Ogrójec – to niezwykłe miejsce. Niezwykłe – z powodu wydarzenia oraz Osoby Jezusa Chrystusa. Przyjmijmy zaproszenie do tego miejsca, bowiem rozważanie, co się tam wydarzyło, pomoże nam zagłębić się w niezwykłą tajemnicę Bożą. Pomoże również zrozumieć, jak układać relacje z Bogiem, jak przeżywać swoją drogę wiary.
Jezus bardzo często przebywał w Ogrodzie Oliwnym, często modlił się tam nocą. Dzisiaj zaprasza nas do tej jednej, jedynej nocy przed swą męką. Tak zupełnie po ludzku spróbujmy sobie to wyobrazić. Jest noc, świecą jedynie gwiazdy, nie ma – tak jak współcześnie – lamp elektrycznych, które mogą rozświetlić mroki, a więc jest ciemno. Jezus jest sam. Co prawda Jego Apostołowie są niedaleko, ale choć mieli czuwać, posnęli. Jezus nieco odszedł od nich, aby spotkać się ze swoim Ojcem, by porozmawiać z Nim o męce i prosić Go o umocnienie. Noc – to sprzyjające warunki na modlitwę, na zagłębienie się w swojej duszy, na stanięcie przed Bogiem i na zrozumienie również samego siebie. To pewna konfrontacja z prawdziwym swoim „ja”. Kiedy warunki zewnętrzne tak bardzo nie absorbują wzroku, wtedy człowiekowi łatwiej jest zagłębić się w siebie. Jezus staje przed Ojcem z tym wszystkim, co dzieje się w Jego Sercu i przedstawia Mu to.
To, że Jezus narodził się na ziemi, nie oznacza, że zaczął istnieć w momencie poczęcia w Matczynym łonie Maryi. On jest odwiecznym Słowem i odwieczną Miłością Boga Ojca. Kiedy więc modli się do Niego, jest Miłością. To prawda, ma naturę i Boską, i ludzką. Ta ludzka sprawia, iż w Jego Sercu pojawia się lęk przed cierpieniem. Jednak nie jest to lęk taki, jaki zna człowiek, który boi się cierpienia – na przykład: bólu głowy, ręki, żołądka… Człowiek lęka się tego ze względu na samego siebie. U Jezusa jest to inny rodzaj lęku. On przygotowywał się do tej najważniejszej misji zbawczej przez całe ziemskie życie. Jego Serce przy tym cały czas wypełniała miłość i kierowała Nim. Świadomie dążył do tej nocy Wielkiego Czwartku, a potem – do Wielkiego Piątku. Nie uciekał.
Jezus już tu, w Ogrodzie Oliwnym, doświadcza męki, którą widzi w swoim Sercu – widzi dokładnie to, co będą czynić z Nim oprawcy. To męka niewyobrażalna, ale nie ona jest ostatecznym powodem strachu. Do obrazu dołącza się jeszcze coś innego – Jezus widzi straszliwość grzechów ludzkich; widzi wszystkie grzechy, które popełnił i jeszcze popełni człowiek – od początku po kres życia na ziemi. I te straszne, przerażające grzechy niejako uderzają w Niego, sprawiając, że Jego Serce drży przed ich obrzydliwością. Jezus widzi, co uczynił grzech z ludzkim sercem, jak wielkiego spustoszenia dokonał w ludzkiej duszy. Zna przepiękną przyszłość, jaką Bóg przygotował w wieczności dla człowieka, a wie, że to straszne spustoszenie, które czyni grzech, pozbawia go tej przyszłości. Widzi różnicę pomiędzy pięknem świętej duszy a brzydotą tej skażonej ciężkimi grzechami. W końcu – widzi piekło oczekujące na potępionych. To jest straszliwy, przerażający widok. Pod naporem tej wizji Jezus ugina się i cały drży.
