Konferencja z 11 lutego 2014 r.
Wiele osób, myśląc o Lourdes, bardzo zawęża znaczenie tych objawień. A przecież Bóg właśnie tam objawia wielką swoją miłość. Większość ludzi jadąc do Lourdes, jedzie z konkretnym pragnieniem, by Bóg uzdrowił ich z dolegliwości ciała. To jest główna myśl, jaka towarzyszy większości pielgrzymów. A Bóg pozwolił na te objawienia, pozwolił, aby przyszła Matka Boża i objawiała światu Jego miłość, by dokonało się ODRODZENIE SERC, ODRODZENIE LUDZKOŚCI, a nie tylko uzdrowienie fizyczne. Gdy spojrzymy na uzdrowienia, jakich dokonywał Jezus, na uzdrowienia opisane w Ewangelii, zauważmy, że Jezus dokonuje uzdrowienia duszy i ciała. Jezus wręcz najpierw uzdrawia duszę, potem ciało. Jezus pokazuje, iż jedno z drugim jest w jakimś stopniu powiązane. Choroba duszy może pociągać za sobą chorobę ciała, choć nie należy wyciągać pochopnych wniosków, że każdy chory na ciele jest chorym duchowo. Jednak Jezus zwraca uwagę na konieczność zajęcia się duszą, a nie tylko ciałem.
W objawieniach, które miały miejsce w Lourdes (ale i w innych objawieniach), Bóg pragnie przekazać światu ważne przesłanie: Człowiek jest chory i potrzebuje uzdrowienia; ludzkość choruje i potrzebuje uzdrowienia. Choroba przede wszystkim drąży duszę, a obejmując duszę, potem również ma swoje skutki w ciele. Człowiek przede wszystkim potrzebuje zdrowia duchowego. Zdrowa dusza, zdrowe oczy wewnętrzne, zdrowe serce, zdrowy sposób przyjmowania rzeczywistości, która otacza, zdrowe wejrzenie w każdą sprawę pomaga człowiekowi dokonywać właściwych wyborów i żyć życiem świętych. Jednak by mieć właściwą perspektywę patrzenia, by za każdym razem mieć właściwą ocenę sytuacji, by rozumieć sens zdarzeń, by rozumieć, dlaczego takie, a nie inne są kolejne wydarzenia, co mają przynieść naszemu życiu, w jaki sposób ubogacają nas, człowiek musi być zdrowy wewnętrznie. Jeśli choruje wnętrze, choruje dusza, człowiek ma skrzywione spojrzenie na to, co go otacza, ma niewłaściwą ocenę wszystkiego. A patrząc z niewłaściwej perspektywy na wszystko, nie może właściwie wybierać i żyć w zgodzie z Bogiem. Nie pełni Jego woli, serce nie doznaje spełnienia i człowiek jest nieszczęśliwy. Toteż gdy Bóg otworzył Niebo i zezwolił Najświętszej Maryi Pannie, aby przyszła do ludzi, przede wszystkim przyniosła ludziom przesłanie o konieczności uzdrowienia duszy, o potrzebie, jaka jest w każdym człowieku. Maryja przyniosła przesłanie o tym, iż ludzie chorują i potrzeba tych, którzy modląc się za nich i ofiarowując się za nich, uczestnicząc w życiu Jezusa przyczynią się do poprawy stanu zdrowia wielu dusz.
Chorobą, która drąży duszę, jest grzech, różny grzech. Głównym grzechem, który w tak dużym stopniu powoduje wielkie choroby duszy, jest PYCHA. Człowiek przez pychę odwraca się od Boga i uważa, iż sam zdolny jest sobie poradzić; nie potrzebuje Boga. Ten grzech pociąga za sobą następne i choroba rozwija się w bardzo szybkim tempie. Przychodząc do ludzi, Maryja nawoływała do modlitwy za wszystkich potrzebujących uzdrowienia, za tych, którzy chorują na duszy; którzy przez grzech chorują i to chorują śmiertelnie. A ta choroba drąży ogromne ilości dusz.
