Poznając Niepokalane Serce NMP będziemy mogli z większą ufnością oddać się miłości, jednocześnie będziemy mogli odnajdywać siłę w rozważanych wydarzeniach z Jej życia. Zobaczymy, że właśnie dopiero wtedy, kiedy człowiek decyduje się na prawdziwą miłość, staje się mocny.
Tajemnica pierwsza
Kiedy Anioł zwiastował Maryi tak niezwykłą wiadomość, Ona była szczęśliwa. Napełniona niezmiernym pokojem zanurzała się w nim rozmyślając nad tym, jak wielką łaskę uczynił Jej Bóg. Ufała też, że Bóg zajmie się sercem Józefa. Kiedy spotkali się po powrocie od Elżbiety, Maryja zobaczyła wzrok Józefa najpierw pełen radości, stęskniony, a potem ból w Jego oczach. Ten sam ból przeniknął i Jej Serce. Ona wiedziała, że Bóg zajmie się Józefem, Jego sercem. Wiedziała, że sprawi, iż Józef zrozumie, ale jednocześnie godziła się na wszystko. Nie zajmowała się własnym sercem i rozmyślaniem, kiedy to będzie. Jej bólem był ból Józefa, który cierpiał. Dopóki nie dowiedział się prawdy, cierpiał ogromnie. Jego cierpienie było również cierpieniem Maryi. Ona nie tłumaczyła i nie wyjaśniała niczego, ale w tym bólu trwała przed Bogiem pełna ufności. Modliła się za Niego i cała oddawała się w miłości Bogu. To było zanurzenie w miłości z pełnym bólu Sercem. I Bóg przyjął ofiarę Maryi. Przyjął Jej miłość do Niego w ten sposób wyrażaną. Bardzo szybko Józef poznał prawdę. Bóg zajął się Jego sercem, wyjaśnił Mu. Józef nie dociekał, nie chciał wnikać głęboko. Przyjął sercem prostym prawdę, którą usłyszał i z radością cały oddał się Bogu. Jego i Maryi cierpienie, Jego i Jej miłość zostały nagrodzone. Zaowocowało to przepiękną miłością w Świętej Rodzinie. Zaowocowało cudowną Rodziną, którą mogli stworzyć. W Świętej Rodzinie nie było niczego prócz prawdziwej miłości.
Trudno jest zrozumieć tę miłość, ponieważ w ludzkich sercach jest i jakaś podejrzliwość, i jakaś zazdrość, jest pycha i egoizm, które niestety rzucają ogromny cień na miłość w małżeństwach i rodzinach. W Świętej Rodzinie była czysta miłość. Piękna, czysta miłość! I nic prócz tego. Przyjęte cierpienie w pokorze, bez zastrzeżeń, bez wewnętrznej dyskusji, bez wątpliwości, zgoda i posłuszeństwo w miłości do Boga, zanurzenie się ze swoim cierpieniem w miłości do Boga przyniosło tak wspaniały owoc.
Módlmy się, abyśmy potrafili każde swoje cierpienie zanurzyć w miłości do Boga i w tej miłości trwać.
Tajemnica druga
Cierpieniem Serca Maryi była konieczność ucieczki do Egiptu. I to nie tyle cierpienie związane z warunkami, w jakich Ona i cała Jej rodzina musiała tam żyć, ponieważ Maryja przyzwyczajona była do życia ubogiego. Na wszystko się zgadzała. W tamtych czasach były zupełnie inne warunki życia niż współcześnie. I to, co teraz nam może się wydawać bardzo ciężkim doświadczeniem, dla Świętej Rodziny, żyjącej w tamtych czasach było rzeczą normalną. Natomiast Maryi cierpienie sprawiło zagrożenie życia Jezusa. To był Jej ból. Przecież niedawno dopiero się narodził i razem z Józefem cieszyli się Maleństwem, a już Jego życie było w niebezpieczeństwie.
