Przeżywaliśmy wspólnie piękny czas, choć dla niektórych trudny; czas, który obfitował w łaski, w którym Bóg pobłogosławił każdemu z nas, byśmy mogli być bliżej Boga i lepiej Go poznać. Zazwyczaj poznanie Boga idzie w parze z poznaniem samego siebie. I o to chodziło w tym czasie, by każdy z nas zagłębił się w swoją duszę; by tam spotykając się z prawdziwą Miłością, w świetle tej Miłości spojrzał na siebie, zrozumiał samego siebie i przyjął prawdę o sobie. Prawda zawsze pomaga człowiekowi we właściwym stawaniu przed Bogiem. Prawda, którą człowiek przyjmuje z otwartym sercem i z pokorą przybliża do Boga, czyni człowieka wolnym, uszczęśliwia.
Poświęcając czas własnym sercom, również bardziej otworzyliśmy się na Boga, uświadamiając sobie Jego miłość, Jego niezwykłą dobroć i hojność Jego Serca. Żyjąc miłością, doświadczając jej, poznając ją każdego dnia od nowa, inaczej, serce ludzkie czuje, że nie może zatrzymać tego poznania w sobie. I dusza pragnie, by cały świat poznał tę miłość i mógł nią się zachwycić. Dusza, która przyjęła miłość Bożą, otwierając się na nią, żyjąc nią, pragnie ukazać tę miłość każdej innej duszy. Sama pragnie zapłonąć nią tak bardzo, by przekazać płomień miłości wszystkim, z którymi styka się na co dzień. A kiedy się modli pragnie tym płomieniem objąć cały świat, by wszystkich zarazić nim. Doświadczając szczęścia miłości pragnie, by wszyscy doznali tego szczęścia. To jest właśnie cechą prawdziwej miłości, że pragnie się, aby wszyscy żyli miłością, jej doświadczyli, mogli poznać ją i się nią zachwycić. Taka jest prawdziwa miłość. Miłość ludzka zagarnia dla siebie, zatrzymuje, chowa, ukrywa, patrzy zazdrośnie. Miłość prawdziwa, miłość Boża pragnie rozlać się we wszystkich sercach i pragnie szczęścia każdego serca.
Każdy z nas otrzymał miłość Bożą. Bóg obdarza nas tą miłością nieustannie, ciągle otwiera na nią nasze serca, prowadzi nas do głębi tej miłości. Co rusz przeżywamy kolejne rekolekcje, dni skupienia, pielgrzymki, podczas których Bóg napełnia nas miłością i coraz bardziej, coraz lepiej poznajemy, otwieramy się na miłość, coraz więcej rozumiemy. Mając w sercu miłość Bożą, doświadczając jej w swoim życiu, módlmy się, byśmy ją zanieśli całemu światu. Nie bójmy się mieć wielkie, niepojęte pragnienia, nieskończone, niewyobrażalne; pragnienia, które wydaje się nam, że są nierealne do spełnienia. To Bóg poprzez nasze serca pragnie swoją miłość dać światu. To On poprzez nasze serca chce ją objawić każdemu człowiekowi. Pragnie, by miłość była znana. Tak wiele osób nie zna jej. To tylko nam się wydaje, że świat zna Boga, zna miłość. Świat tej miłości nie zna. Ma bardzo wykrzywione pojęcie o Bogu, obraz tak zniekształcony, a my możemy wyprostować te wyobrażenia. My możemy dać światu Boga w Jego prawdziwym obrazie.
Nie bójmy się mieć tak wielkie pragnienia. Patrząc na swoją codzienność, doświadczając w niej własnej niemocy, od razu ograniczamy swoje pragnienia, stwierdzając, że skoro w swojej codzienności nie radzimy sobie z wieloma sprawami, to w jakiż sposób możemy dać całemu światu miłość Bożą. Święci dali światu Boga. Objawiali światu Bożą miłość nie dlatego, że mieli taką swoją własną moc, że byli tacy doskonali, że mieli takie zdolności, że w swoim życiu wszystko doskonale potrafili zrobić. Oni objawiali miłość Bożą, dlatego, że sami otworzyli się na miłość, uwierzyli jej, pokochali. Przez całe życie borykali się ze swoimi słabościami, jednocześnie ufając Bogu, zawierzając Mu całe swoje życie, wpatrując się w Niego, wielbiąc Go, kochając, Jemu poświęcając wszystko; pragnąc, by czynić wszystko z miłości do Niego, by każda sekunda ich życia była uwielbieniem Boga. To Bóg sprawił, że zanieśli światu Jego miłość. Bóg wszystko dokonuje w swoich Świętych, bo oni na to Mu pozwalają.
Czy Maryja sama z siebie mogłaby dać światu Boga? Nic by nie dała. Jej ręce są puste. To Bóg napełnił Ją miłością, której owocem jest Jezus. Bóg począł w Niej swego Syna, Ona tylko przyjęła tę Miłość. Czy sama byłaby w stanie zanieść tę Miłość na krańce świata? Przecież była tylko biedną dziewczyną żydowską. A Bóg poprzez Jej Serce objawił światu prawdziwe Oblicze swojej miłości – dał Syna i dokonał Dzieła Zbawienia.
My możemy uczynić to samo. Wystarczy uwierzyć miłości. Wystarczy ją przyjąć i nią żyć. Wystarczy umiłować Jezusa tak bardzo, że będzie się żyło z Nim każdego dnia, w każdej minucie. On będzie towarzyszył nam, a my Jemu. Żyjąc w zjednoczeniu z Nim, będziemy objawiać światu miłość. Nie swoją mocą, swoimi zdolnościami, to Bóg posłuży się naszymi sercami tak, jak On będzie chciał, tak, jaka jest Jego wola. Nie tak, jak my to sobie wyobrażamy, nie tak jak my byśmy pragnęli, ale tak jak On.