Znakiem, który ma skłaniać biedne ludzkie serce do Bożego wołania, jest chociażby Źródełko, które wytrysło w miejscu objawień. Jednak to Źródełko, woda ma nie stanowić sensacji i sama w sobie ma nie być powodem pielgrzymek. Lourdes nie jest apteką, w której można nabyć, zakupić lek. Lourdes jest miejscem działania Bożej łaski. To Bóg w tym miejscu dotyka ludzkich serc i ciał. Bóg w tym miejscu uzdrawia dusze i uzdrawia ciało. Ale myliłby się ten, kto uważałby, że jest to miejsce, w którym następuje mechaniczne uzdrowienie, a więc: człowiek się wyspowiada, Pan Bóg grzechy zgładzi, człowiek doznaje uzdrowienia – i to wszystko.
Lourdes jest miejscem, z którego rozchodzi się Głos mówiący o wielkiej Bożej miłości i miłosierdziu. To miejsce, z którego tryska Boża miłość, udzielając błogosławieństwa przybywającym pielgrzymom i wszystkim tym, którzy przez nich przyniesieni zostali w sercu, ale i wszystkim tym, którzy duchowo do tego miejsca pielgrzymują. To miejsce, z którego rozlewa się na świat Boża łaska, dotykając duszy, serca, psychiki, dotykając również ciała. Tam rodzą się na nowo dusze, które odczytują swoje powołanie. A tym powołaniem jakże często jest:
- modlitwa za grzeszników,
– ofiarowanie się Bogu za inne dusze,
– ofiarowanie swojego cierpienia, różnych wyrzeczeń na rzecz dusz.
To jest właściwe rozumienie objawienia – celu, z jakim Maryja Niepokalana przyszła do ludzi. To jest właściwe rozumienie, co Bóg czyni tam w Lourdes, czego pragnie i oczekuje od ludzi, z czym do nich wychodzi. Wychodzi z niezwykłą propozycją współpracy w Dziele Zbawczym, współpracy duszy z Bogiem. Bóg nawołuje do współpracy, czyli do modlitwy, do ofiary na rzecz dusz, by ratować je od śmierci wiecznej.
Parząc na dzisiejszy dzień właśnie od tej strony, spróbujmy choć odrobinę zmienić swój sposób myślenia, nastawienia, z jakim być może przyszliśmy, z jakim właśnie myślimy o miejscach objawień, z jakim myślimy o dokonujących się cudach w takich miejscach, a nawet, z jakim myślimy o znakach danych przez Boga człowiekowi, na przykład o wodzie z Lourdes.
To prawda, że ludzie doznają uzdrowień na ciele fizycznym. Tak. Również i nasze ciała mogą zostać uzdrowione. Natomiast uzdrowienie fizyczne ma być widocznym znakiem dla innych, świadectwem Bożego działania, Bożej miłości, którą przyjęliśmy. Ale uzdrowienie fizyczne nie zastąpi czegoś ważniejszego. A mianowicie dzisiaj w sposób szczególny dusze powołane – takie jak nasze – mają uświadomić sobie Boże wezwanie i je usłyszeć w sobie po raz kolejny:
- by żyć,
- by ofiarować się,
– by modlić się za dusze,
– by całym swoim życiem uczestniczyć w Dziele Zbawienia dusz,
– a więc by ratować chore dusze.
Należy prosić, aby Bóg obmył nasze wewnętrzne uszy, oczy, aby oczyścił serce, byśmy na nowo usłyszeli, ale i na nowo zrozumieli i jeszcze głębiej przyjęli Boże zaproszenie, by wspólnie ratować tych, którzy umierają z powodu grzechów; tych, którzy nie zaznali Bożej miłości, nie poznali jej, którzy się na nią nie otworzyli. W wezwaniu Bożym jest między innymi zaproszenie do ofiary; do tego, by ze swojego życia, z samego siebie złożyć ofiarę Bogu na rzecz dusz. W różnym stopniu, w różny sposób należy tę ofiarę składać, bowiem Bóg powołując duszę, niejako różnicuje – od każdej oczekuje nieco innej ofiary, nieco innego rodzaju, nieco innej wielkości.
