(Z archiwum Wspólnoty)
Cudowny czas Narodzenia, jednocześnie bardzo trudny. Maryja i Józef, oboje przecież byli zmęczeni podróżą. Józef czując się bardzo odpowiedzialnym za Maryję i za Dziecko pragnął stworzyć odpowiednie warunki, a było to niemożliwe. Ogromnie troszczył się o Maryję i na wszystkie sposoby starał się ulżyć trudom podróży. Ona bardzo często chwytała jego wzrok, gdy patrzył na Nią bardzo zatroskany. Stale dopytywał się: jak się czuje? czy czegoś nie potrzebuje? W Jego Sercu była tak wielka miłość, tak wielka czułość i delikatność, tak wielkie zrozumienie tego, czego Maryja mogła potrzebować. On całego siebie dawał Jej, aby choć trochę Jej było lżej. Maryja czując tę Jego miłość odpoczywała, nabierała sił do dalszej wędrówki.
Gdy w Betlejem odsuwano Maryję i Józefa, gdy pokazywano, iż nie ma dla nich miejsca, Ona widziała jak wielkim to było dla Józefa zmartwieniem, jak cierpiał z tego powodu. Swoją miłością obejmował Maryję i pragnął tą miłością swoją dać Jej wszystko. Kiedy okazało się, że mogą odpocząć w grocie, czynił wszystko, aby ta grota choć trochę przypominała dom, pomieszczenie mieszkalne. Jakże się starał. Pomimo zmęczenia sprzątał, wynosił, układał, starał się przygotować posłanie dla Maryi. Nie myślał w ogóle o sobie. Myślał o Maryi i o Dziecku i dla nich przygotowywał wszystko. Nic dla siebie. A gdy już wszystko było przygotowane, na miarę warunków jakie tam były, możliwości, usiadł z boku, aby nie przeszkadzać, aby chwilę odpocząć i modlił się. Co chwilę jednak starał się patrzeć czujnie na Maryję, aby w każdym momencie pomóc Jej. Bóg dał Mu odpoczynek, sprawił, że zasnął. Pomimo, że chciał być bardzo czujnym i pomocnym, zasnął. Potrzebował tego snu. Jego organizm potrzebował odpoczynku, aby potem, gdy narodził się Jezus, mógł być przy Maryi i Dziecku. Toteż nie uczestniczył w samych narodzinach Jezusa, ale niedługo potem został zbudzony przez Anioła, aby mógł cieszyć się Skarbem, jaki Bóg złożył w Jego rękach.
Och, żebyśmy widzieli radość w Jego oczach, oczach pełnych łez. Łzy płynęły po Jego policzkach ze szczęścia. Z jaką delikatnością brał od Maryi Jezusa, modlił się, dziękował Bogu, wielbił Boga, przedstawiał Mu Syna, cały czas zdając sobie sprawę, kim jest to Maleńkie Dziecię. Z jednej strony czuł się wręcz niegodny trzymać Go w objęciach, z drugiej – był niezmiernie szczęśliwy, że otrzymał tę łaskę. Cały drżał, podniósł Jezusa do góry, oddając Go Bogu Ojcu, uznając Boże Ojcostwo, przedstawiając, oddając na własność, wyrzekając się niejako swego ojcostwa nad Jezusem. Z jaką pokorą, czcią i oddaniem to czynił. Rzadko który święty potrafi się tak modlić. Potem przytulił Jezusa do Serca. Cały czas po Jego policzkach spływały łzy szczęścia. Trzymał przecież w objęciach Boga, Syna Bożego.
Nikt nie jest w stanie zrozumieć Serca Józefa, jak było świętym, jak było czystym, jak było wielkim. Maryja Bogu składa dzięki za to, że dał Jej za małżonka św, Józefa. Przecież obdarzył Ją szczęściem niewysłowionym, dając swojego Syna. Ale dał Jej jeszcze drugie szczęście – Józefa, świętego człowieka, poprzez którego mogła poznawać Bożą miłość, zachwycać się nią, z którym razem mogła wielbić Boga, od którego mogła uczyć się zaufania, miłości, pokory. Był wielkim wsparciem dla Maryi i wielką nauką dla duszy, która oddana Bogu, służy Mu w całości, nie pozostawiając nic dla siebie.
Możemy się od Niego uczyć. Możemy Go prosić, aby i nam wyjednywał u Boga, tę pokorę, to wypełnienie powołania do końca w pełni angażując swoje serce, duszę i całego siebie. Jego możemy prosić o dar modlitwy, Jego możemy prosić o dar miłości do Bożego Syna. Nikt takiej miłości nie miał, jaką miał w swoim sercu Józef do Jezusa.