Oto nasz Pan Bóg przyjdzie z wielką mocą
Zostało już niewiele czasu do Świąt Bożego Narodzenia, choć człowiekowi wydaje się, że jeszcze sporo jest dni. Tak może mówić tylko ten, kto nie wie, czym jest prawdziwe oczekiwanie; czym jest czekanie na przyjście Jezusa. Prawdziwe oczekiwanie serca to:
– nieustanne wypatrywanie,
– ciągłe myślenie o Jezusie, który niedługo się narodzi;
– ciągłe kierowanie swoich myśli ku Niemu;
– miłowanie,
– miłosne spojrzenie co rusz ku niedalekiej przyszłości, kiedy dusza spotka się z Jezusem.
Na myśl o tym spotkaniu serce cieszy się, dusza się raduje, napełnia się miłością. Dusza doświadcza pokoju, już doświadcza Bożej obecności. Ona pragnie jak najszybciej spotkać Jezusa. Pragnie jak najszybciej znaleźć się w Betlejem, by móc oglądać Maleńkie Dziecię – Jezusa. Już teraz z radością myśli o tym spotkaniu. Już teraz Go wielbi i wyznaje Mu miłość. Już teraz odczuwa, że są to dni świąteczne – każdy kolejny jest radosnym czekaniem, w każdym dusza przeżywa niecierpliwość, aby jak najszybciej można było już uklęknąć przed Maleńkim Jezusem, przed Królem wszechświata. Dusza stara się w każdym momencie wybiegać myślą ku Bożym Narodzinom. Już teraz składa hołd przed Bożą Dzieciną, już teraz kocha ogromnie. Już teraz myśli o Maleńkim Dzieciątku, Jego oczach, rączkach, malutkich paluszkach, nóżkach i widzi całą Postać. W sercu wzbiera wielka czułość, tkliwość do tego Dziecięcia. To miłość. Miłość prowadzi duszę ku Bożym Narodzinom. Miłość czeka na te Narodziny. I każda czynność wypełniona jest tęsknotą. W każdej chwili dusza wysyła swoje myśli ku Betlejem. W każdym momencie dusza tuli się do Jezusa, który teraz jest pod sercem Matki. Każdy dzień i każda sekunda wypełniona jest czekaniem, tęsknotą, pragnieniem. A gdy przychodzą chwile trudniejsze, kiedy dusza doświadcza przeciwności, cierpienia, to myśl o Bogu jest dla niej wielką pociechą. Poprzez swoje cierpienie ona do Boga wysyła nieustannie swoje serce, pełne miłości i pragnienia spotkania Go. W duszy, która prawdziwie oczekuje na Narodziny Jezusa jest ciągła miłość, ciągłe czekanie, ciągła tęsknota, wielkie pragnienie, aby móc zbliżyć się do małego Jezusa, aby Go wziąć już w ramiona, aby Go tulić. Zadziwiające i trudne do zrozumienia dla ludzkiego umysłu jest również to, że dusza czekając na Maleńkiego Jezusa doświadcza wielkiego umiłowania Boga, oblubieńczej miłości Boga. Ona sama kocha Go taką miłością.
Starajmy się każdego dnia, ciągle zwracać swoje myśli ku Bogu. Pamiętajmy, że Maryja towarzyszy nam wciąż razem z Jezusem, którego nosi pod sercem. Pamiętajmy, że gdy tylko zapragniemy, jesteśmy w Jej Sercu i Jej czekanie jest naszym oczekiwaniem. Jej myśli biegnące ku Jezusowi są i w nas. Jej miłość do Syna jest w naszym sercu. Jej radość, że już niedługo będzie mogła wziąć w ramiona Maleńkie Dziecię jest również w nas. Poprzez to nasze zjednoczenie możemy doświadczyć uczuć, które są we Niej, a którymi Ona pragnie dzielić się z każdą duszą, aby każda mogła z miłością czekać na cudowne Boże Narodzenie. I chociaż już wiemy, że najważniejsze jest to, co duchowe, a więc najważniejsze jest przygotowanie duszy do każdego święta, uroczystości, do każdego okresu liturgicznego w Kościele, jednak będę o tym przypominać, abyśmy nie dali się wciągnąć w zewnętrzną bieganinę, w zakupy, w urządzanie, w nadmierne przystrajanie swoich mieszkań. Człowiek tak bardzo żyje na zewnątrz siebie, nie w swojej duszy i przez to omija go wszystko, co wydarza się w Kościele. Nie doświadcza Bożego Narodzenia, nie przeżywa innych okresów w Kościele, nie zagłębia się w istotę, bo żyje na zewnątrz. Bardzo powierzchownie traktuje każde święta. A to, co dzieje się w sklepach, co dzieje się na zewnątrz jakże często jest domeną szatana, który pod płaszczykiem świątecznych przygotowań odciąga ludzkie serca od istoty Świąt. Przecież Bóg ma narodzić się w naszych sercach! Aby to się stało muszą one się przygotować.