Należałoby powrócić do tego, kim jesteśmy, a więc powrócić do uświadomienia sobie swojej ogromnej słabości, maleńkości. Często dusza słysząc wezwanie do ofiary, do modlitwy, do pokuty, do wyrzeczeń, odpowiadając na to wezwanie, podejmuje się rzeczy bardzo trudnych, nie na swoją miarę. To tak, jakby poszła do sklepu i widząc wspaniałe stroje, brała je bez przymierzania, nie zastanawiając się nad rozmiarami i nad tym, czy to w ogóle pasuje do niej. A potem nie da się tego nosić. Można założyć raz czy drugi, ale w końcu rezygnuje człowiek z tych ubrań, bo po prostu do niego nie pasują; nie są dla niego. Każdy, doświadczając w swoim sercu Bożego wezwania, ma starać się zrozumieć, jaka jest jego miara, a więc tak naprawdę, jakiego typu ofiary, wyrzeczenia, modlitwy czy pokuty oczekuje Bóg od duszy. Ma stanąć w prawdzie o samym sobie,
- stanąć przed Bogiem,
- uświadomić sobie swoją wielką słabość, swoją wielką nędzę,
– uświadomić sobie to, iż nie posiada się żadnych sił i możliwości, by spełnić Boże oczekiwania.
Tym bardziej, że samemu się jest tak słabym, że się po prostu wiecznie upada. To wielokrotnie sobie uświadamialiśmy, wielokrotnie mówiliśmy – nic nie posiadamy, co dawałoby nam poczucie siły, naszej wielkości; sami z siebie nic nie mamy. Jednak wielka słabość, gdy się ją dobrze zrozumie, gdy człowiek przemodli, gdy przed Bogiem postawi właśnie tę swoją nędzę, wtedy otrzyma od Boga światło, zrozumienie:
- Na czym może polegać ofiara, modlitwa najmniejszej duszy?
- Na czym ma polegać wypełnienie powołania, do którego wzywa Bóg?
Przecież skoro Bóg powołuje, to znaczy, że w jakiś sposób umożliwi realizację tego powołania. Bóg nie powołuje do czegoś, czego dusza nie będzie w stanie zrobić. Nie jest w stanie zrobić wtedy, kiedy robi to o własnych siłach, po swojemu. Natomiast zrobi wszystko, jeśli w sposób doskonały wypełnia wolę Bożą, zgodnie z Bożym zamysłem.
A więc kiedy dusza słyszy Boże wołanie, również w sobie, w swoim wnętrzu – a wołanie chociażby w Lourdes czy w innych miejscach objawień idzie na cały świat – i czuje dotyk Boga, wie, że Bóg właśnie do niej też bezpośrednio mówi i prosi ją o to, ma stanąć przed Nim, uświadamiając sobie swoje „nic” wobec Niego. Ma prosić, by to On pomógł jej zrozumieć:
- Jak ma wypełnić swoje powołanie?
- W jaki sposób, w którym momencie ma być jej ofiarowanie się Bogu za dusze?
– W jaki sposób ma uczestniczyć w Jego Krzyżu?
– Na czym to uczestnictwo w Krzyżu ma polegać?