Często trudno jest duszy wybranej pogodzić się ze swoją codziennością. Czuje się powołana do wielkich rzeczy, a żyje w szarzyźnie. Ale powołaniem do wielkości jest właśnie przyjęcie najskromniejszej codzienności, najzwyklejszej, najbardziej szarej. Bóg powołał Maryję do rzeczy wielkiej, niewyobrażalnie wielkiej, niepojętej. Uczynił Ją Matką swego Syna. W chwili Zwiastowania Jej Serce zostało porwane do niezwykłej miłości. Ale potem, gdy odszedł Anioł, powróciła do zwykłego życia, tak jak każdy inny człowiek. I w codzienności, w ubóstwie, w niepewności jutra, w obawie o życie Jezusa musiała pamiętać, do czego została powołana, wierzyć w to niezwykłe powołanie pomimo zwyczajności życia, trudności i problemów, które ciągle pojawiały się. Wielkość duszy, jej świętość objawia się właśnie w tym, że zaakceptujesz swoją codzienność, swoją pracę, swoje trudności, swoich bliskich, których charaktery tak chciałbyś zmienić. Zaakceptujesz każdą przeciwność, która pojawia się w ciągu dnia. Przyjmiesz z wiarą i miłością, że to jest właśnie dla ciebie, że to jest od Boga, że to twoja droga, że twoim powołaniem jest ta codzienność; konkretnie ta, nie inna. I właśnie w niej otwierając się na miłość, kochając Boga, starając się żyć miłością ze wszystkich sił, zaniesiesz światu miłość doskonałą, miłość Bożą. Bóg poprzez ciebie będzie mógł objawić swoje Oblicze, wyprostować obraz swój w ludzkich sercach, aby mogli przyjąć i być szczęśliwymi.
Często ludzie, którzy się nawracają, przechodzą jakąś formację, przeżywają rekolekcje, zachłystują się tymi przeżyciami. Czują w sobie energię, siłę, chcą zmieniać świat i bardzo szybko zderzają się z szarą, zwyczajną rzeczywistością. Napotykają na zwykłe trudności i buntują się. Myślą sobie: jak to? Stworzony jestem do takiej świętości, a tu taka szara rzeczywistość? Nie przyjmują jej i w różny sposób powoli schodzą z drogi do świętości, którą objęli. Jedni są zbuntowani, inni zrezygnowani, jeszcze inni chcą zmieniać dookoła wszystkich, tylko nie pracują nad sobą. ŚWIĘTY TO TEN, KTÓRY NAJWIĘKSZĄ PRACĘ WYKONUJE NAD WŁASNĄ DUSZĄ, NAD WŁASNYM SERCEM. Tutaj trudzi się najbardziej, tutaj kieruje wszystkie swoje wysiłki, tutaj cały zrasza się potem, przeżywa najwięcej trudności, ciemności, ale i radości, i światła. I tu spotyka się z Bogiem. Dopiero tak umocniony może zanieść miłość, bo zmienił siebie, a nie świat, nie otoczenie. To Bóg swoją miłością będzie przemieniał świat, a nie my. My mamy tę miłość objawić. W naszych sercach, w naszych duszach ma ta miłość zajaśnieć prawdziwie. Nie tylko wtedy, gdy po rekolekcjach wydaje się nam, że już teraz dokonamy wielkich rzeczy, że już teraz kochamy na pewno, ale potem, żyjąc na co dzień tą miłością w trudzie, w pocie czoła, świadomi, że żyjemy, że trudzimy się, jak świadomy jest rolnik, gdy sam orze, gdy widzi odwracające się bruzdy ziemi, gdy czuje jak słabną jego ręce, jak spływa jego pot, ale za nim jest już przeorana ziemia. Gdyby położył się na polu i czekał, aż się wszystko samo zrobi, żeby on mógł posiać – bo przecież on chce siać – byłby albo zrezygnowany, albo zbuntowany, albo zły, że to pole się jeszcze nie przygotowało na zasiew, który on chce uczynić. Ale kiedy czuje sam we własnych mięśniach i kościach, że najpierw przeorał pole, wtedy podczas siania całym sobą czuje zapach ziemi, że jest cząstką tego pola, że ma wpływ na to, co będzie wyrastało z tej ziemi, że ziemia da plon.
I ty tak samo – masz zająć się swoim sercem, swoją duszą i w niej dokonywać przemiany. Masz przeorać ją ze względu na miłość do Jezusa, którą Bóg już w tobie złożył, ze względu na powołanie, które otrzymałeś, ze względu na Boże oczekiwania wobec ciebie; nie wobec twoich bliskich, którzy mają się zmienić, ale wobec ciebie, który masz zanieść tę miłość swoim bliskim. NIEŚĆ MIŁOŚĆ – ZNACZY KOCHAĆ, a nie pouczać innych, zmieniać i obrażać się, że rzeczywistość jest nie taka jaką chciałbyś, aby była. Masz kochać!!! Prawdziwie kochać – to być rolnikiem na swoim polu i z całej siły, przez cały dzień orać, nie ustając. Otrzymałeś wszystko ku temu, abyś to czynił. Z Medjugorje do naszych serc popłynęły łaski.
Połóżmy swoje serca na Ołtarzu, prosząc Ducha Świętego, aby nas o tym przekonał.