Bogactwo przebywania we Wspólnocie Dusz Najmniejszych w Niepokalanowie rozpoczęło się na modlitwie w Porcjunkuli, czyli kaplicy wybudowanej przez zakonników franciszkańskich z udziałem świętego Maksymiliana Kolbe. W jednej chwili staliśmy się jedno, kiedy o. dr hab.Ignacy Kosmana porównał ducha naszej wspólnoty do ducha franciszkańskiego (franciszkanie – Bracia Mniejsi – przyp. red.). Po pierwszych słowach miałam wrażenie, że był z nami już w drodze do Niepokalanowa, kiedy wspólnie pocieszaliśmy się po stracie najbliższych: syna, siostry, brata. Tłumaczyliśmy sobie nawzajem, że nie trzeba nam zadręczać się, rozpaczać, ale dziękować za miłość wzajemną: rodzicielską, siostrzaną, braterską. Wyrażaliśmy pragnienie (z powodu straty tych osób) przeżywania w pokoju serca i dziękczynienia za doznane dobro, za wspólnie spędzone chwile, za ich zdolności, niepowtarzalność, jednym słowem wyjątkowość.
Ojciec Ignacy Kosmana uświadomił nam, jak bardzo byli zżyci bracia franciszkanie, równocześnie odważni i miłujący się nawzajem, skoro 20 natychmiast zgłosiło się na gestapo, gotowych oddać życie za ojca Maksymiliana. Podkreślił, że mieli wspólnego ducha, jedno serce. Jedyne, co im zostawił ojciec Maksymilian Kolbe, to odwaga i wiara, że wszystko jest w Niepokalanej. Przestrzegał, aby nie dali się rozproszyć w momencie zabrania ojca gwardiana, a było ich ponad 750 wtedy, kiedy Maksymilian Maria Kolbe został uwięziony. Dziś nie umiemy odczytywać Ewangelii, mówił o. Ignacy. Prosił, aby nasze serca uwolniły się od lęku, aby w takim duchu odczytywać Pismo, abyśmy otrzymali nowe serca na wzór serca Jezusa, byśmy nie bali się oddać życia. Jeśli nie uwolnimy się od lęku, nasze serca będą pełne zgryzoty i podobnie do faryzeuszy będziemy czynić zarzuty wprost nieprawdopodobne: przez Belzebuba wyrzuca złe duchy, szatan wyrzuca szatana, będziemy dopatrywać się złego ducha wtedy, kiedy Jezus chce nas uzdrowić z naszych słabości. Ojciec życzył nam, by w naszych sercach zapanowało dobro i pokój.
Ucałowaliśmy relikwie ojca Kolbe w przepięknej scenerii we franciszkańskiej Porcjunkuli, podtrzymywani słowami pieśni :Schowaj mnie pod skrzydła swe ,ukryj mnie w silnej dłoni swej Kiedy fale mórz chcą porwać mnie, z Tobą wzniosę się podniesiesz mnie. Panie Królem tyś spienionych wód. Ja ufam Ci. Ty jesteś Bóg. Odpocznę dziś .w ramionach Twych, dusza ma w Tobie będzie trwać.
Muszę podkreślić, jak wielkich łask doświadczyliśmy, mogąc uczestniczyć we mszy koncelebrowanej przez czterech kapłanów: wspomnianego wyżej ojca dr hab. Ignacego Kosmana, ks. Adama Wtulicha SDB z Różanegostoku, ks. Pawła Romańskiego, który dotychczas tak czule ,troskliwie i z wielką miłością prowadził nas przez ostatni rok, oraz nowego kapelana Wspólnoty Dusz Najmniejszych ks. Sławomira Brewczyńskiego.
Homilia ks. Sławomira wygłoszona w uroczystość Najświętszego Serca Jezusa była ucztą głodnych Boga. Na ołtarzu Ciała i Słowa mogliśmy napawać się miłosierdziem Bożym. Ewangelia znowu była pełna koloru i emocji – wchodziliśmy w jej głębię. Zobaczyliśmy Pasterza bogatego w sto owiec, który przeprowadza je przez wyschniętą trawę w poszukiwaniu lepszych pastwisk. Troszczy się, by wszystkie trzymały się razem dla swojego bezpieczeństwa. Jedne trwają przy Pasterzu, inne na własną rękę szukają bardziej soczystej i zieleńszej trawy. Pan jednak czuwa i ryzykuje zostawiając 99 owiec dla tej jednej, która uosabia grzesznika (syna marnotrawnego). Ksiądz Sławomir przypomniał i uświadomił, że nie doceniam tego, że Bóg i tak nade mną czuwa. Jest jeszcze Pasterz i Jego wielkie Serce do owiec i nie zrezygnuje ze mnie, i jest bardzo cierpliwy. Może niektórzy z nas uważają, że zostali pozostawieni przez Pasterza dla tych owiec, które lubią brykać. My tak łatwo skreślamy drugiego człowieka, a mamy być na wzór dobrego Pasterza miłosierni, aby tego miłosierdzia dostąpić.
Dziękujemy za życie zakonne, pustelnicze, które nie jest stratą czasu, ale pochodnią świecącą w ciemności poza bramami raju. Pytano nas, po co jest dzisiaj świętość Maksymiliana. Wskazano nam, że nie jest to strata czasu czy zaprzeczenie życia rodzinnego. Gotowość i pewność do poniesienia ofiary z własnego życia brał ojciec Maksymilian z wiary, ona była mu poręką. Jego pochodnia miłości świeciła w ciemności w obliczu śmierci, co jest potwierdzone protokołem sporządzonym po jego śmierci. Jego zderzenie Ewangelii z życiem zaowocowało. Ogołocony nawet z przepaski wokół bioder, ze wszystkiego, czym wcześniej się zajmował, niesamowicie uzdolniony, ale z ewangeliczną zapaloną pochodnią wiary, nadziei i miłości, gotowy oddać życie więzień z nr 16 670 za ojca rodziny z nr 5 659, słysząc „Ach, jak mi żal żony i dzieci”, stał się opiekunem ognisk domowych.
Głównym zagrożeniem życia rodzinnego nie są rozwody, in vitro, eutanazja, homomałżeństwa. To jest tylko konsekwencja utraty wiary, brak nadziei i miłości. Proporcje zostały odwrócone – dziś jest 99 owiec zagubionych. Na placu apelowym wystąpmy z szeregu jak ojciec Maksymilian z pochodnią zapaloną przez nieustanny akt miłości „Jezu, Maryjo kocham Was, ratujcie dusze „. To życie zgodne z prawem Bożym. Ty też możesz zawierzyć Maryi siebie i wszystkie sprawy, tak jak św. Maksymilian Kolbe. „Jeśli nie wiesz albo nie masz siły…powiedz Maryja, a Ona wszystko raczy zrobić.” (Janka)