolanach, tuliłam po jakimś upadku, kołysałam w ramionach i śpiewałam Mu wtedy. Tyle, że teraz On nie zaśmieje się, nie spojrzy na mnie, nie powie:
- Już, Mamo, nie boli.
Ale ja wiem, że już Go nie boli. Dotykałam Jego piersi a potem ręką dotknęłam Jego ramion, rany w boku. Była tak wielka. Miałam wrażenie, że zaraz serce wypłynie z tej rany.
Och, Jego dłonie. Jego piękne, długie palce. Wiesz, On miał przepiękne dłonie, szczupłe, długie palce, czyste. Takie czyste i takie dobre. Często obejmował mnie mówiąc do mnie czule: Mamo. Kiedy razem wracaliśmy z ogrodu, obejmował mnie, kiedy dziękował za posiłek, obejmował mnie i całował. Jakie to były chwile szczęścia. Potem te dłonie tyle dobra czyniły: błogosławiły, uzdrawiały, podnosiły, wskrzeszały. Te dłonie rozdzielały chleb. A teraz? To nie te same dłonie! W każdej z nich rana na wylot, strzępy skóry, całe zalany krwią. Dłonie mojego ukochanego Syna, kocham was, moje dłonie. Biedne kolana.
Czy wiesz, ze Jezus miał też poranione kolana? W czasie upadków uraził sobie bardzo szczególnie jedno. Na wierzchu widać było kość. On z takimi kolanami musiał iść. A ty narzekasz czasami, gdy cię coś boli, niewielki ból i ty już narzekasz! Całowałam całe ciało Syna, całego ciała dotykałam i tuliłem je i pieściłam, bo wiedziałam, że za moment będę musiała Je oddać. Dziecko, przytul Jezusa, właśnie takiego. Przekazuję ci mojego Jezusa, żebyś Go przytulił. Trzymaj Go w ramionach, delikatnie kołysz, możesz Mu zanucić. Przyjmij mojego Syna.
Stacja XIV: Ciało Jezusa złożone w grobie
Jako Matce, trudno było mi oddać ciało Syna. Miałam takie chwile, kiedy chciałam, aby razem z Nim zamknięto mnie w grobie. Ja wierzyłam, że On zmartwychwstanie, wszyscy wokół wątpili. Ja wiedziałam, jednak mój ból był straszliwy. Ciało mojego Syna złożono do zimnego grobu i tam miał pozostać, sam, w tej ciemnej grocie. Jezus, umęczony, straszliwie torturowany, ubiczowany, przybity do krzyża. Mój Baranek, łagodność sama, szczęście moje największe, Miłość moja przeczysta, radość mojego życia, cały sens mojego życia, moja podpora, mój Syneczek. Teraz miał pozostać sam. Jakże ja mogłam go samego tak zostawić?
Dziecko, czy wiesz, że czasem Twoje serce jest takim ciemnym, zimnym grobem Jezusa. kiedy zostawiasz Go samego, kiedy nie myślisz o Nim? A, nie daj Boże, kiedy odwracasz się od Niego, kiedy popełniasz grzech. Wtedy, dziecko, zamykasz ten grób, aż dudni! Ale wiesz, najbardziej rani Go to, że o Nim zapominasz. Jak można zapomnieć o swojej Miłości? Wchodząc na drogę Miłości wyśpiewuj Akt Miłości nieustannie. Wtedy nie zamkniesz za sobą grobu. Wtedy twoje serce nie będzie grobem, będzie piękną świątynią, w której mieszka żywy Jezus. Nie zapominaj o Nim i w każdej sekundzie swego życia mów Mu o miłości twojej. A On tą miłością czystą, boską będzie cię obdarzał w nadmiarze. Im bardziej będziesz śpiewał, tym bardziej On będzie przybliżał Siebie do ciebie. Im bardziej będziesz się starał, mimo upadków, tym bliżej będzie Twój Bóg twego serca. Nieważne są upadki, dziecko. Ważne jest powstawanie. Ważna jest ufność w miłosierdzie – to jest ważne. Choćbyś nie wiadomo co zrobił, wystarczy, że tylko westchniesz do Jezusa, a On zaleje cię Swoją Miłością, Miłością miłosierną i obdarzy cię jeszcze większą miłością niż byłeś obdarzony przed upadkiem. Pamiętaj, kochaj Jezusa nieustannie, myśl o Nim nieustannie, zawierzaj Mu siebie nieustannie. Wyśpiewuj Akt Miłości nieustannie. A Bóg będzie jednoczył Swoje Serce z twoim. Będziesz żył miłością i ta miłość będzie rozlewać się na innych. W ten sposób Bóg będzie dokonywał cudów w twoim życiu i odradzał będzie Kościół na drodze nowej, pięknej, czystej Miłości. A wszystko to za sprawą twojego przyjęcia krzyża. Przyjmij Jezusa Ukrzyżowanego jako swoją Miłość życia, jako swoją Miłość największą, najcudowniejszą. Miłość, która odradza, która podnosi, uświęca. Miłość, która sprawia, że niebo jest już teraz na ziemi. Miłość, która sprawia, że żyjesz w niebie. Miłość, która daje szczęście. Przyjmij Jezusa Ukrzyżowanego, jako swoją Miłość największą.