Gdy Maryja ofiarowała Jezusa w świątyni, prawdziwie oddała Go Bogu. Otrzymała Go przecież z Nieba i nie należał do Niej. Ale pokochała Go miłością prawdziwie matczyną. I chociaż oddała Go Bogu, to miłość do maleńkiego Jezusa sprawiła, że jakiekolwiek niebezpieczeństwo sprawiało Jej ból. Przytulając Go mocno do Serca, w pośpiechu uciekali, aby uchronić swoją Miłość. Jednak w tym całym wydarzeniu nie było panicznego strachu, jak to się często przydarza w chwilach ogromnego zagrożenia. Maryja wiedziała, że to jest Dziecko Boga. To raczej była próba dla Nich – dla Józefa i dla Maryi, niemniej jednak swoje Serce całe w cierpieniu oddawała Bogu, miłując. Cała zanurzała się w Bogu z miłości, razem z cierpieniem. Dzięki temu ono Jej nie paraliżowało. Dzięki temu w tym cierpieniu nie było strachu. Trudno to zrozumieć, ale kiedy człowiek oddaje się Bogu z miłości, to cierpienie, które w sobie nosi, zanurza z całym sobą, z tą miłością w Bogu.
Święta Rodzina przeżyła kilka lat w Egipcie. Patrząc z boku, były to lata bardzo ubogie i trudne, jeśli chodzi o byt materialny, bo żyje się na wygnaniu, wśród obcych. A jednak lata piękne i jakże owocne w miłość. Dzięki tym wydarzeniom cały czas Rodzina Józefa i Maryi umacniała się w miłości; zarówno Oni jako Rodzina, a jednocześnie każdy z Nich z osobna w relacji do Boga umacniał się w miłości, w ufności, w wierze. Każdy dzień i każda godzina były zagłębianiem się w Bogu, kształtowaniem Ich dusz. Były trudy, były. Nie byli ich pozbawieni. Żyli wśród zwyczajnych ludzi, którzy mieli swoje wady. Ubóstwo, niekiedy dotykało Ich bardzo, ale doświadczali owoców prawdziwej miłości. Byli cali zanurzeni w miłości ze wszystkim, co Ich stanowiło – z całym cierpieniem, którego doświadczali. Dzięki temu mogli pięknie przeżyć czas w Egipcie. Dzięki temu wzrastali. Przyjęte cierpienie, zanurzone w miłości, powoduje wzrost, owocuje pięknem życia, pięknem duszy. A ileż dobra rozlewa się wokół takich dusz! Jakim bogactwem napełniane są inne dusze, dzięki jednej, drugiej, która przyjęła cierpienie w miłości!
Tajemnica trzecia
Codzienne, zwykłe życie Świętej Rodziny w Nazarecie było życiem, jak każdej normalnej wówczas rodziny. Byli biedni i doświadczali różnych trudów, ale to wszystko nie było dla Maryi powodem do cierpienia. Wszystko to Ona przyjmowała jako dar Boga. Natomiast kolejnym wydarzeniem, które znowu ścisnęło Jej Matczyne Serce wielkim bólem, było zagubienie Jezusa, kiedy pozostał w Jerozolimie, a Ona z Józefem poszli sądząc, że idzie razem z Nimi. Nie wiedzieli, gdzie jest i nasuwały się myśli, że oto zgubili największy Skarb podarowany Im, w dodatku nie należący do Nich. Bóg Ich dłoniom powierzył własnego Syna, a Oni zawiedli! Nie wiedzieli, co się z Nim dzieje. Choć był już dużym chłopcem, ufali, że sobie poradzi, to jednak ból Serca był niesamowity. Gdyby nie miłość do Boga, w której Maryja zanurzała się wraz z swoim cierpieniem, starając się nie dopuszczać żadnych złych myśli i wątpliwości, gdyby nie ta miłość nie wiadomo, jak przeżyłaby ten czas. Czas poszukiwania Jezusa był czasem ogromnej ciemności.