Szatan wykorzystuje ten moment i jeszcze bardziej stara się pokazać Mu niejako nieskuteczność Jego Ofiary. Bóg Ojciec pozwala, by Jezus to wszystko zobaczył. Szatan więc dalej ukazuje Jezusowi to, jak ludzie żyjący w Kościele będą odrzucać zbawienie i niejako niweczyć dokonującą się dla nich Ofiarę. Będą czynić różne złe rzeczy, w ten sposób raniąc i osłabiając cały Kościół, przyczyniając się do tego, iż następne dusze będą odchodzić od Boga. To kolejna rzecz, która ogromnie rani Serce Jezusa – przerażający widok tysięcy i milionów dusz, które odłączają się od Kościoła. A odłączenie się od Kościoła oznacza potępienie. W Kościele jest zbawienie. Świadome odejście od Kościoła – to wybór potępienia. Jezus cały jest miłością i kocha wszystkie dusze – również te, które będą odłączać się już teraz od Niego, a w przyszłości – od Jego mistycznego Ciała; które świadomie rezygnować będą z Jego Ofiary, zadając Mu tym ogromny ból. To wszystko razem – strach przed męką, przerażenie ogromem grzechu i tym, co grzech czyni i będzie czynił w wielu duszach – jest przyczyną ogromnego cierpienia Jezusa. W obliczu tego, co widzi – całej przeszłości, teraźniejszości, ale i przyszłości grzechu – podsuwane ma przez szatana wątpliwości co do swojej Ofiary. To wszystko razem powoduje tak wielkie cierpienie, że Jezus prosi Ojca o odsunięcie kielicha. Ale jest w Nim nieustannie doskonała miłość – nieskończona, wieczna, czysta miłość. I ona daje Mu siły, by zgodzić się na wypełnienie się w Nim woli Ojca. Przyjmuje na siebie to, po co przyszedł na ziemię, godzi się na swoją misję do końca.
W tej rozmowie Jezus cały skierowany jest na Ojca, na Jego wolę i na miłość. To swego rodzaju wskazówka dla każdego człowieka, jak należy rozumieć modlitwę, jaką przyjmować postawę podczas modlitwy. Świat zewnętrzny powinien niejako przestać istnieć. Na modlitwę powinniśmy wybierać takie miejsca, które sprzyjają skupieniu. Dobrze jest też zamknąć oczy. A co czyni Jezus? On cały niejako wchodzi w swoją duszę, cały zagłębia się w świecie ducha, by być ze swoim Ojcem. Bardzo często na modlitwie przychodzą nam do głowy różne myśli. Trudno jest się skupić, wiele razy człowiek zaczyna modlitwę i nie może jej dokończyć. Różne są tego przyczyny. Spróbujmy podczas Wielkiego Postu wpatrywać się w Jezusa modlącego się w Ogrójcu. To niezwykła modlitwa. Jezus nie myśli wtedy o sobie, choć niejedna dusza mogłaby powiedzieć: Przecież boi się Krzyża, to znaczy, że myśli o sobie. Ale Jezus myśli o swojej misji, o woli Ojca i nie skupia się na sobie, na swoich pragnieniach, obawach, ambicjach, lękach. Koncentruje się na tym, co jest Jego najważniejszym zadaniem tutaj, na ziemi. O tym rozmawia z Ojcem i w tę rzeczywistość się zagłębia.
Zatem i my kiedy poświęcamy jakąś ilość czasu na osobistą modlitwę, adorację – gdy mamy taką możliwość – starajmy się usposobić serca do tego, by całe zajęły się Bogiem, Jego wolą i tym, by jak najlepiej wypełniać tę wolę. Każda dusza stworzona została do tego, aby zjednoczyć się z Bogiem, by Go wielbić, głosić Jego chwałę i żyć później w tej chwale w wieczności – będąc przemienioną w miłość i z nią zjednoczoną. Zatem gdy klękamy do modlitwy, pomyślmy o tym. Klękamy nie dlatego, by wyprosić sobie chociażby zdrowie, lepsze życie, załatwienie jakieś sprawy… Klękamy w zupełnie innym celu, więc to, co jest doczesnością, powinno przestać istnieć. W sercu ma być pragnienie zjednoczenia z Bogiem, miłowania Go, oddawania Mu chwały. Jak to zrobić, kiedy człowiek jest tak słaby i nie potrafi się modlić? Za każdym razem wzywajmy Ducha Świętego, ponieważ to On jest Tym, który modli się w duszy, pomaga otwierać się na świat duchowy, niejako niesie duszę ku Bogu, łącząc ją z Nim. Niestety, w Kościele niedoceniana jest niejako ta Trzecia Osoba Boska. Zbyt mało jeszcze mówi się o Duchu Świętym, za mało się Go wzywa, za mało się od Niego oczekuje, bo nie ma tej świadomości. Gdy uklękniemy, zapraszajmy więc Ducha Świętego, prosząc, by On pokierował modlitwą. Powierzmy Mu swoją duszę, swoje myśli, uczucia, emocje, pragnienia. Oddajmy Mu też wszystko, co wiąże się z wydarzeniami, w których uczestniczyliśmy, które jeszcze zajmują nas do tego momentu. Niech On to wszystko weźmie, niech się tym zajmie, niech oczyści nasze serca i umysły.
