Tylko z kimś bliskim można dzielić się swoim cierpieniem, można mówić o swoich wewnętrznych przeżyciach, bo tylko osoba bliska wysłucha, zrozumie, przyjmie, a jeśli będzie mogła to pomoże, pocieszy, przyjmie część ciężaru. Maryja dzieli się z nami swoim Sercem, swoją miłością, rozumieniem, czym jest miłość. Jesteśmy Jej dziećmi, tak bardzo bliskimi Jej Sercu, umiłowanymi dziećmi. Ona chciałaby wszystko nam przekazać. Na tyle, na ile jesteśmy w stanie przyjąć, częściowo zrozumieć przekazuje nam, przygotowując serca, by kolejnym razem mogły przyjąć jeszcze więcej. Pragnie, abyśmy przyjęli Jej miłość i abyśmy umiłowali swoją Matkę. Tylko wtedy, gdy się umiłuje prawdziwie jest się gotowym na wszystko. Wtedy ma się odwagę, wtedy najważniejsza jest miłość. Wtedy też serce jest otwarte, potrafi przyjąć o wiele więcej, sercem się więcej rozumie.
Tajemnica szósta
Przyszła ta chwila, jakże bolesna i przerażająca. Jezus wyjaśniał Matce, co Go czeka. Jej Serce truchlało z przerażenia. Pragnęła prosić Go, aby mogła razem z Nim wszystko to przeżyć i razem z Nim umrzeć. I przyszedł moment, kiedy Jezus żegnał się ze swoją Matką – moment szczególnej boleści. Nie da się opisać tego, co działo się w Sercu Maryi, ale i w Sercu Jezusa. Przecież Jezus wiedział, co Ona czuje, a i Ona Sercem czuła to, co się dzieje w Nim. Wydawało się, że wszystko ma się skończyć, wszystko, co dobre. Z tej chwili patrząc w tył można powiedzieć, że wszystko, co do tej pory przeżyła było radością wobec tego, co teraz Ją czekało.
Cierpienie Maryi związane było z bólem i cierpieniem Jezusa. Tu nie chodziło o Jej Serce, o to, że będzie za Nim tęsknić. Nie chodziło o to, że zostanie już sama całkowicie. Tu chodziło o Jezusa; o Tego, który żył w Niej i w którym Ona żyła; o Tego, którego czuła Sercem. Nawet, gdy był daleko wiedziała co się dzieje, bo Serce Jej to wszystko mówiło, tak bardzo była z Nim związana. Wiedziała, że nie jest Jej własnością, że nie należy do Niej – to nawet nie oto chodzi. Jego cierpienie było Jej cierpieniem, Jego smutek był Jej smutkiem. To, co miało nadejść było przerażające. Miłość Jej życia miała tego doświadczyć. A Ona nie mogła nic uczynić, żeby choć trochę zdjąć tego cierpienia z Niego. Nie dość na tym, tym razem nie mogła z Nim iść do końca. Zawsze Mu towarzyszyła. Była z Nim wszędzie. Nawet, gdy chodził, a Ona zastawała w domu – była z Nim. Teraz Jej Serce musiało zgodzić się na to, że już nie będzie z Nim do końca. Jeszcze do tej pory mogła dźwigać Jego ciężary. Gdy był dzieckiem mogła brać Go na ręce i przytulać, pocieszać, a gdy był już dorosłym mężczyzną – mogli ze sobą rozmawiać, mogli sobie nawzajem mówić różne rady. Zawsze był przecież Jej Synem. Teraz nie mogła w pełni uczestniczyć w tym, co Go czekało – i to był ból największy. W miłości klękała przed Bogiem, ofiarowywała Siebie, swoje cierpienie i tak pozostawała całkowicie bezradna nie mogąc nic uczynić. Jednocześnie miała pełną świadomość – to jest Syn Boga. On należy do Niego. Więc jako Matka Boga nie może zachować się tak, jak być może zachowałaby się niejedna ziemska matka. Pozostała przed Bogiem ze swoim bólem. Zanurzona całkowicie w cierpieniu, przyjmowała wolę Bożą, która przecież jest miłością. I to w jaki sposób przyjmowała wolę Bożą procentuje do dzisiaj dla każdego z nas. Nie zaowocowało tylko dla Maryi – marne byłyby to owoce – zaowocowało dla wszystkich dzieci Boga. Ona może nas w takich momentach umacniać, być z nami, wspierać nas, a ci, którzy pójdą taką drogą doświadczą wielkich łask, wielkiego wsparcia i zostaną pocieszeni.
