Uroczystość Wszystkich Świętych to, jak uczy Tradycja Kościoła dzień gdy wspominamy naszych świętych braci i siostry, którzy jeszcze nie zostali wyniesieni na ołtarze, którzy nie mają swoich liturgicznych wspomnień, a ich świętość pozostaje znana jedynie Bogu i nielicznym, którzy za życia byli jej świadkami. Jest to także dobra okazja byśmy i my sobie uświadomili, że ta Uroczystość to również święto naszej Sługi Bożej siostry Konsolaty Betrone. Dusze najmniejsze nie tylko z Polski, ale z całego świata czekają na jej beatyfikację, na dzień gdy jej relikwie będziemy mogli wnieść do naszej kaplicy, gdy powstaną pierwsze kościoły i kaplice pod jej wezwaniem, gdy wezwanie „módl się za nami” nie będzie się pojawiać tylko przez nieuwagę (zamiast „wstawiaj się za nami”, „wspieraj nas”), ale już jako świadome wołanie Kościoła, wyznającego wiarę we wstawiennictwo świętych.
Gdy w lipcu tego roku uczestniczyłem we Mszy świętej sprawowanej w Moriondo-Moncalieri pod przewodnictwem J.E. Księdza Biskupa Cristiano Bodo z Saluzzo w 77 rocznicę jej śmierci (czy jak to często zaznaczamy, jej narodzin dla nieba!), jeszcze bardziej to do mnie dotarło! Liczni księża, którzy tam byli wraz z wiece postulatorem procesu beatyfikacyjnego, a nawet siostry zakonne, nikt z nas nie poznał już osobiście siostry Konsolaty. My, tak jak wierni zebrani w świątyni parafialnej obok klasztoru klarysek kapucynek, poznaliśmy siostrę Konsolatę poprzez „Orędzie miłości Serca Jezusa do świata”, poprzez inne publikacje, poprzez akt miłości i trwanie na „maleńkiej drodze miłości”. |Dziś my jesteśmy kolejnymi światkami właśnie tej prawdy, którą wyznajemy we Wszystkich Świętych: „wierzę w świętych obcowanie”, we wstawiennictwo świętych, w słowa, które Pan Jezus siostrze Konsolacie wyjawił: „Kiedy twoje ostatnie „Jezu, Maryjo, kocham Was, ratujcie dusze” zostanie wypowiedziane, wezmę je i poprzez zapis twego życia przekażę milionom dusz, które, grzeszne, przyjmą je i pójdą za tobą prostą drogą zawierzenia i miłości, a więc będą Mnie kochać (17.08.1934r)”. Dziś nasza miłość do siostry Konsolaty nie opiera się już na ludzkich względach, na tym, że ktoś z nas ją znał, lubił, kochał, że szkoda mu jej tak po ludzku w jej chorobie, cierpieniu, że zachwycił się jej prostotą, modlitwą, miłością, których pomimo krat klauzury mógł być światkiem. Dziś to wszystko co czujemy, doświadczamy jest więzią duchową, jest darem Boga! A my, żyjący 77 lat później możemy doświadczać, jak sam Bóg bierze jej „akt miłości” i przekazuje go nam poprzez „zapis jej życia” jako „drogę świętości”, „drogę uświęcenia”.
Dzień Wszystkich Świętych jest więc także świętem siostry Konsolaty!
Jest również świętem innych „naszych świętych” idących maleńką drogą miłości. Nie jest tajemnicą, że od początku, kiedy zostałem kapelanem Wspólnoty, a jeszcze szczególniej od maja 2022 roku, od naszej pielgrzymki do Turynu zachwycam się osobą ojca Lorenzo Salesa, spowiednika siostry Konsolaty. To dzięki niemu spisane i wydane zostały „Orędzie miłości”, „Traktat” czy „Trzy płomienie”. Znamy te teksty bardzo dobrze. W zamieszczonych w nich krótkich biografiach o. Lorenzo Salesa mogliśmy przeczytać troszkę o jego życiu i pracy duszpasterskiej. Poznać go jako misjonarza, a także kierownika duchowego. Niezwykle wyjątkowe było dla mnie jednak odnalezienie włoskiej książki „Misjonarz Ognia” autorstwa jego współbrata, o. G. Minia, prawie dwustu stronnicową opowieść o drodze życia ojca Lorenzo. Zrozumiałem, że porównania o. Salesa i bł. Michała Sopoćko nie są na wyrost, nie są hiperbolą czy innym środkiem retorycznym. Dziś, po kolejnych przeczytanych i przetłumaczonych publikacjach o. Lorenzo Salesa, a przede wszystkim po przejrzeniu archiwów Zgromadzenia Misjonarzy Matki Bożej Pocieszenia w Rzymie i Turynie śmiało mogę powiedzieć, że to także święty, którego możemy wspominać w dzień Wszystkich Świętych. Prowadził święte życie i umarł w opinii świętości.