Warto również podczas modlitwy uklęknąć przed Jezusem pod Krzyżem i poprosić o Jego Zdroje Miłosierne – o kroplę Krwi, o Łzę, o kroplę Potu Jezusa, wyznając wiarę, że jedna kropla wystarczy, by dusza została oczyszczona ze wszystkiego. Jedna kropla Krwi Jezusa ma wielką moc, może zmazać wszystkie grzechy. Prośmy więc o to oczyszczenie, o obmycie, byśmy mogli z czystym sercem stanąć przed Bogiem. Każda zmaza, każdy grzech powoduje pewne oddalenie od Boga, więc prośmy o oczyszczenie.
A potem oddajmy Bogu chwałę. Uznajmy Go za swojego jedynego Pana, jedynego Króla, do którego chcemy należeć, być Jego własnością, wręcz niewolnikami, i służyć Mu. A wszystko to czynimy z miłości. Mając wolną wolę, pragniemy to uczynić. Potem wyznajmy Bogu, że chcielibyśmy wypełnić Jego wolę do końca, ale nie rozumiemy, jak ma przebiegać nasze życie. Wielu rzeczy się lękamy, przeraża nas to czy tamto. Nie potrafimy podejmować cierpienia – gdy doznajemy bólu, mamy ochotę uciec. Przedstawmy Bogu prawdę o sobie, o swoim życiu, o swojej duszy, jednocześnie zaznaczając, że pomimo tak wielkiej słabości, jaką jesteśmy, chcemy należeć tylko do Niego i wypełnić do końca powołanie, które otrzymaliśmy. Wyrażajmy Bogu pragnienie miłowania Go. Czyńmy to pokornie, prostym sercem, szczerze. I trwajmy przed Bogiem, nieustannie mając świadomość bycia przed Nim; pamiętając, iż Jezus tak samo w Ogrójcu klęczy przed Ojcem. I cały z Bogiem się łączy.
Kiedy Jezus wypowiada swoje „tak” na wolę Ojca, czyniąc to całą swoją Istotą, Jego natura ludzka niejako nie wytrzymuje. Stąd Krwawy Pot. Tak wielkie napięcie powoduje, iż naczynia włosowate pod skórą pękają, a krople Krwi zmieszane wraz z Potem ujawniają się na Ciele. To świadczy o przeżyciach naprawdę straszliwych, poruszających człowieka do głębi, przerastających go. Jezus przyjmuje wolę Ojca i otrzymuje od Niego pomoc – zjawia się anioł i niejako umacnia Jezusa, by podjął ciężar męki. Nie znaczy to, że znika fizyczne osłabienie. Ta modlitwa, w której Jezus doświadcza tak straszliwego cierpienia, w której nakłania swoją ludzką naturę do zgody na mękę, wyczerpuje Go i osłabia organizm. To, co się dzieje z Jego Sercem, sprawia, iż staje się On niejako schorowanym, wycieńczonym człowiekiem – mimo że ma trzydzieści trzy lata. W tym momencie Jezus już nie jest Tym, kim był przed chwilą. Ta jedna modlitwa niejako dodała Mu dużo, dużo lat. Jednak Jezus podejmuje to zadanie i konsekwentnie krok po kroku je wypełnia. Każda sekunda jest doskonałym wypełnieniem woli Ojca. Nie ma niczego w następujących wydarzeniach, co byłoby choć odrobinę uchybieniem od woli Ojca, odpoczynkiem od wypełnienia tej woli. Człowiek ma tendencję do tego, by ułatwiać sobie różne rzeczy. Kiedy może, rezygnuje z pewnych prac, aby było mu lżej lub wykonuje je nie do końca starannie, dokładnie, nie w pełni. Jeżeli coś jest zbyt ciężkie, zbyt trudne, zawsze znajdzie jakieś ułatwienie w danej sprawie. Jezus całym sobą staje się wypełnianiem woli Ojca i cokolwiek czyni od tego momentu – każda myśl, słowo, postawa – wszystkim nieustannie pełni wolę Ojca. Od niczego się nie uchyla i w niczym sobie nie ułatwia. Wielokrotnie podczas swej męki mógłby doznać jakiegoś częściowego zwolnienia od pewnych rzeczy, mógłby się usprawiedliwić, mógłby zrobić unik. Ale Jezus przyjmuje wszystko do końca.