O, jakże Bóg raduje się takimi duszami, które idą tą drogą! Są radością Bożego Serca i Serca Maryi również. Jezus został pocieszony właśnie przez te serca, gdy przygotowywał się do Męki. Przez te serca! Już samo to powinno wystarczyć jako argument, by starać się, by próbować spokojnie przyjmować wolę Bożą, z miłością oddawać się Bogu. Często dusze mylnie sądzą, że się nie cierpi, gdy się jest świętym, gdy się ofiarowuje Bogu siebie samego. To tak, jakby powiedzieć, że zwykły człowiek i święty to są dwie różne istoty. Jeśli święty złamie nogę, tak samo go boli, jak zwykłego człowieka. Jeśli świętemu przebić palec – tak samo go boli, jak boli zwykłego człowieka. Jeżeli ból przeszyje serce, tak samo boli, tak samo się cierpi. Maryja od tego momentu stała się cała cierpieniem. Cała była cierpieniem, ale zanurzona w Bogu.
Tajemnica siódma
Jezus w Ogrójcu. Można by się zdziwić, dlaczego to wydarzenie stało się boleścią Maryi. Serce Maryi zjednoczone było z Sercem Jezusa. Mogli być oddaleni od Siebie i to bardzo, ale Maryja zawsze czuła, co się dzieje w Sercu Syna; On również czuł, co się dzieje w Sercu Matki. Kiedy wyszedł z uczniami z Wieczernika Maryja była niespokojna. Modliła się. A kiedy Jezus modlił się w Ogrójcu, przeżywając ogromny lęk, strach, swoim Sercem czuła dokładnie to, co było w Nim.
Nigdy człowiek nie zrozumie lęku Jezusa w Ogrójcu. Zawsze, zawsze w sercu człowieka jest chociażby odrobina takiego przekonania, że przecież był Bogiem, to troszeczkę inaczej to przeżywał. Ale On całą Mękę wziął na Siebie jako człowiek. Nie zasłaniał się ani odrobiną Bóstwa, nie podpierał się swoim Bóstwem. Umierał za ludzi, więc jako człowiek chciał wszystko przeżyć i, tak jak każdy z nas, bał się. A ponieważ wiedział, co Go czeka, ponieważ widział narzędzia tortur, widział też całą przyszłość Kościoła i wszystkie dusze, które odrzucą Jego miłość, cierpiał tym bardziej. I to cierpienie było w Sercu Maryi. Niewyobrażalne cierpienie, nie do opowiedzenia! Nie da się go z niczym porównać. Jedyne co mogła robić, to modlić się do Ojca. Błagała Go, aby choć trochę przeniósł na Nią tego cierpienia. Błagała, aby dał siły Jezusowi. Ale przede wszystkim całą sobą przyjmowała je nauczona, że tylko taka postawa – całkowite przyjęcie ze zgodą na wolę Bożą – przynosi zdrowe owoce; całą obfitość zdrowego owocu.
