Minął właśnie miesiąc od pogrzebu Ryszarda Szatkowskiego. Wiadomość o jego śmierci przyszła nagle i niespodziewanie. To dla nas wielka strata, patrząc tak po ludzku. Ale jako chrześcijanie wierzymy, że zyskaliśmy kolejnego orędownika w niebie. Ufamy, że już wyprasza wiele łask dla wspólnoty i Dzieła Najmniejszych. Chcielibyśmy podzielić się z wami wspomnieniami o naszym współbracie i przyjacielu.
Rysiu był czynnie zaangażowany w pracę na rzecz Wspólnoty Dusz Najmniejszych. Brał udział w wieczernikach, rekolekcjach, pielgrzymkach, skupieniach. Podczas budowy Centrum Duchowego Dusz Maleńkich w Olsztynie – jego trud był nieoceniony.
Po śmierci żony Rysiu zapragnął jeszcze bardziej służyć Jezusowi i Maryi w Dziele Najmniejszych – jeszcze głębszym życiem modlitewnym. Dołączył wtedy do naszej Wspólnoty Życia, zamieszkując w Domu Maleńkich. Zajął się wszelkimi „męskimi” pracami. Był prawdziwą „złotą rączką”. Wiele serca włożył w pielęgnację ogrodu oraz naszej maleńkiej warzywnej działeczki. Nie zabrakło mu jednak czasu, by czynnie uczestniczyć w modlitewnym rytmie dnia wspólnoty, częstych wyjazdach na dni skupienia i wieczerniki modlitwy. Prowadził też głębokie osobiste życie modlitewne. Bardzo kochał Matkę Bożą i nie raz opowiadał o spotkaniach z Nią. Swoje szczególne duchowe przeżycia spisywał w osobistym dzienniczku, do którego czasem pozwalał nam zajrzeć. A kiedy myślał, że nikt go nie słyszy – odpoczywając już wieczorem w swoim pokoju – wyśpiewywał pochwalne pieśni swojej ukochanej Matce i Panu Jezusowi. Z uśmiechem na twarzy lubiliśmy przysłuchiwać się tym jego koncertom.
Talent muzyczny nie był jedynym spośród artystycznych zdolności Rysia. Ci, którzy go znali wiedzą, że pięknie malował i rysował. Ozdobił nasz dom ciekawymi pracami. A gdy ktoś z nas obchodził jakieś swoje święto, obowiązkowo otrzymywał w prezencie rysunek.
Rysiu wniósł wiele radości w nasze życie. Był ciepłym i życzliwym człowiekiem, zatroskanym o innych. Mimo własnych licznych chorób i cierpienia, potrafił zauważyć potrzebującego obok siebie. Potrafił wesprzeć i podnieść na duchu. Zadziwiał swoją umiejętnością przyjmowania cierpienia – nie skarżył się, nie narzekał, cierpiał w milczeniu.
Jak wspomniałam, Rysiu był prostym, serdecznym człowiekiem, o naprawdę dobrym sercu. Może nie wszyscy znają go od tej strony, bo jednocześnie był to raptus, uparciuch, do upadłego broniący swojego zdania. Nie było szans przekonać go, że może być inaczej niż myśli.
Ale nie można było go nie lubić. Był autorem wielu zabawnych sytuacji. Z powodu kłopotów ze słuchem czasem coś przekręcał, „przeinaczał”, zmieniał. Pewnego razu poinformowałyśmy Rysia:
– Rysiu, zapisałyśmy się na kurs psałterzysty.
Na co zdziwiony Rysiu
– Traktorzysty?!!!
Przyjmował wszystko bardzo dosłownie. Na wieczerniku w Czerwińsku ks. Tadeusz poprosił:
– Rysiu, pójdź i zrób zdjęcie, jak dusze maleńkie będą uwielbiać Pana Jezusa.
Na pytające spojrzenie Rysia dodał:
– Gdy będą radować się, śpiewać, podnosić ręce…
Rysiu z bojowym zadaniem wyruszył na środek kościoła. Po chwili wraca zrezygnowany, mówiąc:
– Nie podnoszą…
Rysiu miał niejako dwa usposobienia. Lubił rozmawiać z ludźmi, ale też miał chwile milczenia, zadumy, melancholii. Zdawało się wtedy, że jest gdzieś w innym świecie, doświadcza czegoś, co jest ponad nami.
Zostawił w naszym Domu wiele dobra – zarówno widzialnego, jak seria obrazków w refektarzu, ale też duchowych owoców swojego pobytu tutaj. Jesteśmy wdzięczni Bogu za naszego brata, Rysia, za każdy dzień jego życia, którym oddał Panu chwałę, służąc Mu w Dziele Najmniejszych. Pozostaje wciąż z nami w naszej pamięci i w sercach – poprzez duchową łączność oraz wspólne nieprzerwane: „Jezu, Maryjo, kocham Was, ratujcie dusze!”.