Kiedy my się modlimy i wyrażamy pragnienie pełnienia woli Bożej, również otrzymujemy umocnienie, by tę wolę wypełnić doskonale. Tyle że natura ludzka jest słaba i zamiast skupiać się cały czas na Bogu, myślami stale od Boga odbiega. Stąd człowiek nie jest w stanie wyrazić całym sobą tej zgody na wolę Bożą i przyjąć w całości tego umocnienia. Gdy jednak podczas modlitwy stara się być z Bogiem i wyznać swoje pragnienie wypełniania Jego woli, zostaje umocniony i ma siły, by już inaczej wyrażać swoją wiarę, miłość do Boga; by podejmować swą codzienność i z Bożej perspektywy patrzeć na swoje życie. Dzięki tej modlitwie zbliżył się do Boga. A to oznacza, że inaczej odbiera otoczenie, różne sprawy; ma więcej sił, by odpowiednio reagować. Z tej modlitwy wychodzi również z pewnym poznaniem Boga w sercu. Takie przyjęcie woli Bożej, jakie dokonało się w Jezusie i jakie dokonuje się w każdej duszy, która stara się w ten sposób modlić, niesie ze sobą poznanie Boga. I dusza prawdziwie zbliża się do Niego. Trudno jej nawet określić, na czym to polega, ale sercem czuje, że Bóg jest blisko niej.
Spróbujmy właśnie w ten sposób modlić się, klękając codziennie pod Krzyżem. Zbliżajmy się do Boga i przyjmujmy Jego wolę. Niech to będą nasze wysiłki, nasze starania. Nie oczekujmy, że od razu wszystko będzie wychodzić. Ale Bóg da łaskę. Czasem dusza doświadcza bardzo mocno tej łaski – do tego stopnia, iż dziwi się, że można było do tej pory wątpić i nie wierzyć. Ale nieraz Bóg przesłania tę łaskę tak bardzo, że człowiek nie ma siły nawet wzroku skierować ku Niemu. Jednak zawsze Bóg udziela łaski, tylko czasem pragnie, aby człowiek wykazał się ze swej strony jakimś wysiłkiem i trudem.
Uklęknijmy przed Panem i w prostocie serca, w uniżeniu wyraźmy swoje pragnienie pójścia za Nim i bycia Mu posłusznym; pragnienie kochania Go ogromnie, trwania pod Krzyżem, tulenia się do Niego w chwili, gdy kona. Wyraźmy pragnienie służenia Mu całym życiem; pragnienie ofiarowania siebie Jemu. Pokażmy Bogu swoje słabe, puste ręce i poprośmy, aby nas umocnił. Powiedzmy, że ufamy Mu i wierzymy, iż On może wszystko – a więc również tę wielką naszą słabość przemienić w moc, posługując się nią dla swojego dzieła. Oddajmy siebie Bogu, niech posługuje się nami. I zapragnijmy być z Jezusem w Ogrójcu, by wspierać Go swoją miłością. Z ufnością przyjmijmy łaskę umocnienia, wierząc, że Bóg tej łaski udziela – przecież nas kocha, nie może więc czynić inaczej. Podziękujmy za nią i wiedzmy, że z Bogiem wszystko jest możliwe. Niech więc czyni, co zechce, a my ufajmy, wierzmy Mu i bardzo Go kochajmy.