Na początek pewne porównanie, abyśmy lepiej zrozumieli to, czego Bóg oczekuje od każdej duszy. Otóż dwoje zakochanych na początku zakochania żyją miłością, żyją uczuciem. Tęsknią za sobą, pragną ze sobą spędzać dużo czasu; gdy są od siebie z dala, nieustannie myślą o sobie, ciągle odkrywają piękno w drugiej osobie, robią sobie nawzajem niespodzianki. Patrzą przez pryzmat miłości, dlatego widzą piękno w drugiej osobie. To, co ktoś z boku widzi jako rzecz normalną, oni patrząc miłością zauważają jako coś zachwycającego, coś pięknego, coś dobrego. Początek małżeństwa podobnie wygląda: małżonkowie są w sobie zakochani. Trudy życia, jakie się pojawiają, nie są takim ciężarem dla nich, ponieważ oni żyją miłością, miłość jest wtedy dla nich jeszcze najważniejsza. I mówią sobie: obyśmy się tylko kochali, wszystko inne jest mniej ważne.
Spójrzmy na małżeństwa, które mają już dłuższy staż. Jakże często jest jakiś smutek w tych małżeństwach. Nie ma uniesienia, zachwytu, spostrzegania piękna w drugim małżonku, nie ma niespodzianek, czekania na siebie nawzajem z tęsknotą, z niecierpliwością; nie ma radości, kiedy można coś zrobić dla drugiej osoby. Gdzieś ta miłość się zapodziała, to znaczy niby się kochają, są małżeństwem, wydaje się, że nawet dobrym, nie kłócą się ze sobą, jednak nie ma w tym małżeństwie już świeżości miłości.
Przytoczony został ten obraz po to, aby uzmysłowić sobie, iż na drodze wiary może dziać się podobnie. Dusze najmniejsze wielokrotnie powierzały swoje życie Bogu. Bóg używa wobec naszych dusz również miana: oblubienice. Kiedy słuchaliśmy słów o miłości oblubieńczej, kiedy Bóg wyznawał nam swoją miłość, kiedy słyszeliśmy takie słowa pierwszy raz, kiedy Bóg udzielił nam łaski spotkania duszy z Nim, wtedy zachwycaliśmy się Bogiem, Jego miłością i wtedy pragnęliśmy bardzo Go kochać. Te pierwsze dni, tygodnie, nawet miesiące przebywania chociażby we wspólnocie i spotykania się z Bogiem w charakterze wręcz intymnym, kiedy On bezpośrednio do serca przemawiał i przekonywał o swojej miłości, żyliśmy w zachwycie, w wielkim pragnieniu ciągłego przebywania z Nim. To były pierwsze zachwyty, pierwsza świeża miłość.
Jednak na drodze życia we wspólnocie w pewnym momencie pojawia się swego rodzaju szarzyzna, kiedy już poznaliśmy w jakimś stopniu tę miłość, kiedy po raz kolejny słyszymy podobne słowa o miłości Boga, kiedy nam się to troszeczkę osłuchało. Można zauważyć, że już nie ma takiej siły, by znowu się zachwycić, znowu się zachłysnąć, znowu z niecierpliwością czekać. Okazuje się, że trudy codzienności mają swój ciężar. Nieraz ten ciężar nieco nas do ziemi przytłacza, nieco nas pochyla ku ziemi, a słowa o miłości stają się zwyczajne – stajemy się „starym małżeństwem”, gdzie nie bardzo się już chce zachwycić, gdzie nie bardzo już się dostrzega piękno, chociaż gdy się myśli o latach młodości – człowiek tak troszeczkę zatęskni. Może by i się chciało powrócić do pierwszej miłości, do porywów, do chwil, kiedy biegło się na spotkanie z ukochaną czy z ukochanym, kiedy cieszyła maleńka stokrotka, a teraz i cały bukiet jakoś tak nie bardzo.