Dusze maleńkie znają już drogę uczestnictwa w Krzyżu Jezusa. Każdy z nas już wie, że przyjmowanie trudów codzienności z jakąś wewnętrzną akceptacją, z uśmiechem, z wewnętrzną zgodą na to, z jednoczesną rezygnacją ze swoich pragnień, ze swoich marzeń, ze swoich wygód – to jest właśnie ofiara. Jeśli dusza mówi Bogu: dla Ciebie, z miłości do Ciebie i do dusz, wtedy realizuje powołanie. Choćby to miało być zwykłe wstanie rano z łóżka, chociaż człowiek ma ochotę jeszcze chwilę pospać, taki drobiazg, takie „nic”, ale czyni to z miłości, ofiarowując się Bogu w tym, uczyni to z uśmiechem, wobec bliskich okaże życzliwość, a nie zniechęconą minę, bo musiało się wcześniej wstać – to będzie ofiara na rzecz dusz. Drobiazg w oczach ludzkich nic nieznaczący, nie mający żadnej wartości, ale w tym momencie dochodzi do rezygnacji z siebie na rzecz dusz, rezygnacji z miłości do Boga i Bóg przyjmuje to jako ofiarę. Łączona ona jest z Ofiarą Krzyża Jezusowego i takiej nabiera rangi, mocy, wielkości. To jest niezwykłe, co czyni Bóg z maleńką, nic nieznaczącą ofiarą ludzką! To jest wyraz Jego miłości, miłosierdzia; wyraz miłosierdzia wobec wszystkich dusz! Nie tylko do tej duszy, ale wobec wszystkich, bowiem ta ofiara podniesiona do tak wielkiej rangi, posiadająca taką moc, teraz może promieniować łaskami na wiele dusz.
Nie szukajmy i nie wynajdujmy sobie specjalnych cierpień i ofiar. Przyjmujmy to, co daje nam Bóg w waszej codzienności – drobiazgi. Jest ich całe mnóstwo. Wydarzają się dokładnie z sekundy na sekundę kolejne, kolejne, i kolejne. Gdy dusza otwiera się na te konkretne dary Boże, gdy z nich korzysta we właściwy sposób, odpowiadając miłością, odpowiadając ofiarą z samej siebie, ona nieustannie żyje z Bogiem, w kontakcie z Nim. A jej ciągłe przebywanie z Bogiem żyjącym w jej wnętrzu uświęca ją, przemienia. Nie dość że ratuje dusze, w każdej sekundzie kolejne dusze, to sama uświęca się. Jeśli na taką drogę wchodzi jedna, druga, trzecia, … dziesiąta, … dwudziesta, … sześćdziesiąta, … – zobaczmy jak wielka powstaje armia, która dla zewnętrznego świata nie robi nic innego, nic nowego, ale która w świecie ducha stanowi ogromne wojsko, silne wojsko. Powstaje wielka armia, która stanowi nową siłę w Kościele, siłę odradzającą, siłę uświęcającą, siłę niosącą miłość, a miłością zdobywającą niejako na nowo Kościół. To jest sens objawień, przesłań, prywatnych spotkań dusz z Jezusem, to jest istota. Jeśli do tego nie prowadzą różne prywatne objawienia, nie są prawdą. Jeśli nie prowadzą, nie skupiają dusz wokół Kościoła, wokół dusz w Kościele, jeśli nie mają na celu przyjęcia i niejako rozmnożenia Bożej miłości w całym Kościele – nie są prawdą.
Różne były powody, dla których przyszliśmy tutaj. Niektóre serca troszeczkę czują się zawiedzione. Ale postarajmy się spojrzeć na Kościół, postarajmy się mniej egoistycznie patrzeć na każde wydarzenie w Kościele, każdą uroczystość, święto, obchodzony dzień. Patrzmy:
- na Krzyż – mniej egoistycznie,
– na Eucharystię – mniej egoistycznie,
– na każde nabożeństwo – mniej egoistycznie,
To prawda, dusza jest mała, słaba i zawsze ma na myśli najpierw siebie, dopiero potem inne, ale my starajmy się od tego odchodzić.
Jakąż mocą dysponujemy daną nam od Boga! Bo te drobiazgi, przyjęte w odpowiedni sposób, przemieniane są w wielką moc, która jest w nas. Jaką mamy siłę! A tej siły boi się szatan. Ale wystarczy że ulegniemy własnej próżności, egoizmowi, całkowicie ten potencjał mocy, jaki jest w tym, co nas spotyka, zostaje przemieniony w ogromną słabość, którą wykorzystuje szatan i z której cieszy się szatan, bo już zostaje wytrącona z naszych rąk moc, którą daje Bóg.
