Są dwie sprawy o których muszę wam napisać. Pozwólcie że zacznę od tej trudniejszej. Doszły do mnie informacje, że wśród osób z naszej Wspólnoty rozpowszechniane są różne filmy i artykuły nie tylko sprzeczne z nauką Kościoła, kłamliwe, a nawet szatańskie w swojej wymowie. Myślę tu o filmie Listy z Krety p. Iwany Paulewicz, który zamieszczono na kanale YouTube Telewizja Chrystusa Króla. Nie boję się użyć tak mocnych słów, bo zdecydowanie to, co w tym komentarzu tyczy się wojny na Ukrainie, pandemii, czy sytuacji Kościoła, czy nawet spisu powszechnego pełne jest przekłamań, manipulacji, odwoływania się do wszelkich naszych obaw. To jest typowe dla działań „ojca kłamstwa”, który chce rozbijać jedność, chce zamykać serca na dobro, który zasiewa wątpliwości, odnośnie intencji czynienia dobra itd. To wszystko widać w wypowiedziach p. Paulewicz, co sam rozeznaję, ale potwierdzają to także inni kapłani. Dlatego jako kapelan polecam osobom ze Wspólnoty nie tylko nie rozsyłać innym takich filmów, ale samemu „nie karmić się nimi”. Przypominam też, że w sprawach duchowych jest zasada, że wszystko, co ma być rozsyłane wśród osób ze Wspólnoty ma mieć akceptacje kapelana. My jako dusze najmniejsze mamy żyć orędziem, żyć aktem miłości, nie polityką. Mamy żyć Ewangelią. Mamy modlić się o ratunek dla świata, o pokój i sami, naśladując sł. Bożą s. Konsolatę Betrone, mówić „tak na wszystko z miłością”. Obowiązuje nas Ewangelia, a nie przepowiednie i proroctwa, wizje czy ostrzeżenia z Internetu z kanałów, które mogą się nawet bardzo pobożnie nazywać. Nie chcę za dużo rozpisywać się o tej sprawie. Jeśli ktoś ma jakieś pytania, mój numer telefonu i adres mailowy są znane. Zapraszam do kontaktu indywidualnie. Chciałbym podziękować zarządowi i członkom Wspólnoty, którzy na ten problem zwracają uwagę.
Druga sprawa już znacznie lepsza. Bardzo jestem wdzięczny za pomoc Wspólnoty w sprawie uchodźców w Ukrainy. Wśród osób które uciekały z Kijowa była Daria, którą znam jeszcze z czasu pracy na Litwie. Rozmawialiśmy przez Internet o sytuacji, gdy wybuchła wojna. Po trzech nieprzespanych nocach bombardowań i kolejnej nocy ucieczki w Środę Popielcową dotarła do Lwowa, a potem do Chełma. Odebrałem ją z granicy i zawiozłem do naszych wspólnych znajomych pod Bydgoszczą. Ponieważ były wolne miejsca w samochodzie wraz z nią także pomogliśmy jeszcze dwóm rodzinom, które trafiły wtedy do mojej mamy, także pod Bydgoszczą. Widząc na własne oczy olbrzymią tragedię ucieczki przed wojną nie można pozostać obojętnym. Ludzie pakują swoje życie w torbę, plecak i ruszają w nieznane, zdając się na pomoc dobrych ludzi i Państwa. I cieszę się z każdej osoby, której można pomóc. I z każdej osoby z naszej Wspólnoty, która pomaga. O to też apeluje Ojciec Święty Franciszek, Kościół, a także nasz Ksiądz Biskup, z którym rozmawiałem o tej pomocy i który pobłogosławił także tym inicjatywom. Najpierw swoim samochodem, a potem naszym wspólnotowym busem w czasie 5 wyjazdów przewieźliśmy ponad 100 osób po różnych miejscach w Polsce, do których chcieli się dostać. Wśród nich była dziewczyna w 8 miesiącu ciąży z Mariupola, matka z 2 miesięcznym dzieckiem, Sasza – 27 lat na wózku inwalidzkim, a nawet 4 koty i 2 pieski. Kilkudziesięciu osobom, nie mającym żadnych znajomych adresów pomogliśmy znaleźć dach nad głową. Każdy taki wyjazd od niedzieli popołudniu do wtorku wieczorem to były 3-4 kursy, a każdy kurs to kolejne osoby wyrwane z piekła wojny, zagubienia i tułaczki. Wyjazdy te były możliwe dzięki pieniądzom na paliwo, nie tylko moim, ale i otrzymanym od księży, mojej rodziny, znajomym i kilku osobom z naszej wspólnoty. Nasza wspólnota także przygotowała transport żywności na granicę, gdy każdego dnia uciekało po 120-140 tyś osób i był to czas, gdy tego tam bardzo brakowało. Wdzięczny jestem też Zygmuntowi i jego krewnym oraz Ani za pomoc w transporcie i w załatwieniu noclegów, Jackowi i Basi, którzy przyjęli gości z Ukrainy jako dar od Matki Bożej, oraz naszemu Centrum w Olsztynie, Wioli i Teresce, zarządowi, ale także całej wspólnocie olsztyńskiej (i nie tylko). Gdy okazało się, że dwie mamy z dziećmi Julia i Lilia, które miałem dowieść do punktu recepcyjnego w Olsztynie nie miały się gdzie zatrzymać, bo to co im zaproponowano to były domki letniskowe kilka kilometrów od Lidzbarka Warmińskiego, przyjęliśmy je do siebie na czas, zobowiązując się znaleźć im jakieś miejsce w Olsztynie. Wraz z ich przyjściem Dom dusz maleńkich jeszcze bardziej wypełnił się dobrem. Wraz z osobami ze Wspólnoty i innymi „dobrymi duszami” pomogliśmy im załatwić wszystkie formalności w urzędach, bankach, znaleźć pracę, a Zosia i jej przyjaciele mieszkanie. Inne „dusze” przyniosły ubrania, jedzenie, ofiary na ich utrzymanie (dziękujemy szczególnie Darkowi oraz drugiemu Darkowi i Basi). Dziewczyny ze swoimi synami przyjechały do Olsztyna wystraszone i niepewne, dziś po 2 tygodniach są szczęśliwe dzięki „duszom najmniejszym”. I jestem wam wszystkim za to niezmiernie wdzięczny. Wiem, że dobro wraca. I że tylko dobrem można zwyciężyć zło. Jezu Maryjo kocham Was, ratujcie dusze.
Ks. Sławomir – kapelan