Ale znaleźli Go i usłyszeli słowa, które zapadły głęboko w serce i które przez następne lata były dla Maryi nauką. Do końca, aż po Jego śmierć te słowa były dla Niej nauką. Wtedy pod Krzyżem zdała sobie sprawę, że zagubienie Jezusa było łaską, bo mogła usłyszeć słowa, które kształtowały Jej duszę dzień po dniu i przygotowywały na Golgotę. Potem dziękowała Bogu za to, że pozwolił, żeby Go zgubili, bo z tego zrodzony został niezwykły owoc. Maryja żyła bardziej w świadomości, iż przecież On należąc do Ojca, będzie w sprawach Ojca. A Oni będąc ludźmi, nie rozumiejąc często wielu spraw mają to po prostu przyjąć, zgodzić się na to. Bo Jezus nie jest Ich własnością i postępuje nie tak jak Oni chcą, jak by pragnęli, jak by życzyli sobie, bo to nie Ich pragnienia i zachcianki dyktują Jego postępowanie, ale wola Ojca. Błogosławione było to cierpienie.
Tajemnica czwarta
Śmierć Józefa – to kolejne cierpienie, które tak bardzo odznaczyło się w Sercu Maryi i przyczyniło się do dalszego Jej formowania. Maryję z Józefem połączyła cudowna miłość Boża; miłość, którą teraz trudno jest zrozumieć człowiekowi. W tych czasach człowiek nie zna czystej miłości. Maryja i Józef zawsze razem stawali przed Bogiem, razem oddawali Mu Siebie, razem przyjmowali Jego miłość i wszystkie dary Jego miłości. Każdy dzień, wszystkie wydarzenia doskonale rozumieli. Mieli te same pragnienia, te same myśli i to samo rozumienie wielu spraw. Jednocześnie Maryja czuła, z jak wielkim szacunkiem, miłością i czułością Józef odnosił się do Niej i do Jezusa. Swoim całym sercem rozumiał, doświadczał, czuł, jak bardzo został obdarowany. Dla Niego Jezus i Maryja byli największymi Skarbami, o które się troszczy. Jakże był łagodny i cierpliwy, jakże był wyrozumiały i godził się pokornie na wszystko, co tylko Bóg dał. Ale dobry był nie tylko dla Maryi i Jezusa, łagodny nie tylko wobec Nich. Jego dobre serce obejmowało miłością innych ludzi. A ponieważ miał kontakt z różnymi ludźmi, pracował dla różnych osób doświadczając różnego traktowania, to jednak zawsze był cierpliwy, łagodny, wyrozumiały. Przy nim Maryja była szczęśliwa, wdzięczna Bogu, że dał Jej takiego Opiekuna, takiego małżonka.
Śmierć Józefa wydawała się Maryi straszliwym ciosem w Jej Serce. Gdy umierał przewijały się w Jej myślach różne wspólne chwile. Wszystko oddawała Bogu. Zanurzając się w miłości do Boga, cała będąc cierpieniem przyjmowała ten wyraz Jego miłości nie próbując go rozumieć, nie pytając dlaczego. Każdy człowiek doświadcza w swoim życiu śmierci kogoś bliskiego, więc każdy wie, co dzieje się w sercu. Maryja miała łaskę, że mogła to przeżywać razem z Jezusem i że Józef mógł umrzeć w objęciach Jezusa i Jej. To doświadczenie, tak bolesne, przygotowywało Jej Serce na kolejne lata, przygotowywało Ją do najważniejszego. Chociaż trudno jest zrozumieć, że taka tragedia – śmierć bliskiej osoby – może być łaską, która przybliża jeszcze bardziej do Boga, kształtując duszę, Maryja przyjęła tę wolę Bożą z miłością, oddając się Bogu w pokorze, z całym bólem, który nosiła w Sercu, a poprzez łzy dziękując Mu za wszystkie przeżyte wspólnie lata, za łaskę, jaką Jej dał i błogosławieństwo, za miłość, która właśnie wyraziła się w osobie Józefa. Ufna, że Bóg wie, jaki czas jest dobry, ufna, że Bóg czyni wszystko z miłości i dla dobra człowieka, wiedziała, że to był najlepszy czas dla Józefa, najlepszy czas dla Niej i dla Jezusa. A Bóg pochylał się z miłością nad Nimi, z wielką czułością nad Ich bólem. Człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy, z jak wielką miłością pochyla się nad nim Bóg, kiedy cierpi i kiedy to cierpienie przyjmuje z pokorą, z posłuszeństwem. Jak wielkie płyną wtedy łaski z Bożego Serca!