Na drodze duszy, która jest przez Boga powołana do życia w większej bliskości z Nim, a więc na drodze życia również duszy maleńkiej, są pewne etapy:
– dusza poznaje miłość,
– zachwyca się, zachłystuje się tą miłością,
– żyje nią,
– potem nieco skrzydła opadają,
– przychodzi codzienność,
– trochę się zapomina.
Jednak dobrze jest zdawać sobie sprawę, że każdy etap czemuś służy, każdy etap jest swego rodzaju przygotowaniem do następnego i każdy etap należy przejść, aby można było wejść do następnego. Z tym, że jakość przechodzenia też jest ważna. To tak, jak ze stopniami – można podnieść nogę, ale nie wejść na następny stopień, a można nogę tak podnieść, żeby na kolejny stopień wejść. Ale stopnie mogą być różne. Nieraz stopień jest bardzo wysoki. Okazuje się, że nie posiada on 20 czy 30 cm, ale może posiadać wysokość 1m i nie zawsze chce się tak wysoko, na metr podnieść nogę. Nieraz zdarza się tak, że dusze ulegają zniechęceniom, ulegają zmęczeniu i nie podejmują wysiłku, aby przejść dany etap, aby na nowo swoje serce otworzyć na miłość, aby wzbudzić w sobie na nowo żywy płomień – życie, które będzie porywało duszę do pewnych działań, by spotkać się z Bogiem.
Każdy z nas doświadczył już takiego etapu, kiedy już modlitwa nie płynie z taką łatwością, kiedy już nie biegnie się tak lekko i z taką radością na Mszę św., kiedy odczuwa się zmęczenie i myśli się: no, jak raz się nie pójdzie, to przecież się nic nie stanie; kiedy okazuje się, że zmęczenie jest tak duże, że jednak lepiej zostać w domu. Każdy tego doświadcza, ale nie każdy zdaje sobie sprawę, że jeśli nie będzie się stale podejmowało wysiłku, aby mimo wszystko wytrwać, to człowiek po prostu zamiast iść po stopniach w górę, przymierza się do zejścia stopień w dół. Już gdzieś tam stopą maca, gdzie znajduje się niższy stopień ze względu na wygodę, na zmęczenie, na zniechęcenie, na trudności; na to, że trzeba znowu jakiś wysiłek podjąć. Bóg poprzez ten etap – trudności, zniechęcenie – pragnie przygotować duszę do czegoś lepszego, do czegoś wspanialszego. Ale żeby dusza mogła zakosztować tego czegoś lepszego, doskonalszego, a więc by mogła bardziej zbliżyć się do Boga, ona musi być w jakimś stopniu uformowana. Lenistwo i zniechęcenie jej nie uformuje. Na pewno nie uformuje jej siedzenie i czekanie nie wiadomo na co. Duszę formuje:
– czujność,
– pewna samodyscyplina,
– wysiłek,
– trud,
– praca,
– wysiłek, który dusza podejmuje, aby samą siebie przezwyciężyć, aby pokonać samą siebie, aby przełamać się, aby zrezygnować z siebie, wyrzec się siebie.
To formuje duszę i to najlepiej przygotowuje do kolejnego stopnia. Im etap jest piękniejszy, im większe łaski Bóg szykuje, im zbliżenie do Boga ma być większe, tym wyższy stopień, a więc trzeba podnieść wyżej nogę, czyli potrzeba większego wysiłku, samozaparcia, wytrwałości.
