Wobec ludzkich słabości Boże oczekiwania są właściwie nie do spełnienia. Wielu Świętych opisując swoją drogę mówiło o doświadczeniu własnej niemocy, o doświadczeniu własnych słabości, które wręcz uniemożliwiają duszy, chociaż trochę skierować się ku Bogu, chociaż trochę wznieść się ku Niemu. I Bóg o tym dobrze wie, że człowiek jest słabością. Bóg też wie, że szatan czyni różne podstępy, by człowieka z jego drogi powołania zepchnąć, ściągnąć. Dlatego to, co uczynił Jezus umierając na Krzyżu, jest szczególnym Darem dla każdego człowieka i szczególną pomocą.
Jezus umierając na Krzyżu uczynił Maryję Matką każdego z nas. Nikt z nas nie jest samotny. Nikt z nas, jako dziecko, nie został sam, bo sam zginie. Jeśli człowiek dobrze się nad tym zastanowi, jeżeli rozważy, jak wielka jest jego słabość, jeżeli przyjmie, iż jest prawdziwie dzieckiem wobec Boga, to z radością przyjmie Matkę, która opiekuje się i dba o rozwój dziecka. Dusza przedstawiana jako dziecko, jako niemowlę, jest najbardziej zbliżonym do rzeczywistości obrazem relacji: człowiek – Bóg. Należy cieszyć się, dziękować Bogu, wielbić Go za to, że nie pozostawił człowieka samego sobie. Można powiedzieć, że Bóg wziął duszę, to niemowlę i złożył w Matczynych ramionach Maryi.
Należałoby rozważać znaczenie matki dla dziecka, aby zrozumieć relację: dusza i Matka Boga. Szkoda, że niewiele jest dusz, które próbują zrozumieć tę relację. Bardzo często dusze przyjmują to tylko symbolicznie, bardzo zewnętrznie, że jest to taki ładny obraz, czuły, tkliwy, ale nic za tym nie idzie. Tutaj nie chodzi o to, że ładnie wygląda obraz: Matka z dzieckiem; że jest to obraz, który zawsze rozczula ludzkie serce. Tu chodzi naprawdę o bardzo głęboką relację, niezwykle silną więź, jaka tworzy się pomiędzy duszą a Matką Bożą. Tu chodzi o rzeczywiste i prawdziwe Jej opiekowanie się duszą, tak jak opiekuje się matka swoim dzieckiem. A matka za swoje dziecko gotowa jest oddać życie, dla swojego dziecka zrobi wszystko, o swoje dziecko troszczy się najlepiej jak potrafi i wszystkimi możliwymi środkami, jakie posiada. Bóg wyposażył Maryję w doskonałe środki, po prostu udzielił Jej swoich łask. Udzielił Jej swego Serca, swojej miłości. Zatem składając duszę w ramionach Bożej Rodzicielki, tak naprawdę Bóg zanurza ją w swoich łaskach, w swojej miłości, dając Maryi do dyspozycji to wszystko. Dobrze byłoby rozważyć, zastanowić się, na ile relacja duszy do Matki Najświętszej jest relacją głęboką, osobową, pełną ufności i wiary, a na ile jest to, być może czułe i tkliwe, ale płytkie pojmowanie tego, Kim tak naprawdę jest Ona dla każdego z nas.
Często dusze szukając pomocy w jakichś problemach chwytają się różnych modlitw, sięgają do różnych Świętych. Jeżdżą na różne pielgrzymki i proszą w różnych miejscach świętych o potrzebne łaski. Tak gorączkowo zabiegają o to, co im się wydaje, że jest im potrzebne, że zapominają, iż Matce wystarczy powiedzieć raz, raz poprosić. Matki nie trzeba przekupywać, nie trzeba z Matką handlować. Trzeba modlić się do Świętych, trzeba. Trzeba prosić ich o wstawiennictwo. Wielu z nich wypraszać może wielkie łaski każdemu z nas. Ale jakże często zapominamy, iż Bóg w Niepokalane Serce Najświętszej Maryi Panny włożył pełnię łaski. Bóg patrzy na serce. Czyż Matka swemu dziecku nie użyczy tego, co mu potrzeba, kiedy ono tylko powie: poproszę? Czy ziemskie matki każą pisać swoim dzieciom całe podania, by o coś poprosić? Czy każą wykonywać przeróżne ponad siły prace, aby dzieci zasłużyły na coś, co jest potrzebne? Tak bardzo człowiek jest pyszny sądząc, że może zasłużyć, zapracować, że jak się namęczy, natrudzi, poświęci nie wiadomo co, to wtedy na pewno Matka Boża wysłucha, bo inaczej nie wysłucha. Ona widzi nasze potrzeby. Jej Serce nie potrzebuje tylu naszych modlitw, uczynionych jakże często w sposób powierzchowny, niedbały, żeby tylko odmówić, zaliczyć, bo jak się odmówi tyle