Cierpienia Jezusa w Ogrójcu i później, kiedy był przesłuchiwany, torturowany, gdy niósł Krzyż, gdy umierał – nie da się w pełni opisać, nie da się przekazać, nie da się włożyć w nasze serca, abyśmy mogli je przeżyć tak jak Jezus i Maryja. Nie dalibyśmy rady. Tylko nieliczni częściowo przyjmują i przeżywają wraz z Jezusem Jego Mękę. Ale są to nieliczni. A jakież mogą być owoce, kiedy człowiek godzi się na swój krzyż?! Kiedy widząc przed sobą czekające go cierpienie, zgadza się na wolę Boga?! I czyni to z miłości do Niego, bez buntu, bez dyskusji, bez stawiania warunków. Jak wielkie owoce, życiodajne! Z takiej postawy płynie życie dla wielu, wielu dusz. Ileż bogactwa zaprzepaszcza człowiek całym swoim strachem przed tym, co wydaje mu się, że go czeka tylko przez to, że nie potrafi powiedzieć Bogu tak. A wyobraźnia wyolbrzymia człowiekowi jego przyszłość, zaciemnia barwy. Szatan wchodzi i niweczy wszystko. Można się bać cierpienia, można się bać tego, co człowiek widzi w swojej przyszłości, ale jeżeli człowiek oddaje siebie Bogu właśnie w tym cierpieniu, godząc się na to, co będzie, jego serce staje się źródłem życia dla wielu dusz, tak, jak stało się Serce Jezusa; tak, jak stało się Maryi Serce
Tajemnica ósma
Maryja była z Jezusem wszędzie, choć nie wszędzie mogła być fizycznie. Jej Serce towarzyszyło Mu wszędzie. Każde drgnienie Jego Serca, gdziekolwiek był, czy w więzieniu, czy na przesłuchaniu, o wszystkim wiedziała i nieustannie modliła się za Niego. Przyjmowała Jego ból ufając, że w ten sposób ulży, choć trochę, Jego cierpieniom. Kiedy szedł drogą krzyżową, szła razem z Nim. Jej Serce odczuwało każdy bicz, każdy upadek, każdy cios. Wszystko, wszystko było w Sercu Maryi. Każda zniewaga, każda kropla Jego Krwi była w Jej Sercu. Towarzyszyła Mu sekunda po sekundzie. Z jednej strony pragnęła być blisko, by razem z Nim nieść Krzyż, z drugiej strony – były takie momenty, kiedy lękała się Go zobaczyć. Niosła w swoim Sercu Jego cierpienie. Przerażona ogromem tego cierpienia ciągle błagała Ojca, aby na Jej barki złożył chociaż jego część. Ale Bóg dawał Maryi pełną świadomość, iż to Jezus jest Zbawicielem i tylko On, że to On musi wszystko i do końca wycierpieć, aby zbawić każdego. On Sam! Więc Maryja pochylała przed Bogiem pokornie głowę, przyjmując Jego wolę; wierząc, że choć po ludzku nie do zrozumienia, jest w tym miłość skierowana również do Niej. Że to miłość Boga do Niej pozwala na to cierpienie.
Udział w Drodze Krzyżowej Pana Jezusa, to największa, szczególna łaska, jakiej doświadczyło Serce Maryi. Otwórzmy serca, abyśmy to usłyszeli, abyśmy to przyjęli. Maryja dziękuje Bogu, że okazał Jej tak wielką miłość, że mogła uczestniczyć w Męce swojego Syna. Cierpienie nie oznacza braku szczęścia. Szczęśliwe były dla Niej chwile Jego dzieciństwa, szczęśliwe były chwile, gdy dorastał i gdy był dorosłym mężczyzną, ale Maryja dobrze wie, że dopiero Jego Męka i śmierć ukoronowały wszystko i stały się ratunkiem dla całego świata, a Ona miała łaskę w tym uczestniczyć, za co jest wdzięczna Bogu.
Tajemnica dziewiąta
Śmierć Jezusa. W tym momencie Maryja poczuła tak silny ból przeszywający Jej Serce, jakiego dotąd nigdy nie czuła. I trwała w tym bólu przed Bogiem bez odrobiny buntu, czy pretensji. Wszystko się zatrzymało wokół – było tyko cierpienie i nic więcej. Przyroda szalała, ludzie w popłochu uciekali, a Ona znajdowała się w zupełnie innym świecie, cała zanurzona w bólu.