Jezus narodził się nie w pałacu, ale w Grocie. Nie miał kołyski, nie miał puchowych poduszek, kołder, ale żłób, siano. Nie towarzyszyły Mu jakieś niańki, ale zwierzęta. Grota jak to grota, pełna małych żyjątek, a więc nie sterylnie wysprzątana. W takiej grocie mieszka mnóstwo owadów, mieszkają małe zwierzęta i te pozostawione przez pasterzy. Więc i my pamiętajmy, że Jezus przyjdzie do naszych serc i nie będzie patrzył na wystrój mieszkania. Nie zainteresuje Go, co jest na stole. Za to z radością przyjmie serce wypełnione miłością, które cały ten czas będzie Go z niecierpliwością oczekiwać.
W dzisiejszym Psalmie (Ps 96 (95), tak pięknie ukazane jest oczekiwanie na przyjście Boga. Oczekuje Go cały świat, nie tylko człowiek, ale i przyroda. Przyroda ukazana jest w taki sposób, jakby była osobą; jakby osobą były rośliny, zwierzęta, woda, powietrze, które cieszą się i tak jak potrafią wyrażają swoją radość z nadchodzącego Boga. Ale wiedzmy, że często przyroda prawdziwie lepiej wita nadchodzącego Zbawiciela niż ludzkie serca. I chociaż nie posiada tak jak człowiek duszy i takiej inteligencji, zdaje się lepiej rozumieć wydarzenia. Nie dajmy się uprzedzić roślinom, zwierzętom, wodzie, powietrzu, ale jako stworzenia, które są wywyższone, wyróżnione spośród innych:
Okażmy swemu Stwórcy wielką miłość.
Pokażmy, że czekamy i że pragniemy Go, tęsknimy za Nim.
Niech nie ubiegną nas w tym oczekiwaniu kwiaty, krzewy, drzewa.
Niech nasze serca zapłoną już teraz miłością i płomieniami miłości niech rozświetlą drogę Jezusowi przychodzącemu z Nieba, aby trafił do naszych serc.
W codziennych obowiązkach starajmy się wyrażać swoją obecność przy Bogu, swoje trwanie przed Nim. Nie negujmy swoich obowiązków, nie odrzucajmy ich i nie narzekajmy, ale właśnie niech te obowiązki będą naszą drogą ku Bogu. Przyjmując je, akceptując wielbimy Boga. Zobaczymy jak szybko nasze serca zostaną zjednoczone z Nim.
Zawsze i wszędzie, w każdym miejscu i o każdej porze dusza może jednoczyć się z Bogiem. Nic i nikt nie może jej w tym przeszkodzić. Żadne warunki zewnętrzne, które wydawałyby się najbardziej nieodpowiednie, nie przeszkodzą duszy, aby spotkać się z Jezusem, który mieszka w niej. I choćbyśmy nie mogli uczestniczyć zbyt często tutaj we wspólnej modlitwie, to przecież najważniejsze jest nasze życie z Bogiem, a miłość przenosić nas będzie w każde miejsce. Nasze dusze jednoczyć się będą ze sobą nawzajem we wspólnej modlitwie, gdziekolwiek są i jakiekolwiek przeżywają trudności. A wzajemna modlitwa jest umocnieniem, podporą w chwilach trudnych. Choćbyśmy nawet słowem nie wspomnieli o swoich przeżyciach, to i tak modlitwa Wspólnoty przyjmowana jest przez Boga jako modlitwa w naszej intencji. Nie rozumiemy łask, którymi obdarza nas Bóg. Nie rozumiemy wielkości tych łask. Dopiero z czasem nasze serca zobaczą, przejrzą, wtedy zrozumiemy jak niezwykły czas przeżywamy we Wspólnocie, jak niezwykłą drogą Bóg prowadzi nas, naszą Wspólnotę.