Dlaczego teraz mówimy o tym etapie, kiedy niektórzy z nas wcale nie czują się na takim etapie? Niedawno przeżywaliśmy jeszcze ponowne ofiarowanie się Bogu, mówiliśmy o miłości oblubieńczej i dusze otwierały się na tę miłość. Jeszcze niektórzy z nas pamiętają, żyją tym i pragną tego. A tutaj mówimy o etapie zniechęcenia, który wymaga samozaparcia i wytrwałości. Mówimy dlatego, aby nie uśpić czujności, bowiem niedługo zbliża się rzeczywiście ETAP WSPANIAŁYCH ŁASK, czas bardzo ważny dla duszy, która jest oblubienicą Boga; czas, który jeśli będzie dobrze wykorzystany, będzie wielkim bogactwem dla duszy, będzie prawdziwie zbliżał duszę do Boga przemieniając ją w miłość – to czas Wielkiego Postu. Mówimy teraz o czujności, aby nie okazało się to, co okazuje się w wielu duszach, a mianowicie budzą się one dopiero w połowie Wielkiego Postu lub też gdzieś w okolicach Triduum i naraz zdają sobie sprawę, że stracili sporo czasu, że przecież jest Wielki Post, a one na przykład nie podjęły postanowienia, nie żyły, nie uczestniczyły w Drodze Krzyżowej, nie rozważały Męki Pana Jezusa, a można to było robić.
Do każdego etapu trzeba się przygotować, do Wielkiego Postu również. Oczywiście, Wielki Post jest przygotowaniem do Triduum i do przeżywania Wielkiej Nocy, ale dla duszy, która trochę więcej rozumie i która żyje już w pewnej bliskości Boga, dla której Jezus Ukrzyżowany jest Miłością i która rzeczywiście pragnie żyć w przytuleniu do Krzyża, cały Wielki Post jest ważnym. Dlatego dzisiaj staramy się obudzić i na nowo przygotować serca do przeżywania kolejnego etapu.
W jaki sposób należy przygotowywać się do Wielkiego Postu? Do tej pory właściwie dopiero w okresie Wielkiego Postu przygotowywaliśmy się do Triduum. Otóż powróćmy do porównania pierwszej miłości, pierwszego zachwytu, do miłości między narzeczonymi i pierwszych lat życia małżeństwa. Trzeba odświeżyć w sobie miłość:
– by na nowo zachwycić się miłością Boga;
– by znowu miłość nas uskrzydlała;
– byśmy na skrzydłach tej miłości biegli każdego dnia na spotkanie z Jezusem Eucharystycznym;
– by z wielką niecierpliwością czekać aż do chwili, kiedy będzie można uklęknąć pod Krzyżem i przytulić się do Jezusa;
– tak zachwycić się Bożą miłością, by wszystko czynić i zorganizować sobie czas, by również znaleźć go na spotkanie ze Słowem – żywym Bogiem w Słowie;
– tak zachwycić się tą miłością, by na nowo we wszystkim doświadczać Obecności Boga, a więc również przeżywać tę Obecność w Piśmie Świętym poprzez sam dotyk, już nie tylko czytanie; żeby spojrzenie na Pismo Święte, wzięcie w ręce Słowa Bożego już poruszało nasze dusze, które będą doświadczać Obecności Boga i Jego miłości;
– tak poruszyć swoje serce, swoją miłość, by wystarczył dotyk różańca za cały odmówiony, by serce tak zabiło, tak kochało, by zatonęło w Bogu;
– by tak zapłonąć, aby pragnąć Boga nieustannie, by tęsknić za Nim nieustannie, by wychodząc z Kościoła już tęsknić za następną Komunią św., by przebywać z Nim nieustannie; z Nim, który mieszka w duszy;
– tak otworzyć się na miłość, by w swoim sercu zobaczyć, jak Jezus Eucharystyczny, Święta Hostia zniża się do nas i w sposób duchowy możemy ją przyjąć w każdym momencie, kiedy tego zapragniemy i by było to żywe, autentyczne przeżycie.
Jeśli o to będziemy się starali, nasze serca zapłoną miłością i gdy rozpocznie się Wielki Post, wejdą w ten czas płonąc wielkim ogniem miłości. A płonąc tak wielką miłością będą mogły od razu wejść w samą istotę Wielkiego Postu i od razu jednoczyć się z Jezusem Ukrzyżowanym.