A potem zdjęto Ciało. Przez chwilę mogła mieć znowu swoje Dziecko w objęciach. Jakże mocno była świadoma, że nie jest Jej, że Jego Duch już nie jest przy Niej. Cała zanurzona w cierpieniu dotykała Jego Ran, delikatnie przemywając Ciało. Namaszczała je, by za chwilę i tę pozostałą cząstkę, czyli Ciało Jezusa oddać Bogu. Prawdę mówił Jezus w świątyni jerozolimskiej: On nie jest Jej, On jest cały Boga, cały w Jego sprawach i na to przyszedł na ziemię, a Ona otrzymała tę niezwykłą łaskę, by być Jego Matką. Bóg w Jej ramiona złożył swoje Dziecko, teraz mogła Mu Je oddać już całkowicie, dziękując za wszystkie przeżyte lata razem z Nim. Chociaż Serce cierpiało, chociaż Matczyne Serce chciało krzyczeć z rozpaczy, jednocześnie błogosławiło Boga za każdą sekundę życia Jezusa przy swoim boku i za to, że mogła być z Nim od poczęcia do śmierci. Bo być przy śmierci tego, kogo się kocha jest łaską. Ci, którzy zostają na ziemi cierpią bardzo zapominając, że istnieje tylko zasłona, a osoba ta nie odchodzi na wieczność, ale by za jakiś czas spotkać się z nami i potem wspólnie wiecznie żyć.
Błogosławię Ciebie, Boże za to, że życie Maryi usłałeś samym błogosławieństwem, że obsypywałeś Ją nieustannie łaskami. Błogosławię Ciebie i wielbię za najwyższy Dar – za Jezusa, którego Matką i Opiekunką uczyniłeś Maryję. Wielbię Ciebie za to, że pozwoliłeś Jej uczestniczyć w Jego cierpieniu do samego końca. Bądź uwielbiony, Boże!
Tajemnica dziesiąta
Życie w rodzącym się Kościele. Jezus uczynił Jana – swego umiłowanego ucznia – opiekunem Maryi. Ona też Go bardzo kochała i wdzięczna jest Jezusowi, że dał Jej właśnie Jana – apostoła miłości. Każdy, kto stracił kogoś bliskiego wie, jak trudne jest, szczególnie początkowo, życie bez tej osoby. Serce Maryi cały czas tęskniło za Jezusem.
Radosne były te chwile po zmartwychwstaniu, ale szybko się skończyły. Z woli Boga Maryja miała przeżyć jeszcze długi czas tu na ziemi, wypełniając zadanie, które Jej zlecił. Jej tęsknota za Jezusem nie skończyła się nigdy. Ale pragnęła jak najlepiej wypełnić Jego wolę. Otworzyła swoje Serce na Apostołów, na Jego uczniów, na wszystkich. Starała się z miłością ich przyjmować za każdym razem, gdy przychodzili, gdy szukali porady, gdy razem się modlili, czasem, gdy potrzebowali pocieszenia. Uczestniczyła w tym wszystkim, co działo się w nowym rodzącym się Kościele, w jego smutkach i radościach, w niepokojach, w niepewnościach i w zwycięstwach. Serce Maryi było już w Niebie cały czas z Jezusem. Nie mogąc połączyć się z Nim tak, jak by tego pragnęła, nieustannie skłaniało się ku jak najlepszemu wypełnianiu zadania bycia Matką dla wszystkich. Do końca życia tu na ziemi Jej Serce pozostało w cierpieniu. Ale na gruncie tego cierpienia – o jakże to żyzna ziemia – wyrastały przepiękne kwiaty, krzewy, drzewa nowego ogrodu – nowy Kościół pełen Świętych, męczenników. Dlatego Maryja wielbi Boga, że mogła stać się takim gruntem, że Kościół mógł rozkwitać i wydawać tak obfite owoce świętości wielu, wielu jego członków. Cierpienie płynące z miłości, przyjęte z miłością wydaje niezwykłe owoce, jest niezwykle płodne. Jest życiodajne, uświęcające. Niejako skłania Boga do pochylenia się nad cierpiącą duszą, by właśnie ją obdarzyć najwspanialszymi łaskami. Jakże Bóg miłuje takie dusze! I takim duszom daje wszystko, o cokolwiek poproszą.