Trwajmy w miłości! Starajmy się, by serca były czyste – wolne od jakiegokolwiek skażenia. By nasze myśli były pełne miłości – wolne od myśli skażonych. Kochajmy Jezusa, a miłość poprowadzi nas do Betlejem, przeniesie nas do groty. Miłość zrodzi w naszych sercach Boga.
Połóżmy swoje serca na Ołtarzu i prośmy, aby Duch Święty nieustannie prowadził nas każdego dnia, aby podpowiadał każdą postawę, myśl i słowo.
Modlitwa
Dziękuję Ci, Jezu, za Twoją obecność w moim sercu; za to, że każdego dnia umacniasz we mnie swoją obecność podczas Eucharystii, abym potem mógł trwać w Twojej obecności aż do następnej Eucharystii. Dziękuję Ci za pewność w sercu, że żyjesz we mnie, że mnie kochasz, że się mną opiekujesz. Najcudowniejsza ze wszystkiego jest Twoja obecność. To mój największy skarb, największa moja radość, kiedy dajesz mi znać, że jesteś w moim sercu. W różnych momentach dnia przypominasz mi o Sobie. O, Panie mój! Wtedy jestem szczęśliwy wtedy moje serce wyrywa się do Ciebie, pragnęłoby biec, aby jak najszybciej przytulić się do Twojego Serca.
A kiedy zakrywasz przede mną swoją obecność, nastaje ciemność. Wtedy moja dusza jest udręczona – cierpienie ogromne. Zdaje mi się, że już nic nie widzę i w nic nie wierzę. Ze wszystkich sił, jakie jeszcze posiadam wołam do Ciebie z głębi mej duszy:
Gdzie jesteś?
Pragnę Cię!
Nie chowaj się!
Odsłoń swoje Oblicze, bo bez Ciebie nie mogę żyć!
Bez Ciebie umieram, jestem bez sił, nie ma we mnie ochoty do życia.
O, Panie! I odsłaniasz swoje Oblicze i znowu raduję się Twoją obecnością. I znowu wydaje mi się, że mogę góry przenosić, bo Ty dajesz mi siłę. Dziękuję Ci, Jezu!
***
Boże! Jesteś Miłością! I tą miłością w tak niezwykły sposób obdarzasz moją duszę. Kiedy smakuję Twojej miłości, wtedy pragnę jej coraz bardziej. Wtedy pragnę kochać Ciebie i wszystkie dusze. I rośnie we mnie pragnienie, by kochać. Rośnie pragnienie, bym cały wypełnił się Twoją miłością, bym stał się miłością. Dzięki Tobie, Boże, który wypełniasz mnie Sobą, zaczynam pragnąć kochać wszystkich wokół. I pragnę kochać Twoją miłością moich bliskich, moich znajomych. Wszystkich, których spotykam, których mijam na ulicy, których przecież nie znam – pragnę kochać. O, Panie! Kiedy to pragnienie miłowania tak wzrasta we mnie, zaczynam zdawać sobie sprawę, że ja kocham. Twoja miłość, która jest we mnie obejmuje wszystkich. Ona sama we mnie modli się. Nie muszę nawet myśleć o tym, po prostu we mnie jest miłość, która obejmuje każdego człowieka; miłość, która wie, o co się modlić, o co prosić i w jaki sposób.