W 1954 roku, gdy mieszkał w klasztorze w San Mauro w konferencjach do sióstr nowicjuszek mówił: „Kiedy starasz się robić wszystko, ale naprawdę wszystko, z czystej miłości do Boga; kiedy z miłością czynisz wszelką możliwą dobroczynność bliźniemu; kiedy z miłością zbierasz i ofiarujesz Jezusowi małe ofiary dnia; kiedy starasz się wznieść swój umysł i serce do Boga w wolnych chwilach dnia, tak często, jak to możliwe, żyjesz w pełni ” maleńką drogą miłości”, nawet jeśli zawsze będą jakieś braki”.
I on rzeczywiście tak żył. Kilka dni temu czytałem niezwykłe świadectwo siostry Gaetany Cagliero MC: O. Sales (20.04.1930 roku) prowadził „Czterdziestogodzinne Nabożeństwo ” w Castelnuovo Don Bosco, kiedy otrzymał telegram, że jego ojciec jest poważnie chory. Później powiedział nam z ambony: „Otrzymałem wiadomość, że mój ojciec umiera. Składam Panu ofiarę, że już nigdy go nie zobaczę, aby wszyscy parafianie Castelnuovo mogli przystąpić do Komunii Świętej i wypełnić przykazanie wielkanocne”.
Z tej okazji w Castelnuovo nastąpił niezwykły napływ wiernych przystępujących do Komunii Świętej.”
Nawet w obliczu śmierci ojca (Gabriele Sales), nie zostawił obowiązków duszpasterskich. Ale złożył to w ofierze za zbawienie dusz. Tego uczył wszystkich: i wiernych w Castelnuovo, i siostrę Konsolatę, i siostry Misjonarki Matki Bożej Pocieszenia, i dzieci w San Mauro. Ale przede wszystkim sam tym żył. On nie tylko uczył maleńkiej drogi miłości, ale sam był „duszą najmniejszą”.
Siostra Franca Paola Palieri MC, której o. Sales był także kierownikiem duchowym i która do końca swojego życia dbała o jego pamięć przytoczyła w swoim świadectwie o nim następujące jego słowa wypowiedziane 1 października 1970 roku: „Widzisz, w moim życiu otrzymałem wiele upokorzeń, a czasami tak wielkich, że wstrząsały całym moim duchem. Jednakże Jezus, w pobliżu małego sukcesu, zawsze umieszczał upokorzenie tuż obok niego, abym nie stał się zbyt dumny i dostrzegł, że to, co robię, jest Jego działaniem we mnie”. …”Przyjechałem do San Mauro: był rok 1949. Byłem w stanie dużo pisać i zdziałać wiele dobrego także poprzez Ćwiczenia duchowe. Ileż Ćwiczeń głosiłem siostrom zakonnym! Ale kiedy w myślach mówiłem sobie „musiały być szczęśliwe”, natychmiast… wielkie upokorzenie. Całe moje życie było takie… Tak Jezus traktuje tych, których kocha… „Aby być nieustannym aktem miłości, trzeba zniknąć z własnych oczu, własnych myśli, własnych słów…”
O. Sales umarł w opinii świętości. Teresa Giordano (z domu Betrone, rodzona siostra s. Konsolaty Betrone) tak wspominała go w liście z 20 maja 1972 roku: „Nasz drogi O. Sales z pewnością znajdzie się wśród wybranych, z całym dobrem, które uczynił na ziemi. Zawsze będziemy go pamiętać takim, z jego spokojnym i przekonywującym słowem, które inteligentnie wygładzało najbardziej splątane sprawy”.
Dzieci, które znały i kochały o. Salesa, staruszka mieszkającego w klasztorze, w którym mieściło się ich przedszkole i oratorium bardzo przeżywały jego śmierć.
Jedno z dzieci cytowane w biuletynie parafii San Mauro rok po śmierci o. Salesa wspominało: „Ojciec Sales dla mnie był dobrym Ojcem, uznałabym go nawet za świętego, ponieważ nie będzie na świecie człowieka takiego jak On”.
Inny chłopiec, znany z imienia – Massimo: ” Na mnie, szczególnie jego śmierć wywarła ogromne wrażenie, także dlatego, że był dobry i z pewnością święty”.
Jeszcze inny: „W mojej ocenie o. Sales jest jednym z największych misjonarzy tego stulecia. Głosił dobro z taką miłością, że wydawało się, jakbyśmy śnili, słuchając jego słów”.
Paola: „Dla mnie o. Sales był wielkim ojcem, który myślał o wszystkich. W rzeczywistości był wielkim misjonarzem. O. Sales był człowiekiem o łagodnej i delikatnej duszy. Był tak miły, że najmniejsza przysługa ze strony chłopca sprawiała mu radość”.