różańców, czy innych nabożeństw, to wtedy Matka Boża wysłucha. A Ona pragnie po prostu naszych serc, ufności naszej, miłości. Wtedy nie potrzeba nawet całego Różańca, wystarczy powiedzieć: Mamo, pomóż! Wystarczy: Zdrowaś Maryjo …, Maryja przecież jest z nami, jest przy nas. Potrzeba ufności. Kiedy nie otrzymujemy od razu tego, co prosimy, zaczynamy szukać: może nowenna, może pompejańska, może koronka, może takie sanktuarium, a może jak zaliczę tyle Wieczerników, może nie podoba się to, że się nie modlę w taki czy inny sposób, a może jak w ciągu dnia ileś razy uklęknę i jeszcze Zdrowaś Maryjo… odmówię? Maryja nas kocha, a my traktujemy Ją jak taką maszynę do napojów, do batoników. Wrzucisz pieniążek i uzyskasz batonik, wrzucisz dwa pieniążki – uzyskasz dwa batoniki, trzy – to trzy batoniki. Maryja nie jest bezduszną maszyną, jest naszą Matką, która nas kocha, troszczy się o nas, która nieustannie czuwa nad nami i która pragnie, aby Jej dzieci oddały się w Jej ręce z wielką ufnością, by całkowicie zawierzyły Jej swoje życie i aby w każdej sprawie, najmniejszej, zwracały się do Niej. Małe dziecko, dziecko, które dobrze jest prowadzane, ono zawsze zapyta najpierw mamę, czy może, poprosi mamę o to, czego potrzebuje, czego chciałoby.
Tego samego Matka Boża oczekuje od nas. Cokolwiek chcemy uczynić, najpierw zwróćmy się do Niej, aby mogła poprowadzić nas, ukierunkować. Aby mogła powiedzieć: tak, to dobrze, a tego nie czyńcie. Aby mogła nam dać błogosławieństwo na to, co jest naszą drogą. Jakże ważne jest, aby człowiek często, jak tylko można najczęściej, w każdej sprawie zwracał się do Matki. W ciągu dnia nie ma czasu, żeby stale klękać, ale tu chodzi o zwracanie się sercem. Nieraz nie ma minuty na to, by się pomodlić, ale wystarczy westchnienie i wtedy Maryja prowadzi tę duszę, błogosławi jej, wyprasza Ducha Świętego, daje natchnienie. Wszystko jest pod Jej płaszczem, wszystko dzieje się bezpiecznie. Nawet, jeśli są jakieś zakusy złego, który chce zniweczyć nasze działania, to Matka Boża jest i nas chroni.
Teoretycznie wszystko to wiemy, ale w praktyce jakże często traktujemy Maryję bardzo mechanicznie; nie jako czułą Matkę, ale jak handlarkę, u której można coś kupić, jakby każda sprawa miała swoją cenę: za trzy różańce – to, za dziesięć – to, za koronkę jeszcze inna łaska, a za jedno Zdrowaś Maryjo… – to tylko uśmiech Matki Bożej. W ten sposób zachowując się dajemy świadectwo innym i innych tego uczymy. Zamiast mówić o Sercu Matki Bożej, o Jej miłości i o ufnym powierzeniu się Jej, podajemy nowennę pompejańską, koronkę, podajemy przykłady, kto, ile czego odmówił i jakie łaski uzyskał. Jezus nie kazał ludziom odmawiać tylu modlitw, tylko po prostu ich uzdrawiał. A my jakże często odsyłamy ludzi do takiej zewnętrznej formy zaliczania pewnych rzeczy, by zapłacić za pomoc, za uzdrowienie, tak, jakby w tej wspólnocie nie było mowy o miłości, o zaufaniu, o zawierzeniu. Czy nasza mama kazała nam odmawiać ileś wierszyków, zaśpiewać ileś piosenek zanim dała nam cukierka, zanim dała nam coś, czego potrzebujemy? Zanim nas pocieszyła, przytuliła? A wieczorem, gdy się baliśmy, czy najpierw kazała wykonać jakieś czynności, a dopiero potem przyszła i przytuliła? A gdy byliśmy chorzy, w nocy, gdy mieliśmy gorączkę najpierw nam kazała wyrecytować całą książeczkę, którą znaliśmy na pamięć, zanim zaczęła czuwać przy nas? Nasza ziemska mama była przy nas cały czas. A co dopiero Niebieska Mama!
Matka Boża kocha nas, swoje dzieci, a jakże często zaznaje zranienia Serca od nas, którzy sądzimy, że jesteśmy Jej dziećmi dobrymi, miłującymi, wiernymi. Maryja nas kocha! Jej Matczyne Serce otwarte jest, a w nim cała obfitość łask, abyśmy brali garściami. Nie ma żadnego ogrodzenia, muru, zamknięcia, te skarby są w otwartym Jej Sercu. Nie są obwarowane jakimiś warunkami, aby je wziąć. Bóg złożył je w Sercu Matki, aby je rozdzielała, rozdawała.