Zadziwiające jest to doświadczenie, jakże piękne. Twoja miłość we mnie kocha, modli się. O, Panie mój! Jakże zdołam Ci za to wszystko podziękować! Jakże zdołam Ciebie uwielbić! Trwam w zachwycie nad pięknem Twojej miłości, nad jej potęgą. Trwam w zachwycie nad wszystkim, co czynisz we mnie, wokół mnie, swoją miłością. I pragnę kochać jeszcze więcej i pragnę zbliżać się do Ciebie jeszcze bardziej. Gdy pragnę, czuję, że Ty przybliżasz moją duszę do Siebie. A wtedy moje pragnienie wzrasta do niewyobrażalnych rozmiarów. O, Panie! Nic już pojąć nie potrafię. Wiem jedno, że pragnę Ciebie tak bardzo. Tak bardzo!
***
Wprowadzasz mnie, Boże, w bliskość swoją. Moje serce z zachwytu nie potrafi powiedzieć ani słowa. Doświadcza Twojej cudownej obecności, która przenika, obejmuje; Obecności, która wywyższa moją duszę unosząc ją do Nieba. O, Panie! Moja dusza zaznaje szczęścia, którego nie zna i nie potrafi wytłumaczyć. Och, Panie! Jakże pragnę zatopić się w Tobie! Cały w Tobie zniknąć! Jakże pragnę, aby miłość, która mnie przenika wypełniając całą mnie, całe moje jestestwo, aby jeszcze się spotęgowała. Choćby miała mnie zabić, pragnę tej miłości. Pragnę kochać Ciebie wielką, nieskończoną miłością. Pragnę, aby wszystkie dusze mogły tej miłości zaznawać, otworzyć się na nią, poznać ją. Pragnę, abyś uczynił ze mną, co zechcesz, by Twoja miłość rozlała się na cały świat, wynosząc wszystkie dusze do Nieba.
O, Panie mój! Moja dusza maleńka. Wszystko oddałem Tobie. Nie posiadam nic swojego. A to, co jest we mnie, to Twoje – Twoja miłość, Twoje pragnienia i Twoja tęsknota. Wszystko Twoje. Och, Panie! Jakie szczęście obejmuje mnie całego! Pragnąłbym tak pozostać, ale wiem, że to pragnienie może mieć pewne znamiona egoizmu, dlatego, że cały Kościół potrzebuje miłości. A więc, Panie mój, z powrotem oddaj mnie ziemi, abym wypełniony Twoją miłością mógł się nią stawać w Kościele i pozostawiaj mnie na ziemi tak długo, jak zechcesz. Nie patrz na to, że moje serce wyrywa się do Ciebie. Każda chwila cierpienia jest przecież błogosławioną, przyczynia się do zwielokrotnienia łask dla Kościoła. W moim sercu jest wielkie pragnienie, byś poprzez moje serce rozlewał te łaski na Kościół, na dusze; byś przywracał dusze Kościołowi, byś nawracał, byś je ratował. W jakimś stopniu poznawszy Twoją miłość wiem, jak kochasz każdego człowieka. I chociaż zdaję sobie sprawę, że to moje poznanie jest niczym, jest maleńkie, jednak to, co zrozumiałem sprawia, że pragnę, abyś ratował dusze. Pragnę, abyś, jeśli taka Twoja wola, posłużył się moją duszą tak, jak Ty chcesz, nie patrząc na moje wyobrażenia, oczekiwania, czy pragnienia, bo nie posiadam już ich. Moimi pragnieniami są te, które są w Twoim Sercu. I moją wolą jest ta, która jest w Tobie. Więc cieszyć się będę, jeśli będziesz realizował swoją wolę we mnie i swoje pragnienia przeze mnie. Kocham Ciebie, Jezu! Należę do Ciebie!
***
Dziękuję Ci, Boże, że dałeś mi za Matkę Maryję. Dziękuję Ci, że obdarzasz każdego z nas w tak szczególny sposób podczas Adwentu – obecnością Matki brzemiennej. Dziękuję Ci za to, że mogę razem z Nią oczekiwać Twoich Narodzin, Jezu. To niezwykłe przeżycie, gdy można w ukryciu pod płaszczem Maryi, w przytuleniu do Jej Serca, gdy wyczuwa się bicie Twojego Serca, po prostu trwać, czekać, adorując Ciebie nadchodzącego. O, Panie! Wtedy dusza cała zanurza się w miłości, wyśpiewuje pieśń uwielbienia. Wtedy, Panie, cały tonę w Tobie. Zdaje mi się, że znikam, rozpływam się miłości. Bądź uwielbiony, Boże!