Tajemnica piąta
Kolejnym cierpieniem, dotykającym Serce Maryi, było odejście Jezusa, który rozpoczął swoją działalność nauczycielską. Maryja kochała Jezusa tak wielką miłością. Cieszyła się każdą sekundą, kiedy mogła patrzeć na Niego. Lubiła patrzeć, gdy pracuje i lubiła patrzeć, gdy odpoczywa. Lubiła Jego drobne żarty, Jego uśmiech. Lubiła te chwile, kiedy obejmował Ją czule, kiedy całował, brał Jej dłonie i całował je. Ale też, choć był dorosłym mężczyzną, nieraz klękał, gdy siedziała i na Jej kolanach kładł głowę. Wszystko to były chwile szczęścia, bo była razem z Nim.
Ale nadszedł moment, kiedy musiał odejść, by wypełnić swoją misję. I chociaż mówił Matce o tym, chociaż uprzedzał, to jednak Maryja cierpiała ogromnie. Ktoś mógłby powiedzieć, że cierpiała z tego powodu, iż została samotną kobietą bez środków do życia; że cierpiała, bo sąsiadki, czy niektórzy z rodziny mówili: jaki Twój Syn jest niedobry, skoro nie zajmuje się Tobą, tylko idzie gdzieś i hula. Słowa, opinie innych były nieważne. Przecież Maryja znała prawdę, wiedziała, Kim jest Jezus. Wiedziała, że musi odejść. To Jego misja! Nie narodził się dla Niej, aby być tylko Jej Synem. Narodził się, aby zbawić cały świat. Przy pożegnaniu już tęskniła za Nim. Obejmując Go chciała wzrokiem zatrzymać Jego rysy twarzy, Jego uśmiech, Jego oczy. To było wielkim cierpieniem, choć wiedziała, że nie należał do Niej. Pamiętała o słowach, gdy będąc dwunastoletnim chłopcem pouczył Ją i Józefa w świątyni. Ooo, te słowa towarzyszyły Jej cały czas. To Jej miłość do Jezusa pragnęła patrzeć na Niego nieustannie. To Jej miłość chciała móc dotykać Jego dłoni. Jej miłość chciała cieszyć się Jego obecnością. I tę ofiarę złożyła Bogu, i tę miłość Bogu oddała.
A Bóg zatroszczył się o wszystko. Zadbał o Matkę swego Syna – samotną kobietę. Sprawił, że od czasu do czasu Jezus odwiedzał Maryję. A były też i takie czasy, że mogła razem z Nim chodzić i słuchać Go. Poznała też Jego uczniów – Apostołów i pokochała ich. Stali się Jej dziećmi, choć to dorośli mężczyźni. Gdy przychodzili do Jej domu, to byli jak Jej dzieci.
Czas, kiedy Jezus nauczał był bardzo potrzebny Sercu Maryi i Bóg dobrze wiedział o tym. Dziękowała Mu za ten czas. Przygotował Ją do późniejszej Jej samotności. Jakże Maryja jest wdzięczna Bogu za to, że ten czas był czasem pięknym; czasem, w którym Bóg był obecny nieustannie przy Niej. Doświadczała tej Obecności w różny sposób. Poprzez różne osoby i wydarzenia czuła Jego miłość. Czuła też jakby Jego miłość potęgowała się jeszcze nad Nią z każdym dniem Jej samotności, życia bez Jezusa. Dziękowała Bogu za ten czas.