„Ojciec Sales był człowiekiem, który czynił dobro dla wielu ludzi, nie tylko we Włoszech, ale także za granicą. Bardzo kochał dzieci, tak jak one bardzo kochały jego”.
We wspomnianym biuletynie parafialnym pojawia się także takie wspomnienie: Często dzieci, bawiąc się przed klasztorem, bez wiedzy siostry zakonnej, dzwoniły dzwonkiem do jego mieszkania. Jedno z nich, zaskoczone i zapytane, co chce powiedzieć Ojcu Salesowi odpowiedziało: „Chcę na niego popatrzeć. On jest taki piękny! Jego oczy są takie piękne!”. Czystość i przejrzystość jego duszy emanowały z jego osoby, a dzieci były nieodparcie przyciągane do niego. Kiedy wracał z codziennej pielgrzymki do Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia, której był tak oddany, dzieci z przedszkola podbiegały do niego, wołały go i otaczały z takim entuzjazmem, że ci, którzy tam byli, obawiali się, czy Ojciec zdoła uciec bez szwanku.”
I może jeszcze jedno wspomnienie: „Valeria, czteroletnia dziewczynka, ma chorą babcię, boli ją serce i spontanicznie błaga rodziców, aby zabrali babcię do Ojca Salesa: Ojciec Sales jest świętym, pobłogosławi ją, zobaczycie, że wyzdrowieje!”
Wiara w to, że ojciec Sales czyni cuda nie była tylko udziałem dzieci.
Niezwykłe było to, co znalazłem w archiwum w teczce o. Salesa – dokumentacja medyczna chłopca imieniem Adriano. Pół roku po śmierci o. Salesa do sióstr Misjonarek Matki Bożej Pocieszenia w San Mauro zgłosiła się rodzina, której syn trafił do szpitala w stanie krytycznym. Prosiły one siostry o modlitwę. Siostry zaczęły odmawiać nowennę za wstawiennictwem duszy ś.p. Ojca Lorenzo. W trakcie tych dziewięciu dni modlitewnego szturmu nieba choroba całkowicie ustąpiła, co lekarze otwarcie uznali za cud.
Ojciec Sales bardzo pomógł w drodze do świętości służebnicy Bożej Siostrze Konsolacie Betrone oraz założycielowi swojego Zgromadzenia – bł. Józefowi Allamano (o. Sales poświęcił wiele lat życia aby zebrać i opracować wszelkie pisma Założyciela oraz przygotować jego biografię, co posłużyło za podstawę do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego), ale także sam żył i umarł w opinii świętości.
Na koniec chciałbym wspomnieć jeszcze jedną osobę związaną z s. Konsolatą i o Salesem: s. Marię Łucję od Świętego Oblicza. Była to także klaryska kapucynka z klasztoru w Borgo Po w Turynie, tym samym gdzie pierwsze lata spędziła siostra Konsolata, zanim przeniesiona została do Moncalieri. Tak jak siostra Konsolata była pod opieką duchową o. Lorenzo Salesa, tak jak ona była duszą najmniejszą i tak jak ona w sposób mistyczny słyszała słowa Pana Jezusa.
Orędzie przekazane przez Siostrę Marię Łucję zostało spisane przez o. Salesa i, co udało się ostatnio odkryć, było przez niego w sposób bardzo dyskretny wykorzystywane w prowadzeniu duchowym innych dusz maleńkich, zwłaszcza w jego pracy z nowicjuszkami w San Mauro (są zachowane adoracje pierwszopiątkowe z lat 1968-71 zawierające słowa pouczeń jako rozważania). Tuż przed śmiercią o. Sales przekazał te maszynopisy swojemu przyjacielowi – ks. Renzo dal Fante z Mediolanu, który w latach osiemdziesiątych zdecydował się je wydać pod tytułem: „Jeśli drzwi mi otworzysz… Snopy światła na maleńką drogę miłości”. Jest to niezwykła publikacja, która tak jak przed laty wywarła wyjątkowe wrażenie na ojcu Lorenzo, tak i teraz, dla nas, dla dusz najmniejszych stanowi niezwykły dar, pokazujący czym jest maleńka droga miłości: „Miłość jest królową cnót. Ogień, który przyszedłem rozpalić na ziemi, to miłość i chcę, aby wszystkie moje oblubienice były nią napełnione. Jestem Miłością w najwyższym stopniu i przez Miłość kształtuję wszystkie moje stworzenia.”
„Miłość zawsze była dominującą namiętnością w moim Boskim Sercu i dopóki nie płoniesz tym ogniem, nie możesz nazywać się moim uczniem”.