W życiu duszy mogą dziać się cuda. Cuda mogą dotyczyć zarówno ducha jak i ciała, a więc Pan Bóg chce uzdrawiać również ciało. O uzdrowienie ciała też należy się modlić, o zdrowie fizyczne należy się modlić. Brak modlitwy o uzdrowienie fizyczne może oznaczać brak wiary w Bożą moc, może być oznaką pychy. Należy więc się modlić o to też. Ale w swoich relacjach z Bogiem MIEJMY NA PIERWSZYM MIEJSCU NA UWADZE ZDROWIE DUCHOWE DUSZ. Prośmy o uzdrowienie całego świata.
Bóg złożył w naszych rękach niezwykłe lekarstwo, lekarstwo pełne mocy, lekarstwo, którego boi się szatan. Jest to KREW JEZUSA. Jeśli sobie przypominamy, uczynił nas szafarzami Jego Krwi, Bożego Miłosierdzia. Musimy przyznać, że trochę o tym zapomnieliśmy. A przecież dysponując takim lekarstwem, które nigdy się nie kończy, które ma niezwykłą moc i żadnych skutków ubocznych, możemy nieustannie całą ziemię zanurzać we Krwi Chrystusa, wszystkie dusze, ze wszystkich zakątków ziemi, wszystkich ludzi wierzących i niewierzących, ludzi innych wyznań, ludzi biednych, chorych, bogatych i zdrowych, młodych i starych, tych na świecznikach i tych żyjących gdzieś skromnie w ukryciu. Możemy zanurzać całe państwa, rządy, organizacje, stowarzyszenia; tych, którzy mają jakiś wpływ na losy ludzkości. Czemu tego nie robimy? To jest lekarstwo dla ziemi! Przyjmujemy Komunię św., samego Boga, w tak wielkiej bliskości Boga jesteśmy! Przecież wtedy, mając Boga w sobie, możemy całą ziemię ofiarować Bogu, wszystkich ludzi, bo On jest w nas, nie ucieknie, a my mamy możliwość ratować dusze!
Woda ze Źródełka z Lourdes, czy z innych miejsc, jest tylko znakiem, ale moc jest w Bogu. Bóg tę moc składa w naszych dłoniach, w naszych sercach. To prawda, człowiek jest słaby, potrzebuje widzialnego znaku, kropli, która padnie na niego konkretnie. Ale uwierzmy, że i bez wody, bez kropli, która spadnie bezpośrednio na nas, otrzymujemy od Boga moc – moc miłosierdzia, moc miłości. On daje to naszym duszom, naszym sercom. Otrzymujemy takie możliwości, by przyczyniać się do uzdrowienia dusz. Korzystajmy z tego! To prawda, gdy się jest w miejscu objawienia, człowiekowi łatwiej jest otworzyć serce. Łaska, która towarzyszy temu miejscu, ułatwia człowiekowi otwarcie się. Ale to nie znaczy, że ten, kto nigdy takiego miejsca nie odwiedził, nie dozna łaski. To by świadczyło przeciwko Bożej miłości. Ileż było świętych dusz zamkniętych w klasztorach, które nie odwiedziły ani jednego świętego miejsca, a które nie zmarnowały Bożej łaski i przyczyniły się – i przyczyniają się nadal będąc w Niebie – do ratowania dusz.
Podczas dzisiejszej Eucharystii złóżmy swoje serca na Ołtarzu i prośmy o zrozumienie:
- Na czym ma polegać nasza modlitwa, nasze ofiarowanie?
- Czym jest zdrowie duchowe i fizyczne?
– O co prosić każdego dnia?
– Jakich dokonywać wyborów?
– W jaki sposób uczestniczyć w Bożym Dziele Zbawczym?
Niech sam Bóg przekonuje nasze serca i niech je uzdrawia.