W każdym z nas są pokłady takiej miłości. To nie nasza zasługa ani praca. Bóg w nas składa swoją miłość, w nas mieszka Bóg. Od momentu Chrztu św. staliśmy się świętym mieszkaniem Boga. Bóg złożył w nas swoje dary. Mamy w pełni uczestnictwo w życiu Kościoła, we wszystkim, co jest w Kościele. A życiem i pełnią Kościoła jest Bóg i wszystko, co Jego stanowi, a więc i miłość. Kościół każdemu ze swoich członków z tej pełni użycza wszystkiego. BÓG ZAMIESZKUJE W NAS, UDZIELA NAM SWOJEJ MIŁOŚCI. Kościół, którego jesteśmy członkami, który tworzymy, użycza nam tej miłości.
Przyjmujemy Jezusa w Eucharystii – przyjmujemy Miłość. Klękamy pod Krzyżem – spływa na nas miłość. Dotykamy Pisma Świętego, karmimy się Słowem – miłość. Korzystamy z różnych Sakramentów – otrzymujemy miłość.
W nas jest miłość, w nas jest tyle łask, tyle darów, że gdyby Bóg objawił nam w tym momencie wszystkie łaski i dary, jakie otrzymaliśmy od Niego i jakie jeszcze otrzymamy, zadrżelibyśmy przed tą wielkością, z zachwytu stracilibyśmy głos.
Co robić, aby wydobyć z siebie choć trochę tych darów i korzystać? STANĄĆ PRZED BOGIEM W POKORZE, w świadomości tego, kim się jest. A jest się maleńką duszą, duszą słabą, która sama nic nie może, ale która może wszystko w Tym, który jest w niej, który w niej zamieszkuje. Więc:
– pokornie prosić, aby Bóg poruszył serce, aby choć pojawiła się jedna iskierka miłości w nim, od tej jednej zapłonie cały ogień;
– prosić, by Bóg rozpalił duszę miłością;
– prosić, by zapłonęła na nowo, by to była miłość nowa, świeża; miłość, która będzie porywać serce do zachwytu nad Bogiem; miłość, która będzie uskrzydlać, która będzie unosić nas ponad wszelkie trudy i przeciwności, ponad codzienność; która sprawi, że będziemy mieli inne spojrzenie na wszystko; że to spojrzenie będzie bliższe spojrzeniu Boga, będzie z perspektywy miłości;
– prośmy, by ta miłość wprowadziła nas w kolejny etap – w Wielki Post; by pomogła nam przemóc wszelkie niepewności, wątpliwości, obawy; by ta miłość pomogła nam mieć właściwe spojrzenie i właściwą ocenę wszystkiego;
– prośmy, by odnowiła się w nas miłość, byśmy na nowo pokochali Boga miłością oblubieńczą, ale też miłością dziecka;
– prośmy, by ta miłość była pełna prostoty, dziecięcej ufności, by była pełna wiary, zaufania, pokory, uniżenia, by była pełna zdania się na Boga, ofiarowania się Mu, oddania Mu wszystkiego;
– prośmy, by była pełna czułości, byśmy mieli relację do Boga osobowego, byśmy na nowo spotkali się z Nim, by to nie była Postać żyjąca gdzieś w odległości od nas, ale rzeczywiście by to była Osoba; by to był Duch, który dotknie nas, poruszy i napełni.
Nie myślmy, że jeszcze jest sporo czasu do Wielkiego Postu. Spójrzmy na to inaczej. Pan Bóg daje ten czas, aby go dobrze wykorzystać. Potrzebujemy właśnie tyle czasu, by się przygotować, potrzeba każdej sekundy. Pan Bóg dokładnie wie, ile potrzebujemy czasu, aby przygotować się do Wielkiego Postu. Gdybyśmy potrzebowali mniej, mówiłby nam o tym za tydzień, a może we wtorek przed Środą Popielcową. Skoro mówi teraz, to znaczy, że potrzeba właśnie tyle czasu i że każda sekunda w tym czasie jest bardzo potrzebna, bardzo ważna. Być może jeszcze trzeba się będzie nieco natrudzić, pokonać trochę przeciwności, aby tą miłością zapłonąć.