***
Panie mój! Pragnę Ci podziękować za wszystko, co jest w moim sercu, co jest doświadczeniem mojej duszy. Za wszystko! Za wszystko, co rozumiem i czego nie rozumiem. Pragnę Ci podziękować za to, że moją duszę tak bardzo zbliżasz do Siebie. I chociaż nie ma we mnie żadnej mądrości, żadnej mocy, chociaż nie potrafię czynić wielkich wyrzeczeń, pokutować, cierpieć, chociaż nie podejmuję wielkich wysiłków dla Ciebie, to Ty odsłaniasz przede mną swoją twarz i zbliżasz mnie do Siebie, tuląc do swojego policzka. Chciałbym mówić, że nie rozumiem, dlaczego. Ale ja mam poznanie – to miłość. Jest cudowna i tak piękna, tak wielka i potężna, że jedynie mogę trwać w zadziwieniu i w zachwycie. Moją reakcją mogą być tylko łzy szczęścia.
Gdy jestem tak obdarowywany miłością, zdaję sobie sprawę, że nie jestem w stanie odpowiedzieć na tę miłość. Chciałbym uczynić coś wielkiego dla Ciebie, kochać Ciebie ogromną miłością, a doświadczam prawdy o sobie, kim jestem naprawdę. Wtedy zaczynam rozumieć Twoją miłość, że jest ona darem absolutnym. Doskonałość tego daru polega na tym, że nie jest się w stanie odwdzięczyć za ten dar. To jest niezwykłe, Boże. Jestem tylko człowiekiem, nie potrafię takich darów dawać. Zawsze gdzieś jest jakaś nutka – niewielka, malutka – oczekiwania wdzięczności.
O, Panie! Dziękuję Ci, że dałeś mi zrozumienie, jaka jest Twoja miłość. Znowu odsłoniłeś maleńką cząstkę wielkiego, nieskończonego obrazu. A mnie się zdaje, że ja już poznałem. Dziękuję Ci za Twoją dobroć i miłość i za to, że w Twoich ramionach jestem dzieckiem. Jako, że jestem dzieckiem, mogę być i nieświadomy, i słaby, i bezradny. Mam prawo do tego, by nie potrafić niczego. Jako dziecko mogę oczekiwać wszystkiego od Ciebie. Mogę się mylić, popełniać błędy, bo jestem dzieckiem. Kocham Ciebie, Boże!
***
Należę do Ciebie, Jezu, cały, ze wszystkim. Pragnę, abyś mnie prowadził za rękę. Oddaję się Tobie, aby być Twoją własnością, a Ty czyń, co zechcesz. Proszę, niech Twoje błogosławieństwo będzie świtałem mojej duszy, która pójdzie za Tobą dokądkolwiek poślesz.
Refleksja
Z miłością oczekujmy na przyjście Pana. Starajmy się rozważać, na czym ma polegać miłosne oczekiwanie. STARAJMY SIĘ O MIŁOSNE OCZEKIWANIE! Jeśli nasza dusza będzie oczekiwać niczym oblubienica na swego Oblubieńca, Jezus narodzi się w sercu.
Człowiek zajmuje się różnymi sprawami, które wydają się ważne. Tak pochłonięty jest przez świat, że zatracił poczucie, co jest ważne, a co nie. Jeśli będziemy starali się oczekiwać Jezusa cały czas, powoli nasze dusze znowu zaczną rozumieć, co jest najważniejsze. I zaczną powracać do właściwego toru życia, z którego zeszły. A Bóg daje nam tak wielkie łaski, że możemy, jesteśmy w stanie trwać w oczekiwaniu, w wielkiej otwartości naszych serc, w miłości, w czystości naszych dusz – dzięki Bożej łasce.
Na tej drodze wam towarzyszę i błogosławię – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.