„Kochaj tę cnotę, ponieważ umiłowałem ją do tego stopnia, że uczyniłem ją ścisłym prawem dla Mnie i dla ciebie, niezbędnym do życia duchowego i wiecznego. Słuchaj uderzeń Mego Serca, które są doskonałą miłością, a nauczysz się, jak praktykować ją na poważnie.
To, co nie kosztuje, nie jest nic warte; Mnie miłość kosztowała krew i życie. Jeśli jestem dla ciebie bardzo dobry, nawet by uczynić Mnie twoim pokarmem, ty także musisz być bardzo dobra dla swoich bliźnich.”
Siostrze Marii Łucji Pan Jezus także skarży się: „tak bardzo cierpię, że nie kochacie Mnie tak, jak powinniście. Jestem zakochany w waszych duszach, a wy jesteście obojętni, wszyscy zajęci materialnymi aspektami życia, a zbyt mało jest tych, którzy podnoszą na Mnie oczy, którzy z wdzięczną miłością rozumieją tęsknotę Mojego Serca”.
Mówi dalej, że ludzie „Kochają wszystko, nawet zwierzęta; o Mnie, ich Stwórcy, zapominają. Nie męczy ich rozmowa całymi godzinami z przyjacielem; ze Mną, Który jestem prawdziwym i jedynym Przyjacielem, uważają, że długo jest trwać pięć minut. W teatrze i rozrywkach godzinami snują się za chimerami; przychodzą do Mnie tylko czasami, na nabożeństwach religijnych.
Moja miłość nie jest znana ani doceniana. Trzymam w ręku skarby łask; oni nawet na Mnie nie patrzą. Potem, dla garści pieniędzy, tracą głowy”.
I woła głośno, tak że i my dziś po pięćdziesięciu, może nawet siedemdziesięciu latach dzięki ojcu Salesowi i ks. Dal Fante możemy usłyszeć: „Powinniście wszyscy oszaleć z miłości do tego, co dla was wycierpiałem; zamiast tego muszę chodzić od serca do serca w poszukiwaniu odwzajemnienia uczucia, a większość nawet nie raczy spojrzeć. JESTEM WIECZNYM ŻEBRAKIEM, który po obfitym dawaniu, a raczej po wyczerpaniu i ogołoceniu siebie, nie ma nic. Nikt Mnie nie karmi i nie odwzajemnia mi się. Kiedy będziesz w Raju i gdy odkryję niezwykłą wspaniałość mojej zbiorowej i osobistej miłości, będę musiał dokonać cudu, aby uświadomienie sobie twojej niewdzięczności nie zmieniło Raju w morze spustoszenia i przygnębienia”.
„Zawsze rozmyślaj o moim ziemskim życiu: czyż wszyscy nie powinni prześcigać się w kochaniu i czczeniu Mnie za to, kim byłem, Bogiem i Zbawicielem? Cóż, zagłęb się w upokorzenia, które cierpiałem od żłóbka do Kalwarii. Wtedy nie byłem tak dobrze znany; ale teraz, kiedy wiesz, kim jestem, czy nie muszę ich wszystkich przywołać, aby pobudzić cię do kochania Mnie?”
„Kochajcie Mnie, bo jestem tego godzien i nikt nie jest tak godzien waszej miłości jak Ja, który jej pragnę i jestem zadowolony z waszej nędzy. Gdybym miał skierować do Moich Aniołów zaproszenie, które tak natarczywie kieruję do ciebie, abyś Mnie kochała nie mógłbym ich dłużej powstrzymywać. Mówię to do ciebie, a ty dajesz Mi tę łaskę…
Bardzo dziękuję siostrom klaryskom kapucynkom z Ostrowa za podzielenie się tłumaczeniem tego tekstu. Mam nadzieję, że już niedługo zostanie ta książka „Jeśli drzwi mi otworzysz” wydana i trafi do naszych rąk w całości. Póki co fragmenty jej możemy już usłyszeć czy to na naszych ostatnich wieczernikach, czy też czytając „perełki” od Reginki, która także tę publikację jeszcze przed wydaniem dostała od sióstr. Przygotowane są także kolejne książki w języku polskim, w tym listy O. Salesa i Siostry Konsolaty (Kiedy słońce pieści wierzchołki gór – korespondencja duszy.) oraz „Doskonałość Zakonna w świetle Boskiej miłości”. A mogę wam obiecać, że to jeszcze nie koniec, bo dwie kolejne są tłumaczone. Te 77 lat od narodzin dla nieba siostry Konsolaty, oraz prawie 52 lata od śmierci w opinii świętości ojca Lorenzo Salesa to czas najwyższy byśmy mogli jeszcze bardziej poznać i zrozumieć wołanie Pana Jezusa o miłość i zrozumieli czym jest „maleńka droga miłości”.